Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2, "Żeliwne łańcuchy"

Strażnicy zamkneli Bakugou w celi, znajdującej się w więzieniu na krańcu wioski. Został zakuty w żelazne łańcuchy zwisające ze ściany pięć metrów nad podłogą, a przed drzwiami stało trzech wartowników, przed zakratowanym oknem ustawiono kolejnych dwóch. Smok został związany i zamknięty w podziemnym lochu, niegdyś należącym do ludu barbarzyńców.

Bakugou tuż przed zamknięciem, zabronił mu atakować, a bestia, niczym potulny pies, wykonała rozkaz, dając się skrępować i nie raniąc kolcami, rogami i ogonem ani jednego z mieszkańców.

W celi spędził dwa dni. W tym czasie Endeavor wraz z Shoto i radą, w której miejsce miało również starsze rodzeństwo chłopaka, rozmawiali o sprawie czarnego ognia i słowach Bakugou. Część wioski była za, drugą część przeciw. Jedynie rodzina Todorokich nie potrafiła podjąć jednogłośnej decyzji. Poza Shoto, który najgłośniej krzyczał, że pójdzie z Bakugou.

-Bakugou doskonale wie, że gdy dojdzie do transportu do miasta, będzie w stanie uciec. Jedynie na tym stracimy. Nawet jeśli go ułaskawisz, prędzej czy później dokona jakiejś zbrodni, po której ułaskawienie nie będzie zobowiązywać. Jeśli mówi prawdę, ja będę wtedy wolny.

-Twój plan ma wiele niedociągnięć. Jeśli to co o nim słyszałem jest prawdą, jest w stanie uciec w każdej chwili. Musimy dowiedzieć się o czym dokładnie myślał, gdy mówił, że jest w stanie cię wyleczyć i wymyślić co zrobić, by nie pozwolić mu uciec.

Wtedy po sali rozniósł się dźwięk odsuwanego krzesła. Młody mężczyzna o siwych włosach podniósł się i uderzył w stół.

-Wykuje łańcuchy. Ze specjalnego metalu. Nawet ogień smoka nie będzie w stanie go stopić.

Po sali rozniósł się cichy szmer. Niektórzy wątpili w zdolności kowala, inni opowiadali, że jest w stanie to zrobić.

-Więc zabierz się do roboty, Tetsutetsu, już teraz. Mają być gotowe jutro z rana.

-Oczywiście

Mężczyzna wyszedł z sali i skierował się w stronę kuźni.

Ludzie rozeszli się do swoich mieszkań. Noc, podobnie jak poprzednia, była niespokojna, gdyż w powietrzu unosił się zapach siarki.

Gdy słońce wyjrzało ponad horyzont, Enji wszedł do więzienia i skierował się w stronę celi Bakugou. Strażnicy otworzyli żelazne drzwi i za pomocą dźwigni, opuścili Katsukiego w dół, by jego stopy dotykały ziemi. Więzień nawet nie spojrzał na przywódcę wioski. Na jego ustach gościł mały uśmiech.

-Jak masz zamiar uratować mojego syna?

Przez chwilę panowała cisza, a potem Katsuki przerwał ją, mrucząc pod nosem, jakby się zastanawiał nad odpowiedzią, aż w końcu się odezwał:

-Jest pewna roślina. Sok z jej owoców ma specjalne właściwości. Jest w stanie oczyścić ciało chorego z czarnego ognia.

-Więc powiedz, gdzie ona rośnie. Wyślę tam moich ludzi.

Bakugou roześmiał się.

-Oj, oj. Ten krzak szybko więdnie. Mielibyście na transport tylko godzinę. Nawet ze smokiem jest to niewykonalne. Twój synalek musi iść tam osobiście. W dodatku wątpię by ktoś z twoich ludzi wiedział jak zrobić sok.

Obrócił się wokół własnej osi. Powtórzył to kilka razy, aż w końcu łańcuch stał się zbyt krótki.

-Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?

-Wiele można o mnie powiedzieć. Morderca, złodziej, okrutnik. Ale na pewno nie jestem kłamcą.

Bakugou wyszczerzył się i z morderczym błyskiem w oku spojrzał na Todorokiego. Ten natychmiast wydał rozkaz uwolnienia Katsukiego i zaprowadzenia go na rynek.

Czekała tam połowa wioski. Ludzie stali w okręgu, w środku którego stał czerwony smok. Nie ruszał się i nie atakował.

Kowal, tak jak obiecał, w nocy wykuł dwumetrowy, żeliwny łańcuch, który połączył z branzoletami na nadgarstkach więźnia.

-Z każdym szarpnięciem łańcucha, kajdany będą się zaciskać aż do momentu aż odpadną ci dłonie. Klucz zostanie u mnie, uwolnie cię, gdy przyprowadzisz Shoto z powrotem. A wtedy zostaniesz ułaskawiony- wyjaśnił szybko Endeavor, prezentując klucz, a następnie chowając go do kieszeni płaszcza.

-Co?- Bakugou wrzasnął na całe gardło.- O przyprowadzeniu go tu za rączkę nie było mowy!

-To jedyna gwarancja, że mój syn wróci cały i zdrowy. Jeśli dotrzymasz słowa, nie masz się czego obawiać.

Bakugou warknął coś pod nosem, co zabrzmiało jak przekleństwo, i odwrócił się twarzą do Shoto, którego policzki były już czerwone od pożegnalnych uszczypnięć starszej siostry. Znów zaklął i podszedł do smoka. Stworzenie położyło łeb na ziemi, prostując lewe skrzydło. Ludzie musieli się odsunąć.

-Śniegu jest od cholery, a w nocy będzie jeszcze więcej. Dlatego tyle drogi ile damy radę, spędzimy w powietrzu.

-Na tej bestii? Oszalałeś?- krzyknęła Fuyumi, zakrywając brata ramieniem.

-Shitty hair jest wytresowany.- przejechał ręką pod łuskach na pysku smoka.- Nie ugryzie dopóki ja nie rozkarzę.

Łańcuch zahaczył się o jeden z małych, wystających rogów na głowie stworzenia, przez co irytacja zmieszana z furią odznaczyła się na twarzy Bakugou.

-I to miało mnie uspokoić?

-Fuyumi, spokojnie. Nic mi nie będzie. Nie musisz się martwić.

-Ale Sho...

-W drogę. Im dalej zalecimy za dnia, tym mniej czasu będę mieć te łańcuchy.

Wspiął się po skrzydle smoka i usiadł na jego ramionach. Ukradkiem spojrzał na Todorokiego. Chłopak wahał się, lecz potem spojrzał na siostrę, której łzy spływały po policzkach, a następnie pewnym siebie krokiem ruszył w stronę smoka, powtarzając ruchy Bakugou, by nie spaść ze skrzydła.

Usiadł za Katsukim, obejmując nogami jak najwięcej miejsca, by nie spaść, a stworzenie wzbiło się w powietrze w mgnieniu oka.

Todoroki zamknął oczy, dociskając swoje ciało do łusek smoka. To nie tak, że bał się wysokości, próbował sobie wmówić.

-Oj! To jedyna okazja! Korzystaj!

Bakugou był rozbawiony w dość sadystyczny sposób. Shoto otworzył oczy. Najpierw prawe, a gdy upewnił się, że nic mu nie grozi, otworzył drugie. Podniósł się i rozejrzał. Gdy dotarło do niego gdzie się znajduje, odwrócił gwałtownie głowę.

Jego wioska była ledwo widoczna na tle śnieżnych zasp. Z kominów unosił się ledwo dostrzegalny dym. Po chwili całkowicie stracił dom z oczu.

Todoroki wziął głęboki wdech i wrócił spojrzeniem do Bakugou. Jego włosy, choć nadal przypominające kolce, teraz kołysały się pod wpływem wiatru.

Nie wiedział dokładnie ile lecieli. Zbyt dużo uwagi poświęcił na oglądanie krajobrazu z góry. Ciągle tkwił mu w głowie obraz jego wioski oraz myśl, że Bakugou miał takie widoki kiedy tylko chciał.

Nagle z ust Katsukiego wydobył się głośny krzyk, a smok zniżył lot. Ziemia zatrząsła się, gdy wylądowali.

-Złaź- powiedział Bakugou, zaciskając palce na łuskach.

-Słucham?- spytał zdziwiony Todoroki.

-Złaź! Głuchy jesteś? Nie mam zamiaru wlec się na drugą stronę kontynentu. Zwłaszcza z tobą.

Chłopcy zsuneli się po skrzydle smoka, stając na ziemi. Bakugou zaklął, rozglądając się po okolicy. Niemal od razu odnalazł wzrokiem duży kamień i przetoczył go aż pod pysk czerwonego stworzenia. Położył na nim łańcuch kajdan, a smok rozumiejąc niemy przekaz swojego pana, zionął ogniem prosto w kamień.

Pod wpływem ciepła, śnieg w promieniu pięciu metrów roztopił się.

-Z czego jest to cholerstwo?! Postaraj się, ty wielka jaszczurko!

Ogień nagrzał metal kajdanek do czerwoności, a te oparzyły skórę na nadgarstkach Katsukiego. Chłopak natychmiast zabrał ręce i włożył je do zaspy śnieżnej. Todoroki usłyszał cichy syk, śnieg się stopił, a łańcuch wrócił z powrotem do swojej wcześniejszej barwy, ani trochę nieuszkodzony.

-Co do...

Przerwał, gdy poczuł jak ciepła ciecz spływa mu po obojczyku. Todoroki stał za nim, przyciskając sztylet do jego szyi. Po ostrzu spłynęła krew Bakugou, ozdabiając śnieg.

Chłopak gwałtownym ruchem odsunął się od niebezpiecznego narzędzia i sięgnął ręką za pasek, gdzie zwykle miał umocowany miecz. Nie było go tam jednak. Zapomniał, że w wiosce został rozbrojony, by nie stanowić bezpośredniego zagrożenia dla Shoto.

Todoroki rozsunął nogi, by nie stracić równowagi na lodzie, i złapał sztylet oburącz.

-Kowal nie kłamał, gdy mówił, że nawet ogień smoka ich nie stopi.

-Ty mały... Mam dość niańczenia cię. Shitty hair, usmaż go.

Smok jednak nie ruszył się ani o centymetr, patrząc na Bakugou w sposób jakby próbował mu się nie roześmiać prosto w twarz.

-Shitty hair!

Gdy smok ponownie się nie ruszył, Katsuki wrzasnął i ruszył w przeciwną stronę do wcześniej obranego kierunku. Nie uszedł jednak daleko, gdyż łapa bestii zahaczyła o jego płaszcz, obalając go na ziemię.

-Pierdolona jaszczurka, co to miało znaczyć? Zabije cię!

Czerwony smok niewiele sobie z tego zrobił. Położył się na ziemi, oparł łeb na przednich łapach i spojrzał na Todorokiego.

-Chyba se jaja ze mnie robisz! Nie pomogę mu!

-Obiecałeś, że mi pomożesz. Podobno nie jesteś kłamcą.

-A co jeśli kłamałem w tej sprawie?

Bakugou znów się uśmiechnął, widząc niepewność w oczach Shoto, gdyż jego twarz nadal nie wyrażała żadnych emocji. Zupełnie jakby była wyrzeźbiona w kamieniu.

Smok wydał z siebie dźwięk, przybliżony do westchnięcia, i popchnął swojego pana w stronę Todorokiego.

-Dobra, dobra. Stul się, Shitty hair.

Bakugou uderzył pięśnią w jego nos z irytacją. Todoroki spojrzał na smoka i na Bakugou, i jeszcze raz na smoka.

-Shitty hair to nie jest jego prawdziwe imię, prawda?

-Nazywa się Kirishima.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro