A favor pt.2
*Perspektywa Bellamy'ego*
Bellamy dostrzegł swoją siostrę niemal natychmiast. Siedziała wraz z Lincolnem przy jednym ze stolików przy oknie. Od razu pomachała do nich wesoło, z szerokim uśmiechem na ustach. Octavia zawsze była pełna życia i energii, a teraz kiedy miała wreszcie poznać jak to nazwała przez telefon 'wybrankę serca swojego brata' energia wręcz ją rozpierała.
Bellamy i Clarke wciąż trzymali się za ręce kiedy podeszli do właściwego stolika. Jeśli to było możliwe Octavia uśmiechnęła się jeszcze szerzej. "Cześć duży bracie." - powiedziała wesoło i wstała by przytulić Bellamy'ego. Ledwo oderwała się od niego i odwróciła się w stronę Clarke. "A ty musisz być Clarke! Jestem Octavia, nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogę cię poznać i że mój brat ogarnął się wreszcie." - powiedziała Octavia, z wciąż tym samym uśmiechem na twarzy, podając Clarke rękę. "Ciebie też miło poznać. Bellamy mówił mi dużo o tobie."
"Doprawdy?" - spytała Octavia. "Szkoda, że nie wspomniał mi wcześniej o tobie." Dziewczyna spojrzała z wyrzutem na swojego brata. Bellamy przewrócił tylko oczami po czym przywitał się z Lincolnem. Jak już tylko wszyscy się przywitali, zasiedli w końcu do stołu by wybrać z menu coś co mogliby zjeść.
Kiedy kelner zabrał ich zamówienia, Octavia spojrzała na parę przed sobą i aż jej się oczy zaświeciły. Zaczyna się.. - pomyślał Bellamy. Octavia przystępuje do przesłuchania. "Więc. Chcę znać szczegóły. Jak się poznaliście? Jak długo się znacie? Jak zostaliście parą?" "Zwolnij O." - powiedział z lekka przerażony Bellamy. "Wystraszysz mi jedyną dziewczynę, która mnie chciała, chyba tego nie chcesz?" Clarke spojrzała na niego dziwnie. Po chwili powiedziała "W porządku Bellamy. To zrozumiałe, że twoja siostra chce wiedzieć takie rzeczy." - uśmiechnęła się serdecznie do Octavii, po czym położyła dłoń na kolanie Bellamy'ego. To miał być chyba uspokajający gest ale zadziałał dokładnie na odwrót. Bellamy cały się spiął i spojrzał przerażony na Clarke, która jak gdyby nigdy nic, zaczęła odpowiadać na pytania jego siostry. Na szczęście lub też nieszczęście po chwili wzięła rękę z kolana Bellamy'ego, a chłopak mógł wreszcie w miarę normalnie oddychać.
"No więc znamy się od czterech lat.." - zaczęła Clarke ale Octavia jej przerwała "Ile?? Bellamy, przez 4 lata nic mi nie powiedziałeś?? Jaja sobie robisz??" - wyrzucała z siebie słowa z prędkością błyskawicy. "Wyluzuj siostrzyczko. Nie jesteśmy razem od 4 lat, tylko się tyle znamy. Poza tym i tak byś mi nie uwierzyła, że potrafię się przyjaźnić z dziewczyną." Octavia zrobiła zamyśloną minę. "Prawda. Kontynuuj Clarke." - powiedziała, opierając się na obu rękach. Wyglądała niemal jakby znowu miała 5 lat i czekała, aż Bellamy opowie jej bajkę na dobranoc, tak jak miał to w zwyczaju robić. Albo jakby święta przyszły wcześniej i czekała na prezent.
Clarke odchrząknęła. "No tak. Więc znamy się cztery lata, ale spotykamy się od mniej więcej trzech miesięcy. Do tej pory Bellamy tkwił nieszczęśliwy w strefie przyjaźni, wypełniając wolny czas przypadkowymi dziewczynami, których IQ było niższe niż rozmiary ich ubrań." - powiedziała zadowolona z siebie. Octavia roześmiała się, Lincoln też wydawał się rozbawiony. "Bardzo zabawne." - mruknął Bellamy. Clarke nawet nie zdawała sobie do końca sprawy, że mówiła prawdę. Tkwił w strefie przyjaźni tak głęboko, że bardziej już się chyba nie dało.
"A jak to się stało, że mój brat opuścił tą magiczną strefę, podobno bez wyjścia? - spytała Octavia z figlarnym uśmiechem. Bellamy przewrócił oczami.
"To nie było nic takiego, naprawdę. Już od dłuższego czasu czułam, że to coś więcej niż przyjaźń. No i postanowiłam zrobić ten pierwszy krok. Pozwolisz, że resztę zostawię dla siebie." - powiedziała Clarke, mrugając porozumiewawczo do Octavii na co ta zachichotała. Bellamy czuł się zażenowany i zawstydzony całą sytuacją. Clarke wydawała się doskonale bawić. Ale chłopak nie miał jej tego za złe. W końcu to o co ją poprosił było naprawdę poważną przysługą, może w ten sposób Clarke odbijała to sobie. Często żartowali z siebie nazwajem, oczywiście nigdy na poważnie i oboje o tym wiedzieli. Wszyscy ich znajomi mówili im, że zachowują się jak 'stare małżeństwo'. Bellamy'ego zawsze zawstydzały te komentarze, widział że Clarke też za nimi nie przepadała. Oboje wtedy odsuwali się od siebie gwałtownie i robili się cali czerwoni.
Gdyby Bellamy miał określić ich relację jednym słowem bez zastanowienia użyłby słowa 'zmienna'. W jednej chwili zachowywali się całkowicie swobodnie, rozmawiali, śmiali się, wygłupiali, po to by za chwilę odsunąć się od siebie z zażenowaniem kiedy na przykład zbliżali się do siebie zbytnio a ich twarze były zaledwie kilka centymetrów od siebie. W tamtej chwili w restauracji sytuacja była napięta jak nigdy. Clarke była niezłym kłamcą, odpowiadała na pytania Octavii bez mrugnięcia okiem, Bellamy natomiast za każdym razem się jąkał, dlatego to głównie dziewczyna mówiła. Na domiar złego Clarke chyba postanowiła zdenerwować go jeszcze bardziej bo uparcie znajdowała sposoby żeby go dotknąć. Dotykała jego kolana pod stołem, ocierała się ramieniem, chwytała go za rękę z taką swobodą jakby robili to codziennie.
Bellamy robił co mógł by nie okazywać po sobie stresu. Ale zawsze tak reagował na jej najmniejszy dotyk, nie mógł nic na to poradzić. Działała tak na niego odkąd się znali.
Clarke opowiadała na przemian z Bellamy'm (kiedy był zdolny wydusić z siebie cokolwiek) , o różnych sytuacjach z ich znajomości. Wszystkie były prawdziwe ale Clarke je nieco ubarwiała, tak żeby wyglądało to tak, jakby oboje byli w sobie szaleńczo zakochani ale nie wiedzieli o tym nawzajem. Niestety w prawdziwym życiu było to jednostronne uczucie.
Siedzieli tak i rozmawiali dobre 3 godziny. Bellamy cieszył się, że może spędzić trochę czasu ze swoją siostrą. Ponieważ mieszkali daleko od siebie, rzadko kiedy mieli okazje się widywać i Bellamy tęsknił za Octavią. Lubił nawet spędzać czas z Lincolnem. Na początku był sceptyczny co do chłopaka, ponieważ był on starszy od Octavii o kilka lat, ale po czasie zaakceptował wybór swojej siostry. Widać było, że bardzo się kochają i zależy im na sobie nawzajem. Bellamy nigdy nie powiedziałby tego na głos ale czasami zazdrościł swojej siostrze. On też chciał zaznać prawdziwej miłości. Chciał żeby po powrocie do domu ktoś czekał w nim na niego. Chciał mieć się do kogo przytulić, kogo pocałować, z kim spędzać każdą wolną chwilę. Mieć się komu zwierzyć, komu zaufać. Bellamy spojrzał na Clarke ze smutkiem. Ta dziewczyna cztery lata temu zdobyła jego serce i nie miała o tym pojęcia, a on nie miał odwagi jej powiedzieć. Był tchórzem i wiedział to, ale wiedział też, że Clarke nie odwzajemniała jego uczuć a nie chciał tracić tak wspaniałej przyjaciółki.
Wreszcie pożegnali się z Octavią i Lincolnem i ruszyli w drogę powrotną. Bellamy oczekiwał napiętej atmosfery ale był miło zaskoczony. Nie było ani trochę niezręcznie, rozmawiali normalnie, wyluzowani. Przez chwilę Bellamy poczuł się niemal jakby naprawdę byli parą.
Kiedy dotarli wreszcie pod mieszkanie Clarke, dziewczyna zaprosiła go do środka ale Bellamy odmówił. Musiał wcześnie rano wstać do pracy, a wiedział, że jak już wejdzie do mieszkania przyjaciółki to prędko z niego nie wyjdzie.
Clarke pokiwała głową ze zrozumieniem. "Wiesz, dobrze się dzisiaj bawiłam." - powiedziała. "Naprawdę?" - zapytał lekko zdziwiony Bellamy. Nawet bardzo zdziwiony. Clarke potaknęła. "Owszem. Mimo, że nie była to prawdziwa randka."
Bellamy nie był pewny czy dobrze zrozumiał. Chwilę zajęło mu przetworzenie słów Clarke. "Czekaj. Chcesz powiedzieć, że gdyby była to prawdziwa randka to też byś się dobrze bawiła?" Clarke uśmiechnęła się. "A zaprosiłbyś mnie na taką?" - zapytała nieśmiało. Bellamy stał zszokowany wpatrując się w dziewczynę. Nie wiedział co ma powiedzieć. Zamiast mówić Bellamy zrobił coś na co próbował się zdobyć od czterech lat. Pochylił się do przodu by ją pocałować. W dokładnie tej samej chwili, ku zaskoczeniu Bellamy'ego (już któregoś z rzędu w czasie dwóch minut) Clarke stanęła na palcach by zrobić to samo. Spotkali się w połowie drogi, a ich usta złączyły się w pocałunku, na który oboje czekali od dawna, ale żadne z nich nie miało odwagi się do tego przyznać.
Minęło trochę czasu zanim wreszcie się od siebie oderwali, ale nadal stali złączeni w uścisku. "Jak długo.." - próbował zapytać Bellamy ale Clarke go ubiegła. "Za długo." - powiedziała po czym pocałowała go delikatnie jeszcze raz.
Bellamy nigdy nie czuł się tak szczęśliwy jak w tamtej chwili. Poczuł się wreszcie kompletny. Kobieta, którą kochał od dawna odwzajemniała jego uczucia i szczerze? Więcej do szczęścia nie potrzebował.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro