Prom
Bellamy siedział w stołówce i grzebał niemrawo widelcem w swoim talerzu. Nie był szczególnie głodny, myśli zajmowało mu coś innego niż jedzenie. Jego kumple - Jasper i Monty musieli zauważyć, że coś jest nie tak. "Hej stary, wszystko w porządku?" - odezwał się Jasper. "Hm..?" - mruknął Bellamy podnosząc głowę i patrząc na kolegę. "Yy.. Tak, wszystko okej. Czemu pytasz?" - spytał Bellamy wymijająco.
Jasper i Monty popatrzyli po sobie. Odezwał się ten drugi "Nic nie jesz, gapisz się tylko w talerz i nie słuchasz nas. Pięć minut temu pytałem, z kim w końcu idziesz na bal. Nawet na mnie nie spojrzałeś." Bellamy znowu spuścił wzrok. Faktycznie, nie słuchał tego co mówili jego przyjaciele, odpłynął całkowicie. "Przepraszam was. Zamyśliłem się. Odpowiadając na twoje pytanie Monty - nie wiem z kim idę. Nie wiem czy w ogóle idę." - ostatnie zdanie było ledwo słyszalnym westchnięciem.
"Chyba żartujesz Blake! Oczywiście, że idziesz!" oburzył się Jasper. Bellamy pokręcił głową. "Jak znajdziesz dziewczynę, która chciałaby ze mną iść to ci pogratuluję." - odburknął Bellamy. "Daj spokój. Na pewno ktoś by się znalazł. Masz kogoś na oku?" - zapytał Monty. Wzrok Blake'a mimowolnie powędrował do stolika w rogu sali. Jego kumple od razu spojrzeli w tą samą stronę. Jasper westchnął. "Serio Bellamy? Clarke Griffin? Nadal?". Bellamy poczuł, że się czerwieni.
To nie było tak, że Bellamy chciał się zakochać w Clarke. To się stało praktycznie bez udziału jego woli. Wiedział jak żałosne to było. Griffin była jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole. Była śliczna, zabawna, mądra. Miała mnóstwo znajomych i drugie tyle adoratorów. Bellamy natomiast był jej kompletnym przeciwieństwem. Cichy, spokojny, najczęściej z nosem w książce, kompletny nerd z dwoma najlepszymi kumplami - Jasperem i Montym.
Bellamy był zauroczony Clarke niemalże od pierwszego dnia w liceum. Mógł się założyć, że nie on jeden. Problem polegał na tym, że ona nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Mieli razem kilka zajęć, ale na tym ich interakcje się kończyły. Nigdy nawet nie rozmawiali. Bellamy nie miał u niej absolutnie żadnych szans.
"Minęły trzy lata Bellamy, to już jest chyba obsesja." - powiedział Monty. Bellamy zaczerwienił się jeszcze bardziej. Starał się za wszelką cenę unikać kontaktu wzrokowego z kolegą. "Ale z ciebie tchórz Bellamy." - stwierdził Jasper. Bellamy spojrzał na niego oburzony. "Nie jestem tchórzem!" - próbował się bronić, ale sam w to nie wierzył.
"Doprawdy? Udowodnij mi to. Zaproś Clarke na bal." - powiedział Jasper. Bellamy prychnął. "Chyba cię pogięło do reszty." - stwierdził. Jordan pokręcił głową i uśmiechnął się od ucha do ucha. "Nie Blake. Serce mi się kraje jak patrzę na ciebie, kiedy tak gapisz się na Clarke tymi swoimi oczami szczeniaczka. Ile można być w kimś zakochanym i nawet nie próbować zrobić pierwszego kroku?!"
"Możesz trochę ciszej?" - warknął Bellamy. Gdyby ktoś go usłyszał, plotka o tym jak to ten nerd Blake jest nieszczęśliwie zakochany w Clarke Griffin rozeszłaby się z prędkością błyskawicy. W tej szkole nikt nie potrafił trzymać gęby na kłódkę. "Chodzi mi o to.."- kontynuował Jasper. "..że nawet nie spróbowałeś. Co ci szkodzi? To już ostatnia klasa, nawet jak będą się z ciebie śmiać, to już niedługo skończymy tę szkołę i wszyscy zapomną."
"Wow dzięki Jasper, jesteś nieoceniony." - burknął Bellamy. Jasper uśmiechnął się. "Prawda? Jestem boski, przyznaj." Monty wywrócił oczami. "Robię to niechętnie, ale zgadzam się z Jasperem." - odezwał się Azjata. "Też sądzisz, że jestem boski?" - wtrącił Jasper. Monty walnął go w ramię. "Nie idioto. Uważam Bellamy, że powinieneś chociaż spróbować ją zaprosić. Co masz do stracenia?"
"Moją godność." - odparł Bellamy. Jasper pokręcił głową. "Godność? Chłopie od trzech lat wzdychasz do tej samej laski. Już dawno straciłeś godność." Bellamy spojrzał tylko na niego spod byka. "Zrobimy tak." - zaczął Jasper po chwili. "Albo ją zaprosisz, jeszcze dzisiaj podkreślam! Albo ja to zrobię." Bellamy parsknął. "I co myślisz, że się zgodzi?" - spytał sceptycznie. "A co jeśli tak?" - odbił piłeczkę Jasper. Bellamy nie miał na to odpowiedzi. Zastanowił się chwilę po czym westchnął. "Dobra niech wam będzie. Zaproszę ją, ale nie kiedy ma wokół siebie tyle ludzi. Jeżeli już mam się upokarzać to chcę jak najmniej świadków." - powiedział zrezygnowany. Monty i Jasper przybili sobie piątki uradowani. Monty poklepał Bellamy'ego po ramieniu. "Może jeszcze będą z ciebie ludzie."
*później*
Lekcje minęły a Bellamy nadal nie wykonał żadnego kroku w kierunku Clarke. On, Jasper i Monty szli w kierunku szafek, narzekając na to jakim Bellamy jest tchórzem. Nagle Jordan ni stąd ni zowąd stanął na środku korytarza a Bellamy zderzył się z jego plecami. Ułamek sekundy później Monty ciągnął go na bok za koszulkę. "Co do cholery?" - spytał zaskoczony Bellamy. W trójkę ukryli się za rzędem szafek. Blake spojrzał w głąb korytarza i zobaczył - o losie - Clarke Griffin stojącą samotnie przy swojej szafce.
"To twoja szansa młotku." - szepnął do niego Jasper. Bellamy spojrzał na niego spanikowany. "Teraz albo nigdy." - dopowiedział Monty i wypchnął go z ich kryjówki, tak że Bellamy prawie poleciał na twarz. Clarke spojrzała wprost na niego. Teraz już nie ma odwrotu. - pomyślał i spojrzał jeszcze w kierunku swoich kumpli. Obaj unosili kciuki do góry i uśmiechali się jak idioci. Bellamy zaczął iść w kierunku Clarke. Kiedy do niej podszedł, dziewczyna właśnie zamykała szafkę.
"Hej." - odezwał się nieśmiało Bellamy. Clarke spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. "Hej. Bellamy prawda?" - spytała. Bellamy oniemiał. Jakim cudem Clarke Griffin znała jego imię? Sądził, że był niewidzialny dla takich ludzi jak ona. Zorientował się, że blondynka patrzy na niego wyczekująco. "Ee tak. Tak, Bellamy. Skąd wiesz?" - spytał. Dziewczyna wzruszyła ramionami. "Chodzimy razem na historię. Rzucasz się na niej w oczy, zawsze jako jedyny odpowiadasz na wszystkie pytania." - wyjaśniła i uśmiechnęła się tak uroczo, że Bellamy'emu zmiękły kolana i znowu zapomniał języka w gębie. Patrzał na nią przez chwilę zaskoczony. "Eee tak, racja. Lubię historię." - wydusił z siebie Bellamy po czym walnął się mentalnie w czoło. Dzięki kapitanie oczywisty. Już wiesz dlaczego nie masz dziewczyny.
Dziewczyna zachichotała. Bellamy chyba w życiu nie słyszał bardziej uroczego dźwięku. "Tak, to widać." - powiedziała. "Masz do mnie jakąś sprawę?" - spytała, a Bellamy przypomniał sobie dlaczego właściwie tutaj jest. "Eee tak, właściwie to tak. Chciałem spytać.." - chłopak przerwał na chwilę próbując zebrać w sobie odwagę. Clarke uniosła brwi, nadal się uśmiechając. Jak ona się cudownie uśmiecha.
"Chciałem spytać, czy masz już partnera na bal?" - wykrztusił wreszcie Bellamy. Dziewczyna wydawała się zaskoczona pytaniem, ale nie uciekła z krzykiem, ani nie wyśmiała go, co już było dla chłopaka niesamowitym sukcesem. "Właściwie to nie mam." - odpowiedziała Clarke po chwili a serce Bellamy'ego przyspieszyło z szybkiego kłusa do galopu. "Och. Skoro nie masz.. Too.. Tak sobie myślałem.. " "Chętnie pójdę z tobą." - przerwała mu Clarke, widząc jak męczy się ze złożeniem jednego prostego zdania.
Na twarzy Bellamy'ego wykwitł uśmiech. "Serio?" - spytał, nie będąc pewien czy dobrze usłyszał. Clarke roześmiała się. "Serio." - powiedziała po czym wyciągnęła rękę. "Daj mi twój telefon, wpiszę ci mój numer żebyśmy byli w kontakcie." Bellamy nie wahał się ani sekundy i zrobił o co prosiła. Clarke wpisała numer i oddała chłopakowi telefon.
"Chętnie bym jeszcze pogadała, ale bardzo się spieszę. Widzimy się jutro w szkole?" - spytała, a Bellamy pokiwał stanowczo głową i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Clarke odwzajemniła uśmiech, po czym odwróciła się na pięcie i skierowała w kierunku wyjścia. Bellamy stał, wbity w ziemię w tym samym miejscu, trzymając w ręce telefon i patrzał za odchodzącą dziewczyną. Miał wrażenie, że śni. Po chwili poczuł klepanie po plecach i usłyszał chichot Jaspera.
"Brawo stary. Nie było to aż tak żałosne jak oczekiwałem." - powiedział radośnie.
"Zamknij się." - odparł Bellamy, zbyt szczęśliwy by się z nim przegadywać. Clarke Griffin zgodziła się iść z nim na bal i nikt ani nic nie było w stanie zepsuć mu teraz humoru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro