Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

That strange feeling

Bellamy przechadzał się leniwie po obozie Setki. Chwilę wcześniej zakończył swoją wartę przy bramie i właściwie nie miał już nic konkretnego do roboty. Mieli zapas jedzenia, Ziemianie wydawali się chwilowo uspokoić i dać im żyć. Po za tym - Bellamy już tak nie obawiał się Ziemian. Nie tak jak na początku. W końcu mieli teraz broń, którą on i Clarke znaleźli w bunkrze zaledwie dzień wcześniej. Jedyne czego wciąż obawiał się Bellamy to to co się z nim stanie, gdy Arka wyląduje na Ziemii. Co prawda on i Clarke rozmawiali z Jahą - no dobra ona rozmawiała - ale jaką gwarancję mu to dawało? Jaha był Kanclerzem. Mógł powiedzieć, że wybacza mu wszystkie zbrodnie po czym wpakować mu kulkę w łeb od razu po postawieniu stopy na Ziemii.

Ale mimo wszystko, cieszył się, że Clarke powstrzymała go od ucieczki. Uświadomiła mu, że nie może tak po prostu uciec i zostawić Octavii, zostawić Setkę, zostawić . No właśnie. I tu sprawa nieco się komplikowała. Słowa Clarke wciąż siedziały mu w głowie, słyszał je non stop. "Potrzebuję cię..". Bellamy wciąż miał przed oczami tą scenę, w uszach dźwięczały słowa blondynki i nadal nie wiedział co powinien o tym myśleć. On i Clarke byli śmiertelnymi wrogami od pierwszego dnia na Ziemi ale tego dnia coś się zmieniło. Wtedy w bunkrze, gdy Bellamy zaczął uczyć Clarke strzelać. A dokładniej w momencie, w którym położył dłoń na jej ramieniu by pokazać jak powinna je trzymać. To co wtedy poczuł.. Było ciężkie do opisania. Nagle z całą mocą uderzyło go to jak blisko siebie się znajdowali, poczuł ciepło bijące z jej ciała, zapach jej skóry, słyszał jej nierówny oddech, wszystko było tak wyraźne jak nigdy dotąd. Przeszedł go wtedy jakiś dziwny 'prąd', sam nie wiedział do końca jak to nazwać. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. I to go przerażało.

A jeszcze bardziej przerażał go fakt, że gdy Clarke powiedziała mu te magiczne słowa, których nie potrafił wyrzucić z głowy, gdy powiedziała, że go potrzebuje - dosłownie na końcu języka miał odpowiedź "Chodź ze mną". Powstrzymał się w ostatniej chwili by nie powiedzieć tego na głos. Sam nie wiedział dlaczego w ogóle miał jej to zaproponować. Zupełnie tak jakby jego mózg na chwilę wyłączył całkowicie logiczne myślenie. Dobrze, że Bellamy w porę się opanował bo i tak było między nimi dość hmm.. niezręcznie. Wtedy było by jeszcze gorzej.

O wilku mowa - pomyślał Bellamy, gdyż po chwili ujrzał obiekt swoich rozmyślań. Clarke najwyraźniej postanowiła nauczyć się strzelać, na własną rękę bez niczyjej pomocy. I z tego co widział Bellamy - szło jej raczej średnio. Uśmiechnął się półgębkiem sam do siebie. Księżniczki.. - pomyślał, i ruszył w kierunku blond włosej.

Bellamy postanowił sprawdzić czy dziewczyna w ogóle zda sobie sprawę z jego obecności i zorientuje się, że do niej podszedł. Nie zorientowała się. Chłopak zaszedł ją z tyłu i nachylił się do jej prawego ucha "Dobrze się bawisz Księżniczko?"
Clarke podskoczyła z przerażenia i mało co nie wypuściła z rąk broni. "Bellamy! Co ty do cholery wyprawiasz?! Życie ci niemiłe?!"
Brunet w odpowiedzi roześmiał się złośliwie. "Nie Księżniczko. To był test na czujność i muszę z przykrością stwierdzić, że go oblałaś. Wiesz, że gdybym był Ziemianinem byłabyś już martwa prawda?"
Clarke nie dała się sprowokować. Podniosła wzrok tak by patrzeć prosto w oczy Bellamy'ego, jednocześnie zmniejszając dystans między nimi. "Mam na imię Clarke ty klocku. Czy twój mały rozumek jest w stanie zakodować wreszcie tą informację, czy mam ci to sama wbić do głowy?" - dziewczyna niemal wysyczała te słowa, jednocześnie boleśnie dźgając go w pierś palcem wskazującym. Bellamy uniósł wysoko brwi ze zdziwienia "Klocku?". Clarke nie odpowiedziała. "Dobra w porządku. Niech ci będzie Clarke. A teraz może przejdźmy do rzeczy ważniejszych i nauczmy cię strzelać zanim przypadkiem kogoś zabijesz. Na przykład mnie?" Clarke mruknęła tylko pod nosem coś w stylu "A to by była przecież niesamowita strata, czyż nie?". Ale Bellamy postanowił zignorować docinkę.

Clarke załadowała broń amunicją i przyjęła postawę do strzelania. Usadowiła broń w dłoniach, tak jak Bellamy uczył ją poprzedniego dnia. No prawie tak. "Pamiętasz co ci mówiłem, ramię nieco wyżej.. " - powiedział chłopak jednocześnie kładąc rękę na ramieniu Clarke, tak jak zrobił to poprzednim razem. Tylko tym razem jego dłoń została tam nieco dłużej niż powinna. Bellamy'ego ogarnęło dokładnie to samo uczucie co wcześniej. Nagłe uświadomienie sobie jak blisko siebie są, dziwny prąd przechodzący przez niego i ciepło rozlewające się po całym ciele. Dodatkowo poczuł, że czerwieni się na twarzy. Z rozmyślań wyrwał go głos towarzyszki "Teraz dobrze?" - spytała Clarke próbując zerknąć na niego z ukosa. Bellamy potrząsnął głową, próbując wyrzucić z niej dziwne myśli, które nagle zaczęły się formować. "Ummm.. Tak, teraz w porządku." Chłopak czym prędzej zabrał dłoń z ramienia Clarke i odsunął się od niej na dobry metr. "Postaraj się oczyścić umysł ze wszystkiego. Jedyne o czym masz myśleć - to strzał. Uspokój oddech i drżenie dłoni. Wyceluj i strzelaj. Nic prostszego." - poinstruował Blake. Clarke powoli wykonała jego polecenie i niedługo później padł strzał. Bellamy przyjrzał się iksowi namalowanemu na drzewie w odległości około 10 metrów od nich i - ku jego zdziwieniu ale też zadowoleniu - kula trafiła niemalże w sam środek. Clarke również wydawała się zaskoczona efektem bo stała z otwartymi szeroko oczami wpatrując się w drzewo. "Niesamowite.." - szepnęła. Bellamy uśmiechnął się szeroko "Przyznaj, że jestem świetnym nauczycielem." Clarke spojrzała na niego i przewróciła oczami "Niech ci będzie Blake."

Kontynuowali naukę jeszcze przez dobre pół godziny. Clarke udało się wreszcie opanować broń, raz nawet trafiła w sam środek iksa. Bellamy uznał wreszcie, że dziewczyna kiedy przyjdzie co do czego raczej trafi w człowieka na co ta pokazała mu język i ponownie nazwała go klockiem czego Bellamy nie rozumiał i chyba nie chciał rozumieć.
"Muszę przyznać Ksi.. Clarke, że jesteś całkiem zdolną uczennicą." - uśmiechnął się łobuzersko. "Poszło ci lepiej niż się spodziewałem. I nie - nie nabijam się z ciebie. Naprawdę tak myślę." Clarke odwzajemniła uśmiech. Boże jak ona się cudnie uśmiecha.. - pomyślał Bellamy ale natychmiast skarcił się za te myśli. Skup się idioto! Nie możesz tak myśleć! To przecież cholerna Clarke! Nie jesteście nawet przyjaciółmi, ona cie nie znosi! - wrzeszczał w myślach sam na siebie. Czyżby? - Odezwał się znowu głosik w jego głowie. Czuł się jakby na ramionach siedziało mu dwóch Bellów. Jeden z nich - rozsądny,  starający się oderwać jego myśli od Clarke. I drugi Bell - ten, przez którego prawdziwy Bellamy miał ochotę oprzeć Clarke o ścianę, zamknąć jej usta swoimi i robić wiele innych niestworzonych i nieprzyzwoitych rzeczy. Chłopak obawiał sie, że ten drugi Bell może wygrać ten pojedynek dlatego czym prędzej wymyślił jakaś bezsensowną wymówkę dlaczego musi już sobie iść i oddalił się od Clarke nie oglądając się za siebie. Wszedł do swojego namiotu i padł na materac, wpatrując się w sufit.
Clarke Griffin co ty ze mną robisz...

*Koniec*

-------------------------------------------------------
Specjalna dedykacja dla MissXAnn - ten Klocek to dla Ciebie Ania!
Ale cały shot dedykuje mojej cudownej grupie. Wy wiecie, że to o was! Kocham ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro