Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Pakt trzech

Rudowłosa kobieta uzbrojona w dwa krótkie sztylety z pistoletami w kaburach wpadła do tajnej bazy jednego z głównych wrogów Legionu.
– Buenas días, chuje – mruknęła do strażników i sprawnymi cięciami poderżnęła im gardła, Jaskrawe zielone oczy błysnęły niebezpiecznie, kiedy wbiła ostrze w serce kolejnego przeciwnika. Obróciła sztylety w dłoni, doskakując do kolejnych wartownika, którego równie pewnym gestem pozbawiła życia. Półobrotem przemieściła się do ostatniego przeciwnika i wbiła mu ostrze w podstawę czaszki. Ciepła krew trysnęła z rozwalonej tętnicy, ochlapując maskę kobiety.
– Dziękuję za dokładanie mi roboty, paskudo – kobieta obróciła się powoli rozpoznając ten irytujący, lekko zachrypnięty głos. Szybkim ruchem schowała sztylety do pochw na udach i uśmiechnęła się delikatnie do Anioła Śmierci. Mężczyzna o lśniących białych włosach i perłowych oczach nonszalancko opierał się o ścianę w pomieszczeniu.
– Cześć Sammy – powiedziała chłodno i opanowanym głosem,sięgając do zapięcia maski. Gdy tylko czarna osłona straciła kontakt z twarzą, rude włosy ustapiły miejca białym puklom, ale jaskrawe oczy pozostały. Kobieta od niechcenia przeczesała dłonią długie włosy i poprawiła pas z nabojami do karabinu.
– Nigdy nie zjawiasz się z kaprysu. Co się stało? – zapytała, opierając się ramieniem o ścianę budynku, a Samael ciężko westchnął wywołując zaniepokojenie u zielonookiej. Mało co przejmowało Samaela, a jego zmartwiona mina oznaczało coś niedobrego.
– Musisz coś dla mnie zrobić Lagerto. Coś dla świata. Dla Vallerin – imię Lady Phoenix wyszeptał z nutą od lat skrywanej miłości, a towarzysząca mu kobieta automatycznie uchyliła czoła na wzmiankę o ogniostowłosej. . Gelbero zastanawiała się co mogło zaniepokoić Samaela i być potencjalnym zagrożeniem dla Vallerin. Kobieta wiedziała o istnieniu tylko jednej takiej osoby. Książę Ciemności, Amaryn.
– Chodzi o Dragana ? – bardziej stwierdziła niż zapytała, ale Samael wiedział, że kobieta znała już cel jego wizyty.
– Pakt trzech został zerwany. Ty jako jedyna potrafisz z nim stanąć jak równa z równym – westchnął perłowooki, a Lagerta sposępniała. Sprzeciwianie się, lub co gorsza, walka z bądź co bądź jej królem nie napawała jej szczególnym entuzjazmem.
– Zobaczę co da się zrobić, Sammy – powiedziała kobieta, a Anioł Śmierci kiwnął głową i złapał się za brzuch. Lagerta uniosła kącik ust rozbawiona.
– Świat śmiertelnych ssie, prawda? – zapytała kąsliwie kobeita, a białowłosy rzucił jej urażone spojrzenie.
– Spierdalaj, Lagerto. Ja spadam, bo zaraz porzygam ci się na te piękne buty. Bywaj, królowo wojny – powiedział jeden z Serafinów i zniknął w chmurze ciemnego dymu. Uśmiechnęła się do siebie, słysząc jak zwraca się do niej Samael. Zanim przybrała miano Bellony, upadły często zwracał się do niej w ten sposób. Nigdy nie wyjaśnił, o co dokładniej chodziło, ale domyślała się, że książę musi mieć swojego generała.
Kobieta odbiła się od ściany i podeszła do regału zapełnionego dokumentami. Wyjęła jedną szufladę i wsadziła rękę do środka, macając dno szafki. Złapała za malutki haczyki i wyjęła pudełko ze zwojami. Z pudłem pod pachą wyszła z budynku i deportowała się przed Indrahill.

Jarri siedział w swoim gabinecie i wzdychając przeglądał najnowsze raporty od Laveny. Blondyn wychylił szklankę whisky i odstawił kolejne papiery do pudła. Jak mu sie dzisiaj nie chciało! Papierologia nie była w ogóle zabawna i nienawidził jej całym sercem. Dragan zarządził szerszą dokumentację prawie sześćdziesiąt lat temu, ale Lionel nigdy nie przyzwyczaił się do wypełnienia tych upierdliwych świstków. Rozległo się pukanie do drzwi, a Lio warknął nieprzyjemnie, aby ten ktoś wlazł. Do środka wślizgnęła się jedna z jego przybocznych do spraw organizacyjnych – Skadi. Kobieta uśmiechnęła się do Ogara, pamiętając o jego awersji do sztywnych ukłonów i stanęła parę metrów przed jego biurkiem.
– Przybyła jedna z dowódców jednostki likwidacyjnej.. Chce się spotkać – powiedziała brązowowłosa asystentka. Lekko zirytował się bezsensownymi zdaniami, które tylko przedłużyły jego czekanie. Przed zbesztaniem dziewczyny powstrzymała go jedynie perspektywa spotkania z jedną z dziewczyn. Uwielbiał wszystkie z nich, a chodź było ich tak niewiele, nie był pewien która mogła go dzisiaj odwiedzić.
– Która? – zapytał, a kobieta uśmiechnęła się delikatnie, widząc błysk w oczach Jarri'ego.
– Bellona, Ogarze – odpowiedziała i ledwo odskoczyła, kiedy Lio prawie ją staranował, wybiegając ze swojego gabinetu. Lagerta wróciła z misji! Spotkania z Gelbero zawsze należały do tych najprzyjemniejszych, a nie widział przyjaciółki od ponad dwóch miesięcy. Biegł korytarzem, a wypadając zza zakrętu zderzył się z osobą w czarnej masce.
– Bellona! – pisnął Jarri i wskoczył na rudowłosą kobietę obejmując ją rękami oraz nogami. Jaskrawe oczy błysnęły zadowolone, ale stanowczo odkleiła od siebie blondyna.
– Ogarze – skinęła głową i wskazała zaludniony korytarz – przenieśmy się do twojego gabinetu, dobrze? – zasugerowała rudowłosa, a Jarri rozejrzał się wokół. Wiedział, że anonimowość oraz tajemniczość jest dla kobiety bardzo ważna, więc przystał na jej propozycję.
– Pewnie, Bellono. Zapraszam cię w moje skromne progi – ukłonił się teatralnie i pociągnął Lagartę w kierunku swojego gabinetu. Bellona weszła do środka i po zamknięciu drzwi zaklęciem zdjęła swoją maskę. Długie włosy opadły swobodnie na ramiona, a rudy kolor zniknął zastąpiony przez czystą biel. Jaskrawo zielone oczy błysnęły zadowolone, kiedy spojrzenie Gelbero padło na otwartą butelkę whisky na stole, przez co Lio uśmiechnął się szeroko. Jak on uwielbiał tę dziewczynę! Białowłosa wydawała się zimna i kurewsko sztywna, ale przy przyjaciołach objawiała się w niej prawdziwa bogini imprez, żartów i sarkazmu.
– Chcesz się napić, Lar? – zapytał Lio unosząc brwi i pomachał zaczepnie butelką whisky, a Gelbero przewróciła oczami.
– Jeszcze pytasz, słoneczko? – zapytała głosem, ociekającym sarkazmem, a Jarri głośno się śmiejąc, sięgnął po szklankę do szafki. – Będziesz ze szklanki pił? Ty normalny jesteś? – dodała Lagerta i zabrała przyjacielowi whisky, pociągając solidny łyk z gwinta. Przyjemne pieczenie rozeszło się po jej przełyku, a białowłosa z uznaniem spojrzała na butelkę i przyjrzała się wygrawerowany w szkle płomieniom
– Mamy problem, Lio – powiedziała, stukając pomalowanymi na czarno paznokciami o szyjkę butelki. Lionel nie dał tego po sobie poznać, ale minimalnie zaniepokoił go ton białowłosej. Lagerta bez problemu potrafiła ocenić ryzyko i nie zawracałaby mu głowy, gdyby nie uważała tego za pilną sprawę. Bellona była profesjonalistką, a zaniepokojony ton nie był niczym dobrym.
– Pakt Trzech – powiedziała zwięźle, a Ogar opadł z westchnieniem na fotel. Wiedział, że przymierze kiedyś się upomni o swojego strażnika. Czterysta lat temu został zawarty Pakt trzech pomiędzy Draganem, Kilianem i Samaelem, a dziesięć lat później Lord Phoenix wciągnął w to swoją jedyną córkę. Poprosił Gelbero o objęcie stanowiska strażnika Paktu, która została zobowiązania do ochrony i pilnowania Dragana.
– Draguś pomaga Lady w Hogwarcie, więc musimy coś wykombinować. Sama nie dam rady, słonko – powiedziała kobieta, a Jarri uśmiechnął się zadowolony.
– Jestem mistrzem fałszywych tożsamości, Bella. Wolisz nazywać Kelly czy Isabella? – zapytał Lio, niewinnie się uśmiechając, a Lagerta pacnęła go w ramię, ale w duchu była wdzięczna przyjacielowi.

Madame Maxime poprawiła się w dużym fotelu i złożyła elegancki podpis na kolejnym dokumencie. Rozległo się nieśmiałe stukanie do drzwi, a pół olbrzymka westchnęła cicho.
– Proszę – powiedziała po francusku, a do środka weszła młoda asystentka o długich, brązowych włosach.
– Wybacz, madame, ale baron Bianchi prosi o rozmowę – oznajmiła młoda asystentka, a Olimpia wyczuła w jej głosie nutę zaniepokojenia. Maxime uśmiechnęła się do siebie, wiedząc jaki jest cel wizyty barona. Legion musiał mieć sprawe, więc wykorzystywał swoje powiązania.
– Zaproś go, Anno – poleciła chłodno kobieta i poprawiła swoją suknię z masą falbanek. – I przygotuj kawy! – dodała, kiedy dwudziestopięciolatka wyszła z gabinetu. Dyrektorka wpatrywała się w swoje zadbane paznokcie zastanawiając się nad celem misji, którą najprawdopodobniej zleci jej przybysz.
– Chwała Kolekcjonerowi – w pomieszczeniu rozległ się niski, przyjemny dla ucha głos, a Maxime uniosła wzrok na gościa. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach poprawił kapelusz skinąwszy głową.
– Chwała Kolekcjonerowi – Kobieta skinęła głową odpowiadając na powitanie i uprzejmie wskazała baronowi fotel. Mężczyzna usiadł i wyciągnął z trzymanej w dłoni aktówki dwie teczki. Przesunął jedną z nich po blacie w kierunku Olimpii. Kobieta widząc symbol krwawego kruka na okładce niepewnie ją otworzyła. Przesunęła wzrokiem po zadrukowanej kartce zapoznając się z rozkazem od Jarri'ego. Miała wprowadzić kogoś do szkoły jako ucznia? Takiego zadania się nie spodziewała. Obróciła kartkę, szukając celu misji. Uniosła brwi, widząc pieczątkę oznaczającą utajnione dane.
– Jarri nie życzy sobie żadnych pytań, Olimpio. Tu znajdują się spreparowane akta twojej nowej uczennicy. Ona jest wyższa stopniem, więc proszę się do niej zwracać z szacunkiem. Inaczej się zirytuje – powiedział brunet zachowując grobową minę, a madame głośno przełknęła ślinę.
– Mogę poznać jej tytuł, Arnoldzie? – zapytała kobieta, a wysłaniec uniósł się z fotela i poprawił swój wyjściowy płaszcz.
– Rozkazała, aby nic nie mówić. Sama zamierza się przedstawić – odpowiedział i ruszył do wyjścia, a madame Maxime opadła na fotel. Tajemnicza osoba o wysokim stopniu w Legionie, będzie udawać jej uczennicę. Niebezpieczna nieznajoma będzie mieszkać pod dachem jej szkoły. O Merlinie. Już dawno czekała na taką misję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro