14. Miałam stracić ten rok na krótkim romansie z hokeistą?
– O Jezu! Znowu ty?! Jesteś wszędzie!
Zdjęłam skórzaną kurtkę, rzucając ją na fotel, i nie czekając na odpowiedź, przemaszerowałam w stronę schodów.
– Jestem przyjacielem twojego brata, pamiętasz? – usłyszałam za plecami głos Beckhama, w którym pobrzmiewało rozbawienie.
– Nie sądziłem, że ktoś kiedyś użyje mnie... – wtrącił Jackson, opierając się o blat kuchenny. – ...żeby dostać się do mojej siostry.
– Nie o to mi chodziło.
Nie zatrzymałam się. Miałam dość tego dnia. Dość Beckhama w moim domu. Dość jego oceniającego spojrzenia, jakbym właśnie wróciła z najgorszego wyboru w moim życiu.
– Hej, hej, dokąd się wybierasz? – Jackson złapał mnie za rękę. – Opowiedz nam wszystko.
– No właśnie! – dodał Beckham, ale w jego tonie było coś innego. Coś bardziej napiętego.
Przewróciłam oczami.
Przez tyle lat wracałam do domu po randkach i byłam dla niego niezauważalna. A teraz? Teraz Beckham Rowe patrzył na mnie tak, jakby chciał wypalić mi dziurę w głowie.
Usiadłam na fotelu – najdalej jak mogłam od niego. Chłopaki siedzieli na kanapie, niemal stykając się ramionami, bo kanapa przy ich wielkich hokejowych cielskach wydawała się malusieńka. Boże, dlaczego oni byli tacy wielcy? Nie chciałam przyglądać się ich szerokim barkom i faktem, że wszystko w nich krzyczało, że byli hokeistami.
Zaczęłam kompletnie od czapy:
– Harry chce studiować na MIT, architekturę. – powiedziałam w końcu, poprawiając fałdy sukienki na kolanach. – A ty? – spojrzałam na Beckhama.
Przez chwilę patrzył na mnie, jakby rozważał, czy w ogóle powinien mi odpowiedzieć. Po czym uśmiechnął się, że od razu chciałam znać jego plany.
Znałam plany Jacksona i podejrzewałam, że on miał identyczne.
– W Denver.
Tym razem to ja się uśmiechnęłam, bo się ni pomyliłam.
– W Denver? – powtórzyłam, czując narastające napięcie. – Czyli tam, gdzie grali wszyscy moim bracia, mój ojciec, no i teraz Jackson?
Jackson przewrócił oczami, ale Beckham nie spuszczał ze mnie wzroku.
– Rozważam też Michigan - przyznał.
Niemal parsknęłam śmiechem. To było dokładnie to samo!
– Oczywiście, że rozważasz.
To było daleko.
Za daleko.
Pokręciłam głową, czując, jak coś ściska mnie w środku.
– Myślisz, że tata się zgodzi? – zapytałam cicho Jacksona.
– Żebyś poszła na studia? – Niemal parsknął. – Nie po to nie zgodzili się na Franklin High, żebyś potem nie poszła na studia. – wtrącił Jackson.
– Ludzie po Franklinie też idą na studia – zauważyłam.
– Znasz staruszka – westchnął Jackson. – Im bardziej prestiżowo, tym lepiej.
Zacisnęłam dłonie na kolanach.
– Nie wiem, czy mają architekturę wnętrz w Denver.
Słowa wypadły z ust Beckhama, a ja już dłużej nie patrzyłam na Jacksona.
– W Denver mają jeden z najbardziej prestiżowych programów hokejowych. Sam to przed chwilą powiedziałeś – zauważyłam. – – A to znaczy, że ta uczelnia mnie nie zobaczy.
Dopiero gdy to powiedziałam do mojej głowy dotarło, to co on powiedział.
– Czekaj. – Zmarszczyłam brwi. – Ty właśnie zasugerowałeś, że... że moglibyśmy iść razem na studia?
Nawet o tym nie pomyślałam. Byłam tak pochłonięta swoją awersją do hokeja, że nie dostrzegłam tego wcześniej.
Beckham spojrzał na mnie, a potem odwrócił wzrok.
– Szybko wbiłaś moje plany w ziemię, Carter.
Jackson parsknął, ale ja nie mogłam się śmiać.
– To gdzie chcesz studiować, Rowan? I co? – zapytał z zaciśniętą szczęką Beckahm.
Nie powinniśmy tego omawiać przy Jacksonie. To znaczy to nie było nic takiego, ale byłam tak nieprzyzwyczajona do prowadzenia z nim rozmów. Rozmów, które sprawiały, że każdy mój nerw płonął, a ja nie potrafiłam nie prowadzić tej rozmowy pełna emocji.
– MIT? – zasugerował Beck.
Westchnęłam.
– To Harry chce tam studiować – powiedziałam to wolniej, jakby to miało sprawić, że Beckham w końcu to pojmie. – W życiu by mnie tam nie przyjęli, Beck. Jestem na to za...
– Artystyczna? – dodał Jackson.
Spojrzałam na brata zdezorientowana.
– No co? Jesteś bardziej artystką niż ścisłowcem.
– Indywidualność to zaleta, nie wada – wtrącił Beckham.
– Boże... – Zaśmiałam się, kręcąc głową. – Powiedział koleś, który poczucie tożsamości stworzył, będąc częścią grupy facetów jeżdżących po lodzie.
Jackson chrząknął.
– To było brutalne.
Nie oderwałam wzroku od Beckhama.
– Łatwo jest rzucać takimi tekstami, kiedy nie musisz mierzyć się z tym codziennie – dodałam.
– Naprawdę tak myślisz? – Jego głos stał się cichszy, niższy.
Nie odpowiedziałam.
Bo nie wiedziałam, co powiedzieć.
I to był problem.
To był zawsze problem.
– Przy Harrym Millbury nie jest największym koszmarem.
Nie byłam pewna dlaczego to powiedziałam.
– A przy mnie tak? - Na jego twarzy malowało się zdenerwowanie.
Boże... nie powinniśmy w ogóle o tym rozmawiać.
Zamilkłam na chwilę. W mojej głowie odpowiedź brzmiała zbyt głośno, ale nie mogłam jej powiedzieć. Nie tak. Nie wprost.
– Ogólnie to jesteś moim największym koszmarem, Beck.
Uniósł brew, czekając na więcej, a ja zamiast przerwać kontynuowałam:
– Bo ja nie chcę chodzić na mecze hokeja. Robiłam to całe życie. Nie lubię tego sportu. Boże. – Przetarłam dłonią twarz, czując narastającą frustrację. – Nie chcę siedzieć w twojej koszulce, w twojej kurtce z numerem, mam w szafie tych numerów cztery.
Zacisnął szczękę.
– Chcę stąd wyjechać i w końcu sprawić, że moje życie jest moje. Że gdy ktoś na mnie patrzy, nie pyta, gdzie jest Jackson.
W salonie zapanowała cisza.
Beckham wpatrywał się we mnie, jakby szukał w moich oczach czegoś, co mogłoby go zatrzymać przed powiedzeniem czegoś, czego nie da się cofnąć.
– Jak to sobie wyobrażasz? – zapytałam, oczekując w końcu jego odpowiedzi. – Jak? – dopytywałam.
– Może nie muszę sobie tego wyobrażać, może po prostu możesz to poczuć – stwierdził jak prawdziwy romantyk.
Prychnęłam.
Spojrzałam na Jacksona, który podnosił się z kanapy.
– Idę spać, bo zrobiło się zbyt prywatnie i chyba nie powinienem być przy tej rozmowie.
Oczywiście, że uciekał. Nie chciał słuchać o tym, jak mi było ciężko, jak nie radziłam sobie z byciem Carterem. Nic nie mógł z tym zrobić. Był dobrym bratem, ale to czasem nie wystarczało.
Nic nie powiedziałam.
Pozwoliłam mu wyjść.
Zostaliśmy z Beckhamem sami.
Znowu.
– Pozwól mi się zabrać na randkę – wyszeptał. – Mam błagać? Co mam zrobić, Rowan?
Odwróciłam wzrok.
Boże.
Wstał z kanapy, aby usiąść bliżej mnie, a co za tym usiadł na drewnianym stoliku stojącym przed fotelem, na którym siedziałam. Poczułam jego dłoń na swoim kolanie.
Zamknęłam oczy.
– Beck...
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Poczułam muśnięcie jego kciuka na wnętrzu uda.
– Ja tylko proszę o uczciwą szansę, Rowan – zapewnił.
Był wszędzie.
Zawsze był wszędzie.
Ale teraz to miało znaczenie.
On miał znaczenie.
Kolejny hokeista.
Bo dałam mu się pocałować.
Bo się z nim przespałam.
Bo wpuściłam go do łóżka kolejnej nocy, tak po prostu.
Bo tam wszystko działało.
Ścisnął moje udo.
Podniósł tyłek ze stolika, a ja bałam się, że mnie pocałuje i trzecią noc znów spędzimy razem.
Bałam się, że po raz kolejny będę tworzyć coś, co nie miało prawa działać na zewnątrz.
Byłam przerażona.
Tym, że na to pozwolę.
Tym, że tego chcę.
On jednak zamiast pocałować mnie w usta, pocałował mnie w czoło.
Uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Czułam się taka mała, taka krucha.
Ta randka była świetna, pozwoliła mi wyobrazić sobie inne życie, przyszłe życie. Tylko, że to teraz moje serce waliło jak oszalałe.
Chciałam wyciągnąć w jego kierunku ręce, przytulić go, bo czułam do niego coś niewytłumaczalnego - bliskość, czułość, bezpieczeństwo.
I to nie miało sensu.
– Jak to sobie wyobrażasz? – wyszeptałam. – Gdy ja unikam hokeja jak ognia, a ty jesteś hokejem i ogniem?
– Jak najłatwiej przezwyciężyć własne strachy? Przestać przed nimi uciekać.
Przewróciłam oczami, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
– Wracam, bo tata będzie mnie szukał. Zawsze sprawdza czy jestem w łóżku, więc ostatnie dwie noce zrobił mi niezłą awanturę, gdy rano wróciłem. Zostawiłem mu kartę, że wychodzę! Ale nie zauważył.
W ogóle go nie znałam.
Ale wszystko, co mówił ciągnęło mnie do niego.
Czemu nie przyszedł tu w hokejowej kurtce? Dlaczego nie machał mi tym numerem przed twarzą?
Chciałam mu powiedzieć, żeby nie szedł i opowiedział mi więcej.
Byłam o włos od szepnięcia ‚nie idź'.
– Jutro wracamy do szkoły... – zaczęłam, ignorując to, co powiedział.
– I?
Był wyraźnie zirytowany i miał ochotę już iść. Nie mogłam go o to winić.
Zostań.
Nie, nie może.
– I co będzie? Jak teraz będzie?
Jego tyłek znów usadowił się na stoliku przed fotelem.
– A jak byś chciała, żeby było?
Chciałabym czegoś innego niż wydaje się wszystko we mnie krzyczeć i potrzebować.
Coś niewytłumaczalnego mnie do niego przyciągało. Gdy patrzył na mnie tymi zielonymi oczami i dawał mi poczucie, że sam nie chce wyjść.
Wtedy usłyszałam hałas na schodach, a nim się zorientowaliśmy w salonie pojawił się mój tata.
– Dzień dobry, panie Carter.
– Hej, tato.
Tata spojrzał na nas podejrzliwie.
– Gdzie jest Jackson? – zaczął rozglądać się w poszukiwaniu syna.
O boże.
Nawet on.
To było... okrutne.
– To znaczy, zawsze jesteś tu mile widziany Beck, ale co robicie tu sami?
Poczułam pod powiekami łzy, to nie było logiczne, wytłumaczalne, bo to nie wynikało z tej sytuacji tylko z całego tego koszmaru, który zawsze tu czułam.
Odwróciłam wzrok, aby tata nie widział mojej miny. W tym domu nie było miejsca na bycie beksą, wszyscy byli twardzi.
– Próbuję przekonać Rowan, aby poszła ze mną na randkę.
Dlaczego mu to tak łatwo przychodziło? Mówić o tym wszem i wobec?
– Aha, a dlaczego o dziesiątej wieczorem przed poniedziałkiem?
To była chyba najbardziej absurdalna odpowiedź, jakiej mogłam się spodziewać.
– Bo Rowan właśnie wróciła z innej randki.
Zdusiłam łzy i obróciłam się w kierunku taty, siląc się na uśmiech.
– Powinienem zacząć się martwić, dziecko? – Spojrzał na mnie podejrzliwie. – Jackson o tym wie? – zapytał.
– Ale dlaczego miałby wiedzieć? Co go to obchodzi? – Niemal warknęłam na tatę.
– Bo jest twoim bratem i macie się sobą opiekować, a ja słyszę, że ni stąd ni zowąd chłopcy szaleją na twoim punkcie i zastanawiam się, co na to Jackson, bo jesteście rodzeństwem.
Miało to sens i go nie miało.
Ojciec ponownie spojrzał na Beckhama i zapytał:
– Moja córka ci się podoba tak?
Nim się zorientowałam tata usiadł na kanapie, a Beck obrócił się w jego stronę.
Na pewno go podziwiał. Szanował. W końcu kochał hokej, a ojciec był definicją hokeja.
– Tato! – krzyknęłam.
Miałam nadzieję, że Beckham nie zacznie dzielić się z nim szczegółami.
– Właściwie to dlaczego nie przedstawiasz mi chłopaków zanim wychodzisz gdzieś z nimi? – Spojrzał na mnie podejrzliwie. – Mama wiedziała, a ja nie.
– Nie sądziłam, że cię to interesuje – powiedziałam szczerze.
– Beck, będziesz w przyszłym roku studiował w Denver? Odezwali się już do ciebie? – dopytywał.
– Mam nadzieję.
Więc jak Beck sobie to wyobrażał? Jako krótki romans?
Miałam stracić ten rok na krótkim romansie z hokeistą, aby potem o tym wszystkim opowiadać jako ciekawostkę z życia? Wstydliwą historię? 'Czy spałaś kiedyś z kimś sławny?' Odpowiadałabym, a znasz Beckhama Rowe?
Boże.
Nie mówmy nikomu.
Ukryjmy się.
Stwórzmy swój świat.
Na chwilę.
Ojciec uśmiechnął się, a ja podniosłam się z fotela.
– No i z kimś takim chciałbym cię widzieć – powiedział z uśmiechem.
Prychnęłam.
– Ze swoją kopią? – zapytałam wyzywająco.
Beckham wiedział, że jest na straconej pozycji, że zanim ojciec tu przyszedł może i by mnie przekonał, ale teraz to wszystko przepadło.
– Beck jest napastnikiem – przypomniał mi.
No tak, bo on był bramkarzem, to faktycznie nie czyniło ich podobnymi. Alleluja!
Przewróciłam oczami.
– Pora już na ciebie, Beck – zwróciłam się do niego. – Jutro szkoła.
Nie zaczekałam aż mi odpowie, bo sama ruszyłam po schodach do góry.
– Rowan! – Usłyszałam za sobą głos taty. – Nie odpowiedziałaś Beckowi. – Widziałam uśmiech na twarzy ojca. – Pójdziesz z nim na tę randkę?
Dlaczego ta rodzina nie mogła być normalna?
Dlaczego zamiast się oburzyć, zrobić awanturę oni wszyscy wręcz nam kibicowali?
– Dziękuję panie Carter. – Gdy obróciłam się przez ramię, widziałam, że Beck był totalnie zmieszany. – Ale chyba będę musiał się bardziej postarać, żeby zasłużyć.
Nie o to chodziło.
Poszłabym z nim i na dziesięć randek, przynajmniej tak czułam.
– No mam taką niedostępną tę córkę, twardzielkę – śmiał się tata. – Ale spokojnie, jak nie ty to kto?
Parsknęłam.
Każdy.
Harry.
Beck spojrzał na mnie zawstydzony. Zacisnął usta i on sam wyglądał jakby chciał stąd uciec, a nie kontynuować te dziwną rozmowę.
– Postaraj się. Rowan lubi wystawy, sztukę, kwiaty, meble do renowacji. Znajdź jej jakąś perełkę, a gwarantuję ci, że rzuci ci się w ramiona.
Tata wyraźnie się tym bawił, uśmiechał się, żartował.
– Beck, błagam cię nie.
Czułam kompletne zażenowanie. Tata nigdy nie wchodził w interakcje z moimi chłopakami, nie byli dla niego interesujący, bo nie grali w hokej. To z resztą była najdłuższa nasza rozmowa od dawna, bo Beck w niej uczestniczył. Tylko, że tata brzmiał jakby mnie znał i coś o mnie wiedział. Nawet, jeśli to były oczywistości.
– Dobrze, bo tata na mnie czeka, będę uciekał...
Przewróciłam oczami, gdy ojciec patrzył na Becka, a Beck na mnie, aby dać mu znać, że to typowe gadanie staruszka, a ja nie jestem ani niedostępna, ani nie chcę tych wszystkich rzeczy.
Gdy dotarłam w końcu do pokoju, mój telefon zawibrował.
Beckham: JAK MIAŁEM MU POWIEDZIEĆ, ŻE ŻADNA Z CIEBIE TAJEMNICZA I NIEDOSTĘPNA DZIEWCZYNA
Ja: WYPIER PAPIER
Ja: PRZEPRASZAM, MIAŁO BYĆ "WAL SIĘ"
Beckham: Nie przepraszaj, to było piękne
Ja: Nie mogłeś mu po prostu przytaknąć i pójść sobie?
Beckham: Chciałem, ale twój ojciec jest przerażający. Bałem się, że mnie nie wypuści, jeśli mu nie powiem, jak bardzo za tobą latam
Ja: NIE LATASZ ZA MNĄ
Beckham: NIE? To czemu właśnie patrzę na telefon i uśmiecham się jak idiota?
Ja: Bo masz problem ze sobą
Beckham: A ty? Bo też patrzysz i się uśmiechasz
Ja: NIE UŚMIECHAM SIĘ
Beckham: JASNE.
Ja: Przestań pisać caps lockiem.
Beckham: Może mi zabronisz?
Ja: Tak, zabraniam.
Beckham: W takim razie JAK MAM CIĘ ZABRAĆ NA RANDKĘ, SKORO JESTEŚ TAKĄ TAJEMNICZĄ I NIEDOSTĘPNĄ DZIEWCZYNĄ
Ja: Jestem bardzo tajemnicza i bardzo niedostępna!!!
Beckham: Tak, tak, zwłaszcza kiedy jęczysz mi w usta przed swoim domem, bardzo niedostępna.
Był wszędzie.
Chciałam, żeby był wszędzie.
Nie zdążyłam odpowiedzieć nim przyszła kolejna wiadomość, bo przypomniał mi się pocałunek sprzed randki z innym chłopakiem. Jezu.
Beckham: Nie zapytałem
Beckham: Pocałował cię?
Ja: ....
Beckham: To nie jest odpowiedź
Ja: Nie twój interes
Beckham: Czyli tak
Beckham: Jak było?
Beckham: W sensie... jaki był ten pocałunek?
Ja: TAJEMNICZY
Beckham: BUUUUUUUUUUUUUUUU
Beckham: Nie lubisz tajemniczo
Ja: Mam powiedzieć, że mi się podobało?
Ja: Że było lepiej niż z tobą?
Beckham: Tak
Moje palce zwisały nad klawiaturą.
Było inaczej, to nie znaczy, że gorzej, prawda?
Wpatrywałam się w ekran, czując, jak ciepło rozlewa się po mojej skórze. W pokoju panowała cisza, ale moje myśli były głośne, chaotyczne.
Beckham: Jak to powiesz, to odpuszczę.
Jego słowa paliły mnie od środka. Miałam wrażenie, że Beckham jest w tym pokoju, że czeka tuż obok, że widzi, jak przygryzam wargę i jak moje palce nerwowo błądzą nad ekranem.
To była tylko wiadomość.
Tylko kilka słów.
Więc dlaczego miałam wrażenie, że jeśli mu je napiszę, to coś się zmieni?
Że jeśli przyznam, że całowanie Harry'ego było inne, że było mniej, to dam mu władzę, której nie chciałam oddać?
Wypuściłam powietrze, próbując uspokoić oddech.
Ja: Było tak, jakbym nie była siostrą Jacksona.
Nacisnęłam „wyślij", a potem odłożyłam telefon ekranem do dołu, jakbym mogła w ten sposób odciąć się od konsekwencji.
Nie było już żadnego „BUUUUUU", żadnych głupich zaczepek, żadnych kolejnych pytań.
Beckham nie odpisał.
Zacisnęłam dłonie w pięści, patrząc w sufit.
Nie powinnam była tego pisać.
Nie czułam ulgi, że nie skomentował. Chciałam, żeby się kłócił, żeby dyskutował.
Rozmowa z nim była żywa.
Prawdziwa.
Mogła trwać i trwać, a ja nie miałam dosyć.
Moje palce znów wisiały nad polem do pisania wiadomości.
Chciałam, żeby odpisał.
Czy to nie było wystarczającym dowodem na to czego chciałam?
Po dłużej chwili zamiast wiadomości tekstowej przyszła wiadomość głosowa, którą bałam się w pierwszej chwili odtworzyć.
Nie chcę być tylko twoim kochankiem, czy można być kochankiem mając naście lat? Nieważne. Nie chcę być tylko chłopakiem, z którym raz poszłaś do łóżka. Chcę być twoim przyjacielem, powiernikiem, wsparciem. Chcę być wszystkim, a przede wszystkim chcę, żebyś czuła, że chcę ciebie, a nie siostry Jacksona. Gdyby ironia w moim głosie nie była wystarczająco wyraźna to wiedz, że wziąłem to w cudzysłów, a telefon prawie wypadł mi z rąk. Chcę ciebie. Całej. Chcę cię poznać. Zrozumieć. Śmiać się. Wygłupiać. Zasypiać. Chcę wszystkiego. Z tobą. Bo tak, bo tego w tej chwili chcę i mam wrażenie, że ty też tego chcesz. Nieważne czy szybko, czy wolno.... poza tym jakie wolno... nie możemy uznać za gry wstępnej ostatnich osiemnastu lat? Siostrą Jacksona byłaś do piątkowego wieczoru, dzisiaj jesteś Rowan, a ja chciałbym uczynić cię moją Rowan.
Nie miało to sensu.
Było nagłe, porywcze.
Ale brzmiało prawdziwie.
Całe życie walczyłam z hokejem, a teraz miałam pokochać hokejowego chłopca?
**
Wiecie, wiele powie O BOŻE ZA SZYBKO, nie można się w sobie zakochać na już, dobra kto tu mówi o zakochaniu, ale..... ja ostatnio (bo nie całe życie) uważam, że jak czegoś chcesz, to zrobisz wiele, aby to zdobyć i jak czujesz, to czujesz i to fajne nie uciekać przed tym, on nie mówi, ucieknijmy, kocham cie, zamieszkajmy razem tylko mówi: próbuję cię zobaczyć, Rowan.
I to jest według mnie piękne.
Bo to świadczy o Becku jako o kimś kto umie się zaangażować, wie czego chce.
świat nie musi być slow Brunem, żeby to było prawdziwe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro