Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Znałam go całe życie

Rowan

Gdy wyszliśmy przed dom i ruszyliśmy wzdłuż ulicy, na której mieszkałam poczułam jak jego palce otarły się o moje, a po chwili jego palce wsunęły się pomiędzy moje palce.

Beckham przyciągnął mnie do siebie, za nasze splecione dłonie.

Nie mocno. Nie stanowczo.

Ale wystarczająco.

I wtedy to poczułam.

Zapach.

Znajomy.

Zbyt znajomy.

Cholerny Jackson.

– Więc to śniadanie jest warte wody kolońskiej Jacksona na specjalne okazje? – parsknęłam, unosząc brew.

Beckham zacisnął usta w cienką linię.

– Cicho – parsknął. – To on mnie nią psiknął.

Jeszcze bardziej parsknęłam śmiechem.

A wtedy zobaczyłam to.

Rumieniec.

Nie na policzkach.

Na szyi.

Coś w tym było...

Ciekawego? Dziwnego? Niepokojąco uroczego?

Sama nie wiedziałam.

Więc zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, powiedziałam:

– Jesteś całkiem...

Jego spojrzenie było uważne.

– No jaki?

Uśmiechnęłam się lekko.

– Uroczy. Oczywiście jak na przyjaciela mojego brata.

Ścisnął mocniej moją dłoń.

Nie puszczał.

Znałam go całe życie.

A teraz ten najlepszy przyjaciel brata, ubrany w jego zieloną bluzę z logo drużyny hokejowej, w której grał nasz starszy brat, szedł ze mną ulicami Middlebury trzymając mnie za rękę, jakby to było takie proste.

Dlaczego złapał mnie za rękę?

Rozumiałam, co Jackson miał na myśli, gdy powiedział, że oboje byliśmy długodystansowcami i dlatego nam nie uwierzył. Beckham miał dziewczynę – Anabelle, która była od nas o dwa lata starsza. W zeszłym roku wyjechała na studia, a ich związek nie przetrwał długiego dystansu chociaż próbowali.

Ja przed nim? Spałam tylko z jednym chłopakiem, który był moim chłopakiem od ponad roku.

Jak to miało właściwie wyglądać?

Złapał mnie za rękę, jakby to już coś znaczyło, jakby ta noc nie była przypadkiem, jakimś błędem w matrixie czy innego rodzaju wpadką. Pomimo jego porannego przerażenia nie uciekł, powiedział Jacksonowi, powiedział, że zrobimy to ponownie, a teraz szliśmy na śniadanie, a Jackson praktycznie zgodził się, żeby zabrał mnie na randkę. Nie, żeby miał coś w tym temacie do powiedzenia.

Nie znałam zasad takiej gry.

Łózko było czymś o czym się rozmawiało, planowało, wiązało się z uczuciem. A tutaj? Tutaj nic nie było na swoim miejscu.

To nie byłam ja.

Nie spotykałam się z hokeistami i nie chodziło o to, że uważałam ich za gorszy sort ludzi, czy że było z nimi coś nie tak, ale zajmowali całą przestrzeń w miasteczku, wszystko kręciło się wokół nich, a ja tylko to znałam. Dlatego gdy tylko mogłam uciekałam w swój świat, do ludzi, których to nie interesowało.

Wychowywałam się nie tylko z Jacksonem, ale i dwoma dużo starszymi braćmi – Masonem i Charlesem. Dzisiaj oboje grali w NHL, z resztą podobnie jak mój ojciec ponad trzydzieści lat temu.

Byłam jedyną córką Edwarda Cartera, jednego z najlepszych bramkarzy w historii NHL i ani on, ani ja nie potrafiliśmy odnaleźć się w tej rzeczywistości.

On nie radził sobie z córką i wolałby mieć jeszcze jedno syna, a ja nie radziłam sobie z niepasowaniem do własnej rodziny. I dlatego zawsze byłam taka zaskoczona tym, jak wyglądała moja relacja z Jacksonem. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego brata. Jackson zawsze był za mną. Był w tym wszystkim sobą, kolejnym złotem chłopcem rodziny, wybitny w tym, co robił, ale dla mnie był też moim bratem bliźniakiem i nigdy nie dawał mi odczuć, że jestem tą gorszą z naszej dwójki.

Nawet, jeśli taka była prawda.

Bo nie mogłam podzielić sukcesu ojca czy braci. Nie chciałam. Chciałam mieć własną tożsamość, a to wydawało się niemożliwe.

Dlatego ostatnie, co chciałam robić to spotykać się z hokeistą, aby i ta dziedzina mojego życia była przez nich zdominowana.

Tylko, że Beckham nie był dla mnie wczoraj ani przez chwilę hokeistą. Był kimś kto coś we mnie poruszył, kimś z kim przepychanki słowne były częścią gry wstępnej i kimś z kim rozmowa po prostu płynęła.

Rozbudził w moim brzuchu motylki.

A teraz trzymał mnie za rękę!

Mieliśmy tak wejść do PuffyPop!

Wszyscy mieli na nas patrzeć!

Panikowałam.

Gdy otworzył przede mną drzwi do śniadaniowni, nie puszczając mojej dłoni, zastanowiłam się, czy ktokolwiek wcześniej otworzył przede mną drzwi.

Gdy wyhaczył wolny stolik, a ja nawet nie zdążyłam się rozejrzeć, on zdążył się już przywitać z kilkoma osobami, które w ogóle nie zwróciły na mnie uwagi.

– Gdzie jest Jackson?

– Wrócił już?

– Co robisz tu z małą Carterówną?

Gdy padło to ostatnie pytanie, Beckham spojrzał na mnie.

– Zaprosiła mnie na śniadanie.

Nawet nie mogłam się zezłościć, bo to była prawda. On chciał zaprosić mnie na randkę, ale to ja wymyśliłam, żebyśmy przyszli tutaj.

– Aha – powiedzieli zdziwieni.

Kumple jego i Jacksona spojrzeli na mnie dziwnie.

Widzieli we mnie tylko siostrę swojego kumpla, a wielu z nich w ogóle zapomniało, że właściwie byliśmy bliźniakami i traktowali mnie, jakbym była od niego młodsza. To było strasznie irytujące.

– Więc nie będziemy wszystkim głosić jak tu skończyliśmy? – zapytałam, gdy w końcu zostaliśmy na chwilę sami.

– Dajmy im żyć plotkami – powiedział rozbawiony.

Wtedy Wendy kelnerka, która równocześnie była uczennicą Franklin High podeszła do naszego stolika pytając czy jesteśmy gotowi złożyć zamówienie.

Znałam menu na pamięć, Beckham chyba nie, więc sięgnął do kartki leżącej przed nim.

Wendy intensywnie mu się przyglądała. Chyba wręcz była zdenerwowana jego obecnością, gdy podniósł głowę znad menu, zarumieniła się i założyła kosmyk włosów za ucho.

Spojrzałam na niego.

Był aż tak przystojny?

Miał lekko krzywy nos, który pewnego jesiennego popołudnia kilka lat temu złamał mu mój brat. Pod jego lewym okiem był pieprzyk, który nadawał mu charakteru. Jego przydługie ciemno brązowe włosy, rozwiane w każdą stronę były czymś, co podobało mi się najbardziej.

Uśmiechnął się szeroko, prezentując idealny uśmiech, a rumieniec Wendy się powiększył.

– Co zamawiasz, Rowan? – zwrócił się w moim kierunku.

– Poproszę jagodowe naleśniki z dodatkową czekoladą i do tego brzoskwiniową mrożoną herbatę.

Uśmiechnęłam się do Wendy, ale ona nie odwzajemniła mojego uśmiechu.

– No to ja poproszę to samo – stwierdził z uśmiechem, który tym razem odwzajemniła.

Po chwili znów zostaliśmy sami, ale nie na długo, bo do stolika podeszło kilkoro chłopaków z drużyny, aby zapytać Beckhama gdzie wczoraj zniknął.

– Odprowadziłem Rowan do domu – wytłumaczył.

To nie była prawda, ale nie chciałam, żebyśmy wszystkim się tłumaczyli.

– A teraz jecie sobie razem śniadanko? – zapytali rozbawieni. – Co by powiedział na to Jackson?

– Najpierw się całujecie, a potem jecie razem śniadanie! Można by pomyśleć, że spędziliście razem noc.

Chichotali jak małe dziewczynki.

– To może pobiegniecie powiedzieć Jacksonowi jak was tak to trapi? – odburknęłam w ich stronę.

To nie miało prawa się udać.

Nie tutaj.

Nie w tym mieście.

Chłopaki odpuścili i zostawili nas samych. Rozejrzałam się dookoła, a wtedy zrozumiałam, że wszyscy na nas patrzą, a raczej na Beckhama. Nie rozumieli, co robił tu ze mną.

– Dlaczego nie masz dziewczyny, Beck? – zapytałam wracając wzrokiem do niego, co sprawiło, że zorientowałam się, że on przez cały ten czas patrzył na mnie. – Po tym jak rozstaliście się z Megan, miałeś kogoś?

Nie znałam szczegółów z jego życia.

Nie obchodziły mnie, a przynajmniej aż do dziś.

Wendy postawiła przed nami nasze śniadania, co na chwilę przerwało rozmowę. Sięgnęłam od razu do mrożonej herbaty, aby pociągnąć łyk przez słomkę.

– W sumie to nie – przyznał szczerze. – Lubię się poprzytulać, a krótkotrwałe dziewczyny to nie coś, gdzie czujesz bliskość, zrozumienie. Tylko, że długodystansowe dziewczyny... im też brak zrozumienia.

Nagle pomyślałam, że może on po prostu dalej jest zakochany w Megan.

– Jesteś w niej dalej zakochany? – zapytałam bez ogródek.

Parsknął śmiechem.

– Nie, to w ogóle nie o to chodzi... – Rozejrzał się dookoła. – Chyba szukam czegoś na stałe po prostu i nie chcę, żeby znów mnie ktoś rzucił tak jak rzuciła mnie Megan.

Byłam zaskoczona jego szczerością. Tak po prostu przyznał się do słabości.

– To było... – szukał właściwego słowa. – Nie no nie będę się silił na ładne określenia, po prostu chujowe.

Chciałam powiedzieć, że rozumiałam, ale nie byłam pewna czy tak było. Ze swoim ex rozstałam się, bo po prostu tego nie czułam.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

– Dlatego nie mam pojęcia, co wydarzyło się wczoraj – wyszeptał. – To nie jestem ja.

Przełknęłam gulę w gardle. Może to śniadanie miało nam obojgu powiedzieć, że to donikąd nas nie zaprowadzi? No, bo w sumie gdzie miało?

Stało się.

Kropka.

Nie musimy robić z tego wielkiej rzeczy skoro nie było to podobne do żadnego z nas.

– A ty? – odbił piłeczkę. – Dlaczego jesteś sama? A z Harrym graliście w butelkę, żeby pierwszy raz się pocałować?

No tak Harry.

Jutro miałam z nim iść na randkę.

– Bo jestem nieśmiała.

Parsknął śmiechem, gdy brał łyka napoju.

– Ostatnie, co bym powiedział o tobie po tej nocy to to, że jesteś nieśmiała.

Trzepnęłam go w dłoń, która leżała obok talerza, a nim udało mi się ją zabrać on ponownie splótł ze mną palce. Rozejrzałam się dookoła. To było niekomfortowe.

Musiał poczuć, jak się spięłam.

– Nie umiem cię nie dotykać, gdy już wiem, jak to jest cię dotykać – wyszeptał.

Był taki jak Jackson.

To było dla niego po prostu naturalne.

Po całym ciele przeszły mnie ciarki.

Jego kciuk musnął moją dłoń.

Przymknęłam powieki.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, bo nikt nigdy nie był ze mną tak otwarty i to tak publicznie.

A wtedy po raz kolejny ktoś podszedł do naszego stolika. Byli to Lucas i Oscar, którzy bez zastanowienia nie tylko przy nas przystanęli, ale i po prostu się dosiedli.

– Gdzie macie Jacksona? – zapytał Lucas. – Zaraz się zjawi, prawda?

Zabrałam dłoń spod dłoni Beckhama. Nawet tego nie zauważyli, a przynajmniej dwójka z nich, bo Beck od razu spojrzał na mnie z niezrozumieniem w oczach.

– Chłopaki, to randka – powiedział do nich.

Zrobili wielkie oczy, po czym wybuchli śmiechem.

Dlaczego wszystkich to bawiło?

Poczułam się jakbym dostała w twarz. Nie chciałam tu dłużej być. Nie po to całe życie trzymałam się na uboczu, miałam własne życie, żeby teraz jedna noc sprawiła, że miałabym być tłem. Przeprosiłam Lucasa, który siedział obok mnie, a on bez słowa wstał i pozwolił mi wyjść.

Jestem Rowan Carter.

I jestem nikim.

W oczach zebrały mi się łzy, bo to nie była winna Beckhama, to nie była nawet wina Jacksona, to była wina tego, że tu nie pasowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro