Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.18 SZWY

Lekarz oglądał moją nogę, a ja dalej pociągałam nosem. Każdy dotyk bolał. Czułam jakby była zmiażdżona. Obok lekarza stał Szpachel. 

- Jak to się stało? - zapytał patrząc mi w oczy. Założyłam ręce wzruszając ramionami.

- Nie byłam ostrożna. - prawie, że wyszeptałam.

Lekarz skinął głową wstając. 

- Czy możesz zgiąć palce u stóp? Spróbuj. - poprosił. Wydawało mi się, że nimi ruszam, lecz kiedy spojrzałam w dół... zero reakcji. Zaczęłam panikować. Nawet bardzo. Nie, nie, nie, nie, nie, nie.

Desperacko ruszałam całą łydką, aby zgiąć palce, lecz mało co to dawało.

- W porządku. Spróbuj unieść stopę. - usiadł obok i wbił wzrok w moją ranną stopę.

Otarłam łzę z policzka i lekko uniosłam stopę. Ból. Cholerny ból. Nie udało mi się unieść jej całkowicie. Była blokada. Blokada bólu i bezsilności. Opadłam plecami do tyłu i zamknęłam oczy.

- Jakieś konkrety? - zapytał Szpachel.

- Podejrzewam uszkodzenie nerwów i stłuczenie. - otworzyłam oczy kiedy to mówił.

- Co to znaczy? - zapytałam. Lekarz skrzywił się lekko.

- Znaczy to tyle, że musimy wykonać zabieg. Zrobimy jeszcze kilka badań, aby się upewnić.

- Co to znaczy dla mnie?! - krzyknęłam. Może z bólu... może ze zdenerwowania. W takich chwilach nie myśli się racjonalnie. Co dopiero ja. Czułam tylko jak mocno bije mi serce.

- Jeżeli faktycznie nerwy są uszkodzone i zabieg nie pomoże... cóż... - mówił to coraz ciszej. 

- Czy ja... stracę stopę? - zapytałam powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem.

- Nie amputujemy ci jej, ale możliwe jednak, że będziesz mieć w niej ograniczony ruch. W najgorszym przypadku żaden. Bardzo mi przykro Lucy. - powiedział prawie, że szeptem.

Czy tak się czujesz, kiedy cały świat się sypie? W jednym zdaniu. 

- Zrobimy badanie, opatrzymy ranę i poczekamy tutaj na twoich rodziców, aby podpisali zgodę na zabieg. Stopę zszyjemy ci w trakcie zabiegu, a teraz pielęgniarki zatamują krwawienie.- powiedział lekarz. Podszedł do telefonu na swoim biurku i kliknął jeden przycisk. Nie wiedziałam co aktualnie robił. Czułam się cholernie wkurzona. Zła, smutna i... bezsilna. To już się stało. Nie wiadomo co będzie z moją kończyną, a ja nie mam na to żadnego wpływu. Niedługo kończy się lipiec. Miałam jechać na zawody i zacząć naukę w Mobile. Teraz to wszystko wydaje się już nierealne. Poczułam, że straciłam wszystko.

******

W szpitalnym ubraniu siedziałam na łóżku. Zdrową nogę  i brzuch zakryłam kołdrą. Patrzyłam jednak na fioletową stopę w zakrwawionym bandażu. Przez cały czas starałam się poruszyć palcami. Zamykałam oczy i starałam się skupić. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Wtedy on złapał moją dłoń i mocno ścisnął. Otworzyłam oczy i z tym samym wyrazem smutku i nienawiści spojrzałam w jego oczy.

- Puść mnie. - warknęłam na Fernando, który nie wydawał się, że miał zamiar cofnąć dłoń. - Jesteś kurwa głuchy?! Puść mnie w tym momencie! - zaczęłam szarpać ręką, ale ten nie pozwolił mi się wycofać. W moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Przestałam stawiać opór.

- Przestań próbować. To nie ma sensu Lucy. Będziesz się tylko...

- Zjebał mi życie. Ten chuj zjebał mi całe życie Paltegumi. Calutkie! Co do cna! - zaczęłam płakać. Już tak na dobre. Zasłoniłam oczy dłońmi. Do lewej miałam podłączoną kroplówkę, a na prawej widniała kokardka. Łkałam tak głośno. Byłam tak bezsilna. 

Fernando przeszedł z stołka na łóżko i mnie objął. A ja jego. Zawiesiłam ręce na jego karku i nawet nie ukrywałam, że płakałam. Gładził tył mojej głowy.

- Wszystko przepadło. - łkałam.

- Widzisz, że póki co nawet nie zszyli ci stopy. Liczą, że zabieg uratuje stopę. Nie płacz, błagam. - szeptał. Nie mogłam mu uwierzyć, bo cały czas chciałam ruszyć stopą. 

Wtedy drzwi od pokoju się otworzyły. Stanęła w nich osoba, której nie chciałam teraz widzieć. Nie sądziłam, że przyjdzie mi spojrzeć mu w oczy. Puściłam Fernando i wbiłam wzrok w tatę.

Paltegumi wstał i bez słowa wyszedł z pokoju. Zamknął za sobą drzwi. Tata powoli do mnie podszedł, a ja dalej płakałam.

- Ja tak bardzo... tak bardzo przepraszam. - zaczęłam. Cała drżałam. Tata usiadł na łóżku i spojrzał na stopę. Westchnął głośno patrząc na moją twarz. Nie wyrażała ona żadnych emocji. 

- Nie masz za co. - powiedział. Jego głos się łamał. 

- Już słyszałeś? - pociągnęłam nosem. - O tym, że ja mogę... - pociągnęłam nosem.

- Tak... podpisałem zgodę na zabieg, zadzwoniłem do mamy i... przyszedłem ci o tym powiedzieć. - wyjaśnił. 

- Nie mogę ruszyć palcami. Ledwo unoszę stopę. - powiedziałam od nowa zaczynając płakać. Objął mnie, lecz nie miałam teraz siły tego odwzajemnić. Usłyszałam, jak pociąga nosem.  Odsunął się ode mnie i wytarł łzę z policzka.

- Będzie w porządku... musi być, tak? - zapytał się mnie. Zamknęłam oczy i dalej łkałam. 

- Zawiodłam. Straciłam... gokarty, szkołę, karierę... wszystko.

- O to się nie martw. Zaradzimy na to. - złapał moją dłoń. 

- Kiedy mam zabieg? - zapytałam.

- Za godzinę. Kiedy rano się obudzisz będę obok. W porządku? 

- Co z Cruz? - przypomniało mi się o jej treningach. Teraz nie dość, że ja nie będę jeździć to Cruz nie będzie trenować.

- Pojechała do Jacksona i Jareda. O nią się nie martw.

- Przeze mnie przegra sezon. 

- Poradzi sobie. My, sobie poradzimy Buntowniczko, tak? Teraz liczy się twoja stopa, a nie treningi. - powiedział patrząc na mnie przeszklonymi oczami.

- Jak zawsze zepsułam... - szepnęłam.

- Nie wierzę w wersje "byłam nieostrożna" Lucy. - powiedział poważniej. Uniosłam wzrok. - Jeżeli myślisz, że ta wersja do mnie trafia to się mylisz. Nie musisz mi teraz mówić, ale doskonale wiem, że sama sobie tego nie zrobiłaś. 

- Co powiedziałeś mamie? 

- To co nam lekarz. Chciała z tobą porozmawiać po zabiegu. 

Skinęłam głową.

- A teraz się połóż. Okey? Odpocznij. I nawet nie próbuj ruszać palcami.

******

- Nie płacz, cichutko. - szeptał kiedy brał mnie na ręce. Moje drobne rączki zacisnęłam na jego czerwonej koszulce i cichutko płakałam. Czułam tylko, jak gładzi moje plecy.

- Co się stało Zygzak? - mama pojawiła się w drzwiach motelu. 

- Lucy się wywróciła i zdarła kolano. - powiedział. - Ale to nic takiego, tak Lucy? To tylko obdarcie. - uśmiechnął się lekko. 

- Boli... - szepnęłam pociągając nosem. Tata pocałował moje czoło.

- Wiem Buntowniczko, że boli. Nakleimy zaraz plasterek. Myślisz, że lody sprawią, że kolano będzie mniej boleć? Bo mi wydaje się, że tak. Mi zawsze pomagają. 

Mówiąc to szedł ze mną na górę do łazienki. Posadził mnie na toalecie kiedy ten wziął apteczkę.

- Troszeczkę poszczypie, ale to tylko chwilowe. Dobrze? Co robiłaś wczoraj u wujka Złomka.

- Ganialiśmy za krowami i staczaliśmy opony z góry.

- Naprawdę? - cały czas patrzył mi w oczy. Nie wiedząc kiedy ten polał mi ranę wodą utlenioną. Zbyt skupiłam się, aby przypomnieć sobie historię.

- Tak. - powiedziałam cicho.

- Jesteś dzielnym pacjentem, wiesz? A grzeczni pacjenci zasługują na wybranie plasterka. Z kim chcesz plasterek? - mówiąc to wyciągnął w moją stronę 3 plasterki. Niebieski w różowe ośmiornice, czerwony w żółte autka i niebieski w szare roboty.

- W autka. 

- Ja się jeszcze pytam. - zaśmiał się naklejając plasterek. Na końcu pocałował wierzch plastra. - Do wesela się zagoi. - uśmiechnął się.

- Lody pomogą na kuku. - szepnęłam. Tata się zaśmiał.

- Wiadomo, że pomogą. - wziął mnie na ręce. - Jak zawsze cytrynowe kuleczki?

***Pov.Jackson***

Wróciłem z basenu kiedy Cruz wraz z Jaredem leżeli na jednym łóżku. Cruz gładziła jego włosy i cicho wzdychała.

- Coś nowego w związku z Widmem? - zapytałem zamykając drzwi. Położyłem torbę na ziemi i podszedłem do ich dwójki. Usiadłem na skraju łóżka.

- Dzwonił Zygzak i powiedział, że zabrali ją 30 minut temu na zabieg. Powiedział, że wyślę sms'a gdy będzie po wszystkim.

- Myślicie, że będzie jeździć? - zapytał nagle Jared. Spojrzałem na niego i wzruszyłem ramionami.

- Mówią, że ma uszkodzone nerwy w stopie. W takich przypadkach nigdy nic nie wiadomo. - wyjaśniłem. Cruz wbiła we mnie wzrok. Jakby mnie karcąc.

- Ja sądzę, że wszystko się ułoży Jared. To dotyczy w końcu Lucy, tak? - powiedziała z większym optymizmem. Dalej na mnie patrzyła. Skinąłem głową.

- Jestem praktycznie pewny, że to wina tego Buttersky. - burknął kiedy Cruz ułożyła dłoń na jego skroni. 

- Nie mów tak Jared, proszę. Nie sądzisz, że powinieneś spróbować zasnąć? Rano dowiemy się, jak się czuje. - objęła go. Jared westchnął przymykając oczy.

Widać, że Cruz nie chciała, aby Jared o tym myślał. Położyłem głowę na udzie Cruz. Wtuliłem się w jej nogi. Sam się tym przejmowałem. Nawet bardzo. Nie mogłem jednak pokazywać tego, przy Jaredzie i Cruz. Oni sami bardzo mocno się przejmowali.

***Pov.Sally***

- Trzymaj kochana. - Lola podała mi kolejny kubek herbaty po czym usiadła obok mnie. - Jestem pewna, że Zygzak niedługo zadzwoni z wiadomościami

- Mija druga godzina. - szepnęłam stukając paznokciami w kubek. Miałam ochotę w tym momencie pojechać na lotnisko i polecieć do Madrytu, aby zobaczyć się z Lucy. Nie mogłam jednak.

- Spokojnie kochana.

- Martwię się o nią. Musi być zrozpaczona w związku z tą stopą. - po moich policzkach spłynęły łzy. Wytarłam je szybko i wzięłam łyk herbaty.

Wtedy zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran, na którym wyświetlił się Zygzak. Od razu za niego złapałam i odebrałam połączenie. Włączyłam głośnomówiący i zaczęłam.

- Co z nią? 

- Zabieg się udał. Zszyli jej stopę. Nie wiadomo dalej czy nerwy są uszkodzone i póki co tego się nie dowiemy. 

- Co wiadomo?

- Że będzie jej potrzebna rehabilitacja i zapewne... 

- I zapewne co?

- Koniec z gokartami

- Będzie załamana. - szepnęłam. Od kiedy pamiętam ona chciała jeździć. Modliłam się w głębi, że to jednak kiepski żart.

- Póki co wolę się skupić na rehabilitacji lub na tym, czy właściwie będzie mogła ruszać stopą.

- Co ona zrobiła, że tak sobie ją rozcięła?

- Nie wiem Sally, ale próbuje się dowiedzieć. Proszę, połóż się spać, a jak Lucy się wybudzi to do ciebie zadzwonię, w porządku?

- Dobrze Laluś. Ucałuj ją ode mnie.

- Dobrze. Śpij dobrze skarbie.

Rozłączyłam się i po moich policzkach spłynęły łzy.

- Tak nie może być. Nie może skończyć z gokartami. - szeptałam. - Ona będzie... załamię się! - prawie, że krzyknęłam.

******

- Mamo, ile razy Hudson zdobył Tłoka? - zapytała Lucy wpadając do recepcji. Przydepnęła deskorolkę stopą, a ta wręcz wskoczyła do jej dłoni.

- Trzy razy w '51, '52 i '53. - odpowiedziałam nawet nie odwracając wzroku od ekranu komputera. Lucy westchnęła.

- A tata?

- Siedem razy.

- I to jest konkret do pobicia! - uderzyła dłonią o udo i usiadła na kanapie w recepcji. Położyła nogi na kanapie.

- Nogi na ziemię. - zaśmiałam się. Lucy westchnęła kładąc stopy na ziemi. 

- Zadowolona?

- Bardzo. Dlaczego tak właściwie o to pytasz?

- Chce wiedzieć jak wiele razy mam wygrać Tłoka, aby stać się legendą. - wyjaśniła. 

***KILKA DNI PÓŹNIEJ***Pov.Zygzak***

Z Fernando szliśmy ramię w ramię. Drzwi Rusteze Racing Center otworzyły się przed nami. 

- Możesz pchać szybciej? - Lucy odwróciła się w moją stronę. Miała jeździć na wózku lub chodzić o kulach dopóki mięśnie się nie zrosną. Dalej nie wiedzieliśmy co z jej nerwami w stopie. Od zabiegu, Lucy nawet nie patrzyła na stopę.

- Jesteś strasznie niecierpliwa.

- Jak będziesz się tak ślimaczyć to do wieczora nie dojedziemy na salę treningową. - założyła ręce na piersi.

- Zadzwoń do Cruz i powiedz jej, że za 5 minut będziemy w sali do jogi.  - poprosiłem ją. Lucy westchnęła przewracając oczami. Posłałem Fernando rozbawione spojrzenie. Uśmiechnął się krótko niosąc jej plecak i kulę.

- Jasne tatku. - Lucy wyjęła telefon i zadzwoniła. - Cruz? Tak to ja. Za 50 minut będziemy na sali d o jogi.

- 5 nie 50! - krzyknąłem, aby ta mnie usłyszała.

- Mówi, że za 5, ale pcha mnie tak wolno, że obawiam się, że do wieczora tam nie dojedziemy.

Drzwi od siłowni otworzyły się. Na bieżniach trenowali różni zawodnicy którzy szykowali się, aby wejść do teamu. Witałem się z każdym z nim. Młodzi, pełni zaangażowania chłopcy. Lucy patrzyła na nich z lekkim smutkiem. Poklepałem jej ramię na co ona westchnęła. Kątem oka spojrzałem wtedy na jej stopy. Na zdrowej lewej miała czarnego, nowego trampka. Na drugiej był opatrunek, który osłaniał jej całą stopę.

- Puść ten wózek, bo nie mogę tak. - burknęłam. Puściłem go, a ta złapała za ramy kół i zaczęła sama się odpychać.

- To dla niej trudne. - szepnął Fernando.

- Wiem... nic jednak nie zrobimy z tym stanem rzeczy. - westchnąłem patrząc, jak tam coraz mocniej się odpycha.

- Mam wrażenie, że ona traci nadzieje, że będzie miała zdrową stopę. - mówiąc to poprawił jej plecak.

- Miejmy nadzieje, że jakoś wszystko się ułoży. - poklepałem jego plecy. - Daj przynajmniej te kulę, bo nie mogę patrzeć, jak wszystko niesiesz sam. 

Fernando podał mi kulę i ruszyliśmy za Lucy do sali do jogi. Widać było za szkłem, że Cruz przytula się do Lucy. To było ich pierwsze spotkanie po zabiegu.

- Boli cię coś? - To pierwsze zdanie jakie usłyszałem z ust Cruz w stronę Lucy. Jęknęła.

- Po za duszą to nic. W stopie to nic nie czuje. - burknęła. Odwróciła się w moją stronę. - Dasz mi kulę? Nie ładnie rozmawiać z siadu.

- Może lepiej, jak będziesz siedzieć. To będzie bezpieczniejsze dla rany.- wtrącił Fernando.

- Nie mów mi, jak mam postępować. Jestem duża i sama wiem co dla mnie dobre.

Westchnąłem głośno opierając kulę o ścianę. Lucy podjechała do niej i złapała kulę. Uniosła się na nich w górę. Prawą nie dotykała ziemi. 

- Palcie gumę. - warknęła.

- Wyrażaj się Lucy. - zganiłem ją.

- Co mi zostało tato? Przekleństwa. Daj spokój. - podpierając się na zdrowej nodze podeszła do półki z radiem.

- Dobrze... w takim razie Cruz, zaczniemy od rozgrzewki do muzyki. 

Stanąłem przed Cruz, a Lucy włączyła muzykę.

- Powtarzaj za mną. Dobrze?

- Dobrze Panie McQueen.

Zaczęliśmy ćwiczyć. Minęła pierwsza piosenka, a Cruz nieco dyszała. Zwracałem uwagę na to, aby robiła pełne skłony i, aby nie pominąć żadnej partii mięśni. Cruz zerkała co chwilę w ziemię ze zmęczenia. Te kilka dni źle spała. Ja też. 

- Lucy nie! - krzyknął Fernando. natychmiast odwróciłem się, aby zobaczyć, jak Lucy próbuje położyć zabandażowaną stopę na ziemi. Od razu do niej podbiegłem do niej i uniosłem ją nad ziemię.

- Puszczaj! Chciałam spróbować stanąć! - krzyknęła.

- Albo stoisz o kulach na jednej nodze, albo siedzisz na wózku. Czegoś nie zrozumiałaś w tych poleceniach? - krzyknąłem starając się posadzić ją na wózek. Opadła na niego bez siły. Uderzyła w metalową rączkę pięścią i westchnęła zamykając oczy.

- Jak mam wracać do formy, jak nawet nie pozwalacie mi ruszyć stopą!?

- Chcesz rozwalić szwy!? 

- Jeżeli mam nie ruszać stopą to możecie ją sobie odciąć, abym nie patrzyła na moje kalectwo.

- To nie jest kalectwo! 

- Jak niby to nazwiesz?! Nie nazwiesz do cholery! Nie działam! Jestem zepsuta... zepsuta...

Hello! Rozdział miał być we wtorek, ale tak jakby "NIEDŁUGO MATURA" w szkole sprawiło, że mi się przedłużyło. Mam nadzieje jednak, że rozdział się wam podoba! Możecie napisać co sądzicie na jego temat. Wattpad ostatnio nie wysyła powiadomień o rozdziałach także dajcie znać jak jest u was, abym mogła jakoś w inny sposób powiadamiać was o aktualizacjach książek.
Dziękuje za waszą aktywność pod książkami (bo ostatnio przybywa) i mam nadzieje, że widzimy się już niedługo! Do zobaczenia!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro