ROZDZIAŁ.6 BÓJKA
***Pov. Alexis***
Nie miałem przychodzić dzisiaj na trening. Choćby dlatego, że przyjeżdża Lucy. Raczej nie sądzę, że fakt, że będę spocony doda mi seksowności. Zapomniałem jednak całej torby ze sprzętem. Tak się składa, że w trakcie ostatniego treningu cały się obrócił w błocie. Musiałem go wyprać.
Przekroczyłem próg szatni. Miałem wejść do szatni, gdy usłyszałem czyjąś rozmowę. Głos Matta rozpoznawałem dosłownie wszędzie. Był moim rywalem, ale nie tylko na torze. To co mówił o Lucy na jednych zawodach zabolało nawet mnie. Gdybym był nim, bałbym się wychodzić z domu. Kiedyś za to oberwie. Sam być może byłem sceptycznie nastawiony do udziału Lucy w zawodach. Tak jego słowa podchodziły pod złą granicę. Mam ochotę wybić mu wszystkie zęby.
Słyszałem, jak uderza w szafkę. Właściwie to nie wiedziałem, czy w nią uderza, czy zamyka. Wydawało mi się to bez znaczenia. Usłyszałem wtedy krzyk. Przeraźliwy krzyk. Wychyliłem się widząc, jak wychodzi z szatni na tor. Podszedłem do mojej szafki, gdy zobaczyłem młodszego chłopaka z naszego toru. Nie znałem jego imienia, bo przychodził tu okazjonalnie. Miał rozwaloną głowię. Podbiegłem do niego.
- Mocno musiałeś przywalić o bandę. - stwierdziłem dopiero po chwili uświadamiając sobie krzyk jaki wydał z siebie chwilę temu. To on?
- To nie banda... - załkał z bólem. W pierwszej chwili nie zrozumiałem. - Powiedziałem, że czas Buttersky jest tutaj dość słaby biorąc pod uwagę jego formę na zawodach.
- Uderzył cię? - zdziwiłem się. Wtedy zrozumiałem. Spojrzałem na kant szafki. - Czy on... co za kutas.
- Nie mów nikomu! - poprosił z łzami w oczach kiedy patrzyłem na krew na kancie.
Matthew o wiele mniej nad sobą panuje od momentu kiedy Lucy pobiła jego czas. Zgrywa niewiniątko, ale zupełnie nad sobą nie panuje. Na torze jego ruchy też są gwałtowniejsze, niż wcześniej. A to idealny dowód. Nie spodziewałem się tego po nim. To było straszne biorąc pod uwagę to co ostało się na szafce. Nie dziwię się nawet Lucy kiedy na zawodach wzięli się za łby. Kask Buttersky wtedy pękł w pół, a Lucy musiał odciągać jej ojciec, ja i Jerry.
- Musimy powiedzieć! Chcesz, aby temu debilowi umknęło to na sucho? Zarywa jeszcze do mojej dziewczyny! Ukręcę mu łeb.
Właściwie to jeszcze nie dziewczyny. Ale to kwestia czasu.
- Wtedy posunie się dalej. Lepiej milczeć.
***Pov.Lucy***
- Czy ten gnój rozwalił mu łeb na szafce? - zapytałam. - Powiedz, że jest w Paryżu. Ukręcę mu coś innego, niż łeb. - wstałam od stolika rzucając sztućcami. Widelec wpadł na talerz Fernando, a nóż spadł na ziemię. Ruszyłam do wyjścia wyjmując telefon z kieszeni. Weszłam na mapy i wyszukałam tor kartingowy.
- To nie jest dobry pomysł. - wtrącił Fernando łapiąc moje ramię. Wiem, że chciał mnie uspokoić.
- Co to to nie Husky. - odparłam. - Nie będzie mi Maselnica zastraszał innych. - w tym samym momencie mój telefon wskazał drogę na tor. Nie było tak daleko. Podbiegł też do nas Alexis.
- Wisicie mi hajs za to śniadanko. - warknął kiedy ja zaczęłam biec do przodu.
- Najpierw trzeba wyjaśnić coś Mattowi. Jest tutaj czy nie? - zapytałam ponownie.
***Pov. Jackson***
Właśnie przeglądałem ofert wakacyjne dla mnie i Jareda. Siedzieliśmy we dwójkę w V8. Nie było tak dużo możliwości, jak wydawało mi się na początku. Nie ma co się jednak dziwić. W tym okresie najwięcej osób jeździ na wakacje. Piłem lemoniadę cicho wzdychając. Jared siedział naprzeciwko mnie w wielkich słuchawkach. Również patrzył coś na laptopie. Wtedy zadzwonił jego telefon. Szturchnąłem go w ramię zwracając na siebie uwagę chłopaka. Wskazałem telefon. Jared zdjął słuchawki i odebrał.
- Słucham?... Tak, cześć. Coś się stało?... Co?... Nie! Poczekaj! - jeszcze chwilę miał telefon, przy uchu kiedy go odłożył z głośnym stuknięciem.
- Coś się stało? Kto dzwonił? - zapytałem go.
- Lucy. Pytała się, czy znam jakieś chwyty, aby komuś mocno przywalić.
- Wow, to ona nie zna?
- Nie wiem o co chodzi, ale wydawała się zła. - wzruszył ramionami Jared. Otarł pot z czoła. Nie dziwie mu się. Jest bardzo gorąco. - No cóż. Mam nadzieje, że nie zrobi nic głupiego.
- Na to bym nie liczył. - zaśmiałem się. - Sprawdzam nam wakacje.
- I?
- Hiszpania mój drogi lub Hawaje. - powiedziałem zakładając ręce za głowę.
- Hiszpania zdecydowanie. - odpowiedział praktycznie natychmiast.
- Dlaczego?
- Nie wiem w sumie. Europa brzmi, jak świetny plan.
Do V8 przyszła Cruz. Uśmiechnęła się w moją stronę podchodząc do naszego stolika. Była w stroju do biegania.
- Dobry chłopcy. - przywitała się dysząc.
- Biegałaś? - zdziwiłem się.
- W porównaniu do ciebie, ja ćwiczę, aby zdobyć Złotego Tłoka.
- Tak, czy siak go wygram.
- Jasne Jackie. - uśmiechnęła się. Ja właściwie też. - Więc... co robicie w ten wspaniały, upalny dzień?
- Jack szuka wakacji. - od razu wyjaśnił Jared. - Hiszpania.
- Wow, daleko was wywieje. Więc, jak wy będzie po raz kolejny się obijać ja będę trenować.
- W ostatnim sezonie też niby więcej trenowałaś, i co?
- Grabisz sobie Sztorm. - prychnęła.
***Pov.Lucy***
Otworzyłam drzwi toru bardzo gwałtownie. Uderzył mnie podmuch chłodnego powietrza, lecz nie przejęłam się tym właściwie wcale. Ni zwracając uwagi na zakazy przeszłam przez płotek do gokartów i zaczęłam szukać tego Buttersky. Nie było to trudne. Był w motywie jego kombinezonu, a kiedy jego kask pękł w pół jakoś lepiej go zapamiętałam. Wsiadłam do niego opierając nogi o kierownicę. Twardo tu ma. Analizowałam jego wnętrze.
- Wlazłaś mu z buciorami na kierownicę! - zaśmiał się Alexis wskazując na mnie palcem. - Za to cię kocham blondi! Nie zmieniaj się.
- Co jej po tym, że tu posiedzi skoro nawet go tu nie ma. - wtrącił cicho Fernando. Spojrzałam na niego i jego niepewność. Wyglądał nieco, jak zbity szczeniaczek.
- Zjawi się. Jestem pewna. - odparłam patrząc na niego. - Spokojnie Husky, ja mam tylko zamiar z nim porozmawiać.
- Wasza ostatnia rozmowa zakończyła się bójką. - przypomniał Alexis.
- Od razu bójka. To była głośna wymiana zdań.
- Z prezentacji fizyczną? - dodał Fernando.
- I psychiczną. - dodałam.
Alexis rozglądał się po torze kiedy ja przybierałam rozmaite pozy w gokarcie Matt'a. Głowa do pedałów, albo tyłek na kierownicy. Kombinacji było dużo. Francuz seksista za to patrzył czy ktoś wchodzi do szatni.
- Wyjazd ze sprzętu! - usłyszałam krzyk. Odwróciłam głowę w stronę Matt'a. Wyglądał na złego. Zawsze taki był. - Brakowało mi jeszcze ciebie. Wypad z gokartu McQueen, albo sam cię wyniosę.
- A taki dżentelmen był z ciebie na początku. - wygramoliłam się z gokartu podchodząc do niego. - Cóż... irytacja i zazdrość dużo działa. Tak bywa, jak jest się gorszym.
- Zazdrość? Może jeszcze o ciebie?
- Jakby nie patrzeć jestem od ciebie o głowę niższa, między nogami nie mam klejnotów, a czas mam lepszy.
- Jesteś bezczelna. - warknął. - Gdybym był gorszy to bym nie dostał się do klasy sportowej.
- Nie ty jedyny palancie.
- Najlepsza szkoła w USA McQueen. Coś ci mówi Mobile?
Zamurowało mnie, a z mojej twarzy chwilowo zszedł uśmiech. Czy to możliwe, że z 7 miliardów ludzi trafiłam akurat na niego? On ma być jeszcze moim kolegom z klasy?!
- Mówi, bo sama się tam dostałam.
- Co? - zdziwił się. - I, że mam cię znosić każdego dnia życia tam.
- Słodko, nie uważasz?
- Oczywiście. - uśmiechnął się łapiąc mnie za koszulkę i przyciągając do siebie. Wtedy poczułam, jak ktoś mnie odciąga.
- Ale bez takich. Co, jak co chłopie, ale to dziewczyna. Nie pobijesz jej chyba.
- To tylko kwestia czasu, jak przejdzie operacje korekcji płci. Hormony już bierzesz?
Przywaliłam mu. To było szybkie i krótkie, ale uderzyłam go prosto w twarz.
- Lucy! - krzyknął Fernando.
- Zasłużył sobie!
Usłyszałam, jak Matt się śmieje pociągając nosem.
- Pośmiej się, tak bywa u dziewczynek przed okresem.
- Przestańcie! - krzyknął Alexis. Podszedł do nas. - Po raz pierwszy popieram Włocha.
- To jest jego obrona! - wskazałam na Matthewa. - Dopóki jego mózg nie zaakceptuje że jest na gorszej pozycji to będzie się wyżywał na innych. Jak na tamtym chłopaku. - spojrzałam na Buttersky - Rozwaliłeś mu łeb o kant metalowej szafki. Jesteś chory psychicznie. Zbadaj się za nim wsiądziesz za kółku, bo jeszcze sam się zabijesz.
- Ty nic nie rozumiesz blondyno. Nie byłaś, nie jesteś i nie będziesz częścią tego świata. Możesz jeździć szybko, ale nie czyni to z ciebie kierowcy.
- W twoim przypadku wszystko czyni z ciebie damskiego boksera. Pomyśl nad zmianą branży.
- Lucy, wychodzimy! - zarządził Fernando.
- Nie skończyłam z nim. - już chciałam do niego podbiec, gdy za moje łokcie złapał Alexis. Przyciągnął mnie do siebie i mocno trzymał. Jedyne co mogłam zrobić to mocno ruszać nogami z nadzieją, że albo kopnę tego gnoja, albo seksistę.
- Lucy Susan McQueen, uspokój się. - warknął Alexis.
Fernando jednocześnie pchnął Matta w stronę gokartu. Wiem, że coś gadał, ale nie słuchałam go. Byłam nawet zbyt zła, aby pamiętać kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro