Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 7 "Dick Grayson"

- Co masz na myśli mówiąc "mężczyzna najbliższy sercu Natashy"? - Tony pokazał cudzysłowie w powietrzu. 

Ale Carol nie patrzyła na niego. Wbijała pełne satysfakcji spojrzenie w Steve'a. Nie wiele mogła wyczytać z jego kamiennej twarzy. Liczyła, że go zabolało. W końcu tak udawał, że naprawdę zależy mu na Natashy. Jeśli naprawdę tak było powinien się czuć jakby dostał obuchem w twarz. Jeśli nie - cóż przynajmniej dostał pstryczka w nos za te swoje zadufanie.

- Dokładnie to - stwierdziła z zadowoleniem.

- To jej słowa czy twoje? - spytał wesoło Dick Grayson.

- Dick? - spytał z powątpiewaniem Tony. - Natasha była w takim stanie i miała czas na randki? W dodatku z kimś o imieniu... Dick?

- Nie twój interes co Tasha robi w swoim wolnym czasie - burknęła Carol.

Randki? Wiedziała, że jej słowa zostaną opacznie zrozumiane, ale Natasha i Dick... wzdrygnęła się. A co jeśli... nie. Pokręciła głową. Stanowcze nie.

- Lepiej żebyście go wypuścili zanim się obudzi - kontynuowała. - Nie spodoba jej się to. 

- Carol! - Grayson wstał z krzesła i podszedł do dzielącej ich przezroczystej ściany. - Wróć do stanu Natashy. Co z nią?

Wszyscy zgodnie go ignorowali, a Tony i Carol dalej ze sobą dyskutowali.

To znaczy dyskutowali by gdyby po pomieszczeniu nie przetoczyło się głośne, stanowcze:

- Gray-gray? 

Wszyscy odwrócili się w kierunku drzwi. Natasha stała o własnych siłach.

- Próbowałem ją zatrzymać - powiedział Bruce wyłaniając się zza Romanoff.

- Najwidoczniej nie poszło ci za dobrze - stwierdził sucho Tony. - Natasha, powinnaś zostać w łóżku. Musimy wykonać jeszcze kilka badań...

Tym razem to on został zignorowany.

- Tasha, jak się czujesz? - spytał Grayson. - Tak długo nie dawałaś znaku życia... wszyscy się o ciebie martwili.

Przez głowę większości obecnych przeleciało pytania o owych tajemniczych wszystkich.

- Ja się martwiłem.

Natasha szybkim, sprawnym krokiem pokonała dzielącą ich odległość. Choć wciąż miała wiele blizn, w niczym nie przypominała kobiety, która położyła się na stole operacyjnym.

- Wszystko ze mną w porządku. Z tobą najwyraźniej nie - uśmiechnęła się krzywo.

- Znasz mnie - stwierdził beztrosko. - Zawsze znajdę jakieś kłopoty.

- Tym razem mogę cię z nich wyciągnąć - powiedziała Natasha i odwróciła się w kierunku Tony'ego i rzuciła mu wymowne spojrzenie.

Stark machnął ręką i ściana zaczęła się rozsuwać. 

- Czekajcie! - powiedział nagle Steve i ściana zastygła. Mimo to Grayson, gdyby chciał mógłby się przecisnąć przez powstałą szczelinę. - Natasha, kim on właściwie jest?

- Carol wam nie powiedziała? - spytała rudowłosa. - Albo on? Wiecie, jest dość gadatliwy - uśmiechnęła się na chwilę rzucając Graysonowi krótkie spojrzenie. 

Mężczyzna tylko zaśmiał się w odpowiedzi.

- Wszystko już zostało powiedziane - wtrąciła natychmiast Carol.

Tony westchnął teatralnie.

- Mogę już? Nie zamierzam tu sterczeć cały dzień.

- Jak najbardziej kolego. Chętnie stąd wyjdę - zapewnił go Grayson. Natasha skinęła głową.

- Wybacz, Steve - mruknął Tony, wzruszając ramionami i ponownie machnął ręką. Ściana znów ruszyła.

Grayson natychmiast ruszył w stronę Natashy. Objął ją, gdy tylko znalazła się w zasięgu jego rąk.


Dick Grayson wziął kolejny głęboki oddech. Telefon, który otrzymał dziesięć godzin wcześniej sprawił, że postawił na nogi wiele osób, byle tylko dotrzeć do Nowego Jorku w jak najszybszym czasie. A teraz stał przed eleganckimi, dębowymi drzwiami i nie był w stanie się ruszyć.

Nagle poczuł podmuch powietrza i obok niego, oparty o ścianę, stał mężczyzna w czerwonej pelerynie.

- Jak długo zamierzasz tu stać? - spytał Strange, zakładając ręce na piersi - nie to żeby mi to przeszkadzało, ale mam ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądanie twojej udręki. Chociaż muszę przyznać, że cierpisz bardzo ładnie. Te oczy - Strange pokręcił głową z udawanym podziwem - już wiem co ona w tobie widzi.

- Słucham? - Dick zmierzył Strange'a ostrożnym spojrzeniem. Facet właśnie się przed nim zmaterializował. Nie wiedział co jeszcze potrafi.

- Czy w tej dziurze z której cię wyciągnęła nie wiedzą co to sarkazm? - westchnął z politowaniem Strange.

- Przepraszam, kim ty tak właściwie jesteś? - Dick pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Doktor Stephen Strange, mistrz sztuk magicznych i obrońca rzeczywistości. Oraz facet, który do ciebie dzwonił - czarownik wyciągnął rękę, ale Dick jej nie uścisnął.

- Dlaczego do mnie dzwoniłeś?

- Stało się coś o czym powinieneś wiedzieć.

- Co takiego? Nie powiedziałeś mi wiele przez telefon, a ja, mimo tego, zjawiłem się tu błyskawicznie - Dick założył ręce na piersi.

- Polemizowałbym z tym błyskawicznie - mruknął Strange - chodzi o pewną zabójczynię.

- Kogo? - Grayson zmarszczył brwi. Znał całkiem sporo zabójczyń.

- Najlepszą jaka kiedykolwiek istniała. Ale ty możesz ją znać jako... - Strange urwał i machnął ręką.

Jedyne co poczuł Grayson to potężny podmuch a wszystko wokół niego przez sekundę stanowił rozmazaną plamę.


- Ostrożnie, kochasiu! - zawołał Tony i odciągnął Graysona od Natashy. - Ona dopiero się obudziła! Natasha - spojrzał z naganą na Romanoff - nie powinnaś wstawać!

- Wywołaliście spore zamieszanie - stwierdziła bez emocji - nawet w śpiączce nie mogłam tego nie zauważyć.

Carol uśmiechnęła się pod nosem.

- No dobrze - Wanda po raz pierwszy zabrała głos. - Skoro są jeszcze jakieś badania do przeprowadzenia to Bruce i Tony powinni na nie zabrać Natashę. Carol, może pójdziesz z nimi? A ja i Vis zajmiemy się w tym czasie naszym nowym gościem?

- Nie trzeba, mogę pójść z Nat i... - zaczął Grayson, ale Vision natychmiast znalazł się koło niego. 

- Nalegamy - powiedział uprzejmie.

Grayson zamrugał kilka razy i spojrzał ze zdziwieniem na Visiona.

- W porządku? - powiedział niepewnie. 

- Spotkamy się później! - zawołała tylko Natasha, gdy Tony pociągnął ją w stronę wyjścia:

- Tak, tak! - przekręcił oczami. - Wielka miłość, tęsknota, mam to w dupie. Banner idziemy!

Bruce rzucił wszystkim przepraszające spojrzenie.

- Miło było poznać -  rzucił i ruszył za Tonym i Natashą.

- Przypilnuję ich - stwierdziła Carol i w kilku krokach dogoniła Bannera w drzwiach.

Vision, Wanda, Steve i Dick Grayson jako jedyni zostali w pomieszczeniu.

- Na nas też czas - powiedziała Wanda. - Do później! - złapała Visiona za rękę i szybkim krokiem ruszyła w kierunku drzwi.

Grayson ze zdezorientowaniem patrzył to na wychodzących, to na Steve'a.

- Mówiła do ciebie - wycelował palcem w Rogersa i pokiwał głową. - Na razie! - wybiegł z pomieszczenia.

Steve został sam. 

Przez chwilę się nie ruszał. Dopiero gdy ucichły kroki na korytarzu powoli osunął się na podłogę i schował twarz w dłoniach.

Dick Grayson był dla niego obuchem w twarz.


Grayson zrównał się z Wandą i Visionem przy wejściu na windę.

- O co tam chodziło? - spytał.

Wanda pokręciła przecząco głową.

- Żadne z nas się nie spodziewało gościa - powiedział neutralnie Vision. - Skąd przyjechałeś?

Weszli do środka i winda ruszyła na górę.

- Z San Francisco. Ale jestem pewien, że nie o tym... - Wanda wykonała delikatny ruch ręką i Dick zamilkł.

Resztę drogi przebyli w ciszy. 

Wanda i Vision zabrali gościa na dach, nieopodal lądowiska.

- Co to do cholery było?! - zawołał Dick, oddychając głęboko.

- Wybacz - Wanda uśmiechnęła się przepraszająco. - Ale chciałeś kontynuować temat, którego nie powinieneś. Nie tam.

- Wanda ma na myśli - dodał pośpiesznie Vision - że są pewne informacje, które nie wyszły na jaw... w związku z Natashą. I tak powinno pozostać.

- Przyjechałem tylko sprawdzić co z nią, bo nie dawała znaku życia. Teraz jeszcze tylko spiorę Rogersa i Strange możecie odsyłać mnie do domu.

Wanda uśmiechnęła się pod nosem.

- Tak, tego też nie zrobisz.

- Słucham? - parsknął Dick. - To przez tego kretyna...

- Tak, wiem - Wanda wywróciła oczami. - Znamy tę śpiewkę.

- Carol o niczym innym nie mówi. Rozumiem jej złość, ale to zaczyna być... nużące - stwierdził Vision.

- Zakładam, że Natasha powiedziała ci wszystko - podjęła znów Wanda. - Łącznie z tym co się stało w dniu...

- Próby morderstwa? - podsunął Grayson.

- Niefortunnego wypadku - zignorowała go. - Powiedziała ci, prawda? 

- Nie mamy przed sobą tajemnic - prychnął Dick.

Wanda i Vision spojrzeli na siebie.

- Liczymy, że zatrzymasz te informacje dla siebie - powiedział Vision. - Brak przepływu informacji zapewnia w tej chwili bezpieczeństwo nam wszystkich. Włącznie z Natashą.

- Możesz rozwinąć?

- Im mniej wiesz tym lepiej - stwierdziła Wanda.

- Dla kogo?

- Dla nas wszystkich, łącznie z Natashą - Vision położył mu rękę na ramieniu. - Rozumiemy twoje wzburzeni, ale agresywne działania tylko pogorszą sytuację. Czy możemy liczyć, że powściągniesz swój gniew?

Grayson przez chwilę patrzył na niech oboje. Nie znał ich i im nie ufał. Jednak z jakiegoś powodu Natasha im zaufała.

"I zobacz do czego ją to doprowadziło." 

Ale to nie oni zdradzili. Tylko Rogers.

- Jasne - odpowiedział w końcu


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro