Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I see you, I missed you, I love you

Część druga "I loved you for a thousands years" na prośbę kilku ludziów.😅 Oczywiście trochę to zmieniłam w taki sposób jak ja bym chciała żeby to wyglądało, bo nie wiem jak rozwiązałbym sprawę z tym niewiadomego pochodzenia statkiem, który widzieliśmy w finale. Także no.. Enjoy!
Uwaga cukrzyca alert!

"Hej Bellamy, to znowu ja. To 2212 dzień od Praimfaya, a ja wciąż to robię. Zastanawiam się na jak długo jeszcze starczy mi sił. Na to by nagrywać te wiadomości, na to by w ogóle żyć. Wciąż zero wieści z bunkra. Nie mam pojęcia co się dzieje, mam wrażenie, że cały świat nastawił się przeciwko mnie i robi mi na złość. Gdyby nie Madi i to radio chyba już dawno bym zwariowała. Dlaczego nie wracacie Bellamy? Ja.. " - Clarke zawahała się nagle, gdy spojrzała w górę. Nie wiedziała czy dobrze widzi, czy to może zmęczony umysł płata jej figle, a może po prostu widzi to co chce zobaczyć. Ale po dłuższym i dokładniejszym przyjrzeniu się doszła do wniosku, że to nie może być pomyłka. Statek zbliżał się do Ziemii z dużą prędkością. Clarke poczuła, że uśmiecha się szeroko. Nie uśmiechała się tak od ponad sześciu lat.

"Nieważne. Widzę cię." powiedziała do radia Clarke i zakończyła nagranie. Pobiegła czym prędzej w kierunku rovera by obudzić Madi.

"Madi obudź się. Wracają!" - powiedziała do dziewczynki, podekscytowana Clarke, potrząsając ją delikatnie za ramię. "Kto wraca?" - spytała Madi zaspanym głosem, przecierając oczy. "Bellamy i reszta! Wracają! Chodź, szybko!" - wyjaśniła Clarke ciągnąć dziewczynkę z rękę. Wyszły z rovera i spojrzały w niebo. Statek wciąż zbliżał się do ziemi, już z mniejszą prędkością. Wyglądało na to, że wyląduje około kilometr, może dwa, na wschód od ich obozowiska. Gdy statek zniknął za linią drzew Clarke i Madi ruszyły ramię w ramię w tamtym kierunku.

No może nie do końca ramię w ramię. Clarke niemalże biegła, Madi miała niesamowity problem by ją dogonić, ale nie narzekała. Rozumiała Clarke całkowicie. Jej przyjaciele wracali na Ziemię po sześciu latach rozłąki, każdy byłby podekscytowany.

Serce Clarke biło jak szalone. Dziewczyna miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Jej przyjaciele wracali na Ziemię. Bellamy wracał. Clarke uśmiechała się jak wariatka na tę myśl. Tęskniła za nim jak za nikim innym. Ból w piersi jaki czuła każdego dnia od ich rozstania był niewyobrażalny. Teraz w jej sercu czuła nieopisaną radość. Nie wiedziała co zrobi ani co powie, gdy wreszcie go zobaczy, to nie było ważne. Chciała go już po prostu zobaczyć. 6 lat to stanowczo za długo.

Gdy Clarke zobaczyła statek, przyspieszyła jeszcze bardziej, zostawiając Madi nieco z tyłu. Ujrzała 6 sylwetek swoich przyjaciół, ale szczególną uwagę skupiła na jednej. Niezbyt wysokiej, ale wciąż wyższej od niej, o kręconych ciemnobrązowych włosach i oliwkowym kolorze skóry. Clarke przystanęła kilka metrów od nich nie wiedząc co powinna zrobić. Czekać aż oni ją zauważą? Krzyknąć? Podejść bliżej?

Myśli kłębiły się w jej głowie i stała tam zbyt oszołomiona by zrobić cokolwiek. Wreszcie Bellamy spojrzał w jej stronę. Nie zmienił się niemal wcale. Postarzał się nieco, oczywiście ale rysy twarzy pozostały prawie takie same. To był wciąż ten sam Bellamy - jej Bellamy. A przynajmniej z wyglądu.

Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, stał w bezruchu zupełnie jak ona. Pozostali również już ją zauważyli, ale Clarke nie zwróciła na nich szczególnej uwagi. Widziała tylko Bella, jej świat ograniczył się w tamym momencie tylko i wyłącznie do niego. Bellamy jako pierwszy odzyskał władzę w nogach i zaczął iść szybko w jej kierunku. Musiało ją to otrzeźwić bo ona również ruszyła się w końcu z miejsca.

Szybko zmniejszyli dzielącą ich odległość i wpadli sobie w ramiona. Clarke zarzuciła mu ręce na szyję, a Bellamy zamknął ją w mocnyn uścisku, chowając twarz w jej włosach. Clarke poczuła, że łzy zaczęły płynąć po jej twarzy. Łzy szczęścia i radości. Nie mogła uwierzyć, że go widzi, że trzyma go w ramionach. Miała ochotę zostać w nich na wieczność.

"Ty żyjesz.." - Clarke usłyszała zduszone słowa chłopaka. Mogła stwierdzić po jego głosie, że on również płakał, co sprawiło, że jej własne łzy zaczęły płynąć jeszcze mocniej.
"Tak bardzo tęskniłam, Bellamy.. " - powiedziała wtulając się w niego bardziej.
"Bałem się, że nie żyjesz.. Ja.. O mój Boże Clarke. Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś." - szeptał do jej ucha Bellamy.

Po paru chwilach Bellamy odsunął się nieco od Clarke, ale tylko na tyle by móc spojrzeć w jej twarz. Dotknął delikatnie jej policzka, jakby bał się, że nie jest prawdziwa, jakby mogło się okazać, że to tylko sen. Twarz chłopaka rozświetlił najpiękniejszy uśmiech jaki Clarke w życiu widziała.  Odwzajemniła go i zaczęła ocierać łzy z jego twarzy.

Po chwili chwyciła jego twarz w obie dłonie i zrobiła coś na co czekała od tak dawna. Pocałowała go. Pocałowała go, próbując tym pocałunkiem wyrazić wszystko co czuła, wszystkie emocje. Pocałunek był czuły, ale jednocześnie namiętny. Bellamy odwzajemnił go od razu z taką samą mocą i uczuciem. Jego dłonie błądziły w jej włosach i po jej twarzy. Clarke wydawało się, że gdzieś w tle usłyszała śmiech Raven i głos Murphy'ego mówiącego "Nareszcie.." , ale zignorowała to.

Bellamy zaczął uśmiechać się tak szeroko, że przerwali pocałunek, ale poza tym nie odsunęli się od siebie. Oparli się o siebie czołami, patrząc sobie w oczy, przez chwilę po prostu ciesząc się swoją obecnością.

"Zgaduję, że nie słyszałeś moich wiadomości?" - spytała cicho Clarke. Bellamy wydawał się zaskoczony. "Odpowiadałaś na moje wiadomości?" - spytał odsuwając się nieco, by widzieć ją wyraźnie. Clarke zmarszczyła brwi. "Ty też je nagrywałeś?" - spytała skołowana. Bellamy roześmiał się cicho. "Wygląda na to, że mamy dużo do nadrobienia." - powiedział.

Clarke zawahała się. Czekała sześć lat by mu to powiedzieć, ale mimo to wciąż bała się powiedzieć to na głos. "Bellamy ja.." "Ja też cię kocham Clarke." - przerwał jej Blake. Blondynka roześmiała się. "Naprawdę musiałeś mi przerywać?" - spytała. "Wybacz Księżniczko." - powiedział głaskając ją po włosach. Poczuła przyjemne łaskotanie w brzuchu, na dźwięk starego przezwiska. Ależ ona za tym tęskniła. "Kocham cię Bell. Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam." - dokończyła myśl Clarke. "Domyślam się, że równie mocno jak ja za tobą." - powiedział po czym pocałował ją delikatnie w czoło i jeszcze raz przygarnął mocno do siebie.

Clarke wtuliła się w niego mocno mając nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała się z nim rozstawać. Po raz pierwszy od ponad sześciu lat czuła się znowu pełna. Znowu kompletna. Jej serce było znowu na swoim miejscu.

Jej dom był tam gdzie był Bellamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro