Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.20 ZEMSTA

Wjechałam do sali do jogi i włączyłam światło. Tuż za mną Fernando który bardzo mało rozumiał z całej sytuacji. Ja w sumie też. Nagły pomysł. Fernando niósł moje kule i apteczkę. Po tym, jak go obudziłam wróciłam do pokoju, aby się przebrać w coś bardziej "do ćwiczeń". Wszystko dla realizacji planu. Uważałam, aby nie ruszyć stopy.

Wstałam z wózka i złapałam jedną kulę. Podpierając się na niej przeszłam do mat do ćwiczeń i rozłożyłam ją na ziemi. Gwałtownie usiadłam na niej i z uśmiechem poruszyłam zdrową stopą. Gdy wiązałam włosy Fernando ziewnął.

- Dalej nie rozumiem dlaczego mamy robić to w nocy. I dlaczego tutaj? - pytał kiedy, ja poprawiałam kucyka.

- Chce spróbować rozmasować mięśnie. Może jakoś przy okazji pobudzimy nerwy.

- Miałaś nic nie robić do badań. - zwrócił uwagę.

- Wrr, śpiący Fernanduś to zły Fernanduś. - przedrzeźniałam go z rozbawieniem. Przewrócił oczami zaspany. - W porządku. Zdejmiemy opatrunek ze stopy i pomożesz mi nią trochę poruszać. Dobra?

- Nie mam zamiaru zdjąć ci opatrunku. W sensie... nie mogę pozwolić, aby...

- Łaski bez. - warknęłam.

Złapałam za bandaż i rozerwałam go. Zaczęłam go rozwijać. Gdy zobaczyła biały plaster na szwie uniosłam wzrok w górę. Nie chciałam na niego patrzeć. Nawet jeśli prawdziwy problem krył się pod nim. 

- Chyba opuchlizna ci schodzi. - stwierdził Fernando.

- Wierzę na słowo. Nie chce na nią patrzeć. - mówiąc to położyłam się na macie. Westchnęłam głośno. Fernando wtedy złapał moją stopę w dłonie. 

- Czujesz to? - zapytał.

- Czuje. Tak samo, jak inne takie. Tylko, że każdy taki dotyk boli. - wyjaśniłam, a Fernando od razu ją puścił. 

- Czyli tylko nie możesz nią ruszać?

- To daje mi "dużo" nadziei. - zaśmiałam się lekko.  - A teraz posłuchaj. Możesz spróbować ją rozmasować? Później pomożesz mi nią trochę poruszać. W porządku?

- Nie chce ci zrobić krzywdy. - szepnął.

- Większej, niż mam mi nie zrobisz. - Fernando skrzywił się na te słowa. Ja w głębi też. Ponownie złapał moją stopę.

Nie sądziłam, że to może być takie dziwne uczucie. Tak jakby moja noga spała. Odczuwałam każdy dotyk lżej. Kiedy naciskano ją mocniej bardzo bolała. Trzy razy mocniej, niż normalnie. Było to cholernie dziwne. Przerażające. Tak samo, jak druga Lucy ze snów. Uznałam, że potraktuje ją nie jako "alternatywną Lucy", a Lucy, która po prostu wykorzystuje więcej logiki i zdrowego rozsądku. Nie powiedziała nic znaczącego. Owszem. Nie powiedziała nic związanego z moją stopą, karierą i szkołą. To, że ją zobaczyłam jednak pomogło mi przypomnieć sobie, że los stopy nie jest przesądzony. Jest jeszcze choćby minimalne prawdopodobieństwo, że nerwy nie zostały naruszone w nieodwracalny sposób. Nie mogłam jednak zwlekać z oceną. Czas działać. Buttersky, to mu nie ujdzie na sucho. Uszło mu za wiele. W momencie gdy cegły spadły, wydał na siebie wyrok. A Lucyfer go wykona. Osobiście.

- Boli cię? - zapytał Fernando.

- Po prostu kontynuuj. - odpowiedziałam czując nacisk jego palców na stopę. Czułam, jak omija plaster i widoczne sińce na jej zewnętrznej stronie. Czułam jak dotyka palców. Szkoda, że przez mgłę. Tak, jakby dotykał mnie piórem. 

- Możemy spróbować poruszyć nią w górę i w dół? Co sądzisz?

- W porządku. - powiedziałam bez uczuć. To moment w którym wydarzy się coś co przesądzi o moim losie. Zapewne nie dowiem się o jego skutkach. Nie w tym momencie. 

Fernando złapał ostrożnie moją stopę i zaczął powoli ją unosić. Czułam, jakby rozrywało mi stopę. Do ust wsadziłam sobie rękaw bluzy i wgryzłam w niego zęby. Zacisnęłam mocniej powieki, gdy ją opuszczał. Podnosił. Opuszczał. Podnosił. Opuszczał.

*******

- Pobudka Buntowniczko. - do pokoju wszedł mój tata. Niósł talerz i kubek. Podniosłam się ostrożnie do siadu i uśmiechnęłam się do niego lekko. 

- Dobry. - odparłam, a tata usiadł na łóżku. Podał mi talerz z tostami, a kubek z herbatą odstawił na komodę. obok.

- Zajmę się zmianą opatrunku, a ty w tym czasie jedz. - mówiąc to zaczął odkrywać moją stopę. Nie zareagowałam. Spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem. - Jest strasznie wymięty.

- Serio? - udawałam zdziwienie. Fernando jest kiepski w zakładaniu schludnych opatrunków. Nie ma kursów z tego, czy coś? Kurs ładnego zakładania bandaży + wideo poradnik. - Przez noc musiał się poluzować. 

Tata mruknął coś pod nosem, gdy zaczęłam jeść. On zajął się za to stopą.

- Myślisz, że tosty z karmelem byłyby dobre? - zapytałam nagle odkładając tosta na talerz. 

- Twoim zdaniem wszystko z karmelem byłoby dobre.

- Tu mnie masz tatku. Tu mnie masz... - westchnęłam krótko po chwili biorąc łyk herbaty. - Gdzie będziesz trenował dzisiaj z Cruz?

- Na plaży.

- Też bym chciała. - jęknęłam.

- Miejmy nadzieje, że już niedługo.

- A co u mamy? - zapytałam. Kiedy ostatni raz z nią gadałam po operacji poprosiłam ją, aby podlała kwiatka u mnie w pokoju. Rozmawiałam z nią dopiero po przebudzeniu i to była wtedy najważniejsza myśl.

- Wszystko w porządku. Całuje cię mocno.

- Podlewa Thomasa? 

- Tak, Thomas ma codziennie dużo wody. - zaśmiał się.

Uśmiechnęłam się na wspomnienie o wczorajszych próbach. Były mądre? Nie. Przemyślane? Nie? Mogłam dużo stracić? Nie. Mogłam dużo zyskać. Tak.

***Pov.Carlos***

Kiedy Jerry przyleciał do mnie na weekend nie wiedzieliśmy, że w tym samym czasie na torze jest Lucy z Fernando. Kiedy na halę do kartingu przyjechało pogotowie, a media zaczęły trąbić o rzekomym poważnym wypadku musieliśmy to sprawdzić. 

Trochę już czasu minęło od tego wydarzenia. Wiedzieliśmy, że Lucy nie rusza stopą i to nas niepokoiło. Chcieliśmy z Jerrym jednak samodzielnie wybadać teren. Na moje opalone ramiona opadły ramiona plecaka, gdy kierowaliśmy się w stronę toru. Musieliśmy przejść zaledwie parę metrów.

- Jaki mamy właściwie plan? - zapytałem Jerry'ego, który słabo spał od wypadku Lucy. Sam nie mogłem jednak Gorvette zniósł to o wiele gorzej. Od dawna nie widziałem kiedy traci nad sobą panowanie. Do dnia wypadku. Pisał do niej, lecz ta nigdy nie odpowiadała. Naszym jedynym źródłem informacji był Fernando. A plan działania opracował właśnie Jerry.

- Wchodzimy, rozglądamy się i szukamy Buttersky. - mówił dość cicho, jakby obawiając się, że ktoś nas usłyszy.

- Brzmi jakbyś był wściekły. 

- Bo jestem, Carlos. - wziął głęboki wdech. Zatrzymał się i stanął przede mną. - Gdzie Alexis? 

- Napisał, że na miejscu. - odparłem, a Jerry skinął głową odwracając się. Złapałem jego nadgarstek. Spojrzał na mnie zirytowany. - Chcesz mieszać w to wszystko Alexisa?

- Owszem, chce wmieszać. - zaczęliśmy iść w kierunku toru. - Fernando mówi nam, jak ma się Lucy, a my powinniśmy zająć się resztą.

- Dalej nie powiedziałeś mi czym jest ta reszta. - jęknąłem. - Zachowujesz się ostatnio dziwnie.

Jerry przewrócił oczami nie odpowiadając. Weszliśmy na recepcję. Pokazałem recepcjonistce moją kartę członkowską. 

- Me ayuda hoy. - uśmiechnąłem się. Pani skinęła głową, a ja ruszyłem do szatni, a za mną Jerry.

- Więc może teraz mnie wtajemniczysz? - zapytałem.

- Wziąłeś kombinezon? 

- Jasne. Tak samo, jak ochraniacze.

- Załóż tylko kombinezon i buty. - poprosił idąc w kierunku wyjścia na tor.

- Chce mieć całe żebra. - wspomniałem.

- Nie będziesz jeździć. To będzie nasza przykrywka. - wyjaśniał. Zacząłem się przebierać. - Dzięki temu będziemy mogli sobie bez żadnego, ale posiedzieć w boksach i zobaczyć, gdzie Lucy miała spinę z Mattem.

- Ale na co ci Alexis? - mówiąc to dopinałem strój.

- Przyda nam się. Ma rzadki dar. - trzasnąłem drzwiczkami od szatni nie wierząc w to co słyszę.

- Po raz pierwszy go nie obraziłeś. - zaśmiałem się kiedy ruszyliśmy w kierunku wyjścia z szatni. - Wasza mała bitewka jest zabawna.

- O co ci chodzi? - zapytał zdziwiony kiedy przeszliśmy do gokartów. Właśnie przez metę przejechał znany nam niebieski gokart.

- Ty już wiesz o co mi chodzi. - uśmiechnąłem się uderzając jego bark. - W sumie z Alexisem będziecie mogli sobie to wyjaśnić, jak już zjedzie do nas.

Wtedy metę przejechał drugi gokart. Ten też znaliśmy. Niestety. Zacząłem się przyglądać jeździe Alexisa i Matta. Wtedy zrozumiałem.

- Wiesz... oni chyba nie mają zamiaru zjechać do boksów. - stwierdziłem patrząc, jak Matt przyspiesza.

- Więc zajmijmy się znalezieniem miejsca, gdzie Lucy się z nim pokłóciła. - powiedział szybko zaczynając oglądać ziemię przy gokartach. W momencie, gdy Jerry ze złością szukał śladów ja stałem myśląc nad tym logiczniej. Fernando mówił, że miała opuchliznę, przez to, że na stopę spadły jej cegły. Zacząłem kojarzyć fakty, gdzie stały wcześniej cegły w boksach. Po tym incydencie obsługa toru je zlikwidowała. Podbiegłem do tego miejsca i przesunąłem gokart.

- Jerry! Tutaj! - krzyknąłem,  a ten do mnie podszedł. Spojrzeliśmy na pozostałą na ziemi krew. Mogliśmy się tylko domyślać jak dokładnie to wyglądało. Od Fernando znaliśmy tylko ogólny zarys bez szczegółów. Nie zdziwiłbym się, gdyby Lucy o tym nie mówiła.

- Jestem ciekaw jak głębokie jest jej rozcięcie. Plama na ziemi jest całkiem spora. - mówił Jerry ponownie opanowanym głosem. To zawahanie, ani trochę mnie nie uspokoiło. Westchnął zakładając ręce. Wtedy do boksów zjechały dwa gokarty. 

Alexis zdjął kask i wyszedł z gokartu. Poprawił włosy i patrzył, na Buttersky który odsunął szybkę w kasku.

- Świetnie było się ścignąć z członkiem bandy McQueen. - zaśmiał się Matt ściągając kask.

- Uwierz, dla mnie to żadna przyjemność. - warknął Alexis.

- Zjechaliście się tu po co. Waszej dziewczyny tu nie ma! Możecie się rozejść i nie zawracać mi głowy. Potrzebuje samotności na torze.

- "Potrzebuje samotności na torze". - przedrzeźnił go Francuz.

- Wiesz co stało się z Lucy po tym, jak wyszedłeś z hali? - zapytał Jerry podchodząc do niego. Matt prychnął.

- Skąd mam wiedzieć. Nie było mnie tu.

- Łżesz. Myślisz, że Lucy nam nie powiedziała? - warknął Alexis również do niego podchodząc.

- McQueen powaliło na łeb już dawno. Nie zdziwiłbym się, gdyby kopnęła w cegły z własnej chęci.

- Wiesz co się jej stało? - zapytał Jerry łapiąc go za kombinezon i przyciągając do siebie.

- Oświeć mnie blondasku. - uniósł kącik ust.

- Jerry... - szepnąłem.

- Poszły jej nerwy w nodze. Nie może nią nawet ruszyć.

- Zasłużyła sobie. - wzruszył ramionami. Widziałem tylko, jak Jerry zaciska dłoń w pięść i uderza Matta w twarz.

- Gorvette cholera! - krzyknął Alexis. Matt zaczął oddać Jerry'emu. - No dzieci! 

Alexis złapał Gorvette'a za bluzę i pociągnął do siebie.

- Padłeś na łeb do reszty? Myśl za nim co zrobisz.

- Zniszczę cię Matt! Rozumiesz?! - krzyczał Jerry.

Buttersky uniósł głowę. Miał obity policzek i rozciętą wargę. Uśmiechnął się. Założył kominiarkę i ruszył w stronę gokartu. 

- Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć? - zapytał zakładając kask. Alexis zatkał Jerry'emu usta rękawicą. Matt wsiadł do gokarta i ponownie wjechał na tor. 

- Nie masz mózgu Jerry. Myślałem, że to ja działam irracjonalnie. - powiedział Alexis puszczając go.

- Czy to był twój cel przez ten cały czas? - zapytałem nieśmiało. 

- Tak Carlos. - powiedział krótko. Skrzywiłem się lekko patrząc na Alexisa.

- Lucy nie może wiedzieć. - stwierdził Farafura.

- Nie ma opcji. - dodałem.

Hejka! Wow... wreszcie troszkę się rozpiszę w tych notkach. Dawno nie dedykowałam nikomu żadnego rozdziału, więc pora to zmienić! Dzisiejszy rozdział jest dla _DragonNasari_ za dużą aktywność w komentarzach (twoje rozmowy z kakao_queen w komentarzach to coś absolutnie wspaniałego). W następnym też będą dedykacje także czekajcie ;D
Jak zawsze czekam na opinię dotyczące rozdziału. 
No i pytanie: Jak myślicie, jak będzie z Lucy? W tym przypadku oczywiste odpowiedzi nie muszą być poprawne także czekam na wasze domysły :3

Cóż, jest dużo roboty (czyt. Insufficient do napisania XD) także na dzisiaj ode mnie tyle! Widzimy się niebawem kochani <3 <3 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro