Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wygląda Jakby Przechodziła Właśnie Wszystkie Choroby Świata

-Jesteś pewna, że to tędy trzeba iść?- pyta Nicolas.

Przed chwilą wyszliśmy z domu i idziemy teraz wąska uliczką. Nie wygląda ona najlepiej, a ludzie patrzą się na nas jakby chcieli nas zabić.

Trafiliśmy do jakiś slamsów.

-Idziemy na skróty to co się dziwisz.

-Tak tylko pytam, bo ta pani z tą miotłą nie wygląda na miłą.

Rozglądam się dookoła i szukam wzrokiem tej kobiety.

Jeszcze mi kurwa brakowało szarpaniny.

Dostrzegam ją, a ona spogląda na mnie złowrogo. Sięgam po broń i teatralnie przecieram ją o swoją sukienkę.

Jej mina jest bezcenna.

Wygląda jakby przechodziła właśnie wszystkie choroby świata. 

Nie zwracam dłużej uwagi na jej reakcję i  idę dalej. Nicolas, który na chwilę przystanął dogania mnie i chwilę potem zasypuje pytaniami.

-Wzięłaś pistolet? Co to było w ogóle? Widziałaś jak się przestraszyła?

-Tak wzięłam, to było pokazanie kto ma przewagę oraz, że nie opłaca się atakować- wyjaśniam- A przestraszyła się jak każdy na jej miejscu.

-Strach się ciebie bać.

-Masz szczęście, że gramy do jednej bramki.

-Patrz tam widać plażę- wskazuje palcem między budynkami.

-To chodźmy tędy- wzruszam ramionami i wciskam się między domy.

-Nie lepiej iść trasą, którą znasz?

-Tamtej też nie znam- odpowiadam- Ostatnio byłam tylko raz na plaży, a w dodatku Louis nas prowadził.

-Czyli nie znasz drogi?

-Nie.

-To czemu kurwa szliśmy bez nawigacji?

-Bo to zepsułoby zabawę?- prycham.

-Ale mogliśmy się zgubić- brnie w zaparte.

-Dobra Nick, zluzuj majty i chodź- ruszam przed siebie i słyszę, że chłopak też podąża za mną.

Słyszę, że burczy coś pod nosem, ale nie zaczyna drażliwego tematu. Czasami lepiej przemilczeć, niż powiedzieć o słowo za dużo i jest to sprawdzone przeze mnie.

Osobiście.

-Przepraszam- dobiega mnie jego głos.

-Rozumiem, że się zdenerwowałeś, ale nie wzięłabym cię gdzieś, gdzie mogłoby ci się coś stać. Za nami idzie ochroniarz i ma GPS, pomógłby nam znaleźć drogę.

-Wiem, ale jak byłem młodszy- zaczyna, a ja słucham go uważnie- To brat zabrał mnie na przejażdżkę rowerową i zgubił się. Poszedł szukać pomocy, a mnie zostawił.

-I co dalej?- pytam delikatnie.

-Znaleźli mnie dopiero na drugi dzień.

-I dlatego boisz się zgubić?

-Nie boję się- zaprzecza- Po prostu gdy słyszę, że ktoś nie zna drogi, przypomina mi się ta sytuacja i wspomnienia wracają.

-A ile miałeś lat?

-Siedem- odpowiada- To były wakacje przed pierwszą klasą.

-Przykro mi, że masz uraz, ale obiecuję, że ze mną nigdy ci się nic nie stanie.

-Trzymam cię za słowo- śmieje się cicho, żeby rozluźnić atmosferę.

-Dla takich widoków chce mieszkać w Brazylii- komentuje gdy stajemy na gorącym piasku.

-Chcesz mieszkać w Brazylii?

-To było jedno z moich marzeń.

-Też chciałbym kiedyś mieszkać w ciepłym kraju- oznajmia.

-No to może kiedyś się spotkamy na ulicy pięknego Rio De Janeiro.

-Może- odpowiada- A może nawet będziemy sąsiadami?

-Nigdy nie mów nigdy.

Rozkładamy koc i w między czasie rozmawiamy o tym w jakich domach chcielibyśmy mieszkać. Wychodzi na to, że ja i on nie chcielibyśmy wielkich willi, tylko nieduże, ale za to bardzo urokliwe domki.

-Idziemy pływać?- pytam.

-Jasne- odpowiada.

Wchodzimy do wody, która nagrzała się od panującej wokół temperatury. Najpierw powoli się zanurzamy, ale zaraz potem zaczynamy się wygłupiać. Wyrzucamy się w powietrze, nurkujemy w oceanie i chlapiemy się. Zabawa jest przednia, ale po godzinie spędzonej w wodzie musimy wyjść na piasek i rozgrzać ciało.Siadamy zatem na kocu i wycieramy się ręcznikami.

-Było fajnie- komentuje Nicolas.

-Jeszcze kiedyś to powtórzymy.

-Dzisiaj już nie wejdziemy do wody?

-Musimy jeszcze wpaść na wyścigi i ogarnąć papiery- wzdycham ociężale.

-Wyścigi są pewnie w nocy, prawda?

-Są- potwierdzam skinieniem głowy- Ale ogłosiłam, że nie mam zamiaru siedzieć po nocach, dlatego przełożyli go na południe.

-Czyli już musimy iść?- pyta.

-Możemy jeszcze posiedzieć, ale za godzinę musimy już iść.

-To nie marnujmy czasu i opalajmy się- oznajmia i kładzie się na brzuchu.

Powtarzam jego ruch i też leżę na kocu. Obracam głowę w stronę Nick'a i widzę, że on też na mnie patrzy. Uśmiecham się, a on odwzajemnia gest i zaczyna opowiadać historię o naszych znajomych.

***

-Oszukujesz!- krzyczy oburzony Nicolas.

Niedawno wróciliśmy do domu i jesteśmy już gotowi do wyjścia,ale mamy chwilę czasu dlatego gramy w chińczyka.

-A ty nie umiesz przegrywać- odgryzam się- A poza tym jak można oszukiwać w chińczyku?

-Nie wiem, ale wiem, że ty to robisz.

-Zachowujesz się jak dziecko- oznajmiam.

-Każdy z nas ma w sobie trochę dzieciaka- wzrusza ramionami- Idziemy?

-Idziemy.

Chwytam kluczyki od sportowego samochodu i wychodzę z domu. Pojazd czeka na nas w ogromnym garażu i jest przykryty plandeką. Zdejmujemy z niego pokrowiec i zajmujemy swoje miejsca.

-Będziesz się ścigać?- pyta chłopak, gdy wyjeżdżamy z posesji.

-Raczej nie- odpowiadam- Nigdy nie ścigałam się w Brazylii, a nie ma przy mnie chłopaków.

-Oni ci pomagają?

-Nie- mówię- Po prostu wcześniej pokazują mi tor i zabierają na przejażdżkę, żebym mogła oswoić się z nowym miejscem. No i sprawdzają mi też samochód.

-Czyli robią za mechaników?- pyta.

-I wsparcie- dodaje z uśmiechem.

-Widać to- oznajmia Nicolas.

-Co widać?

-Widać to, że są dla ciebie ważni.

-Bo są i to tak cholernie mocno, że sobie nawet tego nie wyobrażasz- komentuje- Jak trafiłam do siedziby i zostałam bossem, to mało kto miał do mnie szacunek. Znaczy przestrzegali zasad dotyczących capo, ale nie potrafili się pogodzić z tym, że jestem kobietą. Jedynymi osobami, które to akceptowały byli właśnie oni.

-Czyli nikt się ciebie nie bał?

-Kiedyś nie- odpowiadam- Musiałam wzbudzić respekt i dopiero zaczęli brać mnie na poważnie.

-Brzmi jak dużo roboty.

-Kilka miesięcy ciężko pracowałam, byleby tylko okazano mi należyty szacunek.

-I udało ci się.

-Bez pracy nie ma kołaczy- wzruszam ramionami i zjeżdżam na parking.

Stoi tutaj pełno samochodów, a ludzi jest chyba dwa razy więcej. Podjeżdżamy pod niewielką budkę, która służy organizatorom jako biuro. Wysiadamy z auta i bez pukania wchodzimy do środka.

Nikogo tutaj nie ma, dlatego wycofujemy się i stajemy koło naszego pojazdu. Dopiero po kilkunastu minutach ktoś pojawia się koło mnie.

-Holly?

-Cześć Vincent- witam się- Wpadliśmy zobaczyć jak działają wyścigi i chcemy przejrzeć papiery.

-Już przyniosę- odzywa się i wchodzi do budki.

Słychać odgłosy szperania, a po chwili drzwi się otwierają.

-Znalazłeś?- pytam.

-Tak- odpowiada i podaj mi teczki- To są wszystkie z tego roku.

-A z poprzednich masz?

-Mam- odpowiada- Przynieść?

-Nie będzie mi się chciało tyle sprawdzać- odpowiadam z uśmiechem.

Zaczynam przeglądać dokumenty, ale nie natrafiam się na nic ciekawego. W między czasie śledzę wzrokiem wszystko na placu. Nie mam zamiaru chodzić i przyglądać się wszystiemu, dlatego staram się to zrobić dokładnie, ale bez dodatkowej roboty.

-Papiery masz w porządku- odpowiadam i podaje mu stos segregatorów z powrotem- Ale umowy chciałabym wszystkie wziąć do domu.

-Oczywiście, już przyniosę- mówi i szybko wchodzi do swojego biura.

-Auta już wystartowały- mówi do mnie Nicolas.

-Patrz czy do siebie nie strzelają.

-A mogą?

-Właśnie nie i jeśli jakiegoś przyłapię to wylatuje- odpowiadam.

-Proszę Holly- Vincent nagle pojawia się obok mnie i podaje mi kolejne papiery.

-Dzięki.

Chowam umowy do samochodu i patrzę na zakończenie wyścigu. Zawodnicy są słabi i tylko jeden z nich ma szansę wygrać. Czekam jeszcze chwilę, ale tak jak się spodziewałam wygrywa czarny mustang.

Kiwam głową z uznaniem.

Skubany dobry jest.

Wsiadam do swojego wozu i czekam aż Nick do mnie dołączy. Chłopak robi to zaraz po mnie i wyjeżdżamy z zbiorowiska ludzi.








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro