Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Siostra mojego przyjaciela

Beckham

Rowan przesunęła się na czworakach na środek kółka.

Więc ja zrobiłem to samo.

Zbliżaliśmy się do siebie, aż w końcu usiadła naprzeciwko mnie, dokładnie na środku.

Wszyscy patrzyli. Wszyscy czekali.

–Naprawdę to robimy, Carter?

Powiedziałem to cicho, wystarczająco, żeby tylko ona mnie usłyszała.

Widziałem, jak przełknęła ślinę, jej dłoń ścisnęła materiał spodni, jakby miała się rozmyślić.

Ale nie.

Kiwnęła głową.

Kurwa.

Była siostrą mojego najlepszego przyjaciela.

Powtarzałem to sobie w głowie jak cholerną mantrę.

Była bliźniaczką Jacksona, ale jednocześnie niczym go nie przypominała.

Rowan robiła wszystko, żeby się od niego różnić.

Kiedyś była blondynką.

Zafarbowanie włosów na czarno było pierwszym ruchem, żeby przestać być „drugim Jacksonem". Prostowanie ich było kolejnym.

Unikała bycia w centrum uwagi.

A teraz tu była.

A wszyscy – absolutnie wszyscy – widzieli w niej siostrę Jacksona.

A ja?

Nie byłem lepszy.

Zamiast zachować się jak najlepszy przyjaciel Jacksona, wyciągnąć ją stąd siłą, powiedzieć, że to głupi pomysł...

Zamiast tego...

Zamierzałem ją pocałować.

Nasze spojrzenia się spotkały.

Mogłem przysiąc, że pytała mnie nimi: „Całujesz czy co?"

Miałem ochotę odburknąć coś w stylu: „Sama mogłabyś mnie pocałować".

Ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, poczułem jej dłoń na swoim udzie.

Nie nachalnie. Nie pewnie.

Po prostu dotknęła mnie i przesunęła się bliżej.

To był moment.

Nie wiedziałem, czy robi to specjalnie, czy po prostu zapomniała, że jesteśmy otoczeni ludźmi, ale w tym momencie przestało mnie to obchodzić.

Była tu. Blisko. Zbyt blisko.

Nasze nosy się zetknęły.

Patrzyliśmy na siebie badawczo. Naprawdę to robimy?

Jej paznokcie wbiły się w moje udo.

Pieprzyć to.

Jej oddech musnął moje usta.

Blisko.

Zbyt blisko.

Jej wargi otarły się o moje, niepewne, jakby badała grunt, jakby czekała na jakiś sygnał. Czułem słodki, malinowy smak jej błyszczyka, ciepło jej oddechu.

To miało być tylko muśnięcie.

Tylko moment.

Ale wtedy coś się zmieniło.

Nie wiem, kto pierwszy rozchylił usta.

Nie wiem, czy to ona chciała więcej, czy to ja sięgnąłem po więcej.

Nie miało to znaczenia, bo w ułamku sekundy nasze języki się spotkały.

Jej palce zacisnęły się na moim udzie. Mocniej. Jakby próbowała się na czymś oprzeć.

Kurwa.

Wplątałem dłoń w jej włosy, ścisnąłem mocno, pociągnąłem ją do siebie.

Ona na mnie naparła.

Całym ciałem.

Zacisnąłem palce na jej talii, przyciągając ją jeszcze bliżej, tak, by poczuła, że nie ma między nami żadnej przestrzeni.

I wtedy usłyszałem to.

Cichy, urywany jęk.

To jedno dźwięczne drżenie, które przeszło przez moją skórę, przez klatkę piersiową, osiadło gdzieś głęboko w brzuchu.

Serce mi waliło.

Jej jęk wciąż odbijał się echem w mojej głowie, gdy nasze usta zaczęły zwalniać, jakbyśmy dopiero teraz zdali sobie sprawę z tego, co właśnie się wydarzyło.

Byliśmy blisko. Za blisko.

Wciąż trzymałem ją za talię, a jej palce wbijały się w moje ramię, jakby sama nie była pewna, czy chce mnie odsunąć, czy przyciągnąć jeszcze bliżej.

Nasze oddechy się mieszały, gorące, urywane. Czułem, jak drży. Może to ja drżałem.

I wtedy coś się zmieniło.

Może to była chwila za długo. Może to była cisza, która nagle stała się zbyt wyraźna.

Otworzyłem oczy w tym samym momencie, co ona.

I wtedy to do mnie dotarło.

Jej rozszerzone źrenice. Zmieszanie wymieszane z czymś jeszcze. Czymś, czego nie chciałem rozgryzać.

Jakbyśmy zostali przyłapani.

Na czymś złym.

Na czymś, czego nie powinniśmy byli robić.

Oderwaliśmy się od siebie gwałtownie, niemal równocześnie, jakby dotarło do nas, że właśnie przekroczyliśmy granicę, której miało nie być.

Moje palce wciąż czuły ciepło jej skóry.

Jej usta były zaróżowione, wilgotne, jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównym oddechu.

Patrzyliśmy na siebie, wciąż czując to, co przed chwilą się wydarzyło. Ale co właściwie się wydarzyło? Był to tylko kolejny pocałunek podczas gry w butelkę. Tyle. Przeżyłem ich dziesiątki.

Wstała pierwsza.

Nie miałem pojęcia, ile trwał ten pocałunek.

Wszyscy skandowali 'Carter', 'Carter', ale to było pierwszy raz, gdy właściwie to usłyszałem.

Rowan wyszła, a Gary poklepał mnie po ramieniu.

– Wiesz, że Jackson urwie ci jaja? – powiedział rozbawiony.

Kurwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro