6. I zrobimy to ponownie
Rowan
Beckham się nie zawahał.
– Podczas gry w butelkę się całowaliśmy.
Nie powiedział, że to ja kręciłam, że to ja go wylosowałam. Nie powiedział, że chciał zaprotestować. W ogóle się nie tłumaczył. Stwierdził fakt.
Jackson zamrugał.
Zatrzymał butelkę wody przy ustach.
A potem...
Roześmiał się.
– O Boże! Ty i Rowan?! Co za koszmar! – parsknął, niemal dławiąc się wodą.
I wtedy stało się coś...
Coś, czego się po sobie nie spodziewałam. Wkurzyło mnie to, że Beckham powiedział tylko część prawdy. To była ta mniej kontrowersyjna? Te, którą dało się wybaczyć?
– A potem się pieprzyliśmy – stwierdziłam fakt poważnym tonem.
W sekundzie Jackson przestał się śmiać.
Woda, którą właśnie przełykał, wystrzeliła mu z ust.
Zakrył usta dłonią, kaszląc.
Z oczu pociekły mu łzy.
– Co... co? – wydusił, patrząc na mnie jak na obłąkaną.
Obok mnie Beckham drgnął.
I zanim zdążyłam naprawić tę sytuację...
On to poprawił.
Ale nie w sposób, który cokolwiek naprawił.
– I zrobimy to ponownie.
CO?!
Zamarłam.
Otworzyłam usta.
Ale nic nie powiedziałam.
Jackson spojrzał na nas.
Raz na mnie.
Raz na Beckhama.
Raz na siebie.
A potem...
Wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem.
Jeszcze bardziej histerycznym.
Jeszcze intensywniejszym.
Wysmarkał nos w serwetkę.
Oparł się o blat, jakby nie miał siły stać.
– Okej, to było dobre! – otarł łzy, wciąż się śmiejąc. – Najlepszy żart, jaki słyszałem od dawna.
Beckham się nie odezwał.
Ja też nie.
Bo to nie był żart.
Jackson poklepał się po klatce piersiowej.
– Jeden wieczór mnie nie było, a wy postanowiliście sobie pożartować? – pokręcił głową, śmiejąc się jeszcze bardziej.– O to chodzi? Rowan, serio, to twój pomysł?
Zerknął na Beckhama.
– O tym pocałunku słyszałem! Dzięki, że mi mówisz, Beckham. Wiedziałem, że powiesz.
Beckham nawet nie drgnął.
Tylko Jackson dalej bawił się tą sytuacją.
– Ale co, myślisz, że rano bym tu robił? – zapytał Beckham spokojnie.
Zbyt spokojnie.
Jackson wzruszył ramionami.
– Znam twojego surowego staruszka.
Przewróciłam oczami.
Jackson nawet na mnie nie spojrzał.
Był w swoim świecie.
– Nie wkręcicie mnie, że Rowan, która nienawidzi sportu, hokeja i nigdy nie rozmawiała z tobą dłużej niż minutę, nagle uznała, że cię kocha i poszła z tobą do łóżka.
Zacisnęłam zęby.
Co on miał z tym "kocha"?
Nikt nic nie mówił o miłości.
I wtedy Beckham odchrząknął.
– Jakie 'kocha'? – zapytał.
– Bo to ty, Beckham. A Rowan? Rowan to romantyczka.
Zamknęłam oczy.
– O, proszę cię... – powiedział Beckham, jakby ten obnarzył jego największy sekret.
– Tak! Lubisz długie zwodzenie, ukradkowe dotyki, spojrzenia spod rzęs, to twoje klimaty. – Wskazał na Beckahama z uśmiechem na ustach – Ty nie idziesz z nikim do łóżka, jeśli nie masz na koncie co najmniej sześciu rozmów o swoich ulubionych książkach i wspólnych spacerów w świetle księżyca.
Beckham parsknął.
Jackson wrócił do swojego croissanta.
Siedział, żując leniwie, jakby całe to zamieszanie było jednym wielkim żartem.
I wtedy mnie uderzyło.
Jackson nie przejmował się tym, że Beckham się ze mną przespał.
Bo...
Nie był w stanie w to uwierzyć.
– Czyli mogłbym zabrać Rowan na randkę? – zapytał Beckham.
Jego głos był poważniejszy, niż powinien.
Jackson spojrzał na niego jak na totalnego idiotę.
A ja praktycznie zamarłam.
– Ale to mnie pytasz? – uniósł brew. – Rowan, Beck chyba nie jest dobrym kandydatem na chłopaka, bo bardziej liczy się ze mną niż z tobą.
Roześmiał się.
Nie traktował tego poważnie.
Dla niego to był żart.
Dla Beckhama nie.
I wtedy zrozumiałam coś cholernie oczywistego.
Beckham nie miał rodzeństwa.
Z Jacksonem praktycznie wychowywali się razem.
To było dla niego coś więcej niż zdrada przyjaciela.
To było jak zdrada brata.
I to dlatego wyglądał, jakby stracił grunt pod nogami.
Jackson położył dłoń na jego ramieniu.
– Ty dla mnie też, Beck. Ale właśnie dlatego nie będę w tej sytuacji chujem. Bo to by znaczyło, że chuj ze mnie, a nie brat.
Beckham wstrzymał oddech.
Na sekundę.
Może dwie.
A potem ja wtrąciłam się z uśmiechem.
– Czasem jesteś dla mnie chujkiem.
Jackson przewrócił oczami.
A potem wyciągnął dłoń, żeby poczochrać mnie po włosach.
– Czasem muszę, tak dla zasady.
Jackson był wolny.
Każda jego decyzja była jego własna.
A ja?
Ja zawsze czułam się więźniem bycia jego siostrą bliźniaczką.
A teraz...
Co to wszystko miało znaczyć?
– Idę jutro na randkę z Harrym.
Rzuciłam to.
Celowo.
Chciałam zobaczyć reakcję.
Jackson parsknął.
– Ooo, Beck! Masz konkurencję! Jesteś gotów?
Beckham nawet nie drgnął.
Nie zareagował.
Nie zrobił żadnego głupiego komentarza.
Nie uniósł brwi, nie przewrócił oczami, nie parsknął śmiechem.
Nic.
I nie wiem, dlaczego właśnie to mnie wkurzyło.
Może wolałabym, gdyby Jackson miał problem.
Może wolałabym, gdyby Beckham coś powiedział, zamiast siedzieć tam jak cholerny posąg.
Może wolałabym, żeby przynajmniej któryś z nich nie bawił się tak dobrze.
A tymczasem Jackson wydawał się jedynym niezdezorientowanym człowiekiem w tym pomieszczeniu.
Patrzyłam na Beckhama.
On patrzył na mnie.
– Dobra, to ja was zostawiam, pogadajcie sobie, a ja lecę odespać.
Jackson podniósł ręce w obronnym geście, jakby właśnie spełnił swoją braterską misję i nie zamierzał się w to bardziej angażować.
I to było absurdalne.
– I tak nas po prostu tu zostawisz?! – krzyknęłam, czując, jak rośnie we mnie frustracja.
Jackson przewrócił oczami.
– Jesteście dorośli! Poradzicie sobie! Nie róbcie niczego, czego ja bym nie zrobił!
– O boże, Jackson! – schowałam twarz w dłoniach, a on tylko się roześmiał.
Najgłośniej jak się dało.
A potem, przechodząc obok, poczochrał mnie po włosach.
Tak, jakby to był kolejny zwyczajny poranek w naszym domu.
Tak, jakby nic się nie stało.
Był...
Najgorszym, najlepszym bratem.
Zostaliśmy z Beckhamem sami I w ogóle nie wiedzieliśmy, co tu się właśnie wydarzyło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro