Rozdział 5, "Eksplozje"
Lecieli całą noc, a Bakugou nie odezwał się do Todorokiego ani słowem. W zasadzie nie odzywał się w ogóle, nawet do Kirishimy, chociaż smok ciągle kręcił głową i uderzał go uchem, przeszkadzając w koncentracji. Katsuki jednak nic sobie z tego nie robił, zapatrzony w dal. Pierwsze promienie słońca, wyłaniającego się zza horyzontu, odbijały się od gładkiej powierzchni śniegu.
Nikt nie zapuszczał się na tereny tak odległe od najbliższej wioski w zimie, więc żaden z trójki nie zdziwił się, że na śniegu nie ma ani jednego śladu. Dopiero kiedy w oddali zabłysła lodowa powierzchnia zamarzniętej rzeki, Bakugou wykrzesał z siebie odrobinę zainteresowania. Poklepał Kirishimę po karku, zwracając na siebie jego uwagę, po czym rzucił komendę, by lądował.
Podobnie jak poprzedniego dnia nad wioską, Kirishima zbliżał się do ziemi, robiąc coraz to mniejsze okręgi, niczym drapieżny ptak bacznie obserwujący z góry niczego nieświadomą ofiarę i powoli się do niej zbliżając. Kiedy w końcu zbił pazury w twardą ziemię, rozprostował skrzydła, by Bakugou i Todoroki mogli się po nich zsunąć.
Shoto był bardzo wdzięczny za postój. Kręgosłup bolał go od całonocnej podróży na niewygodnym grzbiecie smoka, nie mówiąc już o zdrętwiałych nogach. Prawdopodobnie i tak mieli się tu zatrzymać, ponieważ Kirishima podszedł do brzegu rzeki i uderzeniem potężnej przedniej łapy rozkruszył gruby lód, a następnie zaczął pić zimną wodę.
Chłopak musiał się schylić by nie oberwać w głowę miotającym się na wszystkie strony ogonem. Smok wydawał się bardzo zadowolony ze źródła wody, więc Shoto doszedł do wniosku, że od czasu ich wyruszenia z wioski nie pił zbyt wiele.
-Nie chlaj tak szybko bo się przeziębisz- powiedział Bakugou, trzymając w rękach skórzaną torbę. Todoroki nie zastanawiał się nawet skąd ona się wzięła.- A ja nie mam zamiaru opiekować się rozchorowanym smokiem.
-Smoki mogą się pochorować od zimnej wody? Jak ludzie?- spytał zdziwiony
-To też żywe stworzenie ale zależy od gatunku- odpowiedział niechętnie.- Shitty hair woli wulkany i rzeki lawy. Zimno mu nie służy.
Jak na zawołanie Kirishima wskoczył całym ciałem do rzeki.
-Gdzie, kurwa?!- krzyknął Bakugou, podbiegając do brzegu.
Zaczął wyzywać smoka i grozić mu torturami oraz dietą wegetariańską. Oczywiście ten nic sobie z tego nie zrobił ale posłusznie wyszedł z wody. W końcu to nie tak, że lekceważył chłopaka. Byli przyjaciółmi od lat i doskonale znał jego charakter, był agresywny i bardzo się rządził, a ze względu na wyprzedzającą go sławę, mało kto miał tyle odwagi, by mu się sprzeciwić.
Dlatego Kirishima musiał czasem brać sprawy we własne skrzydła i pokazać, że Bakugou wcale nie był tak straszny za jakiego się podawał. A przynajmniej studził jego temperament, gdyż krzyki kogoś strasznego na kogoś kto nie słucha, częściej bywały śmieszne niż budzące strach.
Smok otrząsnął się z wody, mocząc nią włosy i ubrania Bakugou. Shoto w końcu postanowił zacząć temat, który wywiercał mu dziurę w głowie od kilku godzin.
-Co do tego co było w karczmie...- zaczął lecz chłopak odwrócił się do niego plecami.- Bakugou?- odczekał chwilę lecz nie zareagował.- Bakugou...- spróbował jeszcze ponownie, ale znowu nie otrzymał rezultatu jakiego oczekiwał.- Bakugou!
-Czego?- krzyknął zdenerwowany, litościwie się odwracając twarzą do rozmówcy.
-Ty i Kirishima jesteście przyjaciółmi?- spytał po chwili ciszy.
-Skąd to pytanie, Icyhot?
-Podobno ty i Monoma jesteście kuzynami...
Bakugou zamknął torbę i zawiesił ją na rogach Kirishimy. Smok trochę się oburzył lecz po chwili zaczął skakać wokół nich, bawiąc się torbą.
-Ruda ci coś naopowiadała, zgadza się? Nie słuchaj jej, zwłaszcza gdy mówi na mój temat.
Katsuki nie miał zamiaru rozmawiać. Machnął ręką i znów się odwrócił, skupiając wzrok na wodzie. Rzeka, mierząca w najszerszym punkcie ponad pięćset metrów, miała swój początek u szczytu Północnych Gór i uchodziła prosto do Wielkiego Morza, ciągnąc się przez cały kraj. Była jedną z trzech największych rzek, lecz jedyną, po której nie pływały statki towarowe, więc Bakugou nie musiał się martwić, że gdzieś z daleka zobaczą ich marynarze.
W dodatku powierzchnia była zamarznięta. Nikt nie znał dokładnie powodu, dla którego król zakazał korzystania z tej rzeki, lecz wszyscy skrupulatnie trzymali się rozkazu, a na zimę przestano kuć lód. Katsuki wszedł stopą na zamarzniętą rzekę, jednak od razu się wycofał.
-Twoją rodzinę zabiły smoki, prawda?
Kirishima słysząc to, spuścił głowę na ziemię, tracąc zainteresowanie torbą, która zwisała mu teraz przed lewym okiem.
-Nawet jeśli, to po co ci to wiedzieć?
-Nic o tobie nie wiem.
-Ja też nie. Nie wiem czemu zachorowałeś na czarny ogień ani skąd masz te bliznę na oku. Ale wiesz co? Nie potrzebuje tej wiedzy. Więc ty też się nie wtrącaj w moje życie.
-Pewnie żywisz do nich urazę, więc dlaczego nie zabiłeś Kirishimy?
-Nie twój zasrany interes!- krzyknął, a jego dłonie pokrył ogień.
Todoroki zrobił dwa małe kroki do tyłu i upadł na ziemię w szoku. Pierwszy raz widział coś takiego. Dłonie Bakugou pokryły małe ale za to głośne eksplozje. Takie same jak przy wysadzaniu prochu strzelniczego, lecz jego ręce nie były pokryte prochem, w dodatku nie były ani trochę uszkodzone.
Shoto przypomniał sobie swoją mamę. Piękną kobietę o jasnej cerze i białych jak śnieg włosach. Natsuo czasem żartował, że w zimę ciężko było ją wypatrzyć na dworze, więc zawsze nosiła ciemne ubrania. Jak przez mgłę pamiętał, że w środku lata przynosiła mu sztabki lodu, by mógł się ochłodzić.
Nie wiedział czemu sobie o tym przypomniał. Chodziły plotki o ludziach posiadających dary, przypominające magię ale nigdy żadnego nie widział. A teraz miał przed sobą żywy dowód, że to było możliwe. Może jego mama też miała taki dar.
Potrząsnął głową i spojrzał znów w oczy Bakugou. Zamiast wściekłości widział w nich żal i smutek. Jego ramiona były opuszczone w dół, z perspektywy Shoto nie przypominał już wielkiego wojownika, ale biednego włóczęgę.
-W karczmie nic nie jadłem, idę poszukać czegoś do jedzenia- powiedział, kopiąc kamień leżący obok niego, po czym odwrócił się i ruszył wzdłuż rzeki.
Todoroki podniósł się i chciał pobiec za nim, jednak przeszkodził mu w tym smoczy ogon. Shoto zrozumiał niemal od razu, że Bakugou potrzebował chwili w samotności.
-Nie mam nic do ciebie, Kirishima. To była tylko ciekawość- usprawiedliwił się.
Smok kiwnął głową jakby na znak, że zrozumiał, a na jego pysku pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Chłopak przysiągł sobie, że już nigdy nie spyta o przeszłość Bakugou.
Zamiast za nim iść, Todoroki usiadł na przedniej łapie Kirishimy, przyglądając się krajobrazowi. W zasadzie wszędzie była gruba warstwa śniegu i nie miał co oglądać. Jednak nie różniło się to od tego, co przeżywał w wiosce. Czasem pomagał kowalowi albo swojemu rodzeństwu, ale w większości ludzie bali się jego obecności i nie często wychodził z domu. Wolał siedzieć w pokoju albo w Wielkiej Sali, jeśli w tym czasie nie było żadnych narad.
Minęło kilka minut gdy w oddali usłyszał głośny huk, a na niebie pojawiła się niewielka plamka. Shoto domyślił się, że to Bakugou, w jakiś sposób użył eksplozji by unieść się w powietrze. Zastanowił się jak silne muszą być, by jego ciało wzbiło się z taką prędkością.
Bakugou nie wracał, z tego co się zdawało Shoto i na co wskazywało położenie słońca, od trzech godzin, więc Todoroki, mimo protestów Kirishimy, ruszył za jego śladami. Chłopak co prawda był barbarzyńcą skłonnym do nadużywania przemocy ale Shoto i tak martwił się o niego. Nie wiedział gdzie poszedł, a aż po horyzont ziemia pokryta była śniegiem, więc wątpił by gdzieś znalazł coś do jedzenia.
Shoto, mimo że szedł po śladach Bakugou, musiał wysoko podnosić nogi. Ciężko było mu sobie wyobrazić ile siły musiał włożyć Katsuki by przedrzeć się przez tak zbity śnieg. W pewnym momencie ślady się urwały. W śniegu była spora dziura, lekko roztopiona. To pewnie w tamtym miejscu Bakugou użył eksplozji.
Usłyszał cichy trzask jakby coś pękło pod jego stopami. Potem kolejny, cichszy i bardziej oddalony. I kolejny.
Dopiero kiedy Shoto znalazł się dwa metry pod zimną wodą, uświadomił sobie, że wszedł na uszkodzony darem Bakugou lód na rzece.
Próbował wypłynąć lecz chwilowe rozproszenie uwagi spowodowało, że stracił z oczu przerębel. Uderzył ręką w lodową pokrywę ale woda spowolniła jego ruchy. W głowie zaświtała mu myśl, dlaczego w takich chwilach nie pojawia się czarny ogień?
Powietrze uciekło mu z płuc, w wodzie pojawiły się bąbelki. Mięśnie piekły, a on poczuł jak jego ciało opada w dół.
~$$$~
Wiem, wiem, flaki z olejem, a z Bakugou robię ofiarę losu. Niedługo akcja się polepszy, przysięgam. O ile Shoto nie utonie i fabuła pójdzie dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro