Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Więc w tym śpi Beckham Rowe?

Rowan

Harry: Siemano

Harry: Czy mogę jutro odebrać cię o trzeciej?

Telefon wibrował w mojej dłoni.

Harry: (załączony screen włoskiej knajpy w Bostonie)

Harry: Zarezerwowałem nam stolik na czwartą

Zaczęłam pisać odpowiedź, ale wtedy opadłam plecami na poduszkę.

Błąd.

Beckham.

Był wszędzie.

W zapachu pościeli. W cieple, które nadal czułam na skórze. W śladach, które zostawił na moim ciele – tych niewidocznych i tych, które sprawiały, że od razu zacisnęłam uda.

Zacisnęłam powieki.

Obrazy uderzyły we mnie jak lawina.

Dłonie na moich biodrach, mocne, zaborcze.

Język przesuwający się po mojej szyi, ciepły, powolny.

Zęby wbijające się lekko w moją skórę, kiedy mruczał moje imię, zanim jęknęłam, cicho, zachłannie, błagalnie.

Ja: Tak :)

Ja: Nie mogę się doczekać :)

Wysłałam wiadomość, ale moje palce drżały.

Bo czułam go.

Czułam go na sobie, mimo że go tu nie było.

Jego oddech przy moim uchu.

„Rowan..."

Jego głos był zachrypnięty, ciemny, szorstki, gdy przygniatał mnie do materaca.

Jego ciało było ciężkie, nagie, gorące.

Jego palce przesuwały się powoli między moimi udami, zanim zacisnęłam je na jego nadgarstku.

Ale on nie przestał.

„Podoba ci się tak?"

Nie miałam kontroli.

Nie przy nim.

Harry: Jak minął ci dzień?

Otworzyłam oczy, jakby ktoś oblał mnie zimną wodą.

Ja: Całkiem spoko. Twój?

Przełknęłam ślinę, siadając gwałtownie na łóżku.

Ale to nic nie dało.

Wciąż czułam jego usta na mojej skórze.

Czułam palce, które zaciskały się na moich udach, gdy drżałam pod nim, wyrywając się z każdą falą przyjemności.

Czułam jego biodra, mocne, silne, poruszające się we mnie tak głęboko, że...

„Tak właśnie cię chcę."

Nie myśl o tym.

Nie myśl.

Nie.

Telefon zawibrował.

Nie wiadomość.

Połączenie przychodzące.

Spojrzałam na ekran.

Serce zamarło.

Beckham.

Palec zawisł nad ekranem.

Beckham

Nie planowałem dzwonić.

Naprawdę.

Przynajmniej tak sobie wmawiałem, gdy palec zawisł nad jej numerem.

Mogłem poczekać do jutra.

Mogłem w ogóle się nie odzywać.

Mogłem dać jej przestrzeń, której podobno potrzebowała.

Ale zanim zdążyłem się nad tym zastanowić, sygnał już poszedł.

Jeden.

Drugi.

Trzeci.

Może nie odbierze. Może już spała.

– Halo?

Jej głos. Trochę zaspany, trochę zdziwiony.

– Nie byłem pewny czy odbierzesz.

Odchrząknąłem.

Czyżbym się denerwował?

Nie chciałem się jej narzucać, ale jednocześnie próbowałem dać jej znać, że to nie była dla mnie jednonocna przygoda, ale z jakiegoś powodu fakt, że znaliśmy się całe życie tylko to utrudniał zamiast to ułatwiać.

– A ja nie spodziewałam się, że zadzwonisz – przyznała szczerze, a w słuchawce słyszałem szmery, jakby wierciła się w łóżku.

Wyobrażałem ją sobie w tej piżamie w jamniki, z którą szybko ją rozebrałem.

Kurwa.

Ty idioto.

Pomyślałem.

Dzwonisz, bo chciałeś usłyszeć jej głos.

Dlaczego się tak czułem?

Nie mogłem się doczekać aż znów ją zobaczę, a znałem ją całe życie.

Właściwie to nie zaplanowałem, co powiem, jeśli odbierze, bo nie byłem, co do tego taki pewny.

– Opowiedzieć ci żart?

– Po to dzwonisz? – parsknęła do słuchawki.

Wolałabym tam być.

Mieszkam tylko dziesięć minut drogi od Carterów, a gadanie przez telefon to zdecydowanie nie to samo.

– Powiedzmy.

– To, co to za żart, Beck? – dopytywała.

– Dlaczego hokeista zabiera swoją dziewczynę na lód?

Rowan parska do słuchawki.

– Oczywiście, że to hokejowy żart, hokejowy chłopczyku.

Nim zdążyłem odpowiedzieć, ona podała odpowiedź:

– Bo wiedział, że po wszystkim będzie potrzebować rozgrzania? – wymruczała do słuchawki.

– Widać, że mało wiesz o lodzie, bo nigdzie nie jestem rozgrzana jak tam.

Mój głos obniżył się o ten jeden ton.

– Och tak?

Usłyszałem jej urwany oddech przez słuchawkę.

– To ten żart, tak? – zamruczała, jakby się ze mną droczyła.

– Nie – odpowiedziałem krótko, bo nie planowałem, że ta rozmowa zamieni się w cholerny flirt przez telefon.

– Bo chciał przełamać pierwsze lody!

Rowan wybucha śmiechem, ale nie tym z rodzaju 'ale jesteś zabawny' tylko z zażenowania.

– Chryste.... – mruknąłem i nim zdążyłem się zastanowić nad własnymi słowami powiedziałem:

– Myślałem o tobie cały dzień.

W słuchawce zapadła cisza, a ja od razu pożałowałem, że to powiedziałem.

– Cały dzień? – wyszeptała.

– Cały cholerny dzień, Rowan – powiedziałem pewnym siebie tonem.

Usłyszałem jęk, zduszony prawdopodobnie przez poduszkę.

– Moje łóżko pachnie tobą – wyszeptała.

– To dobrze czy źle? – zapytałem na w półpoważnym tonem.

Nie usłyszałem odpowiedzi.

– Jesteś tam? – zapytałem niepewnie.

– Jak szybko możesz tu być?

Kurwa.

Tego się nie spodziewałem.

Nie powiem, że o tym nie myślałem, ale nie spodziewałem się.

– Dziesięć minut.

Po czym się rozłączyła, jakby bała się, że jeśli cokolwiek powie to zmieni zdanie.

*

– Nie mogłaś się mnie doczekać? – zapytałem z lekkim uśmiechem, gdy w końcu przystanąłem i zobaczyłem ją w świetle lamp ganku.

Rowan stała owinięta kołdrą, bose stopy na zimnych deskach werandy. Sierpniowe noce były już chłodne. Włosy miała potargane, a oczy lekko przymknięte, jakby nadal nie do końca wierzyła, że tu jestem.

– To ty tu biegłeś.

Przewróciłem oczami, ignorując jej komentarz, ale miała racje. Ona czekała na mnie na ganku, a ja tutaj biegłem. Które z nas było bardziej niepoważne?

– Dobry wieczór.

Nie czekałem na odpowiedź.

Po prostu uniosłem dłonie do jej policzków i pocałowałem ją.

Zadrżała.

Nie wiem, czy z zimna, czy przeze mnie.

Jej usta były miękkie, ciepłe, a smakowały miętą do zębów i czymś jeszcze... czymś znajomym, czymś, co wciąż czułem na sobie od tamtej nocy.

Zacisnęła palce na mojej bluzie, przyciągając mnie bliżej, tak jakby sama nie była pewna, czy chce mnie zatrzymać, czy odepchnąć.

Po czym oderwała się ode mnie z zaskczoną miną.

Nie chciała, żebym ją całował?

Nie znałem się na wolnym tempie, a tym bardziej na takim od końca.

Jej dłonie przesunęły się wzdłuż mojej bluzy, wsunęła palce pod materiał, dotykając nagiej skóry mojego brzucha.

Zamarła.

Jej spojrzenie natychmiast skierowało się w dół, na moje spodnie w kratę.

Uniosła brew.

– Więc w tym śpi Beckham Rowe?

Parsknąłem.

Przybiegłem tu w piżamie. Nie fatygowałem się na przebieranki.

Spojrzałem na jej piżamę w jamniki, którą wczoraj z niej zdejmowałem.

Odgarnąłem kilka kosmyków z jej włosów.

Czy to był moment, w którym mogłem ją zapytać dlaczego zawsze prostowała włosy jak w takich kręconych była jeszcze ładniejsza?

Przez chwile przypatrywała mi się.

– Chodź...

Złapała mnie za rękę, po czym zabrała do swojego pokoju, tak jak wczoraj.

Nie byłem pewny dlaczego mnie zaprosiła.

Chciała powtórki z wczorajszej nocy?

Czy ja jej chciałem?

Chyba liczyłem na coś innego.

Jej pokój był zupełnie inne niż reszta domu Carterów. Wczoraj nie miałem okazji dobrze się przyjrzeć.

Podczas gdy w całym domu panowała uporządkowana, niemal katalogowa estetyka – wszystko idealnie dopasowane, harmonijne, jakby żywcem wyjęte z magazynu wnętrzarskiego – tutaj panował artystyczny chaos.

Rzuciła kołdrę na łóżko i usiadła na nim ze skrzyżowanymi nogami, gdy ja rozglądałem się po pokoju.

Półki były zapełnione szkicownikami i książkami. Nie literaturą faktu, nie romansami, które podejrzewałbym u kogoś takiego jak Rowan, ale albumami o architekturze, wzornictwie, o projektowaniu wnętrz. Na ścianach wisiały rysunki – jedne niedokończone, inne dopracowane w najmniejszych szczegółach.

W rogu stał stół roboczy pokryty kawałkami drewna, próbnikami tkanin, linijkami i ołówkami.

Niejednokrotnie widziałem jak w garażu i ogrodzie coś tworzyła, ale nigdy się tym nie zainteresowałem. Od Jacksona wiedziałem, że chciałaby projektować meble, ale zawsze rzucał to jakby to było jakieś hobby i coś na kształt eksperymentowania, a nie coś, co dominuje całą jej przestrzeń.

Dotknąłem jednego z projektu, który przypominał jedną z szafek stojących w salonie na dole.

– Masz prawdziwy talent – zapewniłem ją.

Obróciłem się przez ramię, aby zobaczyć jej reakcje, ale ona tylko machnęła ręką.

– Podoba mi się. – Wskazałem na inny projekt, całego salonu. – Zaprojektujesz mi mieszkanie, gdy już będę sławnym hokeistą?

Nie czekając na jej odpowiedź, usiadłem obok niej na łóżku, kładąc dłoń na jej nagim udzie.

– Po prostu chcesz być miły – zbywała mnie.

– Hej. – Ścisnąłem jej udo. – Naprawdę mi się podoba. – Spojrzałem w jej oczy, aby wiedziała, że mówię szczerze.

Nic nie odpowiedziałam. Poczułem opuszki jej palców, muskające moje przedramię.

– Nie mam zabezpieczenia – powiedziała nagle. – A raczej nie możemy go pożyczyć od Jacksona, gdy śpi za ścianą.

Obróciłem dłoń, którą trzymałem na jej udzie, a ona palec po palcu wsunęła swoją dłoń w moją.

– Przyszedłeś przygotowany?

Pokręciłem głową.

Nawet nie pomyślałem, że zaprosiła mnie na seks.

Oparła czoło o moje ramię, po czym się roześmiała.

Zacisnąłem dłoń na jej dłoni.

– Wcale nie ściągnęłam cię tu na seks, ale jeśli nie na niego, to nie wiem po co – powiedziała łamiącym się głosem.

– Carter, po prostu przyznaj się, że chciałaś mnie zobaczyć.

Podniosła głowę z mojego ramienia. Obróciłem się tak, aby widzieć jej twarz.

Na jej twarzy zobaczyłem cień uśmiechu, ale brak odpowiedzi.

– Chcesz obejrzeć jakiś film? – zapytała, ale wyglądała na zdenerwowaną.

Zabrała rękę z mojej ręki, po czym wstała po laptopa.

– Albo możemy włączyć jakiś serial. Widziałeś kiedyś mistrzów projektowania?

– Hm? – Nie byłem pewny dlaczego to było moją reakcją.

– No to program, w którym rywalizują o tytuł mistrza projektowania wnętrz. Są w to okropni! – zaśmiała się.

Była taka... urocza?

– Pewnie.

Położyłem się na łóżku, a ona położyła się po jego drugiej stornie kładąc pomiędzy nami komputer.

Rowan była skupiona na ekranie, ale ja byłem skupiony na niej.

Nie planowałem tego.

Naprawdę.

To było silniejsze ode mnie.

Leżeliśmy obok siebie, a ekran laptopa leżał pomiędzy nami jak jakaś granica. Tylko że ja... ja nie byłem fanem granic.

Najpierw zrobiłem to nieświadomie – moje ramię przesunęło się na poduszkę bliżej niej.

Potem przeniosłem laptopa bardziej na jej stronę, „przypadkiem" zbliżając się jeszcze bardziej.

Nie zaprotestowała.

Nie spojrzała na mnie.

Więc spróbowałem dalej.

Podciągnąłem się na łokciu, niby poprawiając pościel, a potem opadłem bliżej, tak że nasze ramiona się stykały.

Nadal nic.

Więc przesunąłem stopę pod kołdrą. Delikatnie, niemal niezauważalnie, aż dotknąłem jej nogi.

To ją wytrąciło.

Drgnęła.

Spojrzała na mnie z uniesioną brwią.

– Beck – szepnęła.

– Co?

– Oglądaj.

Uśmiechnąłem się pod nosem, ale posłuchałem.

Przynajmniej na chwilę.

Bo za moment moja dłoń, leżąca między nami, powędrowała wyżej, jakby przez przypadek opierając się o jej talię.

Znowu się napięła.

– Beck.

– Oglądam.

– Nie, nie oglądasz.

Westchnąłem.

– Oglądam. Po prostu... robię dwie rzeczy naraz.

Zmrużyła oczy.

– Dwie rzeczy?

– Tak. Oglądam i przytulam cię.

– Nie przytulasz mnie.

– Jeszcze.

Rowan przewróciła oczami, ale nie cofnęła się, gdy znów lekko musnąłem jej talię kciukiem.

A potem... a potem to ja się zirytowałem tym cholernym laptopem między nami.

Wsunąłem dłoń pod jego podstawę, podnosząc ekran i przeciągając go bliżej siebie.

Teraz to ona miała mniejszą przestrzeń.

Zamrugała.

– Czy ty właśnie ukradłeś mi laptopa?

– Nie ukradłem. Dostosowałem przestrzeń.

– Dostosowałeś?

– Tak.

Zacisnęła usta.

– Dostosowałeś?

– Tak.

Zacisnęła usta, a ja wiedziałem, że przegrywam. Nie dlatego, że mnie odpychała. Właśnie dlatego, że tego nie robiła.

Leżała tam, niby skupiona na programie, ale widziałem, jak jej oddech zwalnia, jak ramiona tracą napięcie, jak mięknie pod moim dotykiem.

I to było moje zwycięstwo.

Więc przestałem kombinować.

Po prostu podniosłem ramię i objąłem ją.

Nie gwałtownie. Nie nachalnie. Po prostu dałem jej przestrzeń, żeby mogła się cofnąć, jeśli chciała.

Ale ona się nie cofnęła.

Przez kilka sekund nawet się nie poruszyła.

A potem...

Potem wsunęła się bliżej.

Nie powiedziała nic.

Nie spojrzała na mnie.

Nie zrobiła wielkiej sprawy z tego, że teraz leżała na mojej piersi, a ja trzymałem ją blisko.

Po prostu tam była.

Jej ciepło, jej zapach, jej miękkie włosy łaskoczące moją brodę.

A potem ziewnęła.

– Nie śpij. – Zamruczałem jej do ucha.

– Mmm... – To było jedyne, na co było ją stać.

Kciukiem powoli przesuwałem po jej plecach, kreśląc niewidoczne wzory.

– Podobają ci się mistrzowie projektowania? – powiedziała sennym głosem. – Kto jest twoim ulubionym uczestnikiem?

Nie miałem pojęcia, bo podczas cały seans byłem skupiony na niej, a nie na tym, co było na ekranie.

*

Jak podoba wam się ta opowieść?

Nie zabiłam wszystkiego tym, że powiedzieli jej bratu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro