Dzień 2 - Gdzie Natashy nie ma tam Carol bije Steve'a
- To co spotkało Natashę - wycedziła Carol - to wasza...
Oczy Wandy zajarzyły się czerwienią i Carol nie powiedziała nic więcej.
- Myślę, że na razie wystarczy - powiedział spokojnie Vision. - Puścimy was a wy nie zrobicie nikomu krzywdy, w porządku?
- To nie my tu jesteśmy zagrożeniem! - warknął Tony.
- A kto? - Pepper zrobiła kilka chwiejnych kroków do przodu. - Nie możecie tak po prostu rzucać się na siebie. I to dotyczy was wszystkich! - rzuciła Carol miażdżące spojrzenie. - Właśnie dowiedzieliśmy się, że Natasha żyje. Nie możemy cieszyć się chociaż przez chwilę? Musicie się rzucać sobie do gardeł?
Kobieta otworzyła drzwi tarasowe i wyszła na zewnątrz.
- Morgan?! - krzyknęła idąc przez trawnik. - Skarbie, gdzie jesteś?
Vision opuścił ręce i trójka Avengersów wstała z podłogi. Laura natychmiast podbiegła do Clinta.
- Skarbie, wszystko w porządku? - spytała, obejmując go w pasie.
Barton pokiwał głową i pociągnął żonę w stronę wyjścia. Gdy oddychał czuł jak żebra miażdżą mu płuca. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.
- Jeśli cię uwolnię - zaczęła ostrożnie Wanda- nie zaatakujesz nikogo?
- Chcę tylko Rogersa - wydusiła Carol. - Nikogo więcej.
Steve otworzył usta by coś powiedzieć, ale Wanda go uprzedziła:
- Nie możesz zaatakować nawet jego.
- Więc niech trzyma się z dala od Natashy.
- Tak będzie najlepiej - stwierdził Tony, wychodząc ze zbroi. - Steve nie zbliży się do Natashy. I do ciebie, oczywiście.
- Tony, nie... - zaczął Steve, ale Stark wszedł mu w słowo:
- To nie jest czas na dyskusję, Steve - powiedział twardo.
Wanda przymknęła oczy i czerwień zniknęła.
Gdy Carol odzyskała władzę nad swoim ciałem natychmiast wyszła z pokoju - rzucając ostatnie, pełne niechęci spojrzenie, w kierunku Steve'a.
Natasha ruszyła w kierunku sali gimnastycznej. Nie zaglądała tam od swojego powrotu. Nie miała po co. Dlatego wiedziała, że nikt nie będzie jej tam szukać.
Zanim to wszystko się zaczęło spędzała tam wiele godzin. Nie potrzebowała dodatkowych treningów, ale balet, mimo wszystkiego co ją spotkało, pozwalał jej zapomnieć. Chociaż na chwilę. I choć teraz nie mogła liczyć na to pocieszenie, chciała się tam znaleźć. Bo przecież tylko ona używała tej sali. Jeśli, przy wszystkich zmianach, które zauważyła w kwaterze głównej Avengers, to się nie zmieniło, to znaczy, że nikt tego nie zmienił ze względu na nią.
Na pamięć o niej.
- Chcesz zrobić z sali gimnastycznej laboratorium?! - Steve wmaszerował do warsztatu za Tony'm. - Po moim trupie!
- Nikt nie używał tej sali od dwóch lat - Tony zajął miejsce za jednym z blatów - najwyższy czas jakoś zagospodarować tę przestrzeń.
- Zagospodarować przestrzeń?! - warknął Steve. - Tony, czy ty się w ogóle słyszysz? To była sala Natashy!
- Która odeszła, Steve! - Tony uderzył ręką w metalowy blat. - I nie wróci! Ciągle rozbudowujemy siedzibę zamiast zmienić to co już mamy.
- Jeśli to zrobisz... - Steve zamarł. Nie przywykł do grożenia komukolwiek. - Clint się wścieknie. Zawiedziesz Pepper - co jeszcze mógł powiedzieć? - a ja... odejdę.
- Co? - Tony spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Odejdę - powtórzył z większym zdecydowaniem Steve. - Nie zatrzemy nawet jednego śladu po niej.
- Steve...
- Nie - pokręcił głową. - Zacznie się od sali gimnastycznej. Co będzie następne Tony? Nie pozwolę... nie mogę ci na to pozwolić. Nie jeśli chcę...
Nie dokończył. Przecież już nie potrafił spojrzeć na swoją twarz w lustrze.
Sala gimnastyczna wyglądała dokładnie tak jak ją zapamiętała. Lustra, drążki, liny zwisające z sufitu. Nic się nie zmieniło. Nic nie pokryło się kurzem.
Nie została zapomniana.
Usiadła na podłodze i oparła się o jedno z luster. Z kilku innych spoglądało na nią jej własne odbicie - z zaciśniętymi ustami, nie wyrażające emocji. Ciekawe, że mimo ciągłej słabości, którą czuła, niemożności opanowania własnego ciała, jej twarz wciąż nie wyrażała niczego. Czy to możliwe, że tak długo pilnowała by jej twarz była obojętną maską, że to wyrażanie emocji stało się nienaturalnym stanem?
Znała samą siebie. Mogło do tego dojść.
Pamiętała projektowanie tego budynku. Tony zadzwonił po nich wszystkich.
- To ważne - powiedziała wtedy - duży przełom.
Natasha sądziła, że chodzi o Struckera, to jego sprawą się wtedy zajmowali.
- Nie możesz po prostu powiedzieć nam co powiesz?
- Tę rozmowę lepiej odbyć w czterech ścianach.
Była wtedy w Amsterdamie. Gdy Tony się rozłączył zaczęła szukać samolotu do Nowego Jorku. Siedem godzin później była w wieży Starka.
- Przedstawiam wam... - Tony zabębniła palcami w blat - mój najnowszy projekt!
I wtedy ich oczom ukazał się hologramowy projekt nowej siedziby Avengers.
- To tylko wstępny szkic - stwierdził beztrosko Tony. - Według mnie jest idealny, ale trzeba go dostosować do nas wszystkich. Oczywiście każde z was ma swój pokój i swoją przestrzeń do pracy. Jest siłowania w budynku i na zewnątrz... jest strzelnica dla Clinta... wystarczająco dużo trawnika by Thor mógł przybywać bezpośrednio z Asgardu i rysować te swoje znaczki... a czego ty chcesz Romanoff?
Przez większość życia nikt nie pytał jej czego chce. Potem Clint ją o to zapytał. I Fury. Powiedział: "Co mogę ci dać Romanoff żebyś była mi lojalna?". Po wszystkim co spotkało TARCZĘ Natasha uważała to zdanie za bardzo staranny dobór słów.
A potem Tony spytał ją czego chce. Bez żadnych podtekstów czy ukrytych zamiarów. Po prostu chciał stworzyć miejsce, w którym będzie się dobrze czuła.
- Salę sportową - powiedziała wtedy, popijając jeden z jego obrzydliwych zielonych shake'ów proteinowych.
- Salę sportową? -powtórzył Tony i w końcu oderwał wzrok od hologramu. - Mało to śmiercionośne.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś - powiedział Steve, podnosząc się z ziemi.
- A co miałem zrobić?! - warknął Tony. - Mało mamy problemów? Mam dodać do nich organizację twojego pogrzebu?
- To czy będę... - zaczął Steve, ale Tony wszedł mu w słowo:
- Nie masz szans z Danvers. Wanda i Vision nie będą cię ciągle pilnować! - walnął ręką w stół. - Nie widzisz co się dzieje?! Natasha wróciła. Żyje.
- Zauważyłem!
- A mam wrażenie, że nie! Najwyższy czas żebyś powiedział nam co wiesz, Rogers!
- Powiedziałem wszystko co wiem!
- Nie powiedziałeś nam nic! A zachowanie i stan Natashy dają dużo do myślenia!
- Chcesz obwinić mnie?!
- Jeśli to nie twoja wina, to czyja? Bo Natasha i Carol całkiem jasno wskazują na ciebie. A ty się nie bronisz. Wręcz przeciwnie!
Tony opadł na kanapę. Dwa dni. Tyle było potrzeba by ta sytuacja zaczęła ich wykańczać.
- Jeśli nic nie zrobisz, kwestią czasu jest kiedy dojdzie do tragedii - powiedział spokojniej. - Musisz z nami porozmawiać, Steve.
- Nie wiem co się stało trzy lata temu, Tony. Nie wiem jakim cudem Natasha przeżyła. Nie miałem z tym nic wspólnego - stwierdził stanowczo Rogers i wyszedł.
- Przysięgam jeśli Danvers go nie zabije, ja to zrobię - mruknął Tony przecierając twarz, po czym wyszedł na taras. - Pepper! - zawołał, maszerując przez trawnik. - Pepper, gdzie jesteś?
Wanda opadła na kanapę i ukryła twarz w dłoniach.
- Co ja narobiłam, Vis? - spytała cicho.
- Powiedzenie im prawdy teraz nie przyniesie niczego dobrego - odpowiedział, przyklękając przed nią. - Tu nie chodzi o to co ty zrobiłaś, Wanda, tylko o to czego nie zrobił Steve.
- Ale gdybym się odezwała...
- Nie - stwierdził stanowczo Vision, odsuwając jej dłonie od twarzy. - Mogłaś im powiedzieć, ale to by niczego nie zmieniło.
- Wiedzieli by, że Natasha przeżyła.
- Rozmawialiśmy już o tym. Gdyby wiedzieli to by nie przeżyła. A teraz - Vision wstał i pociągnął ją do góry - posprzątajmy ten bałagan.
- Mam wrażenie, że ciągle to robimy - westchnęła Wanda, ruszając w kierunku przewróconego stołu.
- Ktoś musi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro