Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4, "Syn Endeavora"

Nawet ogromna siła Bakugou, który mimo przewagi liczebnej wroga nie chciał się wycofać z karczmy, oraz sztylet Todorokiego, nie były w stanie pokonać przeciwnika, który jak jeden mąż ruszył na nich, raniąc skórę i szarpiąc ich ubrania. Zostali związani, a następnie pchnięto ich do przodu w stronę lady barmana, gdzie czekał na nich średniego wzrostu chłopak, ubrany w czarny w czarny płaszcz i zawieszony na szyi jasno niebieski szal.

Przechodząc obok opasłych, obtarganych mężczyzn, Todoroki poczuł swąd dymu, potu i zgniłego jedzenia. Zaczął wątpić, że "wyśmienita dziczyzna" w języku Bakugou oznaczała to samo, co w jego. Ktoś położył mu ręce na ramionach i pociągnął w dół, przez co został zmuszony do zajęcia miejsca na twardym, drewnianym taborecie, a następnie skrępowano go grubą liną. Tak samo postąpiono z Katsukim, z takim wyjątkiem, że chłopak się szarpał na wszystkie strony, kopiąc, bijąc i wyzywając każdego z nich. Zachowywał się jak małe dziecko, lecz różnica polegała na tym, że w wyniku jego uderzeń, kilku mężczyzn odsunęło się albo z połamanymi nosami, albo z obolałym od twardego buta brzuchem. Koniec końców posadzono go na fotelu i zakneblowano łańcuchami.

Blond włosy chłopak stojący za ladą patrzył na tą scenerię z małym uśmiechem i satysfakcją wypisaną na twarzy. Przeskoczył przez blat i podszedł do Katsukiego.

-Kto by pomyślał, że Bakugou Katsuki wpadnie w tarapaty. Sądząc po kajdanach, nie jesteśmy pierwsi. Czyżby szczęście cię opuściło, co? Nic nie powiesz? Zabrakło ci języki?

Chłopak odchylił się do tyłu i zaśmiał głośno. W odczuciu Todorokiego brzmiał jak szaleniec. Reszta osób obecnych w karczmie mu zawtórowała, jednak zagłuszył ich krzyk Bakugou, wyzywający Kirishime za to, że go tam nie było.

-Stul w końcu dziób, Monoma- powiedział, kopiąc chłopaka w kolano.

-Na Zachodnich Wyspach oferują za ciebie całkiem niezłą sumkę, Królu Morderczych Eksplozji. Łuski twojego smoka też nie są tanie. Trafił nam się interes życia.

Monoma odchylił się do tyłu, rozłożył ręce na boki i po raz kolejny zaczął się głośno śmiać. Przez chwilę panowała przytłaczająca atmosfera, którą przerwała rudowłosa dziewczyna, uderzając Monomę w tylną cześć głowy. Wtedy po sali rozniosła się kolejna fala śmiechu. Tym razem nie był to przytłaczający skowyt.

Chłopak padł na ziemię nieprzytomny, a dziewczyna ruchem ręki rozkazała dwóm roześmianym do łez mężczyznom o szerokich ramionach i gęstych brodach, zabrać go na piętro.

-Oj, Kendo, zabawa się rozkręcała- rzuciła jakąś dziewczyna zza lady, wycierając kubki i kufle brudną ścierką.

-Rozwiążcie ich- powiedziała, opierając dłonie na biodrach. To co zdziwiło Todorokiego, było to że nikt się nie sprzeciwiał, gdy łańcuchy spadły na ziemię, a Bakugou zaczął na wszystkich krzyczeć.- To karczma, a nie melina dla przestępców.

-Kendo! Nie możesz!

-Wrócił- szepnęła pod nosem.

Todoroki poczuł jak łańcuch krępujący jego ruchy rozluźnia się. Wziął głęboki wdech ulgi.

-Chłopcze...- usłyszał głos przy uchu, a następnie poczuł zapach gorzały.- Czy ty czasem nie jesteś syn Endeavora?

W karczmie zapanowała cicha. Todoroki nie miał pojęcia jakim cudem wszyscy usłyszeli ten cichy, zdeformowany alkoholem szept, przytłumiony krzykami Bakugou. Ale wszyscy patrzyli na niego z otwartymi oczami.

-Teraz przynajmniej wiem, czemu masz te kajdany.- Kendo przyjrzała się łańcuchom.- Endeavor ma najlepszego kowala pod słońcem.

-Co ten chłopiec robi z takim barbarzyńcą jak ty?- Monoma zwrócił się do Bakugou.

-Stul pysk. Mam z nim coś do załatwienia.

Podczas gdy Bakugou rozmawiał, a raczej sprzeczał się z Monomą, a cały tłum skupił się na nich, stawiając zakłady który z nich prędzej rzuci się na drugiego, Todoroki podszedł do lady i usiadł na jednym ze stołków, opierając łokcie na blacie.

Ciężko mu było uwierzyć, jak nagłe zainteresowanie jego osobą, zmieniło się w traktowanie go jak powietrze. Nieczęsto widywało się syna jednego z największych wojowników jakich widziała ludzkość. Zwykle gdy do wioski zajeżdżali przyjezdni, najczęściej żołnierze, podchodzili do niego i pytali czy nie zaciągnął by się do wojska. W końcu na tamtej ziemi fechtunek i walka przechodziły z ojca na syna wraz z krwią, a przynajmniej tak wierzono. Było mu Shoto bardzo na rękę, dlatego wolał, by cała uwaga zebranych skupiała się na Bakugou.

Kobieta obsługująca gości po drugiej stronie spojrzała na jego smętną twarz i podeszła do niego. Położyła tuż przed nim kufel z jasnobrązowym piwem i szturchnęła go w ramię.

Shoto podniósł głowę i posłał jej zdziwione spojrzenia.

-Szkoda, że tak mało się uśmiechasz. Gdybyś pokazywał uśmiech, wszystkie dziewczyny padłyby z wrażenia.

-Jeśli się uśmiechnę... umrą?

-Mt. Lady, nie mąć mu w głowie. Zajmij się klientami, bo...

-Ale ty się rządzisz...- rzuciła blondynka i odeszła od Shoto tak szybko jak przyszła.

Do chłopaka podchodziło kilka osób, lecz nie była to rozmowa na więcej niż dwie minuty z każdą z nich. Najczęściej pytali o jego powód podróży z Bakugou, o plotki o czarnym ogniu, ale w głównej mierze o Endeavora i jego życie. Todoroki miał dość i chociaż chciał wyjść z karczmy jak najszybciej, siedział twardo na stołku, czekając na ruch ze strony Katsukiego.

W pewnym momencie poczuł ścisk w brzuchu, a jego żołądek zaburczał, wydobywając z siebie głośną prośbę o pożywienie. Nie jadł nic od zeszłego wieczora, gdyż rano przez gardło nie przeszła mu nawet kromka chleba. I w zasadzie Bakugou odradzał posiłek przez pierwszym w życiu lotem. Po tym co czuł w przestworzach, nie żałował, że go posłuchał.

Skinął głową na barmankę, która wcześniej podała mu kufel piwa, i zamówił niewielki kawałek cielęciny. Wolał nie ryzykować zostawienie całego talerza nietkniętego.

-Dziczyzna jest lepsza ale delikatne mięso dla delikatnego brzuszka. Nasz klient, nasz pan.

Nie skomentował tego. Po prostu siedział bawiąc się uchem kufla. Gdzieś z tyłu ludzie podjudzali Bakugou do znokautowania Monomy, oraz Monomę do rozbicia krzesła na głowie Bakugou.

Przez drzwi do kuchni przeszła niska dziewczyna o pulchnej twarzy i brązowych włosach. Na policzkach miała różowe rumieńce. Podeszła do Shoto z drewnianym talerzem, na którym leżał kawałek upieczonego mięsa z ziemniakami.

-Strasznie dużo ludzi. Wybacz za takie ociąganie.

-Nic się nie stało.- odwrócił się i spojrzał na Katsukiego.- Nie spieszy mi się.

Dziewczyna kiwnęła głową i odeszła. Jednak nie minęła godzina, którą Bakugou spędził na kłótni z Monomą, tym razem przeszli na siłowanie się na rękę, a do Shoto podeszła rudowłosa dziewczyna, która wcześniej uderzyła Monomę. Usiadła obok niego i zawołała do Mt.Lady o kufel korzennego piwa.

-Powiedz, podróż z Bakugou jest ciężka?- spytała, uśmiechając się.

W Shoto wręcz uderzył optymizm i wesołość z jakim Kendo zadała to pytanie.

-Cóż... Ja...- odchrząknął.- Ma swoje humory, lecz znam go dopiero dwa dni. Nie wiem jak będzie dalej, mam nadzieję, że nasza relacja się poprawi, ale chyba niewielu ludzi go lubi, co?

-Masz na myśli Monomę? Tak, gdy mają okazję kłócą się dosłownie o wszystko. Choćby mieli to samo zdanie, zawsze któryś zmieni swój pogląd, by nie przyznać drugiemu racji. Ale jak to mówią, rodziny się nie wybiera. Muszą z tym żyć.

-Są rodziną?- głos Shoto się załamał.

Ostatnie o co by podejrzewał tych dwóch blondynów o zupełnie innych charakterach, drących ze sobą koty o każdy ruch i słowo, było pokrewieństwo krwi.

-Kuzynostwem.

-Dlaczego się nienawidzą?

-To długa historia- zaśmiała się.

Todoroki odwrócił głowę. Kilku mężczyzn złączyło ze sobą tuzin stołów, a następnie podali miecze Katsukiemu i Neito. Chłopcy weszli na stoły i zaczęli się pojedynkować.

Krew zamarzła w żyłach Shoto. W pierwszej reakcji chciał wstać i podbiec do nich, wyrwać miecze z rąk i wyciągnąć na zewnątrz, by wrócić do Kirishimy i lecieć w dalszą drogę. Jednak jego ciało się nie ruszyło. Zbyt był ciekawy historii, którą miała opowiedzieć dziewczyna.

-Wydaje się, że mam mnóstwo czasu.

Kendo wypiła łyk piwa i westchnęła pod nosem. Rozejrzała się wokół siebie, by upewnić się, że nikt ich nie podsłuchuje i zwróciła się ponownie w stronę Todorokiego.

-Kiedy... cała wioska Bakugou zginęła, rodzice Monomy, mieszkający w innej części kontynentu, obiecali, że się nim zajmą. Jednak... no cóż, nie bez powodu Bakugou jest taki jaki jest. Wywołał wiele sporów. Czarę goryczy przelał Kirishima...

-Dlaczego on? Jest spokojny, wątpię by chciał wywołać konflikt w ich rodzinie.

-Widocznie nikt z twoich ludzi nie zginął w napaści smoków. Z tego co mówił mi Monoma, Bakugou zawsze czuł żądze krwi ale z jakiegoś powodu nie zabił smoka, którego stado pozbawiło go rodziców. Monoma uznał go za zdrajcę, a kiedy przejął dowództwo w rodzinnej wiosce, zabronił Bakugou tam wracać. Chłopak się wściekł. I puścił wioske z dymem.

-Naprawde to zrobił?

-Oh, nie martw się. Nikt i nic nie ucierpiało. Poza godnością Neito.

Shoto wstał i wolnym krokiem podszedł do złączonych stołów. Monoma leżał na plecach, a Katsuki stał nad nim ze zwycięskim uśmiechem na twarzy. Zamachnął mieczem, lecz w tym momencie rzucony kufel korzennego piwa uderzył go w twarz, powalając na ziemię. Ostrze upadło na podłogę kilka metrów dalej. Shoto korzystając z chwili oszołomienia, w akompaniamencie krzyków chłopaka, wyszedł z karczmy, ciągnąc za łańcuch kajdan.

Teraz doskonale wiedział, że kuzyni byli zdolni do rozlewu krwi.

~$$$~

Przepraszam wszystkich, którzy lubią Monomę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro