Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. I zrobimy to ponownie

Rowan

Beckham się nie zawahał.

– Podczas gry w butelkę się całowaliśmy.

Nie powiedział, że to ja kręciłam, że to ja go wylosowałam. Nie powiedział, że chciał zaprotestować. W ogóle się nie tłumaczył. Stwierdził fakt.

Jackson zamrugał.

Zatrzymał butelkę wody przy ustach.

A potem...

Roześmiał się.

– O Boże! Ty i Rowan?! Co za koszmar! – parsknął, niemal dławiąc się wodą.

I wtedy stało się coś...

Coś, czego się po sobie nie spodziewałam. Wkurzyło mnie to, że Beckham powiedział tylko część prawdy. To była ta mniej kontrowersyjna? Te, którą dało się wybaczyć?

– A potem się pieprzyliśmy – stwierdziłam fakt poważnym tonem.

W sekundzie Jackson przestał się śmiać.

Woda, którą właśnie przełykał, wystrzeliła mu z ust.

Zakrył usta dłonią, kaszląc.

Z oczu pociekły mu łzy.

– Co... co? – wydusił, patrząc na mnie jak na obłąkaną.

Obok mnie Beckham drgnął.

I zanim zdążyłam naprawić tę sytuację...

On to poprawił.

Ale nie w sposób, który cokolwiek naprawił.

– I zrobimy to ponownie.

CO?!

Zamarłam.

Otworzyłam usta.

Ale nic nie powiedziałam.

Jackson spojrzał na nas.

Raz na mnie.

Raz na Beckhama.

Raz na siebie.

A potem...

Wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem.

Jeszcze bardziej histerycznym.

Jeszcze intensywniejszym.

Wysmarkał nos w serwetkę.

Oparł się o blat, jakby nie miał siły stać.

– Okej, to było dobre! – otarł łzy, wciąż się śmiejąc. – Najlepszy żart, jaki słyszałem od dawna.

Beckham się nie odezwał.

Ja też nie.

Bo to nie był żart.

Jackson poklepał się po klatce piersiowej.

– Jeden wieczór mnie nie było, a wy postanowiliście sobie pożartować? – pokręcił głową, śmiejąc się jeszcze bardziej.– O to chodzi? Rowan, serio, to twój pomysł?

Zerknął na Beckhama.

– O tym pocałunku słyszałem! Dzięki, że mi mówisz, Beckham. Wiedziałem, że powiesz.

Beckham nawet nie drgnął.

Tylko Jackson dalej bawił się tą sytuacją.

– Ale co, myślisz, że rano bym tu robił? – zapytał Beckham spokojnie.

Zbyt spokojnie.

Jackson wzruszył ramionami.

– Znam twojego surowego staruszka.

Przewróciłam oczami.

Jackson nawet na mnie nie spojrzał.

Był w swoim świecie.

– Nie wkręcicie mnie, że Rowan, która nienawidzi sportu, hokeja i nigdy nie rozmawiała z tobą dłużej niż minutę, nagle uznała, że cię kocha i poszła z tobą do łóżka.

Zacisnęłam zęby.

Co on miał z tym "kocha"?

Nikt nic nie mówił o miłości.

I wtedy Beckham odchrząknął.

– Jakie 'kocha'? – zapytał.

– Bo to ty, Beckham. A Rowan? Rowan to romantyczka.

Zamknęłam oczy.

– O, proszę cię... – powiedział Beckham, jakby ten obnarzył jego największy sekret.

– Tak! Lubisz długie zwodzenie, ukradkowe dotyki, spojrzenia spod rzęs, to twoje klimaty. – Wskazał na Beckahama z uśmiechem na ustach – Ty nie idziesz z nikim do łóżka, jeśli nie masz na koncie co najmniej sześciu rozmów o swoich ulubionych książkach i wspólnych spacerów w świetle księżyca.

Beckham parsknął.

Jackson wrócił do swojego croissanta.

Siedział, żując leniwie, jakby całe to zamieszanie było jednym wielkim żartem.

I wtedy mnie uderzyło.

Jackson nie przejmował się tym, że Beckham się ze mną przespał.

Bo...

Nie był w stanie w to uwierzyć.

– Czyli mogłbym zabrać Rowan na randkę? – zapytał Beckham.

Jego głos był poważniejszy, niż powinien.

Jackson spojrzał na niego jak na totalnego idiotę.

A ja praktycznie zamarłam.

– Ale to mnie pytasz? – uniósł brew. – Rowan, Beck chyba nie jest dobrym kandydatem na chłopaka, bo bardziej liczy się ze mną niż z tobą.

Roześmiał się.

Nie traktował tego poważnie.

Dla niego to był żart.

Dla Beckhama nie.

I wtedy zrozumiałam coś cholernie oczywistego.

Beckham nie miał rodzeństwa.

Z Jacksonem praktycznie wychowywali się razem.

To było dla niego coś więcej niż zdrada przyjaciela.

To było jak zdrada brata.

I to dlatego wyglądał, jakby stracił grunt pod nogami.

Jackson położył dłoń na jego ramieniu.

– Ty dla mnie też, Beck. Ale właśnie dlatego nie będę w tej sytuacji chujem. Bo to by znaczyło, że chuj ze mnie, a nie brat.

Beckham wstrzymał oddech.

Na sekundę.

Może dwie.

A potem ja wtrąciłam się z uśmiechem.

– Czasem jesteś dla mnie chujkiem.

Jackson przewrócił oczami.

A potem wyciągnął dłoń, żeby poczochrać mnie po włosach.

– Czasem muszę, tak dla zasady.

Jackson był wolny.

Każda jego decyzja była jego własna.

A ja?

Ja zawsze czułam się więźniem bycia jego siostrą bliźniaczką.

A teraz...

Co to wszystko miało znaczyć?

– Idę jutro na randkę z Harrym.

Rzuciłam to.

Celowo.

Chciałam zobaczyć reakcję.

Jackson parsknął.

– Ooo, Beck! Masz konkurencję! Jesteś gotów?

Beckham nawet nie drgnął.

Nie zareagował.

Nie zrobił żadnego głupiego komentarza.

Nie uniósł brwi, nie przewrócił oczami, nie parsknął śmiechem.

Nic.

I nie wiem, dlaczego właśnie to mnie wkurzyło.

Może wolałabym, gdyby Jackson miał problem.

Może wolałabym, gdyby Beckham coś powiedział, zamiast siedzieć tam jak cholerny posąg.

Może wolałabym, żeby przynajmniej któryś z nich nie bawił się tak dobrze.

A tymczasem Jackson wydawał się jedynym niezdezorientowanym człowiekiem w tym pomieszczeniu.

Patrzyłam na Beckhama.

On patrzył na mnie.

– Dobra, to ja was zostawiam, pogadajcie sobie, a ja lecę odespać.

Jackson podniósł ręce w obronnym geście, jakby właśnie spełnił swoją braterską misję i nie zamierzał się w to bardziej angażować.

I to było absurdalne.

– I tak nas po prostu tu zostawisz?! – krzyknęłam, czując, jak rośnie we mnie frustracja.

Jackson przewrócił oczami.

– Jesteście dorośli! Poradzicie sobie! Nie róbcie niczego, czego ja bym nie zrobił!

– O boże, Jackson! – schowałam twarz w dłoniach, a on tylko się roześmiał.

Najgłośniej jak się dało.

A potem, przechodząc obok, poczochrał mnie po włosach.

Tak, jakby to był kolejny zwyczajny poranek w naszym domu.

Tak, jakby nic się nie stało.

Był...

Najgorszym, najlepszym bratem.

Zostaliśmy z Beckhamem sami I w ogóle nie wiedzieliśmy, co tu się właśnie wydarzyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro