Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Beckham, beck, Beckham, Beck, Rowe, Rowe, Beckahm Rowe, Beck

– Muszę coś sprawdzić – wyszeptał.

Nie zdążyłam zareagować, zaprotestować, pomyśleć.

Jego usta były na moich.

Znów.

Plecy uderzyły o drzwi, zbyt szybko, zbyt mocno, ale nie miało to znaczenia, bo jego ciało było wszędzie.

Czułam go.

Czułam każdą jego linię, każdy mięsień, każdy drobny ruch, który doprowadzał mnie do szaleństwa.

Boże.

To było lepsze niż zapamiętałam.

Gdy jego dłoń zacisnęła się na moim karku, nachylając mnie mocniej w jego stronę.

Gdy jego język wdarł się do moich ust, a ja nawet nie pomyślałam o tym, żeby go zatrzymać.

Bo nie chciałam.

Czułam jego głębokie, ciężkie oddechy, jego zapach – ciepły, drzewny, zmieszany ze smakiem whisky.

Nie rozumiałam tego.

Dlaczego moje ciało zachłannie napierało na niego?

Dlaczego to było tak łatwe? Tak cholernie naturalne?

I nagle...

Odepchnęłam go.

Lekko, ale stanowczo.

Oderwał się, ale nie odsunął.

– Co ty robisz, do licha? – wydyszłam.

Spojrzałam w jego zielone oczy, szukajac tam odpowiedzi.

Patrzył na mnie tak, jakby sam nie rozumiał, co właśnie się stało.

Chciał zrobić krok do tyłu, ale ja z jakiegoś powodu nie mogłam mu na to pozwolić.

Złapałam jego bluzę, zaciskając na niej palce, i zanim zdążył cofnąć się choćby o centymetr, pociągnęłam go do siebie.

Mocno.

Tak, że jego ramię uderzyło z hukiem obok mojej głowy o drzwi.

Nasze oddechy mieszały się w ciepłym powietrzu nocy.

Czułam jego serce bijące w tym samym rytmie, co moje.

– Co ty robisz, Carter? – odwarknął, głos miał niższy, jakby sam nie wierzył w to, co się działo.

Ale nie zatrzymał mnie.

Więc to ja go pocałowałam.

Mocniej.

Pewniej.

Zupełnie inaczej niż w butelce.

To nie było niepewne, przypadkowe, wymuszone regułami gry.

To było świadome.

To było zachłanne.

To było pieprzone szaleństwo.

Odbił pocałunek od razu, nie czekając, nie dając mi szansy na choćby sekundę wątpliwości.

Gwałtownie.

Jakby chciał sprawdzić, jak bardzo może.

Jak daleko jestem w stanie się posunąć.

Jak bardzo go chcę.

Jego dłonie na moich biodrach były gorące, palce zacisnęły się mocniej.

Napierałam na niego całym ciałem.

Czułam każdy napięty mięsień, czułam jego przyspieszony oddech, czułam drżenie, które nie powinno tam być.

Przesunął dłonie wzdłuż mojej talii, wyżej, aż do linii moich żeber.

I wtedy...

Moje palce znalazły klamkę.

Otworzyłam drzwi bez chwili zawahania.

Nie odrywając się od niego nawet na sekundę.

Pewnie wpuszczając go do środka, powinnam się od niego oderwać, a któreś z nas powinno się nad tym zastanowić, ale zamiast tego, ruszyliśmy w kierunku schodów. Oboje dobrze znaliśmy drogę. Dotarliśmy tam nie odrywając od siebie ust, większość drogi przebyliśmy z zamkniętymi oczami.

Beckham był tu codzienie!

Pokój Jacksona był obok mojego pokoju!

Znaliśmy się całe życie!

Moje serce waliło jak oszalałe, gdy popchnął na wpół przymknięte drzwi od mojego pokoju.

Popchnął nie na łóżko.

Miałam na sobie krótkie spodenki od piżamy w jamniki i pasujacą do nich bluzkę. To nie był najbardziej hot outfit na świecie, ale mu wydawało się to nie przeszkadzać. Nie miałam też makijażu, przecież zamierzałam iść spać. Gdy schodziłam na dół, w ogóle nie przypuszczałam, że Beckahm Rowe znajdzie się chwile później w moim łóżku, a jego dłoń będzie przesuwać się po moim udzie, za granice spodenek, prosto na pośladek.

On w porównaniu do mnie był za bardzo ubrany.

Sięgnęłam do krawędzi jego bluzy, dalej nie odrywając od niego ust, jakby gdybym to zrobiła to wszystko by prysło. Gorączkowo próbowałam go rozebrać, ale szło mi marnie, co go zirytowało.

– Przepraszam! – krzyknęłam. – Nie mam podzielnej uwagi!

Warknął coś niezrozumiałego, po czym odsunął się minimalnie, aby ściągnać przez głowę bluzę, a nim zdążyłam zasugerować, że od razu powinien pozbyć się koszulki on położył dłonie na moich policzkach i ponownie mnie pocałował.

Złapałam go za biodra, bo musiałam się czegoś złapać. Tym razem próbowałam rozebrać go ze spodni. Rozpinając jego pasek, ale nie byłam w tym mistrzem, musiałam otworzyć oczy, co z kolei nie pozwalało mi skupić się na pocałunku. Otworzył oczy, jakby zirytowany. Jego czoło uderzyło o moje, a jego usta zaczęły przesuwać się po mojej szczęce, policzkach, powiekach, gdy ja rozbierałam go z dolnej garderoby.

Zsunęłąm jego spodnie.

Zobaczyłam wybrzuszenie w jego bokserkach, ale nie mogłam długo popatrzeć, bo jego usta znów wylądowały na moich. Złapał mnie w talii i rzucił o poduszki.

Sam zaczął rozbierać się z reszty z reszty ubrań, a gdy był nagi, a ja przyglądałam się ruchom jego mięsni, napiętej skórze, bliźnie nad kością biodrową. Tatuażu pod piersią, który zrobili sobie z Jacksonem na znak braterstwa.

Nie chciała dłużej czekać.

Z powrotem przesunęlam się na fragment łóżka, aby go pocałować, a raczej ten jego głupi tatuaż. Jego dłonie wplotły się w moje włosy, a on pozwolił mi się całować, a raczej ssać i podgryzać, bo wokół tatuażu zostawiłam ślad. Rozbawiło go to.

Gdy przesunęlam jezykim wzdłuż jego mieśni... gdy musnełam ustami jego szyję, gdy musiałam stanąć na łóżku, aby jej sięgnać, on sięgnął do moich spodenek, a potem do góry od piżamy.

Górowałam nad nim stojąc na łóżku.

Kompletnie naga.

Przed najlepszym przyjacielem mojego brata.

Czego dowód miał na piersi.

Jego dłonie sunęły wzdłuż mojej talii, przesuwając się ponownie do mojego karku, do moich długich włosów, które uwielbiał ciągnąć, gdy jego usta sunęły wzdłuż moich piersi, ssały, podgryzały...

– Masz zabezpieczenie? – zapytał.

Pokręciłam głową.

On też nie miał.

– Jackson na pewno ma – powiedziałam, jednocześnie bojąc się, że zabiłam tym samym wszystko.

– Wiem gdzie.

On jednak miał to gdzieś. Zostawił mnie stojącą na łóżku i pobiegał do pokoju przyjaciela.

Nie dał mi chwili na zastanowienie. Trwało to ułamek sekundy nim pobiegł za ścianę i wrócił.

Po czym rzucił mnie o łóżko.

Nie było już odwortu.

Nie chciałam się wycofać.

I on też nie chciał.

Gdy podciągnął moją nogę do mojej talii, po czym wsunął się między moje nogi, a jego męskość trącała moje udo, jego usta znów przysunęły się do moich. Spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami po czym wyszeptał:

– Jesteś pewna, Rowan?

Byłam więcej niż pewna.

– Tak.

A wtedy mnie wypełnił, a ja krzyczałam jego imię raz po raz.

Beckham, beck, Beckham, Beck, Rowe, Rowe, Beckahm Rowe, Beck

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro