Dzień 7 "Dick Grayson"
- Co masz na myśli mówiąc "mężczyzna najbliższy sercu Natashy"? - Tony pokazał cudzysłowie w powietrzu.
Ale Carol nie patrzyła na niego. Wbijała pełne satysfakcji spojrzenie w Steve'a. Nie wiele mogła wyczytać z jego kamiennej twarzy. Liczyła, że go zabolało. W końcu tak udawał, że naprawdę zależy mu na Natashy. Jeśli naprawdę tak było powinien się czuć jakby dostał obuchem w twarz. Jeśli nie - cóż przynajmniej dostał pstryczka w nos za te swoje zadufanie.
- Dokładnie to - stwierdziła z zadowoleniem.
- To jej słowa czy twoje? - spytał wesoło Dick Grayson.
- Dick? - spytał z powątpiewaniem Tony. - Natasha była w takim stanie i miała czas na randki? W dodatku z kimś o imieniu... Dick?
- Nie twój interes co Tasha robi w swoim wolnym czasie - burknęła Carol.
Randki? Wiedziała, że jej słowa zostaną opacznie zrozumiane, ale Natasha i Dick... wzdrygnęła się. A co jeśli... nie. Pokręciła głową. Stanowcze nie.
- Lepiej żebyście go wypuścili zanim się obudzi - kontynuowała. - Nie spodoba jej się to.
- Carol! - Grayson wstał z krzesła i podszedł do dzielącej ich przezroczystej ściany. - Wróć do stanu Natashy. Co z nią?
Wszyscy zgodnie go ignorowali, a Tony i Carol dalej ze sobą dyskutowali.
To znaczy dyskutowali by gdyby po pomieszczeniu nie przetoczyło się głośne, stanowcze:
- Gray-gray?
Wszyscy odwrócili się w kierunku drzwi. Natasha stała o własnych siłach.
- Próbowałem ją zatrzymać - powiedział Bruce wyłaniając się zza Romanoff.
- Najwidoczniej nie poszło ci za dobrze - stwierdził sucho Tony. - Natasha, powinnaś zostać w łóżku. Musimy wykonać jeszcze kilka badań...
Tym razem to on został zignorowany.
- Tasha, jak się czujesz? - spytał Grayson. - Tak długo nie dawałaś znaku życia... wszyscy się o ciebie martwili.
Przez głowę większości obecnych przeleciało pytania o owych tajemniczych wszystkich.
- Ja się martwiłem.
Natasha szybkim, sprawnym krokiem pokonała dzielącą ich odległość. Choć wciąż miała wiele blizn, w niczym nie przypominała kobiety, która położyła się na stole operacyjnym.
- Wszystko ze mną w porządku. Z tobą najwyraźniej nie - uśmiechnęła się krzywo.
- Znasz mnie - stwierdził beztrosko. - Zawsze znajdę jakieś kłopoty.
- Tym razem mogę cię z nich wyciągnąć - powiedziała Natasha i odwróciła się w kierunku Tony'ego i rzuciła mu wymowne spojrzenie.
Stark machnął ręką i ściana zaczęła się rozsuwać.
- Czekajcie! - powiedział nagle Steve i ściana zastygła. Mimo to Grayson, gdyby chciał mógłby się przecisnąć przez powstałą szczelinę. - Natasha, kim on właściwie jest?
- Carol wam nie powiedziała? - spytała rudowłosa. - Albo on? Wiecie, jest dość gadatliwy - uśmiechnęła się na chwilę rzucając Graysonowi krótkie spojrzenie.
Mężczyzna tylko zaśmiał się w odpowiedzi.
- Wszystko już zostało powiedziane - wtrąciła natychmiast Carol.
Tony westchnął teatralnie.
- Mogę już? Nie zamierzam tu sterczeć cały dzień.
- Jak najbardziej kolego. Chętnie stąd wyjdę - zapewnił go Grayson. Natasha skinęła głową.
- Wybacz, Steve - mruknął Tony, wzruszając ramionami i ponownie machnął ręką. Ściana znów ruszyła.
Grayson natychmiast ruszył w stronę Natashy. Objął ją, gdy tylko znalazła się w zasięgu jego rąk.
Dick Grayson wziął kolejny głęboki oddech. Telefon, który otrzymał dziesięć godzin wcześniej sprawił, że postawił na nogi wiele osób, byle tylko dotrzeć do Nowego Jorku w jak najszybszym czasie. A teraz stał przed eleganckimi, dębowymi drzwiami i nie był w stanie się ruszyć.
Nagle poczuł podmuch powietrza i obok niego, oparty o ścianę, stał mężczyzna w czerwonej pelerynie.
- Jak długo zamierzasz tu stać? - spytał Strange, zakładając ręce na piersi - nie to żeby mi to przeszkadzało, ale mam ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądanie twojej udręki. Chociaż muszę przyznać, że cierpisz bardzo ładnie. Te oczy - Strange pokręcił głową z udawanym podziwem - już wiem co ona w tobie widzi.
- Słucham? - Dick zmierzył Strange'a ostrożnym spojrzeniem. Facet właśnie się przed nim zmaterializował. Nie wiedział co jeszcze potrafi.
- Czy w tej dziurze z której cię wyciągnęła nie wiedzą co to sarkazm? - westchnął z politowaniem Strange.
- Przepraszam, kim ty tak właściwie jesteś? - Dick pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Doktor Stephen Strange, mistrz sztuk magicznych i obrońca rzeczywistości. Oraz facet, który do ciebie dzwonił - czarownik wyciągnął rękę, ale Dick jej nie uścisnął.
- Dlaczego do mnie dzwoniłeś?
- Stało się coś o czym powinieneś wiedzieć.
- Co takiego? Nie powiedziałeś mi wiele przez telefon, a ja, mimo tego, zjawiłem się tu błyskawicznie - Dick założył ręce na piersi.
- Polemizowałbym z tym błyskawicznie - mruknął Strange - chodzi o pewną zabójczynię.
- Kogo? - Grayson zmarszczył brwi. Znał całkiem sporo zabójczyń.
- Najlepszą jaka kiedykolwiek istniała. Ale ty możesz ją znać jako... - Strange urwał i machnął ręką.
Jedyne co poczuł Grayson to potężny podmuch a wszystko wokół niego przez sekundę stanowił rozmazaną plamę.
- Ostrożnie, kochasiu! - zawołał Tony i odciągnął Graysona od Natashy. - Ona dopiero się obudziła! Natasha - spojrzał z naganą na Romanoff - nie powinnaś wstawać!
- Wywołaliście spore zamieszanie - stwierdziła bez emocji - nawet w śpiączce nie mogłam tego nie zauważyć.
Carol uśmiechnęła się pod nosem.
- No dobrze - Wanda po raz pierwszy zabrała głos. - Skoro są jeszcze jakieś badania do przeprowadzenia to Bruce i Tony powinni na nie zabrać Natashę. Carol, może pójdziesz z nimi? A ja i Vis zajmiemy się w tym czasie naszym nowym gościem?
- Nie trzeba, mogę pójść z Nat i... - zaczął Grayson, ale Vision natychmiast znalazł się koło niego.
- Nalegamy - powiedział uprzejmie.
Grayson zamrugał kilka razy i spojrzał ze zdziwieniem na Visiona.
- W porządku? - powiedział niepewnie.
- Spotkamy się później! - zawołała tylko Natasha, gdy Tony pociągnął ją w stronę wyjścia:
- Tak, tak! - przekręcił oczami. - Wielka miłość, tęsknota, mam to w dupie. Banner idziemy!
Bruce rzucił wszystkim przepraszające spojrzenie.
- Miło było poznać - rzucił i ruszył za Tonym i Natashą.
- Przypilnuję ich - stwierdziła Carol i w kilku krokach dogoniła Bannera w drzwiach.
Vision, Wanda, Steve i Dick Grayson jako jedyni zostali w pomieszczeniu.
- Na nas też czas - powiedziała Wanda. - Do później! - złapała Visiona za rękę i szybkim krokiem ruszyła w kierunku drzwi.
Grayson ze zdezorientowaniem patrzył to na wychodzących, to na Steve'a.
- Mówiła do ciebie - wycelował palcem w Rogersa i pokiwał głową. - Na razie! - wybiegł z pomieszczenia.
Steve został sam.
Przez chwilę się nie ruszał. Dopiero gdy ucichły kroki na korytarzu powoli osunął się na podłogę i schował twarz w dłoniach.
Dick Grayson był dla niego obuchem w twarz.
Grayson zrównał się z Wandą i Visionem przy wejściu na windę.
- O co tam chodziło? - spytał.
Wanda pokręciła przecząco głową.
- Żadne z nas się nie spodziewało gościa - powiedział neutralnie Vision. - Skąd przyjechałeś?
Weszli do środka i winda ruszyła na górę.
- Z San Francisco. Ale jestem pewien, że nie o tym... - Wanda wykonała delikatny ruch ręką i Dick zamilkł.
Resztę drogi przebyli w ciszy.
Wanda i Vision zabrali gościa na dach, nieopodal lądowiska.
- Co to do cholery było?! - zawołał Dick, oddychając głęboko.
- Wybacz - Wanda uśmiechnęła się przepraszająco. - Ale chciałeś kontynuować temat, którego nie powinieneś. Nie tam.
- Wanda ma na myśli - dodał pośpiesznie Vision - że są pewne informacje, które nie wyszły na jaw... w związku z Natashą. I tak powinno pozostać.
- Przyjechałem tylko sprawdzić co z nią, bo nie dawała znaku życia. Teraz jeszcze tylko spiorę Rogersa i Strange możecie odsyłać mnie do domu.
Wanda uśmiechnęła się pod nosem.
- Tak, tego też nie zrobisz.
- Słucham? - parsknął Dick. - To przez tego kretyna...
- Tak, wiem - Wanda wywróciła oczami. - Znamy tę śpiewkę.
- Carol o niczym innym nie mówi. Rozumiem jej złość, ale to zaczyna być... nużące - stwierdził Vision.
- Zakładam, że Natasha powiedziała ci wszystko - podjęła znów Wanda. - Łącznie z tym co się stało w dniu...
- Próby morderstwa? - podsunął Grayson.
- Niefortunnego wypadku - zignorowała go. - Powiedziała ci, prawda?
- Nie mamy przed sobą tajemnic - prychnął Dick.
Wanda i Vision spojrzeli na siebie.
- Liczymy, że zatrzymasz te informacje dla siebie - powiedział Vision. - Brak przepływu informacji zapewnia w tej chwili bezpieczeństwo nam wszystkich. Włącznie z Natashą.
- Możesz rozwinąć?
- Im mniej wiesz tym lepiej - stwierdziła Wanda.
- Dla kogo?
- Dla nas wszystkich, łącznie z Natashą - Vision położył mu rękę na ramieniu. - Rozumiemy twoje wzburzeni, ale agresywne działania tylko pogorszą sytuację. Czy możemy liczyć, że powściągniesz swój gniew?
Grayson przez chwilę patrzył na niech oboje. Nie znał ich i im nie ufał. Jednak z jakiegoś powodu Natasha im zaufała.
"I zobacz do czego ją to doprowadziło."
Ale to nie oni zdradzili. Tylko Rogers.
- Jasne - odpowiedział w końcu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro