Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Nie będę odciągać Becka od hokeja. Obiecuję.

Nagle z korytarza dobiegł nas głos jego ojca:

– Beck! Czas iść do szkoły!

Beckham jęknął dramatycznie, jakby właśnie oznajmiono mu koniec świata. Opadł czołem na moje ramię, ale jegouśmiech nie zniknął.

Miałam sekundy na podjęcie decyzji.

Zaryzykowałam.

Nachyliłam się i pocałowałam go krótko. Zbyt krótko. Ledwo muśnięcie, ale wystarczające, by poczuć, jak się uśmiecha pod moimi wargami.

Przyciągnął mnie bliżej.

Jego palce zacisnęły się na mojej talii, jakby chciał zapamiętać ten moment, zatrzymać go na dłużej, przedłużyć o kolejne sekundy.

– Beck! No już!

Nie mieliśmy wyjścia.

Kiedy weszliśmy do kuchni, jego ojciec już na nas czekał.

Z kanapkami.

Nie tylko dla Beckhama.

Jedna była dla mnie. Spakowana w papier, gotowa do szkoły.

Zamarłam na chwilę, zaskoczona.

– Nie było trzeba... ja... – zaczęłam, ale Beckham przerwał mi rozbawionym tonem:

– Po prostu podziękuj, Rowan.

– Dziękuję. Naprawdę... dziękuję.

Czułam się kompletnie niezręcznie.

Nigdy nie dostawałam kanapek od czyichś rodziców. Nigdy nie poznawałam rodziców chłopaków w takim kontekście.Jako ich... no właśnie, kim dla niego byłam?

Jego ojciec tylko pokiwał głową, ale przez moment jego spojrzenie zatrzymało się na naszych splecionych dłoniach.

Nie powiedział nic.

Tylko zrobił dziwną minę.

Był dużym, postawnym mężczyzną. Nie przeszedł na zawodowstwo, ale grał w hokeja przez całe studia. Kochał ten sport tak bardzo, że nigdy się od niego nie odciął – uczył dzieciaki gry w hokeja i prowadził drużynę juniorska.

Był też samotnym ojcem.

Nie pamiętałam dokładnie, kiedy matka Beckhama zniknęła z obrazka, ale od lat byli tylko we dwójkę.

Może dlatego tak mnie zdziwiło, że robił mu kanapki do szkoły.

– Beck, pamiętaj, że dzisiaj po szkole masz trening.

To nie było skierowane do niego.

To było ostrzeżenie dla mnie.

"Nie planuj nic z moim synem."

Patrzyłam na niego uważnie, a on mówił dalej, nawet nie udając, że jego słowa nie są aluzją.

– A potem prosto po treningu do domu, Beck.

Zrobiłam zaskoczoną minę. To Jackson mówił o „twardej ręce staruszka Rowe'a", ale nie spodziewałam się... tego.

Beck spojrzał na mnie, potem na ojca.

– Już wiem, gdzie znikasz na całe noce – dodał.

Moje policzki zapłonęły.

Nie mogłam się zdecydować, czy było mi bardziej wstyd, czy bardziej byłam oburzona.

Beck ścisnął mocniej moją dłoń.

– Niestety, tato, ale nie mogę się na to zgodzić. – Jego ton był lekki, ale pewny. – Chcę ten wieczór spędzić z Rowan.

Odwrócił się do mnie.

– Co prawda jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale mam nadzieję, że ty też chcesz.

Beckham!

Czy on właśnie zaplanował nam wieczór przy swoim ojcu?

Pan Rowe zmarszczył brwi.

– Beckham... – powiedział ostrzeżeniem tonem.

Ale Beckham tylko się uśmiechnął.

– Tato, nie mogę pozwolić, żeby hokej zdominował każdą relację w moim życiu!

Powiedział to takim tonem, jakby to nie była wielka sprawa.

– Wrócę przed dziesiątą. Nawet do ciebie zajrzę, żebyś wiedział, że żyję.

Jego ojciec nie wyglądał na przekonanego. Nie wyglądał na kogoś, kto daje łatwo za wygraną.

Jego spojrzenie padło na mnie.

Wszystkie mięśnie w moim ciele się napięły.

– Rowan...

Podniosłam głowę.

Nie spodziewałam się, że zwróci się do mnie bezpośrednio.

– To jego przyszłość. Musi być skupiony. Znać cel. Nie możesz go od niego odciągać.

Czułam, jak mój pusty żołądek się zaciska.

– Tato, daj spokój... – Beckham przewrócił oczami.

Ale jego ojciec wciąż patrzył na mnie.

I to sprawiało, że czułam się, jakbym była na przesłuchaniu.

– Nie będę odciągać Becka od hokeja. Obiecuję.

To była najdziwniejsza obietnica, jaką kiedykolwiek złożyłam.

Bo całe życie próbowałam uciec od hokeja.

– Dziesiąta. – Jego głos brzmiał ostro, nieznosząco sprzeciwu. – Albo możecie przyjść tutaj.

Zarumieniłam się.

Nawet nie wiedziałam dlaczego.

Nawet nie wiedziałam, co Beckham planował robić wieczorem.

– Szkoła, treningi, dziewczyny, Beck. – Jego ojciec westchnął i pokręcił głową. – Nie pozwól, żeby coś cię rozpraszało.

Dziewczyny.

Jakby to nie było nic poważnego.

Jakby za kilka dni miała pojawić się tu inna.

Jakby ja byłam tylko chwilowym rozproszeniem.

Ścisnęłam mocniej kanapkę, którą trzymałam w dłoniach.

W moim domu Beckham był mile widziany.

W jego domu czułam się... obca, co było na pewno przeciwieństwem teog, co odczuwał tu Jackson.

Beckham rzucił ojcu szeroki, nonszalancki uśmiech.

– Dzięki za śniadanie, tato! Wszystko pod kontrolą. Do zobaczenia w szkole!

Złapał mnie za rękę i wyciągnął z domu.

A potem...

Zaczął przepraszać.

Za swojego ojca.

Za tę rozmowę.

Za wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro