The King & The Princess
Bellamy siedział ze swoimi przyjaciółmi i siostrą na stołówce w przerwie na lunch. On, Clarke, Raven, Jasper, Monty, Octavia, Lincoln i John. Byli dużą grupą ale zwartą, związaną ze sobą. Wszyscy zawsze byli dla siebie oparciem, mogli sobie ufać i na sobie polegać. Bellamy kochał ich wszystkich całym sercem jak rodzinę. No prawie wszystkich. Jedną osobę kochał nieco inaczej. Tą osobą była Clarke. Blake był w niej na zabój zakochany, ale postanowił, że nigdy jej o tym nie powie.
Nie miał u niej szans. Clarke miała go tylko za przyjaciela, w dodatku za niezbyt bliskiego przyjaciela. Postanowił, że będzie cierpiał w milczeniu aż mu przejdzie. Ale tak minęła pierwsza a potem druga klasa liceum. Pierwszy semestr trzeciej klasy. A jemu nadal nie przechodziło. Ich przyjaciele oczywiście doskonale wiedzieli o uczuciach Bellamy'ego do drobnej blondynki, szczerze trzeba być ślepym żeby nie zauważyć. Ale Blake ubłagał wszystkich żeby nie komentowali tego w obecności Clarke. Ona prawdopodobnie również wiedziała o jego uczuciu, ale gdyby ktoś zaczął mówić o tym głośno, tylko by ją to niepotrzebnie zakłopotało. Bellamy tego nie chciał.
Sielankę grupy przyjaciół zakłóciło kilku chłopaków w ich wieku. Podeszli oni do ich stolika, nie szczędząc złośliwych komentarzy w kierunku Clarke. Ponieważ była ona najlepszą (naprawdę najlepszą) uczennicą w szkole, w dodatku zawsze grzeczną i poukładaną dużo ludzi nabijało się z niej. Było to absurdalne i głupie zachowanie, Bellamy nienawidził ich wszystkich z całego serca. Nieraz już miał ochotę im wszystkim przywalić ale Clarke go zawsze powstrzymywała, mówiła że "nie warto". Bellamy szanował jej zdanie, dlatego zawsze jej słuchał. Ale miał już serdecznie dość. Nikt nie będzie obrażał jego Księżniczki. NIKT.
Kiedy jeden z chłopaków nazwał Clarke "cnotką niewydymką" Bellamy nie wytrzymał i zerwał się z krzesła, z taką szybkością, że przewróciło się ono na ziemię z głośnym trzaskiem. Czuł na sobie spojrzenia połowy uczniów ze stołówki. "Jaki masz problem?" - spytał Bellamy podniesionym głosem. Chłopak, który wygłosił nieprzyjemny komentarz miał bodajże na imię Dax z tego co kojarzył Bellamy i był jednym z największych dupków w szkole, uwielbiających znęcać się nad słabszymi.
"O proszę, Król ruszył na pomoc Księżniczce." - zadrwił Dax. Bellamy teraz był już na serio wkurwiony. "Przeproś ją natychmiast. Chyba, że chcesz wyprowadzić jedynki na spacer dupku." - warknął Bellamy przybliżając się niebezpiecznie do Daxa. Chłopak miał ze sobą dwóch kumpli do pomocy, ale Bellamy zorientował się, że Lincoln i Murphy również wstali z krzeseł gotowi mu w każdej chwili pomóc. Wiedział, że może na nich liczyć.
"Bellamy przestań, nie musisz mnie bronić.." - Blake usłyszał cichy głos Clarke ale pierwszy raz w życiu ją zignorował. Tym gnojkom należała się nauczka, Bellamy miał gdzieś konsekwencje.
"Właśnie Bellamy. Nie musisz jej bronić, przecież doskonale radzi sobie sama." - zadrwił Dax, uśmiechając się pod nosem. Bellamy miał ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy. Najlepiej krzesłem. "Czyżbyś zaczął się bać Dax?" - zapytał Bellamy.
"Ciebie?Chyba żartujesz. Moja babcia jest bardziej groźna niż ty. Wyglądasz jak zbity szczeniak. Zawsze tak wyglądasz jak tylko ktoś śmie pisnąć słówko na temat Griffin. Powiedz mi Bellamy, jak to jest utknąć w strefie przyjaźni?" Miarka się przebrała. Bellamy zamachnął się i z całej siły walnął Daxa w twarz. Chłopak zareagował szybciej niż Blake podejrzewał i oddał cios. Prosto w nos. Zdążyli zadać sobie jeszcze kilka ciosów, głównie w twarz, gdy poczuł, że Lincoln i John odciągają go od rywala, to samo zrobili kumple Daxa.
Wokół nich zebrało się już sporo gapiów, niestety z tłumu po chwili wyłonił się dyrektor Jaha. "Co tu się dzieje do ciężkiej anielki?!" - wrzasnął by przekrzyczeć tłum. Wszyscy nagle ucichli. Nikt się nie odezwał. Jaha wskazał najpierw na Daxa, następnie na Bellamy'ego. "Wy dwoje. Za mną. Do gabinetu. Natychmiast." Chyba mam przejebane.. - pomyślał Bellamy i pokornie udał się za dyrektorem do jego gabinetu. Zdążył jeszcze spojrzeć przelotnie na Clarke, która miała minę tak przerażoną jak jeszcze nigdy dotąd.
*Później*
Bellamy i Dax zostali zawieszeni w prawach ucznia na miesiąc. I tak dobrze, że Jaha nie wyrzucił ich ze szkoły. Bellamy wyjaśnił mu dlaczego zaatakował Daxa (ten oczywiście próbował zaprzeczać ale Blake miał świadków) i Jaha powiedział, że rozumie ale nie musiał od razu łamać Daxowi nosa. Koniec końców to właśnie on wyglądał gorzej. Bellamy też nie wyglądał najlepiej, ale przynajmniej wszystkie kości miał całe. Dax był mocny w gębie ale ręce miał słabe.
Bellamy usiadł na schodach przy wejściu do szkoły. Musiał czekać aż Octavia skończy zajęcia, żeby odwieźć ją do domu. Po chwili usłyszał za sobą kroki. Była to Clarke. Od razu, nie pytając o nic uklęknęła przed nim, oceniając obrażenia na jego twarzy. Jaha kazał mu iść do szkolnej pielęgniarki ale Bellamy miał to gdzieś. Clarke wyciągnęła z kieszeni materiałową chusteczkę, zmoczyła ją wodą z butelki i zaczęła czyścić jego twarz z krwi.
Bellamy odezwał się : "Jesteś na mnie zła?" - zapytał cicho. Clarke spojrzała mu w oczy. "Oczywiście, że nie Bellamy. Stanąłeś w mojej obronie i dziękuję ci za to." - powiedziała. "Może wreszcie te dupki dadzą sobie spokój. Nieźle go urządziłeś." - dodała. Bellamy uśmiechnął się krzywo. "Dla ciebie wszystko." - powiedział. Oczy Clarke niebezpiecznie się rozszerzyły, Bellamy uświadomił sobie co powiedział. "Jesteśmy przecież przyjaciółmi prawda?" - dodał szybko, w panice. Clarke wyglądała nagle na zawiedzioną. "Pewnie. Tak. Przyjaciele." - powiedziała Clarke i próbowała się uśmiechnąć ale wyszedł z tego bardziej grymas.
Patrzyli tak jeszcze chwilę na siebie, po czym Clarke pochyliła się i pocałowała Bellamy'ego w policzek, uważając by nie sprawić mu bólu. Odgarnęła kosmyk włosów, który opadł mu na oczy i powiedziała : "Jeszcze raz ci dziękuję. To wiele dla mnie znaczy." Bellamy kiwnął tylko głową w odpowiedzi.
Niczego nie żałował.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro