Rozdział 7, "Wśród tańczących par"
Z ust Bakugou wydobył się krzyk, gdy języki czarnego ognia smagały go po nagich ramionach. Ludzie z plemienia odsunęli się od nich, zakrywając płaszczami ze smoczych łusek i wystawiając przed siebie zakończone ostrymi grotami włócznie. Płomienie rozkwitały na lewej części włosów Todorokiego, blizna na oku przybrała bardziej czerwony kolor.
Katsuki nie zauważył jak ręka Shoto owija się wokół łańcuchów, więc gdy położył go na ziemi, chcąc się ochronić przed ogniem, poczuł jak bransolety kajdan zaciskają się na jego nadgarstkach, tak jak mówił Endeavor tuż przed początkiem ich podróży. Znów jęknął z bólu, czując jak powoli traci czucie w dłoniach. Owinął ciało chłopaka swoim płaszczem, przez który nie przechodziły płomienie, a następnie odsunął się, siadając na ziemi z bólu.
-Icyhot, kurwa, uspokój się- powiedział, nie mając pojęcia jak pomóc chłopakowi w odzyskaniu kontroli.
Na szczęście ogień nie palił się długo, trwając póki Todoroki nie stracił poraz kolejny przytomności. Płomienie zaczęły się zmniejszać, cofając się aż do włosów i zgasły, zostawiając po sobie żar i zaczerwienioną skórę na twarzy Shoto. Łowcy podeszli do nich, lecz zanim zdążyli choćby dotknąć Todorokiego, Katsuki stanął na ich drodze, warcząc jak wściekły pies.
-Nasz medyk się nim zajmie- powiedziała tylko Setsuna, zanim wycofała się wraz ze swoimi ludźmi.
Przez chwilę patrzył na jej plecy, nie rozumiejąc jej intencji. W końcu kiedy ostatni raz się widzieli, chciała wyszarpać mu oczy swoimi długimi i strasznym paznokciami. W końcu podłożył ręce pod kolana i ramiona Shoto i ruszył za nimi, tak jak rozkazała kobieta. Nienawidził wykonywać czyichś poleceń, całe życie służył sam sobie, a każdy kto próbował mu coś nakazać, kończył ze sztyletem przy szyi, w najlepszym wypadku oczywiście. Jednak teraz, widząc jaką naturę naprawdę miał czarny ogień, zrobiło mu się po prostu szkoda chłopaka, wymęczonego i nieprzytomnego poraz kolejny.
Kilkoro z łowców zostało by pilnować śpiącego kamiennym snem Kirishimy, a następnie poprowadzić go w stronę wioski, by nie spalił połowy Letnich Lasów w razie ewentualnego napadu strachu o los swojego przyjaciela, ponieważ ci, którzy znali go lata temu, wiedzieli jakie spustoszenie potrafił zrobić mimo swojej oczywiście delikatnej natury.
Przez większość drogi Katsuki patrzył na twarz Shoto, na którego czole i policzkach zgromadziły się liczne krople potu, albo na ziemię pod stopami, by nie potknąć się o jakiś korzeń. Nie zaszczycił swoim spojrzeniem ani jednego z łowców, nie odezwał się słowem, gdyż z ust mogły wydostać się jedynie jęki bólu, spowodowane zaciskającymi się kajdanami. Kiedy dotarli do wioski, Todoroki w jego osłabionych ramionach zdawał się ważyć tone.
-Medyk mieszka tam- powiedziała Setsuna, wskazując jedyny otwarty, zielony namiot w wiosce.
Kiwnął głową i pod ścisłym nadzorem kilku łowców ruszył w tamtą stronę. Na samym początku namiotu stała młoda dziewczyna, której włosy przypominały pnącza. Dłonie trzymała złożone przy piersiach, przez co wyglądała jakby się modliła.
Kiedy Bakugou podszedł do niej z Todorokim, spojrzała na nich i wymamrotała coś o biednych, spragnionych pisklętach, a następnie pokazała materac, na którym Katsuki mógł położyć chłopaka. Ukląkł i najdelikatniej jak potrafił ułożył Shoto, zdejmując z niego swój płaszcz, którego futro przy szyi było przypalone i zwęglone. Zaś ubranie drugiego było pełne spalonych dziur, przez które widział kawałki mlecznobiałej skóry, zdającej się nigdy wcześniej nie widzieć słońca. Gdy się odwrócił, Setsuna stała tuż za nim.
-Możesz zaufać Shiozaki, zajmie się nim. Zanim się obudzi, ja opatrzę twoje rany. Chodź za mną
-Nie może tego zrobić medyk?- spytał nieufnie.
-Jest zajęta, nie widzisz?
Katsuki niechętnie przyznał jej rację. Poza Todorokim w namiocie leżało też kilka innych osób, dużo ciężej rannych niż on. Ruszył za kobietą o jaszczurczej urodzie, zostawiając chłopaka, za którego życie był odpowiedzialny, w obcych rękach.
-Mój biedny- powiedziała Ibara, kładąc na czole Shoto materiał nasączony wodą i sokami leczniczych roślin.
W promieniu wielu mil nie było lepszego medyka niż Shiozaki. Była uczennicą wielu wybitnych lekarzy, a zwłaszcza Recovery Girl, która zajmowała się medycyną na dworze królewskim, gdy mieszkała wraz z rodzicami w stolicy, uczęszczając do najsłynniejszej szkoły w kraju. Ucząc się na pamięć każdej odmiany leczniczych roślin, potrafiła je wykorzystać przy tworzeniu maści i naparów.
Poświęcała należycie dużo uwagi przy zbieraniu roślin, modląc się i dziękując naturze za jej dary, przez co trwało to mnóstwo czasu, lecz odnosił efekty w postaci niemal natychmiastowych wyzdrowieniach.
Nikogo więc nie zdziwił fakt, gdy zaledwie trzy godziny po pojawieniu się Bakugou i Todorokiego, ten drugi został wygoniony z namiotu medyka, by zwolnić materac bardziej potrzebującym, i swobodnie przechadzał się po wiosce, szukając swojego towarzysza. Jasne, Shoto był zdezorientowany i osłabiony. Zwykle potrzebował całej nocy na zregenerowanie sił, a tak natychmiastowe wyzdrowienie osłabiło go fizycznie.
Większość mieszkańców unikała go, a ci, którzy raczyli łaskawie odpowiedzieć na jego pytanie "czy widziałeś gdzieś Bakugou?", patrzyli na niego z niesmakiem. A potem i tak odpowiadali nieprawdziwie, przez co błakał się między namiotami niczym zagubiony szczeniak. Tylko jeden z nich, chłopak mniej więcej w jego wieku o brązowych włosach i dużych źrenicach, z tego co usłyszał od jego znajomego, nazywający się Tsuburaba, wskazał największy namiot, w stronę którego Shoto się skierował.
Katsuki siedział na pniu powalonego podczas burzy drzewa, a Satsuna, klęcząca tuż za nim, rozsmarowywała zieloną maź na bliznach po czarnym ogniu. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, jednak po chwili roześmiał się w reakcji na coś co powiedziała dziewczyna. Shoto pierwszy raz widział jego miły uśmiech, wyglądał na zrelaksowanego i w ogóle nie przypominał tego samego chłopaka, który o mały włos wszcząłby śmiertelną walkę z Monomą.
Dłonie Setsuny spokojnym i miękkim gestem masowały mięśnie na ramionach Bakugou. Zbliżyła się do jego ucha, coś szeptając. Na rękach chłopaka nie było już łańcuchów ale jego nadgarstki zdobiły grube siniaki, zakryte kawałkami przezroczystych materiałów.
Todoroki wycofał się, gdy znów poczuł pod skórą żar ognia. Ciężko było mu złapać oddech, obraz załamywał się pod warstwą mgły. Potrząsnął głową, odtrącając natrętne myśli i przeszedł między dwoma namiotami, wymykając się z wioski. Nie poszedł daleko, nie chcąc się zgubić w labiryncie roślin i krzaków. Wybrał najwyższe drzewo i wspiął się na sam szczyt, by mieć idealny widok na wioskę.
Przez kilka godzin rwał małe gałązki i pozbawiał je liści, drąc je na małe kawałeczki, próbując w ten sposób zwalczyć kilkugodzinną nudę. Kilka razy usłyszał głośne eksplozje, które mogły należeć do Bakugou. Jednak nie słyszał krzyków czy paniki, więc mógł się domyślić, że były to kontrolowane wybuchy, a nie takie jak nad rzeką, gdy Katsuki przypadkiem ukazał mu swój dar. Potem kolejny i kolejny, aż domyślił się, że najpewniej kłóci się z dowódcą wioski.
Był późny wieczór, gdy ludzie z plemienia zaczęli rozpalać ogromne ognisko w centrum wioski, a na jej obrzeżach płonęły pochodnie. Kirishima w między czasie obudził się i przybył do wioski, jednak zdawał się być zbyt roztargniony, by siedzieć w jednym miejscu, więc biegał pomiędzy namiotami, a czasami znikał na dłuższy czas, kryjąc się za pniami drzew.
Shoto podejrzewał, że to miejsce musiało dla niego wiele znaczyć albo miał do niego jakiś sentyment. W każdym razie było ono ważniejsze od towarzystwa ludzi.
Nagle usłyszał trzask gałęzi. Wzdrygnął się, o mało co nie spadając z wysoka, a chwilę później tuż obok niego pojawiła się Setsuna, trzymająca w dłoni drewniane naczynie, przypominające dzban.
-Włóczykij mówił, że nie jesteś duszą towarzystwa ale żeby aż tak uciekać od wszystkich?- zaśmiała się, siadając na najbliższej gałęzi, mogącej wytrzymać jej ciężar.
Przyłożyła krawędź dzbanka do ust i upiła łyk. Todoroki nie skomentował tego, woląc siedzieć cicho. Zastanawiał się po co w ogóle za nim przyszła, jednak zanim chociaż pomyślał, by zadać to pytanie, kobieta udzieliła odpowiedzi.
-Bycie barbarzyńcą nie jest łatwe dla włóczykija takiego jak on. Ciągle popada w tarapaty, więc jeśli mogę cię o coś prosić, opiekuj się nim.
-Ja?- odpowiedział, a w myślach dodał, że zabrzmiało to niezbyt inteligentnie.
-Lubi cię, a to rzadkie w jego przypadku. Dawno nikomu nie pomagał, więc nie zmarnuj tego.
-Pomaga mi tylko po to by uzyskać ułaskawienie- stwierdził posępnie, przypominając sobie fragmenty rozmowy Katsukiego z jego ojcem.
-Może kiedyś tak było- powiedziała z uśmiechem, rzucając pusty dzbanek za siebie. Nie usłyszał szelest liści lecz nie odwrócił się, by sprawdzić co stało się z dzbanem.
-Co masz na myśli?- spytał, nierozumiejąc znaczenia jej słów.
-W przyszłości się dowiesz, teraz trzeba cię przyszykować na kolacje.- złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.
Spadli z drzewa, zahaczając o kilka gałęzi, lecz na końcu upadli na grubą warstwę miękkiego mchu. Setsuna sprowadziła go z powrotem do wioski, a nastepnie wepchnęła do jednego z namiotów.
Twarz Todorokiego została ozdobiona śladami z pomarańczowej farby z czarnymi elementami, a we włosy dzieci wplątały mu świeżo zerwane kwiaty pomarańczy, które niosły za nim zapach owoców. Został zmuszony założyć ubranie należące do jednego z mężczyzn z plemienia, gdyż jego własne zostało spalone. Wyszedł z chaty ubrany w przewiewne spodnie i opinającą mięśnie brzucha koszulkę bez rękawów.
Ognisko w centrum wioski już płonęło. Ogień wzbijał się raz wysoko aż po wierzchołki drzew, a raz nisko, sięgając ludziom na poziom ramienia. Shoto chciał się zatrzymać, a nawet uciec ale szybko zrezygnował z tego pomysłu, pchany do przodu przez Ashido Minę, jedną z głównych łowczyń plemienia, skakającą wokół niego jak młode źrebie.
Usiadł obok Bakugou. Podobnie jak on miał kwiaty wplątane we włosy oraz umalowaną farbami twarz, lecz w jego przypadku był to biały, czerwony i niebieski. Chłopak trzymał w ręku duży liść, robiący za talerz, na którym leżały kawałki suszonych owoców.
-Coś mnie ominęło czy jeszcze przed moim atakiem mówili coś, że chcą cię zabić.- pomruk z ust Bakugou upewnił go, że wszystko dobrze pamięta.- O co chodzi?
-To twoja sprawka- powiedział po przeżuciu.- Wiedzą jakim cierpieniem jest czarny ogień. Nie zabiją mnie. Przynajmniej dopóki nie pomogę ci wyzdrowieć.
-To pocieszające- powiedział sarkastycznie Shoto, kradnąc kawałek suszonej moreli. Katsuki posłał mu mordercze spojrzenie.
Kilkoro mężczyzn usiadło na skraju zgromadzenia, trzymając w rękach zrobione z drewna instrumenty muzyczne, djembe, okarynę, zanze, charango oraz coś co miało imitować skrzypce albo nawet wiolonczelę.
Na początku muzyka przypominała potworny jazgot, który sprawił, że nawet Kirishima schował się pod swoimi skrzydłami, lecz gdy muzycy dostroili instrumenty, powietrze wypełniła płynna melodia, łącząca w sobie wszystkie narzędzia w jedną spójną całość. Słodka muzyka z każdą kolejną sekundą stawała się coraz bardziej głośna i skoczna, aż w końcu reszta członków plemienia ustawiła się w pary wokół ogniska.
Katsuki odłożył liść na ziemię, pozwalając by małe lamparty, zabrały się za suszone owoce. Młodym jednak nie zasmakowały, gdyż od razu uciekły. Kirishima dla zabawy ruszył za nimi. Bakugou podniósł się i stanął naprzeciwko Todorokiego, wyciągając w jego stronę dłoń.
-Zatańczysz?- spytał, a na jego usta wkradł się ledwo zauważalny uśmiech.
Na policzki Shoto wkradł się rumieniec, który i tak był nie zauważylny przez czerwone światło, wydobywające się z ogniska. Nieśmiało kiwnął głową, łapiąc za dłoń chłopaka. Jego uśmiech poszerzył się nagle, i jak na zawołanie muzyka stała się żwawsza. Pociągnął Todorokiego mocno w swoją stronę, złapał w ramiona i ruszył w tor tańca. Na początku mylili ruchy, zderzali i nadreptywali na stopy, lecz z drugim okrążeniem ogniska, dopasowali się do siebie jak dwa trybiki w mechanizmie.
Bakugou uklęknął na jedno kolano i wyciągnął rękę do góry, a Shoto trzymając ją, zatańczył wokół niego, przeskakując nad wyciągniętą do tyłu nogą. Podobnie jak kilkanaście innych par, więc nikt nie zwrócił na nich uwagi.
Podniósł się, a następnie wspólnie zawirowali. Luźne elementy ubrań rozłożyły się na całą szerokość, zmieniając ich w wielokolorowy kwiat. Katsuki stanął za Shoto, objął go i ruszył w tłum par, tańcząc między nimi i unikając ich dotyku jak wąż.
-Odbijamy!- krzyknęła Setsuna tuż obok ucha Shoto.
Był pewien, że kobieta zabierze mu partnera, lecz gdy usłyszał głośne "Oi!", przesiąknięte zirytowaniem i gniewem, zorientował się, że to on został odbity do dalszego tańca. Tokage położyła jedną rękę na jego ramieniu, a drugą owinęła wokół talii, przyciągając go bliżej siebie. Jej skóra była miękka i gładka niczym najdelikatniejszy jedwab, a włosy pachniały owocami i morską bryzą.
Uśmiechnęła się, pokazując szpiczaste, ostre zęby. Todoroki choćby chciał, nie mógł zaprzeczyć, że była piękną kobietą. Gdyby nie dziwny ból w klatce piersiowej, który towarzyszył mu tego samego ranka, byłaby może wybranką, która skradła jego serce.
Zdjęła rękę z ramienia chłopaka i obróciła go wokół jego własnej osi. Zaskoczony tak nagłym ruchem Shoto o mało co by się wywrócił, lecz ręka Setsuny znów oplotła jego talię.
-Ale się patrzy- zaśmiała się, kiwając głową w prawą stronę.
Todoroki spojrzał w tamtym kierunku, a jego oczy spotkały się czerwonymi tęczówkami, od których odbijał się blask tańczącego ognia. Bakugou stał w miejscu jak zaczarowany, wpatrując się w ich dwójkę. Setsuna odsunęła się, zostawiając Shoto wśród tańczących par. Jednak nie przejmował się tym, ciągle patrząc na Katsukiego, stojącego po drugiej stronie ogniska, które raz na jakiś czas zasłaniało jego sylwetkę.
Teraz był pewien, chłopak uśmiechał się do niego.
~$$$~
Za wszelkie błędy przepraszam ale na telefonie watt nie pokazuje błędów w pisowni. Postaram się poprawić w jakości rozdziałów, naprawdę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro