Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Muszę coś sprawdzić

Gdyby tego było mało, gdy wyszłam z całuśnego kółka, a potem z imprezy, usłyszałam, jak ktoś woła moje imię.

– Rowan!

Zatrzymałam się.

Głos należał do Harry'ego.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam, jak szybko do mnie podbiega.

– Ale głupio wyszło! – powiedział, lekko zdyszany. – Nie tak miało być...

Potarł dłonią kark, wyglądał na zmieszanego.

– Podobasz mi się od dawna. – Jego spojrzenie było pewne, ale w głosie słychać było zawahanie. – I gdy zobaczyłem, jak całujesz Beckhama, to...

Urwał na chwilę, jakby sam nie wiedział, jak to dokończyć.

– To ja chciałem być tym, który cię całuje.

Stałam jak wryta.

To było to wyznanie, na które czekałam całe wakacje.

Harry zrobił krok w moim kierunku, a ja nie mogłam się ruszyć.

To było to, prawda?

To był ten moment, na który czekałam całe lato, wszystkie te spojrzenia, niedopowiedzenia, długie rozmowy.

A jednak wszystko we mnie było... cicho.

Gdzie były motyle? Gdzie ten podskok serca, który powinien mnie teraz dusić?

Dlaczego nic nie czułam?

– Czy mogę cię pocałować? – wyszeptał, gdy jego palce delikatnie musnęły moje. – Zapominając o tym, że przed chwilą obydwoje całowaliśmy kogoś innego...

Uśmiechnął się lekko, niepewnie, jakby liczył na to, że go w tym wesprę.

Mój kącik ust także uniósł się ku górze.

– Proszę.

I wtedy mnie pocałował.

A ja...

Czekałam.

Czekałam, aż coś mnie uderzy.

Czekałam, aż poczuje ten ogień, to napięcie, które powinnam czuć.

Czekałam, aż to będzie to.

Ale to nie było to.

Jego usta były miękkie, delikatne, ostrożne.

Za miękkie. Za delikatne. Za ostrożne.

Jego palce, gdy dotknął mojego karku, nie zacisnęły się, nie przyciągnęły mnie bliżej.

Po prostu tam były.

Gdy moje usta się rozchyliły, on nawet nie spróbował wsunąć do nich języka.

A przecież przed chwilą widziałam, jak to robił z Sharon.

Więc dlaczego teraz?

Dlaczego to było tak mdłe?

Dlaczego chciałam, żeby pociągnął mnie za włosy?

Żeby złapał mnie mocniej za talię, przyciągnął bliżej, wpił się we mnie tak, że zapomniałabym o wszystkim?

Dlaczego chciałam, żeby przygryzł moją dolną wargę?

A gdy te pragnienia pojawiły się w mojej głowie, nagle wszystko stało się jasne.

To nie był pocałunek Harry'ego, który coś we mnie popsuł.

To pocałunek Beckhama napieprzył mi w głowie.

Gdy odrywa swoje usta od moich, pyta:

– Czy pozwolisz się zabrać na randkę?

To wszystko było dziwne i winiłam o to go, bo to on to takim czynił. Jednak chciałam iść na tę randkę, marzyłam o niej. I nie zamierzałam pozwolić sobie tego odebrać przez jeden głupi pocałunek z niewłaściwą osobą!

*

Nie wróciliśmy już Harrym na imprezę. Odprowadził mnie do domu, a całą drogę jak zawsze nie zamykały nam się buzie, tylko tym razem było inaczej, bo trzymał mnie za rękę. Gdy tylko nie mówiłam, a to on mówił moje myśli odpływały do Becketta i do całej tej sytuacji. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego ten pocałunek był tym, o którym stale myślałam.

– Masz może czas w niedzielę? – zapytał z nadzieją, gdy staliśmy przed moim domem. – Zanim wrócimy do szkoły...

Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho, jakby znów chciał mnie pocałować.

– Tak – zgodziłam się, a wraz z moją zgodą jego usta musnęły delikatnie moje.

W domu nikogo nie było. Rodzice wyjechali na weekend, a to znaczyło, że przecież teoretycznie mogłam go zaprosić do środka i mogliśmy spędzić te noc razem, na czymkolwiek byśmy chcieli, ale tego nie zrobiłam.

Tym razem to ja pochyliłam się do niego, aby musnąć jego usta i powiedzieć 'Dobranoc'.

Wzięłam szybki prysznic z myślą, że może woda pozwoli mi się uwolnić od własnych myśli, ale to nie pomogło. Gdy położyłam się do łóżka, sięgnęłam po telefon i irracjonalnie weszłam w wiadomości z Beckhamem. Było ich tam kilka:

Beckham : Jackson nie odbiera!!!!! Pomóż!!!

Beckham : Jest Jackson???

Beckham : Gdzie jest Jackson???

Beckham: Mam pijanego Jacksona!!! Otwórz drzwi!!!

Beckham: Dziś Jackson śpi ze mną!!

I zawsze przesadna ilość wykrzykników, jakby inaczej się nie dało. Każda wiadomość dotyczyła mojego brata, w czym nie było nic dziwnego.

A wtedy wydarzyło się coś czego się nie spodziewałam.

Zobaczyłam trzy kropki.

Beckham pisze....

Palce zawisły nad ekranem, a w mojej głowie pojawiło się pytanie:

Co to było?

Ale nie mogłam go wysłać.

Nie mogłam nawet ułożyć w głowie pełnego zdania.

Więc czekałam.

Czekałam, aż to on coś napisze pierwszy.

Ale te przeklęte trzy kropki nie znikały.

Wpatrywałam się w telefon, aż ekran przygasł.

Nic.

Zerknęłam na zegarek.

Było już po pierwszej w nocy.

W końcu sama weszłam w pole do pisania wiadomości, jakbym jeszcze przed jego wiadomościa chciała napisać coś w kontrze.

Beckham pisze...

Patrzyłam na te trzy przeklęte kropki, czekając.

I wtedy wiadomość w końcu przyszła.

Beckham: Sam mam powiedzieć Jacksonowi, czy zrobimy to razem?

Zamarłam.

Przeczytałam to raz.

Potem drugi.

A potem telefon niemal wypadł mi z ręki.

Zacisnęłam palce na ekranie, jakby to mogło cofnąć całą dzisiejszą noc.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Bo co się mówi w takiej sytuacji?

Hej, Jackson gdy cię nie ma to całuję twoich kolegów!"

Cóż, całowałam się dzisiaj z twoim najlepszym przyjacielem, ale spokojnie – to tylko gra."

Podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie byłam pewna dlaczego.

Beckham: Rowan?

Beckham: wiem, że widzisz

Beckham: Więc?

Beckham: Razem czy osobno?

Zamknęłam oczy.

Wcale nie chciałam odpowiadać i tłumaczyć sie przed Jacksonem. Byłm moim bratem, nie ojcem!

Beckham: Opcja, że mu nie powiemy, nie wchodzi w grę.

Beckham: I tak ktoś to zrobi.

Zacisnęłam szczękę, czując, jak rośnie we mnie irytacja.

Oczywiście, że ktoś to zrobi.

Middlebury było małe. Za małe.

A ta impreza była pełna ludzi, którzy tylko czekali na jakąś nową sensację.

Beckham pisał.

Beckham: Urwie mi jaja.

Prychnęłam, stukając w ekran szybciej, niż zdążyłam się nad tym zastanowić.

Beckham: A gdzie tu mój problem?

Trzy kropki pojawiły się niemal natychmiast.

Beckham: To ty mnie wylosowałaś.

Oparłam głowę o poduszkę, walcząc z chęcią rzucenia telefonem i w końcu postanowiłam odpisać.

JA: WYLOSOWAŁAM

JA: TO KLUCZOWE SŁOWO, BECKHAM.

Telefon zawibrował prawie od razu.

Beckham: Aha. Czyli było ci totalnie obojętne, kogo wylosujesz?

Beckham: Tak samo całowałabyś Carlsona? Albo Rossa?

Zdążyłam ją wyświetlić.

Zanim Beckham usunął obie wiadomości.

Patrzyłam na ekran. Na puste miejsce po wiadomości.

Ale ja już ją widziałam.

To była najdziwniejsza wiadomość jaką mógł mi przysłać.

Zamiast tej dziwnej wiadomości, która coś zrobiła z moim brzuchem, a ja nie byłam pewna czy na pewno widziałam to, co widziałam przyszła kolejna.

Beckham: Powiem, że się na mnie rzuciłaś.

Wywróciłam oczami, palce same uderzyły w ekran.

Ja: O jejku, tak boisz się mojego brata?

Ja: Jest mi cię żal, Beckham.

Trzy kropki pojawiły się niemal od razu, ale ja postanowiłam napisać coś jeszcze.

Ja: Jak w ogóle możesz z takim imieniem grać w hokeja?

Uśmiechnęłam się pod nosem, choć nie chciałam.

Beckham: Czekałaś całe życie, żeby użyć tego tekstu?

Ja: Dobranoc!! Miło było cię znać!

Wtedy wydarzyło się coś dziwnego, bo mój telefon znowu zawibrował, ale tym razem nie była to wiadomość, Beckham do mnie dzownił.

W pierwszej chwili nie chciałam odebrać, ale po chwili to zrobiłam.

– Tak cię to bawi? – Jego głos był niski, znużony, jakby sam nie wiedział, czemu właściwie dzwoni.

Przewróciłam oczami, choć wiedziałam, że nie może tego zobaczyć.

– A ty się tak boisz? Po fakcie?

W słuchawce zapadła krótka cisza.

– Powiem mu, że to nic nie znaczyło – kontynuowałam, zanim zdążył coś dodać. – Bo potem całowałam Harry'ego i to od początku miał być on.

Beckham prychnął.

– To po co do licha graliście w butelkę? – parsknął do słuchawki. – To taka gra, wiesz, wstępna?– rzucił ironicznie.

– Jezu, daj mi wreszcie spokój!– warknęłam, bardziej zirytowana sobą niż nim.

– To czemu odebrałaś?

Zamknęłam oczy, zaciskając dłoń na telefonie.

– Powiem Jacksonowi, że to nic nie znaczyło, dobra? To cię zadowoli? Wypadek podczas imprezy.

Beckham się nie odezwał od razu. Słyszałam jego oddech po drugiej stronie.

A potem rzucił coś, czego się nie spodziewałam.

– To tak jakbym pocałował siostrę.

Świetnie.

Wywróciłam oczami, niemal przewracając się na łóżku.

Nagle ta rozmowa zrobiła się dziwna.

Nie tylko dziwna... dziwnie napięta.

Jakby w jednej sekundzie zmienił się jej ton.

– Tak pocałowałbyś siostrę? – rzuciłam bez zastanowienia, czując, jak całe moje ciało napina się w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

Po drugiej stronie zapanowała cisza.

Nie taka zwykła, niezręczna cisza.

To było coś innego.

Coś, co sprawiło, że serce zaczęło bić mi szybciej.

Cisza, która ciągnęła się o sekundę za długo.

O sekundę za bardzo.

A potem...

Rozłączył się pierwszy.

Telefon zawibrował.

Beckham: Jestem na dole. Zejdź.

Zamarłam.

Patrzyłam na ekran, serce biło mi mocniej.

Nie odpisałam.

Nie miałam zamiaru schodzić.

Ale siedziałam na łóżku i nie mogłam oderwać wzroku od tej wiadomości.

I kiedy już miałam zignorować wszystko, kiedy w głowie powtarzałam sobie, że to nie ma sensu...

Wstałam.

Cholera.

Zeszłam po schodach na palcach, jakbym robiła coś złego.

Wyszłam przed dom, czując chłodne powietrze na rozgrzanej skórze.

A tam, pod światłem latarni, stał Beckham.

Ręce w kieszeniach.

Wyglądał... inaczej.

Jakby nie potrafił pojąć, co tu robił. Jego kręcone ciemno-brązowe włosy były w kompletnym nieładzie, nawet gdy już mnie widział nie potrafił ich nie poprawiać. Kaputr jego szarej bluzy był wywnięty do środka, jakby ubierał się w pośpiechu.

Co ty tu robisz? – wyszeptałam, bo nagle mój głos brzmiał za głośno.

Podszedł bliżej.

Za blisko.

Za szybko.

Muszę coś sprawdzić...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro