3
Czuje się dziwnie, z niewiadomych powodów. Czuje, że mi czegoś brakuje, nie chodzi tu o rzecz materialną, jak jedzenie lub jakiś przedmiot, tu chodzi o coś bardziej niematerialnego, brakuje mi przyjaciela. Mam na myśli oczywiście Johna. Johna Watsona.
Przechadzam się bezmyślnie po lesie, po głowie latają mi puste i chaotyczne idee. W leśnej ciszy zaczęło mnie uwierać sumienie: Czemu wybrałem ten sposób, aby uniknąć śmierci moich najbliższych? Niespodziewanie nudną ciszę przerwał zbliżający się niezidentyfikowany odgłos. Nagle z chaszczy wychyliła się dzika świnia. Nie miałem ochoty na bliższe z nią spotkanie. Błyskawicznie się odwróciłem i zacząłem pędzić przed siebie. Potknąłem się o wystający korzeń i wpadłem do pobliskiego rowu.
Obudziłem się w pomieszczeniu, którego nie kojarzę. Najprawdopodobniej jestem w nim pierwszy raz w życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro