9.Gałązki
Podróż do Hogwartu niewątpliwie należała do ciekawych przeżyć, nawet dla Lagerty. Rzadko kiedy korzystała z innego środka transportu, niż teleportacja, więc podróż olbrzymim domem ciągniętym przez ogromne skrzydlatego konie była w miarę interesująca. Ivette ubrana w przepisowy mundurek siedziała na kanapie najbliżej okna i podziwiała widoki na południowe wybrzeża Francji. Słońce przepięknie oświetlało piaszczyste klify, a fale nadawały miejscu magicznego klimatu. Lagerta dostrzegła tylko dwa minusy tego sposobu podróżowania. Pierwszym z nich byli pasażerowie. Upierdliwe dzieci wydurniały się w salonie podczas gdy Maxime siedziała w swoim cichym gabinecie i miała ich tak trochę gdzieś. Drugim był czas. Konie leciały trochę wolniej niż mugolski pociąg, ale szybciej od samochodu, więc lecieli już dobre sześć godzin. Do Hogwartu mieli dotrzeć po południu, około godziny trzeciej, a przed chwilą zegar wybił wpół do, więc białowłosa była dobrej myśli, choć wahała się widząc co wyprawiają uczniowie. Bellona była przekonana, że zwariuję, więc starała się zająć myśli czymś innym niż wkurwianie się na niewyparzone gęby dzieciaków. Zaczęła szkicować prosty algorytm, bo tylko to jąuspokajało bez krzywdzenia innych dookoła. Nagle ktoś wskoczył na sofę tuż obok niej i sprawił, że białowłosa przejechała piórem przez całą kartkę, niszcząc szkic.
– Co tam, mała? Jak się czujesz z tym, że będziesz podziwiać moje zwycięstwo? – zapytał Francis i objął ramieniem Lagerte, przyciągając ją do swojego boku. Zielonooka spojrzała na niego wkurwiona i stanowczym ruchem zabrała dłoń ze swojego ramienia, odsuwając się od Blancheta. Ten chłopak ją zwyczajnie obrzydzał swoim zachowaniem. Był zbyt pewny siebie, a Lagerta wiedziała, że puste lale leciały na taki typ faceta, a dodatkowo Francis obiektywnie był niczego sobie, więc myślał, że każda ładniejsza buźka jest jego.
– Po pierwsze, nie dotykaj mnie, a po drugie serio myślisz, że to ciebie wybiorą? Przecież Ty byś poległ w starciu z krasnalem ogrodowym. Takim plastikowym, precyzując – stwierdziła, a w pomieszczeniu rozległo się kilka śmiechów, co utwierdzam Gelbero w przekonaniu, że uczniowie bacznie przysłuchują się tej wymianie zdań. Zadbała o zaznaczenie faktu, że zwracała uwagę Blanchetowi na to, aby jej nie dotykał, bo była pewna, że to się źle skończy, a wolała być kryta.
– Nie jestem aż taki kiepski. Magia to nie jedyna z moim umiejętności. Pokazać ci te inne, kochanie? – zapytał Francis, kładąc dłoń na kolanie Ivette i przysunął się bliżej, uśmiechając się zaczepnie. Tego było już za wiele. Lagerta gwałtownie złapała chłopak za rękę i wykręciła ją w naprawdę bolesny sposób do tyłu. Chłopak spadł z kanapy, a zielonooka kopnęła go kolanem między łopatki, przygważdżając go do ziemi.
– Wyjaśnijmy sobie jedno, kochanie – wysyczała tak aby wszyscy słyszeli i stopniowo zaczęła zwiększać nacisk na rękę Blancheta. – Nie masz prawa mnie dotykać, ani żadnej innej dziewczyny bez pozwolenia. Jeśli teraz się szarpniesz, twoja rączka strzeli jak gałązka i wszyscy mi tu świadkiem, że cię ostrzegałam. Irytują i obrzydzają mnie takie chłopaczki jak ty. Jesteś nic niewartą parodią czarodzieja i to się nie zmieni. A twoje inne umiejętności pewnie są na takim samym poziomie co ty obecnie. Brzydzę się tobą – słowa Lagerty dudniły w całym salonie, ale jej monolog przerwał trzask łamanej kości i wrzask Francisa. Bellona nie żartowała o gałązkach, więc z odrazą puściła chłopaka wstając z podłogi. Uczniowie patrzyli przerażeni na zwijającego się z bólu Blancheta i spokojną Ivette. Do pomieszczenia weszła Maxime, chcąc powiedzieć, że lądują za parę minut i stanęła w miejscu, widząc całą sytuacją. Białowłosa aby zachować pozory rozpłakała się i uciekła do pokoju który dzieliła z Fleur, a blondynka pobiegła za nią
– Co tu się stało? – warknęła Olimpia, wiedząc, że Bellona bez powodu nie narażałaby swojej misji.
– Szmata złamała mi rękę! – wyrwał się Francis, a jego kończyną mówiła sama za siebie.
– Ostrzegała cię, idioto! A za takie zachowanie sam bym ci tę rękę złamał! – warknął Luka, a reszta uczniów go bezgłośne poparła. Madame odetchnęła z ulgą, widząc, że uczniowie stoją po stronie Ivette. Mogła się domyślić, że Bellona nie pozwoliłaby na inny obrót wydarzeń.
– Panie Agreste. Proszę wyjaśnić co tu zaszło, a panna Simon niech poda Panu Blanchetowi eliksir przeciwbólowy. Uzdrowicielka w Hogwarcie z pewnością się nim zajmie – poleciła, a blondynka pobiegła do kuchni po odpowiednie fiolki. Luka zaczął wyjaśnić całą sytuację z ich punktu widzenia, a w jego oczach Maxime widziała czyste obrzydzenie do zachowania kolegi. Sama też była zdegustowana i jednocześnie się cieszyła, że Bellona nie zareagowała trochę mniej... humanitarnie.
– Dziękuję, panie Agreste. Wyjaśnijmy całą sytuację dzisiaj wieczorem po zakwaterowaniu, ale wstępnie chce wyrazić niezadowolenie w stosunku do was wszystkich za brak reakcji na karygodne zachowanie kolegi. Zaraz lądujemy, więc panna Simon pójdzie do Skrzydła Szpitalnego wraz z Panem Blanchetem. Panno le Chatelier, proszę poinformować pannę Delacour o tym, że lądujemy i zapytać się o samopoczucie panny de Ligne. Liczę że te ostatnie dziesięć minut podróży odbędzie się bez incydentów.
Całe szczęście Lagerta nie musiała brać udziału w tańcu powitalnym, tylko grzecznie szła tuż obok Maxime. Rozglądała się po sali w poszukiwaniu Luthera, ale jak na razie przejrzała trzy stoły i nie dostrzegła nigdzie Szalonego Króla. Jej wzrok padł na ostatni stół i Lagercie zaparło dech w piersiach. Przy stole, między czarnoskórym chłopakiem i platynowowłosym arystokratą siedziała Lady Crown. Mimo młodej postaci, białowłosa bez problemu rozpoznała Vallerin. Bellona jakby podświadomie schowała się za dyrektorkę, widząc spojrzenie ognistowłosej utkwione w tańcu uczennic. Usiadła wraz z resztą przy stole z uczniami w niebieskich barwach i dziękowała Merlinowi za te durne czapeczki, które ukryły jej włosy. Nastąpiło powitanie chłopaków z Durmstrangu, a uczennice Akademii chichotały obserwując barczystych mężczyzn, tak różnych od delikatnych chłopców z ich szkoły. Do sali weszła Simon z Blanchetem, którzy dołączyli do swojej szkoły, a za nimi do Wielkiej Sali weszło dwóch mężczyzn. Luther i Raven szli obok siebie ubrani w takie same czarne garnitury z asymetrycznie skrojonymi marynarkami. Szli między stołem przy którym siedziała Lagerta, a stołem przy którym siedziała Vallerin. Bellona uniosła wzrok i jaskrawo zielone oczy napotkały turkus. Na twarzy Dragan nic się nie zmieniło, ale Luther dyskretnie tracił Ravena, pokazując mu Bellone. Jednooki był tak samo zaskoczony, co Król i tak samo nie dał tego po sobie tego poznać. Lady Crown była perfekcyjna w wyłapywaniu drobnych niuansów, więc od razu podążyła wzrokiem w kierunku wskazanym przez Luthera i nie mogła uwierzyć własnym oczom. W niebieskim mundurku przy stole Ravenclaw siedziała Lagerta we własnej osobie. Jej wygląd nie uległ zmian, wydawała się tylko trochę młodsza, ale wyglądała tak jak dwdzieścia lat temu, kiedy Lady ją ostatni raz widziała. Białe włosy I jaskrawe zielone oczy, które bacznie obserwowały wszystkich dookoła. Musiała zgarnąć całą trójkę na rozmowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro