Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Zamknięty krąg

Rowan

Wiedziałam o hokeju wszystko.

Nie dlatego, że mnie to interesowało.

Ale dlatego, że mieszkałam z jednym.

Nie byle jakim. Był moim bliźniakiem.

Middlebury żyło hokejem.

Każdy chłopak jeździł na łyżwach, zanim dobrze nauczył się chodzić.

Każdy chciał grać dla Middlebury High – dla tych, którzy kiedyś stąd wyjadą.

Ci, którzy zostaną, trafiali do Franklin High.

Jackson? Był gwiazdą Middlebury High.

Był kapitanem. Był przyszłością. Był złotym chłopcem.

A ja?

Byłam tą drugą.

Nie nikt. Wszyscy wiedzieli, kim jestem.

Ale tylko dlatego, że wiedzieli, kim jest mój brat.

Bycie siostrą hokeisty w mieście, które oddychało tym sportem?

Chodziłam do Middlebury High, tak jak Jackson, próbowałam odnaleźć siebie i znaleźć swoje miejsce w świecie. Nie było to takie trudne, przecież nie wszyscy mogli grać w hokej, a ja z należytą dokładnością wybierałam tych, którzy tego nie robili.

Jedną z tych osób był Henry, który przeprowadził się tutaj z mamą dwa lata temu i od tego nasze ścieżki nieustannie się przecinały. Jednak podczas tych wakacji coś się zmieniło, bo przez całe lato flirtowaliśmy, nie mogło mi się to tylko wydawać. Czekałam, aż w końcu zaprosi mnie na randkę i po części stało się to dwa dni temu, gdy zapytał czy będę na imprezie na zakończenie wakacji u Lucasa, jednego z hokeistów. Nigdy wcześniej nie zapytał mnie czy gdzieś będę, po prostu się tam spotykaliśmy i spędzaliśmy całe ogniska, domówki tylko we dwoje. Czasem nawet przychodził do mojej pracy i siedział tam ze mną! Nie byłam typem dziewczyny, która robiła pierwsze kroki, więc gdy zapytał czy będę u Lucasa, energicznie potwierdziłam.

– O boże w końcu! – powiedziała podekscytowana Stella moja przyjaciółka. – Już myślałam, że sama będę musiała was zeswatać! – chichotała.

– Pójdziesz tam ze mną, prawda?

Potrzebowałam wsparcia.

– I wybiorę nam stylówki i makijaże! – zapewniła. – Powinnaś go tam pocałować!

Szturchnęłam ją ramieniem.

– Dlaczego on sprawia, że jesteś taka nieśmiała? – zapytała rozbawiona.

– Nie wiem!

Może i nie robiłam pierwszych kroków, ale to był pierwszy raz, gdy tak trudno było mi odczytywać znaki. Wiedziałam, że był zainteresowany, ale to z jaką nieśmiałością to robił, było dezorientujące.

– Myślę, że to wina Jacksona – poinformowała mnie bez ogródek. – To on sprawia, że się stresujesz.

Mój kochany braciszek. Od razu się spięłam. Mieliśmy poprawne relacje. Może nawet bym powiedziała, że dobre, ale to dlatego, że on niczym się nie przejmował, tak bardzo wszystko mu wychodziło.

– Więc jak dobrze, że jedzie z Vanessą do Nowego Jorku na ten koncert!

No tak.

Wszystko świetnie się składa, że chociaż raz nie będę w jego cieniu.

Może to znak, że powinnam ubrać te sukienkę, którą kupiłam z myślą, że będzie wisieć w mojej szafie, aż do mojej śmierci?

Chyba byłam zbyt dużym tchórzem, aby ja założyć i paradować w niej przed tymi ludźmi, przecież wcale nie chciałam zwracać na siebie ich uwagi.

Prawda?

*

Wygrał mój rozsądek, a na imprezie wylądowałam w topie z odsłoniętymi ramionami i czarnych jeansach. Szukałam wzrokiem Harry'ego, ale miałam utrudnione zadanie, bo co chwile ktoś mnie zatrzymywał i pytał gdzie jest Jackson. To było niezwykle irytujące, gdy co trzy sekundy musiałam tłumaczyć każdej osobie, że zabrał swoją dziewczynę na koncert. Nie byłam pewna, czy byli już pijani, gdy przyszłam, czy dlaczego nie wiedzieli gdzie jest ich kapitan, znany też jako miejska gwiazda.

W oddali usłyszałam donośny śmiech Beckhama. Zawsze śmiał się pełną piersią i nawet, jeśli stałeś na drugim końcu pomieszczenia to i tak go słyszałeś. Był drugim złotym chłopcem zaraz obok mojego brata, pewnie dlatego zostali najlepszymi przyjaciółmi. Spojrzałam w jego kierunku, a on mi zasalutował.

Był pierwszą osobą, która tak po prostu się ze mną przywitała.

Cały czas jednak szukałam Harry'ego. Nie mogłam go znaleźć. Szukałam, ale między rozmowami, których nie chciałam prowadzić, i spojrzeniami, których nie chciałam czuć, Harry wydawał się nieuchwytny. A gdy Stella zauważyła, jak się spinam, zasugerowała jedno: drink.

– Dobra, koniec tego szukania, Carte. Pijesz. – Stella wsunęła mi do ręki czerwony kubek.

Wzięłam łyk. Za mocne.

Skrzywiłam się, ale nie oddałam jej kubka.

Harry się nie pojawiał.

Za to co chwilę ktoś pytał mnie o Jacksona.

– Hej, gdzie Jackson?

– Jackson nie przyjdzie?

– Co? Serio? Jak to nie przyjdzie?

Za każdym razem powtarzałam to samo.

Że jest w Nowym Jorku z Vanessą.

Że nie, nie wróci dziś w nocy.

Że tak, serio.

Za każdym razem kolejny drink lądował w mojej dłoni.

Nie było tak, że piłam dużo.

Nie byłam pijana.

Ale było wystarczająco, bym zaczęła czuć ciepło na policzkach i lekką obojętność na powtarzające się pytania.

Miałam właśnie uciec gdzieś do kuchni, gdy w końcu zobaczyłam Harry'ego.

– O, zjawiłaś się. – powiedział, podchodząc bliżej.

– Mówiłam, że będę.

– Wiem. – uśmiechnął się, jakby to było oczywiste.

No jasne, że wiedział.

Przecież to dlatego tu przyszłam.

– Co pijesz? – spytał, wskazując na mój kubek.

Spojrzałam na niego i wzruszyłam ramionami.

– Nie mam pojęcia.

– To ja też chcę.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, ktoś krzyknął z salonu.

– Gramy w butelkę! Kto wchodzi?!

Nie powinnam była się zgadzać.

Ale zanim zdążyłam odmówić, Harry spojrzał na mnie i zapytał:

– Grasz?

I w tamtym momencie uznałam, że to jego sposób na zrobienie pierwszego kroku.

Że to było to.

Że w końcu.

Więc usiadłam w kółku, a Harry usiadł gdzieś na skos ode mnie zamiast obok mnie. Jakie było prawdopodobieństwo, że gdybyśmy usiedli obok siebie, a ja albo on zakręcilibyśmy butelkę, która skończyłaby niemal tam gdzie zaczęła?

Napiłam się, uświadamiając sobie w co właściwie się wpakowałam.

To był najgłupszy pomysł w moim życiu. Okazało się, że nie dosyć, że poza naszą dwójką zgłosiła się tona innych ludzi, to Stella nawet nie próbowała mnie zatrzymać, a ja znalazłam się w kółku pełnym hokeistów i innych znanych mi osób.

– Więc siostrzyczka Jacksona chce się zabawić?!

– Nigdy z nami nie grałaś!

– Jackson ci pozwoli?!

W kole nie siedzieli tylko hokeiści, ale to oni zwracali na mnie uwagę. Nie byłam pewna, czy w ogóle znali moje imię, bo przez cały wieczór ani razu go nie użyli.

Ponownie się napiłam, ponieważ uświadomiłam sobie, że nie będę chciała pocałować tu nikogo poza Harry'm, a mało tego i tak będę musiała to zrobić, aby nie spietrać i nie robić furory!

Boże, Jackson mnie zabije.

Powinien tu być i chociaż raz się na coś przydać i zabrać mnie stąd zanim zrobię najgłupszą rzecz na świecie i zakręcę butelką albo ktoś zakręci nią na mnie.

Więc znów się napiłam.

Spojrzałam na Harry'ego i ciepło się uśmiechnęłam. On odwzajemnił ten gest, rozmawiając z dziewczyną siedzącą obok niego.

Przerzuciłam wzrokiem po każdej z osobie w kółku. Czy dziewczyna mogła też pocałować dziewczynę? Albo chłopak chłopaka? A gdy butelka wypadała w niejasnym miejscu to mogły na raz całować się trzy osoby?

Nigdy w to nie grałam!

Nie przypatrywałam się!

Wydawało mi się, że było nas mniej więcej po równo dziewczyn i kolesi.

Przeskakując wzrokiem od jednej do drugiej osoby, napotkałam na wzrok Beckahama, który też tu był. Miał ściągnięte brwi i patrzył na mnie, jakby był wkurzony, że tu jestem.

"Co?"

Powiedziałam do niego bezgłośnie. Mając niemal pewność, że mnie nie zrozumie, ponieważ nie należeliśmy do specjalnie bliskich sobie ludzi. Raczej nasze życia toczyły się obok siebie, a jedno nie zagłębiało się w drugie.

Nie usłyszałam odpowiedzi albo raczej jej nie zobaczyłam, bo ktoś znów powiedział 'Jacksonowi się to nie spodoba'.

– Możemy zacząć wreszcie grać?! – oburzyłam się.

Ta... może ten alkohol przed pierwszym pocałunkiem z chłopakiem, o którym myślę całe lato to nie był dobry pomysł.

Lewis złapał za butelkę i puścił ją w ruch.

Teoretycznie mogłam odetchnąć.

Ale nie zrobiłam tego.

Każdy obrót sprawiał, że moje serce przyspieszało, choć jeszcze nawet nie było blisko mnie.

Przechodziła od jednej osoby do drugiej, powoli sunąc przez krąg, a ja z każdą sekundą zdawałam sobie sprawę, że to może się wydarzyć.

Że może wypaść na mnie.

Albo na Harry'ego.

Każde zatrzymanie wywoływało chwilowe napięcie, śmiech, szepty.

Kolejna para nachylała się ku sobie, wymieniała szybki pocałunek – albo trochę dłuższy, jeśli naprawdę im się to podobało – i zabawa leciała dalej.

Byłam jak w jakimś cholernym odliczaniu do egzekucji.

Pięć osób.

Cztery.

Trzy.

Z każdym kolejnym obrotem czułam, jak zaciska mi się żołądek.

Nie chciałam całować żadnego z kolegów Jacksona!

Gdy butelka po raz kolejny była w ich rękach, modliłam się do losu, aby nie wypadło na mnie.

Mogłam zacząć I mieć to z głowy.

A wtedy...

Sharon, która zakręciła butelką, która zatrzymała się na Harrym.

Dlaczego to nie ja teraz kręciłam! Moja kolej była zaraz po niej! Może gdybym była na jej miejscu to to ja własnie przykładałabym usta do jego ust I poczułabym te wszystkie motylki w brzuchu?

O boże!

Nie chciałam patrzeć jak całuje kogoś innego! Ścisnęłam kubeczek w dłoni, po czym ponownie się z niego napiłam. To Sharon wstała i przesunęła się w jego kierunku.

Usłyszałam kolejne ochy i achy, gdy ja sama wpatrywałam się w dywan w salonie Lucasa, na którym siedzieliśmy. Fakt, że trwało to dłużej niż niektóre pocałunki, a ochom i achom nie było końca podniosłam wzrok i wtedy moje serce się złamało, bo oni całowali się naprawdę! Naprawdę! Naprawdę! Wręcz lizali! Nawet z tej odległości widziałam ich języki!

Ktoś im przerwał mówiąc, że są tu wolne pokoje jak chcą kontynuować, ale mają innym dać się bawić.

Wtedy ktoś podał mi butelkę.

Była moja kolej.

A ja dłużej nie chciałam już nikogo tutaj całować!

Jednak nie myślałam do końca trzeźwo i zamiast odejść, zakręciłam butelką. Teraz modliłam się aby butelka nie wypadła na Harry'ego. Nie chciałam całować go, gdy on przed chwilą kogoś pocałował! Cały udział w tej grze był pomyłką! Co ja sobie myślałam, że los mi sprzyja? A nie ze mnie kpi?

I wtedy butelka się zatrzymała, a los postanowił zakpić ze mnie ponownie, ponieważ wylądowała na nikim innym jak na najlepszym przyjacielu mojego brata Beckhamie Rowe.

Cała się spięłam.

Naprawdę zamierzałam to zrobić?

*

Ta historia od miesięcy zalega w moim wattpadzie, więc czas wam ją pokazać :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro