Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ. 16 POCZĄTKI

Przejechałam linię mety. Uniosłam zwycięsko dłoń w górę. Wygrałam! Nie wierze. Udało się! Spojrzałam na boksy gdzie tata i Szpachel klaskali. Wysiadłam z gokartu unosząc wysoko kask. Jared podszedł do mnie klaszcząc w dłonie. Przytulił mnie tak mocno, że aż uniósł mnie nad ziemię. Nawet nie wiem kiedy zostałam usadzona na dłoniach. Siedziałam na nich na ziemię. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to Alexis, Carlos, Jerry i Fernando. Śmiałam, a z moich ust wydobywały się okrzyki radości. 

Otworzyłam gwałtownie oczy kiedy drzwi uderzyły o ścianę. Podniosłam się do siadu. W drzwiach ujrzałam Szpachla. Miał groźną minę. Spojrzałam na Fernando, który spojrzał na niego z niezrozumieniem. 

- Za 5 minut widzę was na dole. - warknął. Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Spojrzałam na zegarek w telefonie. 6:01. Świetnie. Westchnęłam wstając. Zajrzałam do walizki. Wyjęłam czarne getry i czerwoną luźną koszulkę. Fernando wziął swoją torbę i poszedł do łazienki. Wykorzystałam tą chwilę, aby się przebrać. Nie miałam czasu nawet myśleć nad tym co się wydarzyło z rana. Wiedziałam jedynie, że Szpachel przerwał mi piękny sen i zapewne obudził nad na trening. Założyłam na stopy sportowe buty i ruszyłam do lustra, aby związać włosy. Nie miałam czasu szukać gumki do włosów. Nie zastanawiając się długo rozwiązałam czerwoną wstążkę i zaczęłam wiązać nią włosy. W tym czasie Fernando wyszedł z łazienki. Miał na sobie czarne dżinsy i białą koszulkę z czerwonymi rękawami. 

- Jak stoimy z czasem? - zapytałam kończąc wiązać wstążkę.

- Dwie minuty zostały. - odparł. Kiedy ruszyłam do drzwi. Zbiegłam po schodach wychodząc przed mały domek. Na schodach stał Szpachel wraz z Mańkiem. Stanęła przed nimi z uśmiechem. Chwilę później obok mnie zjawił się Fernando.

- Myślałem, że będziesz szybciej. - burknął Szpachel, a ja zmarszczyłam brwi. - Widzisz ten płot za drzewami? - zapytał Szpachel.

- Tak. - odpowiedziałam bez zastanowienie. Szpachel uśmiechnął się lekko. Podszedł do swojego starego pic upa i pokazał Mańkowi, aby wsiadł do środka. - Chłopcze, wejdź na bagażnik.

Husky skinął i szybko pobiegł do auta. Podeszła do auta. Szpachel zamknął drzwi os strony kierowcy i wychylił się przez szybę.

- Będziesz biegła za samochodem pod tor. Zrobimy sobie do tego dwa okrążenia wokół niego. Zrozumiano!? - krzyknął. Skinęłam głową. Zaczęłam przebierać nogami w miejscu czekając, aż auto ruszy. Strach myśleć co ten starzec wymyśli dalej.

Szpachel ruszył do przodu, a ja biegłam za autem. Nie jechali najszybciej, fakt. Było jednak nieco ciężko ich dogonić. Fernando siedział na samym tyle bagażnika i cały czas na nie patrzył. Musiała skupić na czymś wzrok, aby nie myśleć ile zostało do przebiegnięcia. Padło na tablicę rejestracyjną samochodu. Numery podskakiwały, lecz starałam się tym nie przejmować. 

Dawno nie biegałam. Tata mówił, że nie mam po co katować się bieganiem skoro moje nogi mają się dobrze. Kiedy byliśmy w bazie treningowej chodziłam na siłownię i biegałam na bieżni, albo robiłam inne ćwiczenia na nogi. Zauważyłam też, że mój ojciec dużą uwagę przykładał do rozciągania się. Kiedy Cruz z nim trenowała zerkałam na to co wykonywała. Tak oto wieczorem w pokoju siadałam na dywanie i zaczynałam się rozciągać. Szczerze... to najnudniejsza część treningów.

Dobiegłam pod stadion, a Szpachel rozpoczął pierwsze okrążenie wokół stadionu. Powoli zaczynałam czuć, że nogi robią się ciężkie, a serce bije szybciej. Zaczęłam dyszeć. Jedną dłonią otarłam pod z czoła. Moja uwaga do tej pory skupiona na tablicy rejestracyjnej przeniosła się na oddech. Błądziłam wzrokiem głównie wbijając go w ziemię. Czy tak wygląda piekło? Jeżeli tak to mam nadzieje, że władce lepiej tam będą traktować. Skończyłam pierwsze okrążenie. Jeszcze jedno Lucy! Dasz radę!  Czułam prąd przechodzący przez łydki i to, jak nie mogę utrzymać rąk przy klatce piersiowej. Spojrzałam na bok gdzie ujrzałam pomnik ku pamięci Hudsona Horneta. Wójcie... mam nadzieje, że jak już umrę w trakcie treningu to cię zobaczę. Miałam wrażenie, że w płucach zebrała mi się wydzielina. Zakasłałam kilka razy i wyplułam ją na bok. To jest ten moment, gdy wiesz, że trening daje ci w kość. 

Wbiegłam za furgonetką na stadion. Odnowione trybuny i nowa droga. Nie było jednak boksów. Stanęłam obok drogi zatrzymując się. Dłonie ułożyłam na kolanach i schyliłam się w dół. Zaczęłam głośno oddychać starając się złapać oddech. Z auta wysiadł Szpachel i Maniek. Fernando wyskoczył z bagażnika z butelką wody. Podszedł do mnie i wysunął butelkę w moją stronę.

- Awansowałeś na wodziankę? - zadrwiłam biorąc ją od niego. Fernando przewrócił oczami. - Chcesz mieć brokatowe slipy, jak mają kobiety w tych programach w telewizji?

- McQueen! - krzyknął Szpachel. Wzięłam ostatni łyk wody i oddałam butelkę Fernando. Czułam się lepiej. - Pajacyki! Teraz! 

Zaczęłam podskakiwać w miejscu machając rękami. Fernando odszedł nieco na bok. Nie liczyłam ile zrobiłam, ale starałam się skupić, abym miała prosto plecy.

- Zmiana! Pompki! 

Zamknęłam oczy. Ułożyłam się na ziemi i zaczęłam robić. Pompki przychodziły mi z większą trudnością. Pierwsza, druga, trzecia, drżąca czwarta, piąta.

- Zmiana! Pajacyki!

Żartujesz sobie? Wstałam i kontynuowałam pajacyki. Oddech znowu stał się nierówny. Robiłam je teraz o wiele dłużej. Westchnęłam głośno czując, jak po czole spływa mi pot. 

- Zmiana! Ręce za głowę i brzuszki! Fernando trzymaj jej stopy. 

Położyłam się na plecach, a Fernando mocno przycisnął moje stopy do ziemi. Wykonywałam kolejne ćwiczenia, ale czułam się wręcz nieprzytomna. Już nie myślałam. Modliłam się w duchu, aby to się skończyło. Mogłabym przysiądź, że widziałam Wójta Hudsona. 

- Szlag! - wydusiłam dysząc.

- Dawaj. Dasz radę jeszcze trochę. - mówił Fernando.

Kontynuowałam, ale w moich oczach zebrały się łzy. Za dużo.

- Koniec! - krzyknął Szpachel. Położyłam się na ziemi i dyszałam. - Fernando, pomóż jej. - powiedział już mniej wrogim głosem. 

- Wody! - wydusiłam. Fernando podał mi dłoń, abym się podciągnęła. Oparłam się na nim. Podał mi butelkę wody. Wlałam ją sobie do ust, a resztką polałam kark. Moje ciało się wręcz paliło.

- Twoja kondycja leży. Miałem jeszcze kilka ćwiczyć, ale ledwo dajesz radę przebiec kawałek lasu. - założył ręce na piersi. Dyszałam. Skinęłam mu głową. - Jestem zawiedziony. Wracamy na śniadanie.

Szpachel szturchnął Mańka i wskazał na wóz. Sama wskoczyłam na bagażnik pic upa tak, jak Fernando. Oparłam się i starałam się uspokoić.

- Nie spodziewałam się tego. - westchnęłam. Zamykając oczy. - Mam dość.

- Dobrze jest. Spokojnie, to dopiero pierwszy trening. Jestem pewny, że Matt bardziej skupia się na jeździe.

- Też powinnam. - jęknęłam.

- Bez mocnych nóg i sprawnych rąk ciężko będzie cokolwiek wywalczyć. Szpachel ma tutaj racje.

Skinęłam głową i wróciłam do oddychania. Wdech, trzymaj, wydech. Wdech, trzymaj, wydech.  Za nim się obejrzeliśmy byliśmy pod domem.

***Pov. Jackson***

- Hiszpania. 

To słowo usłyszałem za moimi plecami, gdy jadłem śniadanie. Spojrzałem na Jareda z tabletem w ręku.

- Chyba nie rozumiem. - odparłem biorąc łyk kawy.

- Madryt! Zobacz!

Jared przysiadł się obok mnie. Przesunął mój talerz z jajecznicą i na jego miejscu położył tablet.

- Spójrz! Świetny hotel! Jedzenie w cenie pokoju, siłownia, basen i masaże. To będzie miejsce naszych wakacji. Będziesz mógł się szykować do sezonu.

Zacząłem przyglądać się ofercie.

- Wyślij mi link, przyjrzę się temu po śniadaniu. - powiedziałem, a Jared skinął głową. - Jakieś wiadomości od Widma?

- Nie za bardzo. Zadzwonię do niej wieczorem. Gdzie jest Cruz?

- Zgaduje, że trenuje z McQueenem. Też powinienem. To byłoby niezręczne gdyby gwizdnęła mi Złotego Tłoka z przed nosa. - uśmiechnąłem się.

- Taa... 

Jared uniósł kącik ust.

- Gadałeś z mamą? - zapytałem.

- Nie.

- Gadasz z kimkolwiek przez telefon? - zapytałem prychając.

- Mam sms'y!

- Pisałeś z mamą w takim razie?

- No... nie.

- To o czym my mówimy Jared!

- Jackie... - powiedział piskliwym głosem. Chciał mnie zirytować.

- Dla ciebie Jack. - zwróciłem mu uwagę. Zaśmiał się. Szturchnąłem go w ramię.

- Nie jadłeś śniadania. Poproś Lolę, aby ci zrobiła. 

- Jasne Jackie. - odparł piszcząc. Przewróciłem oczami biorąc kubek z kawą.

***Pov. Zygzak***

- Nad czym myślisz? - zapytała Cruz. Podskoczyłem lekko przerażony. Uśmiechnęła się.

- O Lucy. Szpachel wysłał mi 10 minut temu sms'a, że są po porannym treningu.

- Jak jej poszło?

- Całkiem w porządku. - przyznałem zgodnie z prawdą. - Mam nadzieje, że nie zrobi czegoś głupiego. 

- Nadzieja matką głupich. - wzruszyła ramionami. Zganiłem ją wzrokiem. - Z szacunkiem Panie McQueen, ale mówimy tu o Lucy.

- Masz rację. Szpachel jednak poświęci jej bardzo dużo czasu i szkoda byłoby, gdyby odwdzięczyła mu się obelgami. Znając ją może być różnie. 

- Będziesz wszystko w porządku! - zapewniła mnie biorąc łyk wody.

- Dobra, ty też nie mydl mi oczu Lucy. Do auta i robisz, jak najszybszy przejazd wokół toru. Jedno okrążenie próbne i pięć właściwych. Rozumiemy się!

- Oczywiście Panie McQueen!

Cruz wsiadła do auta, a ja wyjąłem telefon

"Lucy, bądź miła dla Szpachla, dobrze? Wszystko ze mną konsultuje. Nie chciałbym, abyś  odwdzięczyła mu się w zły sposób. Całuje."

***Pov.Lucy***

Wsadziłam do ust łyżkę z owsianką. Ja i Fernando dostaliśmy tą breje, a Szpachel wraz z Mańkiem jedli jajecznicę z bekonem i popijali to kawą. Wzięłam łyk mleka.

- Nie mogę przynajmniej poprosić o kakao?

- Macie mleko.

- A kawę?

- Dzieci nie piją kawy. - kontynuował Szpachel.

Wstałam od stołu i wraz z kubkiem poszłam do kuchni. Łaski bez. Poradzę sobie sama. Wyjęłam kawę z szafki i już miałam wsypać sobie łyżkę do mleka, gdy dostałam sms'a.

Tata: "Lucy, bądź miła dla Szpachla, dobrze? Wszystko ze mną konsultuje. Nie chciałbym, abyś odwdzięczyła mu się w zły sposób. Całuje."

Tu są kamery? 

Jęknęłam zamykając kawę. Szlag by was...

- Jak nie jesteś głodna to może poskaczesz na skakance? - krzyknął Szpachel z jadalni.

- Jasne! Czemu nie?

- Leży na blacie w kuchni.

Spojrzałam na czarną skakankę. To będzie długi pobyt...

Hejka! Jak podoba wam się rozdział? Czekam na opinię! W najbliższym czasie zajmę się szkolnym DIY do szkoły w mojej innej książce "Życie Fana" także w nowych rozdziałach w książkach z Aut zobaczymy się dopiero we wrześniu. Mam nadzieje, że nie będzie źli.
W "Insufficient" pytałam się was do jakiej klasy idziecie w tym roku i w przypadku szkoły średniej również o kierunek. Dzisiaj jednak pytam jeszcze raz, ;D Więc...jak jest u was?
W związku z tym już teraz życzę wam udanego roku szkolnego!
Pamiętajcie, aby w najgorszych szkolnych chwilach odnaleźć swoją wewnętrzną Lucy <3 
Ode mnie dzisiaj tyle! Do zobaczenia kochani <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro