Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PROLOG

Trzecią godzinę siedziała z listem w dłoni. Do pokoju wpadało światło zachodzącego słońca. Otworzyć? Może lepiej nie? Lucy McQueen doskonale wiedziała skąd jest to list i czego może się obawiać. Obracała po raz kolejny błękitną kopertę z czerwoną pieczątką. Westchnęła głośno łapiąc jej krawędź w zęby. Rozerwała kopertkę. Splunęła strzępkiem papieru, który miała w ustach i wyjęła białą kartkę. Rozwinęła list. Wczytywała się w kolejne linijki tekstu. Była rozkojarzona i co chwilę musiała się wracać do jego początku. Dodatkowo czerwony kosmyk wpadał jej do oka. Dotarła na koniec listu nie mogąc uwierzyć.

- Dostałam się... - wyszeptała sama do siebie. Przeczytała jeszcze raz początek listu.

AKADEMIA SPORTOWA MOBILE
Mamy przyjemność ogłosić, że kandydatura
Lucy Susan McQueen
do "Akademii Sportowej w Mobile" do klasy o kierunku "moto-sport" została pozytywnie rozpatrzona. W związku z tym prosimy o dosłanie karty zdrowotnej i kopii dyplomu ukończenia szkoły, bądź rezygnacje z miejsca. W pierwszym przypadku prosimy również o telefoniczne zgłoszenie dotyczące akademika. Wszelkie pytania prosimy kierować na skrzynkę pocztową naszej placówki. Serdecznie gratulujemy!
~Dyrektor 
Eddie Kristoffer


Lucy spojrzała na daty pod tekstem w związku z oddaniem dokumentów, wpłatami i rozpoczęciem roku. Nie mogła w to uwierzyć. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wczoraj dowiedziała się o pozytywnej kandydaturze Fernando do szkoły gastronomicznej. Chodziła, jak w skowronkach od kiedy się dowiedziała. A teraz i jej marzenie się spełniło.

Drzwi od pokoju się otworzyły.

- Lucky, twój tata cię woła. - powiedział Jared wchodząc do pokoju. Spojrzał na Lucy. - Coś się stało?

Dziewczyna podała mu list i patrzyła na jego twarz. Wczytywał się uważnie w tekst.

- Nie gadaj, że się dostałaś. - zaśmiał się siadając obok niej i ją przytulając.

- Sama nie wierze. - odparła klepiąc go po plecach i odsuwając się. Odgarnęła kosmyk za ucho i zacisnęła mocniej kokardkę na ręcę.

- Czy to znaczy, że wyjedziesz na prawie rok z miasta? - upewnił się. Wtedy do niej dotarło.

- Na to wygląda.

- Wiedziałaś wcześniej? - zapytał.

Lucy wstała i oparła się o biurko dalej na niego patrząc.

- Wiedziałam, ale nie sądziłam, że się dostanę! Więc to pewnie znaczy tak. - westchnęła. 

- I... co teraz?

- Muszę im powiedzieć.

- To zabrzmiało jakbyś co najmniej zaszła w ciąże. - zaśmiał się, a Lucy pokazała mu środkowy palec.

- Jesteś najbliżej mojego wieku w tym mieście także ty płacisz alimenty. - prychnęła biorąc od niego list. - Mam nadzieje, że tata...

- To Zygzak McQueen. Sam dążył za marzeniami. - wtrącił stając naprzeciwko niej. - Zrozumie.

- A mama? Kto teraz będzie jej pomagał z kwiatkami? Może lepiej, jak zrezygnuje.

- Mogę za ciebie je podlewać. 

- Przypominam, że tu nie mieszkasz. - burknęła.

- Ale z Jacksonem ciągle tu jesteśmy! Kocham tu być. Wszędzie lepiej, niż w San Antonio.

Lucy uniosła jeden kącik ust. 

- Dobra... będziesz mi, przy tym towarzyszył Panie Sztorm. - ruszyła w kierunku wyjścia z pokoju. Stanęła na chwilę w przejściu. - Po za tym, jesteś za miły, jak na "Sztorm".

- Tylko mój ojciec był chamem. - odparł.

- Nie myśl tak.

- Zaćpał się i bił Jacka! Nie ma co tego drążyć.

- Nie był tego świadomy. To, że się pogubił nic nie znaczy. Po za tym... jego śmierć to nie jest twoim zdaniem wystarczająca "kara" za to wszystko? - zapytała. Tutaj nigdy się nie zgadzali. Jared coraz bardziej nie lubił Dylana. Szczerze mówiąc to wszyscy sądzili, że Jackson traktuje swojego bratanka, jak syna i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Była to pozytywna zmiana. Zygzak był wręcz zdumiony, że Jack zdążył bardziej dojrzeć w przeciągu 5 miesięcy. Dalej z Lucy obdarowywali się z Lucy niewybrednymi epitetami jednak miało to bardzo pozytywny wydźwięk.

******

Zygzak położył list na stoliku kawowym i spojrzał wraz z Sally na Lucy naprzeciwko. Skubała końcówkę spodenek z lekkim zdenerwowaniem.

- Gratulacje. - uśmiechnęła się Sally do swojej córki. - Jestem z ciebie bardzo dumna Lucy.

- Dumna, że wrodziłam się do tego o? - wskazała na Zygzaka, który wydawał się bardzo zamyślony.

- Bardzo dumna. Od zawsze wiedziałam, że nie będziesz siedziała za biurkiem w papierach. A teraz proszę. To dla ciebie wielka szansa. - skwitowała. - Zajęcia o samochodach, praktyczna jazda w czasie lekcji pod okiem wyspecjalizowanych trenerów. Dodatkowo jeszcze będą wspierali utrzymanie twojego sprzętu. To świetna wiadomość. 

Lucy wiedziała, że gokarty nie są tanim sportem. Paliwo, ubranie, ochraniacze, utrzymanie gokartu i dodatkowo składki na zawody to nie tanie sprawy. To nawet pocieszające, że tych pieniędzy nie będą musieli poświęcać jej rodzice. Zygzak podniósł wzrok i na nią spojrzał.

- Będziesz po za świętami siedziała w akademiku. To bardzo długo Lucy. - oparł.

- Wiem, ale... nie mam innego wyjścia. To 25 godzin jazdy stąd. Zawsze mogę odmówić.

- Co to to nie. - wtrącił. - To twoja decyzja, lecz osobiście, choć z bólem to... to świetna placówka. Rozwiniesz się tam.

- Lucy, to tylko od ciebie zależy.

- Będziecie mnie odwiedzać, prawda? - wyszeptała.

- Oczywiście, że tak! Przy każdej możliwej okazji! - zapewniła Sally wstając. Przykucnęła, przy Lucy. Podobnie Zygzak. Sal złapała jej dłoń.

- Będziemy cię w tym wspierać. 

- Zawsze. - dodał Zygzak.

- Myślisz, że Hudson właśnie tego by chciał? - zapytała Lucy.

- Jestem tego pewien. 

******

Lucy skończyła mówić w V8, a mieszkańcy Chłodnicy popatrzyli na nią ze smutkiem.

- Nie sądziłam, że nasza młoda Lucy tak szybko wyjedzie. - powiedziała Lola. - Myślałam, że jeszcze... będziemy mieć trochę czasu.

Jared złapał jej nadgarstek czując, jak jej puls przyspiesza.

- Twój puls Lu-

- Ja sama... - przerwała Jaredowi -...nie sądziłam, ale, to wielka szansa! Nie mogę jej stracić.

- Młoda ma rację Lolu. - odparł Kamasz. - Nie może tu gnić. Musi coś ze sobą zrobić.

- Po za tym ona tam nie idzie umierać, tylko się uczyć. Jestem pewny, że to będzie wspaniały czas Lucy. - powiedział Szeryf kończąc donota.

- Jak ja będę sam Heńka zapędzał. Tylko ciebie się bał. - westchnął Złomek. Chyba po raz pierwszy Lucy widziała go smutnego. Czemu czuła wyrzuty sumienia?

******

Trzymała jego duża dłoń kiedy wracali do miasta. Zadzierała głowę w górę, aby spojrzeć na jego twarz.

- Tato, jakim cudem jesteś taki wielki? - zapytała.

- Wielki? - zaśmiał się Zygzak. Pogładziła palcem wierzch jej drobniutkiej dłoni. Spojrzał jednocześnie na włosy związane kokardką.

- Gigantyczny! Nikt nie jest tak wielki!

- A Edek?

- Ale Edek nie jest, aż tak silny! - kłóciła się. Zygzak uśmiechnął nie starając się nawet jej przeczyć. - Też chciałabym bym taka być.

- Duża i silna?

- Tak! - krzyknęła radośnie.

- Będziesz duża i silna. - zapewnił ją.

- A jeśli nie? 

- To wtedy pomogę ci i będziesz silniejsza nawet ode mnie.

******

- Czyli żadnego spotkania w czasie roku szkolnego? - upewnił się Alexis.

- Z wyjątkiem świąt. - wtrąciła.

- Będziemy cię wspierać w decyzji, ale... - mówił Jerry. 

- Tak, wiem. To wydaje się absurdalne Jerry, ale słuchaj. To wielka szansa. 

- Musimy nadrobić w takim razie teraz. - stwierdził Carlos.

- Chłopcy... ja myślałam nad tym chwilę dzisiaj i stwierdziłam, że to będą najlepsze wakacje w całym moim życiu. Ostatnie takie. - kontynuowała. - Zaczęłam pisać dzisiaj listę rzeczy do zrobienia w wakacje i chce ją całą zaliczyć. Uczynić te wakacje niepowtarzalnymi.

- Obiecałem ci coś kiedy dawałem ci wstążki. Dotrzymam obietnicy. - powiedział Fernando. Lucy uśmiechnęła się zerkając na kokardki z kilku różnych państw od Husky'ego.

- To brzmi, jak plan. - stwierdził Carlos.

- To jest. Zaczniemy go realizować.... kiedy? - zapytał Jerry.

- 1 Lipca. Za równy tydzień. Dopracuje to jeszcze. Bądźcie pod telefonami.

Siemka! 
Książka jeszcze bez okładki (nawet jej projektu XD) i pewnie następny rozdział pojawi się tu za... długo, lecz no. Lucy idzie do liceum i w związku z tym to będą jej najlepsze wakacje. A może nie? Heh... będziecie musieli tu zostać i poczytać. 
Możecie napisać co tam sądzicie i przy okazji odpowiedzieć mi na pytanko:

Kto jest waszym ulubionym chłopakiem:
Fernando, Alexis, Jerry, Carlos, Jared

Pytanie istotne dla kontynuacji książki ze względu fabularnego i potrzebuje wiedzieć na kim skupić się w większej części! Z góry dziękuje! Widzimy się niebawem! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro