Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 8 - Popołudnie

Pożegnanie Wandy i Visiona było krótkie, zwięzłe i wydarzyło się zanim Tony zdążył wrócić. Zwołali wszystkich obecnych do kuchni, wytłumaczyli o co im chodzi, po czym Vision powiedział:

- Jeśli będziemy potrzebni, zjawimy się.

Pożegnali się i ruszyli w drogę.

- Wanda i Vision - Clint opadł na kanapę - wyobrażasz to sobie?

- Jesteś aż tak zdziwiony? - Natasha stała oparta o blat i piła kawę. - Niczego nie podejrzewałeś?

- Nie było mnie tu żebym mógł coś podejrzewać - burknął. Zaraz po ujawnieniu związku, wziął Visiona na bok i zupełnie nie przejmując się różnicą sił i niezniszczalnością Visiona, dał mu wykład wyjaśniający jak go skrzywdzi, jeśli on skrzywdzi Wandę.

- Cóż, ja byłem i też nie niczego nie zauważyłem - stwierdził Bruce.

Wszyscy parsknęli śmiechem.

- To akurat nie jest nic dziwnego - powiedziała Natasha. Zanim jednak Bruce poprosił o wyjaśnienia, odezwała się Carol:

- Ale czy on przypadkiem nie jest robotem?

- Dziękuję! - zawołał Dick. - W końcu!

- Nie jest robotem, jest w pełni... - zaczął wyjaśniać Bruce, ale Clint wszedł mu w słowo:

- Jebany toster.

- Hej! - Natasha odepchnęła się od blatu i stanęła na środku pomieszczenia - rozumiem, że nie podoba ci się sytuacja Clint. Ale Vision jest jednym z nas. Nie pamiętam żeby komukolwiek przeszkadzało, gdy walczył po naszej stronie.

- To nie to... - zaczął Sam. 

- To dokładnie to samo - ucięła Natasha. - Cieszymy się ich szczęściem.

Zanim ktokolwiek zdołał dodać coś więcej po całej kwaterze rozległ się głos FRIDAY:

- Rozpoznanie. Tony Stark. Steve Rogers.

I rzeczywiście, mężczyźni pojawili się po chwili w kuchni.

- Gdzie są wszyscy? - zawołał Tony, zacierając ręce. 

Steve się nie odezwał. Ponuro wpatrywał się Tony'ego.

- Rhodey? Wanda i Vison?

- Wyjechali - powiedział ponuro Clint.

- Co? - spytał Tony. 

- Wanda i Vision poszli na swoje - wyjaśnił Dick.

- Tak, ty się nie odzywaj - Tony wycelował w niego palcem. - Nie jesteś częścią tej rozmowy.

- Tony - Natasha wywróciła oczami. - Czy możemy darować sobie tę całą wrogość?

- Nie. Ale nie po to tu jesteśmy. Gdzie Rhodes?

- U generała - odpowiedział Bruce.

- Zejdzie mu się. Trudno. Dowie się po fakcie - Tony wzruszył ramionami. - Znam rozwiązanie naszej zagadki.

- Jakiej znowu zagadki, Tony? - Clint brzmiał na zmęczonego. Jakby fakt, że Wanda się wyprowadziła postarzył go o dziesięć lat.

- Wiem co się stało przed zniknięciem Natashy - oznajmił triumfalnie Stark.

Wszyscy prócz Steve'a zesztywnieli. Ten rzucił przyjacielowi tylko zrezygnowane spojrzenie.

Tony znał odpowiedź na pytanie, które dręczyło ich wszystkich przez ostatni tydzień, a na które Natasha i Steve uporczywie nie odpowiadali. 


 - Gdzie jesteśmy? - spytała Natasha, gdy Dick pomógł jej usiąść. Wciąż chrypiała od zbyt długiego milczenia.

- W Sanktuarium - stwierdził jak gdyby nigdy nic Strange. Natasha widziała w życiu kilka santuariów i żadne nie przypominało tego.

- W Nowym Jorku - dopowiedziała Dick.

- Od jak dawna tu jestem?

- Trzy lata. Masz wyczucie. Wczoraj minęły równe trzy lata - odpowiedział Strange. Mówił stanowczo, jednocześnie cały czas szukając zmian w mimice Natashy. Nie wiedział jak zareaguje na tę informację.

- Trzy lata - powtórzyła - a co mi było?

Strange prychnął.

- Zawalił się na ciebie budynek. Lepszym pytaniem jest co ci nie było.

- Jak to, budynek?

- Nie pamiętasz? Nic dziwnego, ja na twoim miejscu też bym nie chciał pamiętać - stwierdził Strange. - Ale z czasem sobie przypomnisz - klasnął. - Bardzo chciał bym ciągnąć tę dyskusję dłużej - ironizował - ale zostawię to Danvers. Zajrzy do was gdy wróci. Zaraz zacznie świtać, więc możecie szykować się do wyjazdu.

- Co? - Wong spojrzał na Strange z niedowierzaniem. - Powinniśmy dać im chwilę...

- Chwila trwała trzy lata - wszedł mu w słowo doktor. - Grayson, pakuj się. Lecicie do San Fransisco.

- Mieszkam w Nowym Jorku - poprawiła go Natasha.

- Nie. Avengers mieszkają w Nowym Jorku. A oni myślą, że nie żyjesz - skorygował Strange.

- Ja mieszkam w San Fransisco. Zostaniesz u mnie póki nie będziesz w stanie sama się sobą zająć. Potem możesz wracać do tego mordercy - powiedział Dick, zaciskając zęby.

- Mordercy? O czym ty... - zaczęła Natasha, ale Strange wszedł jej w słowo:

- Zostawię was. Tę historię już słyszałem.

I wtedy wszystko do niej wróciło.

Natasha spojrzała na Dicka.

- Co tam tak naprawdę się stało?

- Nie chcę o tym rozmawiać. Nigdy, Dick. Rozumiesz?


Nawet Dick nie wiedział co się wtedy stało. Tylko to co powiedział mu doktor Strange - o odgruzowaniu Natashy po tym jak Rogers zostawił ją w tym budynku.

- Nie - Natasha spojrzała twardo na Tony'ego. - Wiesz co się stało? Świetnie. Ale tej rozmowy nie będzie.

- Natasha... - tym razem to Steve się odezwał.

- Nie - Romanoff weszła mu w słowo. - Powiedziałam to jasno pierwszego dnia. A jeśli ktoś powie na ten temat jeszcze słowo, to pójdę się pakować i wyjeżdżam.

- Idę nas spakować - Carol wstała z kanapy.

- Siadaj, Danvers. Ta rozmowa się odbędzie. Mamy prawo wiedzieć co się dzieje, Natasha. Odstawiacie ze Steve'm ten teatrzyk od tygodnia. Wystarczy.

- Nie, Stark - tym razem to Clint się odezwał. - Natasha powiedziała jasno. A ja nie zamierzam patrzeć jak odchodzi.

- Z tym, że ta sprawa nie dotyczy tylko Natashy! Dotyczy nas wszystkich! - Tony rozłożył ręce. - Czy tylko ja to widzę? 

- Odpuść, Tony - powiedział Steve. - Znasz już tę historię, więc nie widzę powodu...

- Znasz jedną wersję tej historii - poprawił go Dick.

- I chcę poznać drugą!

- Wystarczy! - warknęła Natasha. - Nie masz pojęcia o wielu rzeczach, Stark. 

Ostatni raz zwracała się do niego po nazwisku lata temu. Na początku ich znajomości. Nie umknęło to jego uwadze. 

- Nie masz pojęcia o wielu rzeczach. Skąd pomysł, że o tej ci powiem? 

- Bo masz blizny na całym ciele? 

Wszyscy na nią spojrzeli. Tylko Carol widziała jej blizny. I Tony. Natasha wiedziała, że w końcu ten temat wróci. Nie była tylko pewna kiedy.

Dick nic o żadnych bliznach nie wiedział. Podejrzewał, że musiały zostać jakieś ślady, nawet na twarzy Natashy dostrzegał jasną kreskę. Jednak sposób w jaki Stark to powiedział dał mu do myślenia.

Jednak to był temat do omówienia na osobności. Nie przy nich wszystkich.

- Musiałeś o tym wspomnieć, co? - spytała Natasha gorzko. - Wiedziałeś tę jedną rzecz i nie mogłeś utrzymać języka za zębami.

Przy operacji był obecny tylko Vision a on nie powiedział słowa. Tego Natasha była pewna.

- Nie zaczynaj znowu, Romanoff! - warknął Tony. - To się w końcu musi wyjaśnić.

- Ah tak? Więc proszę bardzo! - odwarknęła. - Leżałam pod gruzami i czekałam na śmierć. Bolał mnie każdy centymetr ciała. Czułam się jakby minęła wieczność. I wtedy was usłyszałam. "Jutro znów będziemy jej szukać" powiedziałeś Tony. "Dzisiaj już jej nie znajdziemy". Leżałam tam i miałam ochotę krzyczeć. Jestem tu. Pomóżcie mi. Wszyscy poszli. Odeszliście. Zostawiliście mnie tam na śmierć.

- Nie było cię tam - powiedział Tony,, chowając twarz w dłoniach.-  Wróciliśmy i szukaliśmy dalej. Nie było cię tam.

- Nie dożyłabym następnego dnia. Strange mnie stamtąd zabrał i uratował. Następnego dnia - parsknęła - mogliście znaleźć tylko trupa. I chyba tak by było łatwiej, co?

Wstała i wymaszerowała z pomieszczenia. Pozostali zostali, osłupiali.

Tony próbował przetrawić to co usłyszał, ale w jego głowie tłukła się jedna myśl.

"To nie wyjaśnia niczego."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro