ROZDZIAŁ 22. HUDSON
***Pov. Alexis***
- Jestem w szoku, że znaleźliśmy coś co nie rozpada się od samego patrzenia. - stwierdziłem patrząc, jak tata Carlosa kupuje gokart. Jerry od wyjścia z toru wcale się nie odzywał. Szturchnąłem go. - Poszło nam podejrzanie szybko. A ty Jerry? Co powiesz?
- Że potrzebujemy znaleźć jeszcze jakieś dźwignie... to ty dostałeś sms'a. - burknął. Wkurzał mnie jego ton. Jak można być tak irytującym?
- Zachowujesz się okropnie. Jak dziewczynka z okresem.
- Zamknij się Alexis.
- Obydwoje się zamknijcie. - Carlos nas uciszył. Przewróciłem oczami wbijając wzrok w buty. - Jesteśmy tutaj, aby pomóc Lucy. Tak, czy nie? Robimy to dla niej. Myślicie, że chciałaby widzieć, jak się kłócicie?
- Myślę, że jak się nie pośpieszymy to jej cały plan, jakikolwiek by nie był weźmie w łeb i wtedy dopiero będą problemy. - odparłem wyciągając komórkę. - Carlos, wiesz gdzie możemy kupić dźwignie?
- Jasne... - jego głos zrobił się smętny. W sumie to mu się nie dziwie.- Ale jest już nieco późno. Załatwimy to rano. Możemy pójść coś zjeść?
- O ile księżna Jerry wyrazi chęć.
- Wyrażam chęć. - jęknął. - Lepiej wyślij Lucy zdjęcie tego gokartu. Zrobisz coś pożytecznego Alexis.
- Weź leki rozkurczowe, bo coraz bardziej ci się okresik udziela.
- Alexis! - krzyknął Carlos
- Jesteś żałosny. Te teksty wyniosłeś z przedszkola.
- Jerry!
***Pov.Lucy***
Tata nałożył mi na talerz kolejną porcję sałatki. Skrzywiłam się lekko patrząc jednocześnie na Cruz, która wbiła wzrok w ścianę. Fernando również patrzył w telefon. Założyłam ręce wzdychając.
- I jak twoja noga? - zapytał tata z troską w głosie. Cały on.
- Normalnie, jak na aktualny stan rzeczy. - wzruszyłam ramionami. Zapadła chwila ciszy, którą zagłuszało jedynie stukanie sztućców innych osób w stołówce. Spojrzałam na chłopaków z szarych dresach z paskami w różnych kolorach po bokach. Każdy z nich miał nadzieje, że kiedyś wejdzie do teamu. Boli fakt, że niemożliwe, aby wszyscy jeździli na Nascarze. Do tego sportu trzeba mieć umiejętności, ale również pieniądze i kontakty. Smutna prawda. Gdybym nie urodziła się McQueen samo chodzenie na gokarty byłoby ciężkie. Nie wspominając tu o samodzielnym utrzymaniu własnego sprzętu.
- Rozmawiałem z dyrektorem twojej szkoły. Myślę, że to w sumie oczywiste, że takowa rozmowa musiała nadejść. - zaczął po chwili ciszy tata. Spojrzałam w jego niebieskie oczy i przygotowywałam się na najgorszy wyrok.
- I... coś ustaliliście? - zapytałam przenosząc wzrok na ten interesujący talerz z sałatą.
- Jeżeli odzyskasz władzę w nodze to na pewien czas po prostu zostaniesz zwolniona z treningów.
- A jak nie?
- To wtedy mamy szukać ci innego miejsca. - westchnął, a ja skinęłam. Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Podrapałam kark i wciągnęłam powietrze. Ułożyłam dłonie na stole. - Ale to drugie to... ostateczność. Obydwoje wiemy, że będzie okey.
- W sumie to wszystko już mi jedno. - przyznałam. - W sensie... to już się stało, prawda? Nie mam wpływu, czy odzyskam to czucie, czy nie. Nie widzę sensu się tym martwić. Teraz nic już nie zależy ode mnie
- Myślałem, że gorzej to zniesiesz. - złapał moją dłoń. - Jeżeli chcesz jednak o tym pogadać to wiesz, że zawsze możesz.
- Tak, spokojnie tato. - uśmiechnęłam się. Szykowałam przecież coś niesamowitego. Coś co pozwoli mi mimo tego utrudnienia wystartować. Miałam cały, niezawodny plan. Jedyne czego potrzebowałam to czasu i szczęścia w jego wykonaniu, aby tata się o nim nie dowiedział. Jeszcze powiedziałby mamie, a jak ona się wkurzy to cała Chłodnica Górska się trzęsie. - Jak coś to Fernando jest obok, czyż nie? - mówiąc to wyrwałam mu z dłoni komórkę i spojrzałam na ekran
Alexis [18:56]
Zapytaj księżniczki, czy ten będzie w porządku
POBIERZ PLIK MMS
Kliknęłam w napis i na ekranie pojawił się gokart. Bardzo ładny gokart. Był nieco starszy od mojego, ale wyglądał naprawdę okey. Cena też była odpowiednia. Był nieco uszkodzony, ale to nie była dla mnie żadna przeszkoda. Tak, czy siak mój plan zakładał przerobienie w nim mechanizmów. Spojrzałam krótko na Fernando po czym z uśmiechem na ustach napisałam:
Fernando [18:59]
Księżniczka mówi, że super
Telefon wrzuciłam Paltegumiemu na kolana na co ten zmarszczył brwi. Uśmiechnęłam się.
- A teraz pogadajmy o tobie Cruzie. - złożyłam dłonie w piramidkę. Ta jakby właśnie wybudziła się ze snu. Spojrzała na mnie zdezorientowana o mało nie strącając talerza z ławy. Prychnęłam pod nosem. - Ktoś jest tu rozkojarzony i mam wrażenie, że to wszystko przez osobę, której imię zaczyna się na J, a kończy na N.
- Jackson ma się dobrze. Ale ostatnio pojechał do San Antonio z Jaredem, aby spędzić trochę czasu z jego bratową. Znowu dużo gadali o Dylanie i znowu zaczął o nim myśleć. - mówiąc to poprawiła włosy i ziewnęła.
- To jednak brat, czyż nie? Dodatkowo to co się stało nie dodaje kolorów sytuacji. - stwierdził tata. - Miejmy nadzieje, że będzie mu lepiej.
- Jack bardzo przeżywa i nieco mnie to martwi... bardziej to, czy te myśli nie przejdą na Jareda.
- On nie znosi swojego ojca. - dodałam biorąc łyk herbaty. - Nie mówcie, że nie wiedzieliście. - uniosłam kącik ust. - Serio? Nikt nic?
- Rozwiniesz myśl? - dopytał tata.
- Użyj mózgu tatku! Co może kryć się pod "nie znosi"
- Lucy...
- Ale serio no! Nieco kre...
- Lucy Susan McQueen.
- No i powiedziałeś pełne imię. Teraz będę musiała cię zabić. - oparłam się mocniej na wózku. - Więc, aby czyn się dokonał możesz mnie zabrać do pokoju? Proszę. Uwierz, ale prowadzenie tego ustroństwa jest gorsze od samochodu. Ta przynajmniej jest skrzynia biegów. A ten wózek niespodziewanie wrzuca wsteczny!
- Dalej nie nauczyłeś się nim jeździć? - lekko zaśmiał się tata. Wstał i złapał za rączki wózka. Pomachałam Cruz i Fernando na pożegnanie. Paltegumi właśnie nabierał sałatki, a Cruz spojrzała w telefon.
- Nie chce się przyzwyczajać. - wzruszyłam obojętnie ramionami.
- W sumie to zawsze jakiś pomysł.
- Dalej jestem na liście zawodów letnich? - zapytałam.
- Jeszcze nie dzwoniłem, aby cię wypisać. Jutro będę to załatwiać.
- To nie dzwoń! - poprosiłam.
- Dlaczego? Przecież nie pojedziesz.
- Ale wtedy na miejscu od nowa dopiero wylosują grupy. Uwierz, tak będzie lepiej.
Tata zmarszczył brwi kiedy wjechaliśmy do windy. Puścił wózek i wcisnął przycisk z "7". Drzwi zamknęły się.
- Czy to ma dla ciebie znaczenie?
- Losowanie grup?
- Tak.
- Jak najbardziej. Dzięki temu będę mogła patrzeć na stresującego się Buttersky. Nie znoszę go.
- Domyślam się.
- Co w Chłodnicy? Obiecałam Loli pomóc z kartonami. Miałam je zabrać.
- Nie myśl o kartonach tylko skup się na powrocie do zdrowia. To jest twoje najważniejsze zadanie.
- Dodaj jeszcze, że Hudson tego chce. - prychnęłam.
- Myślę, że chce tego nawet bardziej od ciebie. - uśmiechnął się krzywo. Mruknęłam z niezrozumieniem. - Hudson nigdy nie chciał dla mnie źle. Dla nikogo nie chciał. Gdyby żył jestem pewny, że teraz dałby ci dużo motywacji do powstania z kolan.
- Trochę żałuje, że go nie poznałam, serio. Wydaje się być mądry... jak na starego, zrzędliwego dziada.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - zaśmiał się. - Był niesamowitym człowiekiem. Jak patrzę na ciebie widzę, że sporo z niego masz.
- Co na przykład?
- Gadane.
- Gadane mam po tobie. Oglądałam ostatnio twoje stare wywiady. - zaczęłam się śmiać. - Nie wyglądasz staro, ale miałeś super gładziutką twarz w 2006. Nie mogłam wręcz uwierzyć. Nie miałeś wtedy też znaczka pod grzywką, jak Harry Potter.
- Jesteś przezabawna.
- To też mam po tobie!
- Mogłaś się wrodzić nieco bardziej do mamy. - zaśmiał się.
- To obraza? - uniosłam brew.
- Nie do końca. Po prostu mama myśli bardzo racjonalnie i każdą decyzję stara się przemyśleć kilkanaście razy. My za to robimy coś za nim pomyślimy.
- Na przykład idziemy samemu na tor kartingowy, aby w ciemnościach grzebać przy gokarcie. - dodałam. - Coś czuje, że będzie z tego dobra anegdota za parę lat.
- Sprawiasz wrażenie, że już jest.
Westchnęłam głośno. To była nieprzemyślana decyzja.
Buttersky'a.
Dzień dobry wieczór!
Cieszę się, że rozdział udaje mi się wrzucić jeszcze w piąteczek <3 I dzisiaj bardzo ważne informacje!
Otóż kochani chcąc, czy nie zbliżamy się powoli do końca "Best Race". Przewiduje jeszcze 3 rozdziały i dodatkowo epilog. Cały czas w głowie rozważam w jakim kierunku dalej poprowadzę pisanie o "Autach". Po "Best Race" na moim profilu ukażę się kolejna książka, która jednak składać się będzie z góra 5, czy 6 rozdziałów. Nie będzie ona związana w żaden sposób z Lucy i chłopcami. I tutaj właśnie pojawia się moja zagwozdka.
Otóż "Best Race" miało być moją ostatnią książką poświęconą Lucy McQueen. Fakt ten nie wynika jednak z mojego "widzi mi się", lecz bardziej z jej ogólnego obrazu, który chciałam wam przedstawić. Czyli szalonej, a może nawet i dziecinnej Lucy. Wiem jednak, że zarówno wy, jak i ja jesteśmy raczej związani z Buntowniczką w związku z tym jestem na etapie planowania kolejnej, krótszej książki jej poświęconej. Czy się pojawi? Ręki uciąć nie dam. Czy ta książka właściwie jest potrzebna?
Czekam na waszą opinię. Czytalibyście kolejne książki z Lucy, czy raczej wolelibyście, aby ta książka zakończyła jej historię?
Kolejna sprawa jest taka, że DALEJ NIE NAPISAŁAM INSUFFICIENT! I nie wiem kiedy będzie XD
W tygodniu, który jest niesamowicie mocno zawalony zarówno, przez szkołę, jak i moje problemy związane z życiem prywatnym znajduje czas na napisanie dość krótkiego rozdziału z "BR" i dosłownie kilku słów do rozdziału z mojej książki o "DBH"
Zapewniam jednak wszystkich, że postaram się nadrobić i ten rozdział się pojawi. TAKŻE INSUFFICNT ŻYJE KOCHANI! XD
No i ostatnia sprawa jest taka, że dziękuje każdemu za przeczytanie informacji i rozdziału! Czekam, jak zawsze na wasze opinię którego go dotyczą. Obiecuje, że ta końcówka książki już nie będzie taka nużąca ;D Także czekajcie <3
No i cóż... do zobaczenia wkrótce!
PS. Pracuje również nad nowymi talksami, ale na nie akurat brak mi weny xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro