4. Francis Blanchet
Lagerta zaśmiała się cicho oglądając swój nowy ubiór na lekcje. Akademia na szczęście nie wymagała noszenia mundurków podczas normalnych dni, ale posiadała rygorystyczny dress coat. Białowłosa była zadowolona, że może nosić spodnie, ale brakowało jej czarnego koloru, który był surowo zabroniony. Wyglądała jak landrynka i nie mogła nic z tym zrobić. Białe materiałowe spodnie, jasno zielona bluzka i eleganckie balerinki w połączeniu z białymi włosami nadawały kobiecie eterycznego wyglądu, którego Bellona nie znosiła. Lady Crown uwielbiała wszelakiego rodzaju suknie i kobiecie kolory, ale Gelbero taka nie była. Kochała kolor czarny i ciężki styl. Uwielbiała wysokie martensy, skórzane kurtki i maski chirurgiczne, które uznała za swój znak rozpoznawczy.
Rozległo się pukanie do drzwi, a zielonooka pospiesznie założyła naszyjnik.
– Proszę – powiedziała zamykając stopą szufladę z papierosami i bronią, a do pokoju weszła ładna brunetka o szarych oczach ubrana w żółtą sukienkę do kolan.
– Cześć. Jesteś Ivette prawda? Ja jestem Vivianne le Chatelier. Fleur mnie przysłała. Co tam u ciebie? Jak się czujesz w nowej szkole jak narazie? – dziewczyna wystrzeliła z siebie pytania i informacje jak dobry karabin maszynowy, a z jej twarzy nie schodził szeroki uśmiech. Lagerta poczuła działanie czaru, ale wiedziona starym nawykiem zablokowała tę moc. Lagerta oceniła dziewczynę jako pół wilę i delikatnie zirytowała ją próba opanowania jej umysłu.
– Ciężko nie zauważyć, że jestem Ivette, skoro mam tabliczkę imienną na drzwiach. Mam w dupie kim jesteś i nie twój interes. Możesz spadać – warknęła de Ligne, a uczennica cofnęła się zszokowana. Chłodny i stanowczy głos białowłosej nie był czymś spodziewanym, kiedy korzystała ze swojej mocy wili. Brązowowłosa spłoszyła się i wymruczawszy coś na pożegnanie oddaliła się korytarzem. Gelbero uśmiechnęła się do siebie i zamknęła zdobione drzwi z głuchym trzaskiem. Razem z Lio przygotowali charakter i zachowanie Ivette, tak aby Lagerta nie musiała męczyć się w swojej postaci. Podstawą charakteru była złośliwość, więc uczniowie Hogwartu nie zastanawialiby się dlaczego Dragan Luther się z nią zadaje. Gelbero martwiła się tylko jednym – reakcją Lady Crown. Lady nie wiedziała o Pakcie Trzech i Dragan by zabił Lagartę gdyby sypnęła. Musieli wymyślić zręczną wymówkę, która nie wzbudziłaby podejrzeń Lady. Lagerta wiedziała, że Vallerin nie będzie zachwycona faktem, że kolejny członek Legionu zostanie sprowadzony do zamku pełnego dzieciaków. Obecność Ravena bynajmniej nie ułatwiała sprawy. Strażnik Córy Phoenix był zakochany w Draganie, który nie odwzajemniał, ba, nie widział jego uczuć. Jednooki był kurewsko upierdliwy i był diabelnie dobrym obserwatorem. Dla Legionu była to ogromna zaleta, ale teraz działało jej to na nerwy. Wystarczyło tylko jedno potknięcie, a mogła być pewna, że tak skurwysyn pobiegnie ze wszystkim do Lady. Miałą tylko jedną szansę. Nie spierdolić zadania.
– Ivette! – z rozmyślań wyrwał ją krzyk za drzwiami, więc nakładając na twarz znudzony uśmiech ruszyła do drzwi.
– Czego – warknęła białowłosa, otwierając drzwi i spotkała się twarzą w twarz z Francisem Blanchetem.
– Cześć. Viv wróciła wściekła i odrobinę zapłakana, więc Fleur mnie przysłała, abym pomógł ci znaleźć salę – odpowiedział, opierając się o framugę drzwi i posłał dziewczynie flirciarski uśmiech. Białowłosa pogardliwie zmierzyła go wzrokiem i sięgnęła po swoją torbę.
– To naprawdę miłe Franci. Ale teraz możesz już spadać – powiedziała uśmiechając się słodko i szturchnęła go ramieniem, wychodząc z pokoju. Drzwi, gdy tylko ich właścicielka skinęła ręką zatrzasnęły się, uderzając Francisa w plecy. Blondyn syknął i rozmasowując swoje tyły ruszył za dziewczyną. Zachowanie Ivette przynosiło odwrotne skutki, niż były one w zamierzeniu białowłosej. Francis zamiast się odczepić nabierał coraz więcej chęci do kontaktu.
– Dlaczego się tak zachowujesz? – zapytał, doganiając dziewczynę, a de Ligne słysząc jego głos przewróciła oczami.
– Nie masz czegoś innego do roboty? Nie wiem, na przykład maltretowanie innych uczennic? – zapytała zielonooka, nie zaszczycając Blancheta nawet spojrzeniem. Francuz coraz bardziej poirytowany złapał dziewczynę za nadgarstek i gwałtownie ją zatrzymał. Lagerta musiała się powstrzymać, aby nie rozkwasić mu tego głupiego łba.
– Skarbie. Nie lubię jak ktoś mnie ignoruje – wymruczał niskim tonem, przybliżając twarz do twarzy białowłosej. Ivette już miała się odgryźć, gdy zobaczyć jak ktoś odciąga od niej blondyna luzując uścisk na nadgarstku.
– Koleżanka ewidentnie odrzuca twoje marne zaloty, Blanchet – zaśmiał się niski, szatyn o roześmianych oczach i skinął na swojego barczystego kolegę, który trzymał Francisa. Czarnowłosy olbrzym stanowczo odsunął na bok Blancheta, a szatyn pomachał mu prześmiewczo.
– Francis potrafi być irytujący. Wszystko w porządku? – zapytał niższy z chłopaków, a Lagerta założyła ręce na piersi, mierząc go spojrzeniem.
– Poradziłabym sobie sama. Nie potrzebuje księcia na białym koniu z obstawą do pomocy, kochasiu – odparła, posyłając im znudzona spojrzenie. Szatyn wybuchnął śmiechem wraz ze swoim kolegą i obaj oparli się o siebie, co wyglądało dosyć zabawnie.
– Blanchett to upierdliwa świnia bez zahamowań. Mogłabyś mu nawet najechać na całą rodzinę i wyzywać od tępych chujów, ale i tak by nie odpuścił. U niego działa tylko siła fizyczna, bo psychikę ma na tyle zjebaną, że nic go nie rusza – stwierdził, a Ivette uśmiechnęła się pod nosem. Doceniła zachowanie i przemyślenia chłopaka do których doszła po paru rozmowach z Blanchetem. Niski uczeń trochę jej zaimponował, bo nade siłę fizyczną ceniła spryt. Widać było, że w duecie to on był mózgiem, a jego kolega mięśniami.
– Zauważyłam – skomentowała charakterystycznym dla siebie tonem, a niski chłopak sparodiował jej pozę i mine. Ivette odetchnęła dwa razy, zduszając chęć zrobienia uczniom krzywdy.
– Jestem Charles Laurent, a to Louis. Ty jesteś Ivette de Ligne czy jakoś tak i jak zaraz się nie ruszysz to spóźnisz się na lekcje u Dupain, co nie jest zbyt dobrym pomysłem. My zwijamy się na etykę z Bourgeois. Do zobaczenia młoda – machnął ręką niższy z chłopaków i razem z kumplem ruszył schodami na górę. Ivette uśmiechnęła się pod nosem i kierując się małą mapą Akademii ruszyła do swojej klasy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro