Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Łatwiej by było, gdyby nam nie pozwolił, prawda?

Rowan

– Nie tego się spodziewałem. – Beckham odezwał się w końcu, gdy Jackson zniknął na schodach.

Przewróciłam oczami.

– No tak. Miałeś nie mieć jaj.

Beckham prychnął, ale nie odpowiedział.

Nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać.

Bo prawda była taka, że Jackson powinien zareagować inaczej.

Miał się wkurzyć. Miał dać mu w mordę. Miał powiedzieć, że to zdrada, że nie tak to powinno wyglądać.

A on?

Po prostu się zaśmiał i wyszedł.

Jakby to nic nie znaczyło.

I może to było najgorsze.

Bo jeśli Jacksonowi było wszystko jedno, to co to dla nas znaczyło?

Beckham nadal patrzył na drzwi, jakby oczekiwał, że Jackson wróci i powie coś jeszcze.

Nie wrócił.

Westchnęłam, opierając się o stół.

– Jackson jest... wyjątkowy.

Beckham spojrzał na mnie kątem oka.

– Tak, to już wiem.

Wszyscy to wiedzieli.

Wszyscy to powtarzali w kółko.

A ja?

Może chciałam, żeby choć raz zachował się inaczej.

Może chciałam, żeby miał problem.

Żeby dał mi powód, żebym mogła być na coś zła.

A on po prostu... taki był.

Nie miał problemu z Beckhamem.

Nie miał problemu ze mną.

Nie miał problemu z nami.

Więc czemu ja miałam?

Może wolałabym, żeby Beckahm przyparł do tego blatu.

Żeby spojrzał na mnie i powiedział, że mnie chce.

Ale Beckham się nie spieszył.

Chciał powoli?

Ale to nie było powoli.

Zrobiliśmy wszystko od dupy strony.

Od końca.

I co?

Co to właściwie znaczyło?

Westchnęłam i wskoczyłam na kuchenny blat.

Skoro robiłam już rzeczy od czapy, to mogłam to kontynuować.

– Zrobisz nam kawy i pogadamy? – rzuciłam, patrząc na niego.

Beckham uniósł brew.

Nie odpowiedział od razu.

Więc dodałam:

– A może chcesz iść na śniadanie do PuffyPop? I tam pogadamy?

Znów to spojrzenie.

To nieznośne uniesienie brwi, jakby widział we mnie więcej, niż chciałam pokazać.

– No co? – skrzyżowałam ręce. – Nie chcesz się ze mną pokazać?

To było dziwne pytanie.

Nawet nie byłam pewna, czemu je zadałam.

Beckham zmrużył oczy, jakby próbował mnie rozgryźć.

A potem pokręcił głową.

– Potrzebuję świeżych ubrań.

No tak.

Miał rację.

Ale jak wyjdzie... to wróci?

Czemu w ogóle to przeciągaliśmy?

– A ja prysznica i muszę się ubrać – dodałam.

– Pożyczę coś od Jacksona, żeby nie tracić czasu na podróż do domu.

Zatrzymałam się.

Aha.

No tak.

Co my właściwie robiliśmy?

Beckham podszedł bliżej.

Zbyt blisko.

Czułam jego dłonie na swoich kolanach, a potem je rozchylił, żeby stanąć między nimi.

Serce mi przyspieszyło.

Nie wiedziałam, czy chciałam tego bardziej, czy się tego bałam.

– Pewnie to o mnie wiesz. – jego głos był cichy, ale pewny. – W końcu znasz mnie całe życie. Ale ja lubię długie dystanse.

Przeklęłam w myślach.

Co on próbował powiedzieć?

Że to był błąd? Że to dla niego coś znaczy? Że woli grać powoli, a my zrobiliśmy wszystko od końca?

Nie miałam pojęcia.

– To, co zrobiliśmy, jest tak samo niepodobne do mnie, jak i do ciebie. – powiedział, wpatrując się we mnie z tym swoim cholernie poważnym spojrzeniem. – Jackson miał rację.

Westchnęłam.

Oczywiście, że miał.

Jackson zawsze miał rację.

– Łatwiej by było, gdyby nam nie pozwolił, prawda?

Beckham parsknął śmiechem.

– Jak szalone to jest?

Nie wiedziałam.

Bo wszystko było zbyt świeże, zbyt dziwne, zbyt inne od tego, co powinno się wydarzyć.

Więc zamiast odpowiedzieć, położyłam dłonie na jego dłoniach.

I w tej jednej sekundzie wszystko było proste.

Żadne z nas nie wiedziało, co robi.

Bo nigdy wcześniej nie przeżyło czegoś takiego.

– PuffyPop brzmi świetnie. – Beckham potwierdził, jakby to było najzwyklejsze zdanie na świecie.

Jakby to wszystko, co się wydarzyło, nie było właśnie największym chaosem mojego życia.

– Pół godziny? – dodał, jakby to była zwykła sobotnia kawa, a nie... coś, co totalnie nie miało sensu.

Pół godziny.

I nagle nie wiedziałam, co robić.

Czy powinnam ubrać się jak na randkę?

Czy powinnam zrobić makijaż, wyprostować włosy, wyglądać jak ktoś, kto ma nad wszystkim kontrolę?

Czy powinnam udawać, że to kompletnie nic nie znaczy?

To było... absurdalne.

Winę za to zrzuciłam na Jacksona.

Cholerny idealny brat.

Gdyby chociaż przez chwilę zachował się jak typowy starszy brat z zakazem i wyrzutami, mogłabym udawać, że to problem, że to było zakazane, że to miało jakiekolwiek granice.

Na dodatek była sobota a PuffyPop to najpopularniejsza śniadaniownia w miasteczku, no dobrze jest jedną z dwóch śniadaniowni, więc nie było dużego wyboru.

Będą tam wszyscy.

Co ja sobie myślałam?

*

napisze ich 'randkę' chyba jeszcze dziś!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro