Rozdział Dodatkowy
-Mamo!- słyszę krzyk Rosie i już wiem, że nie skończy się to dobrze.
Skąd wiem?
Jest u nas mały Evans.
No dobra, może już nie mały.
Poprawiam się.
Młody Evans.
-Tak, różyczko?- odpowiadam neutralnie.
-Ten dupek wszedł bez pozwolenia do mojego pokoju i rozrzucił wszystkie koraliki!
Syf.
Widzę to nawet nie wchodząc do pokoju.
-Rosanno, co ja ci mówiłam na temat używania wulgaryzmów?
To nie tak, że w myślach i nie przy dzieciach klnę, jak wszyscy moi przyjaciele razem wzięci.
Oczywiście to nie powód do dumy.
-Dobra, przepraszam, ale to nie zmienia faktu, że wysypał około tysiąca sztuk malusieńkich przywieszek, które miały być do robienia bransoletek dla bliźniaków.
Może to i lepiej, że się wysypały.
Dorośli mężczyźni z pewnością będą nosić bransoletki w motylki od dziesięciolatki.
-Victor nie zrobił tego specjalnie- bronię chłopca.
-Zrobił!- mówi zirytowana Rosie.
Ja też się zaraz zirytuję przez te ich wieczne kłótnie.
-Jeśli zrobił to specjalnie to powinien cię przeprosić, ale jeśli przypadkowo to nie krzycz na niego, tylko razem posprzątajcie.
-Nie będę go trzymać przy sobie. Niech sprząta sam.
-Rosa- zaczynam, ale ona mi przerywa.
-Nie, mamo. Nie wmówisz mi, że powinnam go lubić, bo tak nigdy nie będzie. Nie znoszę go. Nie dość, że w naszym domu czuje się, jak w swoim to jeszcze zapisaliście nas do jednej szkoły. Znoszę tego gnoja od dziesięciu lat, a od trzech widuję go codziennie, więc śmiało mogę powiedzieć, że wkurza mnie, jak mało kto. Nie mam zamiaru iść teraz do siebie, uśmiechnąć się i razem z nim sprzątać JEGO bałagan. Idę na plażę i może do Cami, a jak wrócę pokój ma być posprzątany, a jego ma tu nie być.
-Rosie...- zaczynam delikatnie, bo widzę, że jest wściekła.
-Nie zaczynaj- mówi i wychodzi- Nie gniewaj się. Kocham cię.
-Ja ciebie też- wzdycham i siadam na kanapie.
Chowam twarz w dłoniach i przez kolejne dziesięć minut myślę czy aby na pewno nie da się ich jakoś pogodzić, ale nie.
Tylko miłość byłaby w stanie zatrzeć nienawiść, ale do tego nie mam zamiaru zmuszać mojej córeczki.
Gdy mam zamiar pójść do Victora i z nim porozmawiać słyszę kroki na schodach. Domyślam się, że to Vic, bo bliźniaki wyjechali na weekend. Podnoszę więc głowę i widzę chłopaka z czerwonymi od płaczu oczami i mokrymi śladami na policzkach.
Zraniła go w chuj mocno.
-Kochanie...- podchodzę do niego, ale on mi przerywa.
-Nie zrobiłem tego specjalnie. Po prostu się na nią zapatrzyłem. Jest taka piękna, ciociu. Ale nie ważne. Posprzątałem i już wychodzę. Pa, ciociu, kocham cię.
Kiedy wróci Nicolas?
Muszę się do kogoś przytulić.
Zdecydowanie.
NIESPODZIANKA!
Tęskniliście?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro