Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

14 lat później

-Mamo idziemy na plażę słyszę krzyk mojego syna!

-Będziecie sami czy ze znajomymi?

-Tylko ja i Shane.

-Ja też chcę iść! - słyszę oburzony głosik należący do mojej córki.

Co nas podkusiło, żeby decydować się na dzieci?

Nie wiem kurwa.

Nie zrozumcie mnie źle. Kocham swoje dzieci nad życie i jestem w stanie zrobić dla nich wszystko, ale czasami brakuje mi do nich sił.

Chase i Shane są bliźniakami i naszymi pierwszymi dziećmi. Obydwoje są raczej rozsądni i mają charakter po swoim ojcu.

Natomiast Rosie...

Moja córka jest dość wygadana. Kłóci się ze swoim braćmi non stop i zazwyczaj wygrywa te sprzeczki. Jest młodsza od nich o połowę, ale gdy się na coś zdenerwuje to nawet ich dwójka się jej boi.

Mimo wszystko wiem, że wskoczą za sobą w ogień, bo właśnie tego ich nauczyłam.

Ja i mój mąż.

Dziwnie to brzmi co nie?

Niedługo po tym, jak ogłosiliśmy nasz związek zaszłam w ciążę. Był to dla nas ogromny szok, ale postanowiliśmy wychować dzieci.

Gdy byłam w czwartym miesiącu ciąży, Nicolas oświadczył mi się, a już miesiąc później stałam się panią Wilson.

Holly Wilson brzmi zdecydowanie lepiej niż moje panieńskie nazwisko.

-Jesteś mała i zostaniesz w domu- odzywa się Chase.

-A ty jesteś stary i nie powinieneś chodzić już o balkoniku?- odgryza się.

Widać, że odziedziczyła charakter po mnie.

-Rosie co ci ostatnio mówiłam?- wtrącam się w ich dyskusję.

-Że nie wolno obrażać starszych i chorych ludzi- mamrocze pod nosem.

-To dlaczego to robisz?

-Bo on obraża młodszych?- robi naburmuszoną minę i krzyżuje ramiona na piersi.

-Chase przestanie obrażać młodszych, a ty starszych- oznajmiam surowo- Zrozumiano?

-Tak- odpowiadają jednocześnie.

-Rosie idź na chwilę do swojego pokoju.

-Ale mamo...

-Powiedziałam coś- odpowiadam stanowczo.

Dziewczynka burczy coś pod nosem, ale posłusznie wchodzi po schodach. Gdy słyszę, że zaczęła robić coś u siebie odzywam się w kierunku syna.

-Musimy pogadać, siadaj- wskazuję głową na krzesło- Shane przyjdź do nas!

Słyszę, że chłopak zbiega po schodach i po chwili zajmuje miejsce obok brata. Patrzę na nich spokojnie i próbuje wyczytać coś z ich twarzy.

Mają coś na sumieniu i chyba wiem co.

-Jak chcecie palić to róbcie to chociaż z matką- oznajmiam.

-Mamo, o czym ty mówisz?

Starają się małe gówniaki ratować sytuację.

-O tym, że może i jestem stara, ale na pewno nie głupia- zaczynam- Ja też zaczęłam palić w waszym wieku i to jest najgorsze w co można się wpakować. Mówię wam to nie jako matka, ale jako kobieta, która pali przez większość swojego życia.

-Ale my nie palimy- dalej brną w zaparte.

-Mam przeszukać pokój i spytać się Willa czy coś widział?

Teraz panikują już totalnie.

-No dobra- kapituluje w końcu Shane.

-Ostatnio kolega powiedział nam, że to działa uspokajająco- przyznaje się Chase.

-Byliśmy akurat zdenerwowani i spróbowaliśmy.

-I tak jakoś wyszło.

-Jesteś zła?- pytają jednocześnie.

-Nie, ale musicie mi coś obiecać.

-Co?

-Kiedy jesteście zdenerwowani nie palicie swoich fajek tylko przychodzicie do mnie i prosto z mostu mówicie, że jest tragiczna sytuacja i po prostu trzeba. Poczęstuje was.

-Serio?

-Wiadomo, że najpierw spróbujemy innej metody, ale jak nie pomoże to dam wam papierosy.

-Gdzie jest ukryta kamera?-parska Chase.

-Nigdzie- odpowiadam- Wiecie co macie robić gdy czujecie głód?

-Mamy przyjść do ciebie.

-Przynieście mi swoje paczki, czy cokolwiek tam macie.

Posłusznie wstają i idą do swojego pokoju. Wracają po chwili z dwoma niewielkimi paczuszkami. Podają mi je, a ja spoglądam na nazwę.

-Gdzie kupiliście?- pytam.

-Nigdzie w Rio nie chcieli nam sprzedać, więc brat znajomego nam kupił.

-Ile wziął kasy?

-Dziesięć dolarów- wyznają i spuszczają głowy.

-Nie chciał reali?- pytam.

-Jedzie w jakąś podróż.

Odkładam paczki na blat i sięgam po własną. Wyciągam jednego papierosa, a resztę wystawiam w stronę chłopaków. Wyciągają po jednym i idą razem ze mną na taras.

Siadamy na fotelach i po kolei odpalamy tytoń zapalniczką. Zaciągam się i kątem oka widzę, że moi synowie robią to samo.

Nie chcę, żeby się uzależnili, a wiadomo nie od dziś, że najlepiej smakuje zakazany owoc. Jestem pewna, że paliliby nałogowo, a tak mają świadomość, że mogą to robić nawet przy rodzicach i tak bardzo ich to nie kusi.

Pokręcone, ale jestem w stu procentach pewna, że moja metoda zadziała.

-Nie kupujcie od niego więcej. Sprzedał wam najgorsze kopciuchy.

-Przepraszamy.

-Wiecie, że się na was nie gniewam?

-Wiemy.

Uśmiecham się w ich stronę, ale wtedy naszym oczom ukazuje się niewielka blondyneczka.

-Rosie prosiłam, żebyś poczekała u siebie.

-Ale za niedługo się ściemni, a my idziemy na plażę.

Lustruje ją wzrokiem i widzę, że pod letnią sukienką ma założony strój kąpielowy. W ręce trzyma kapelusz, a za nią stoi wózek z zabawkami.

Wiaderka, łopatki, foremki, ponton, rękawki, psikawki i chuj wie co jeszcze wręcz wysypuje się z koszyka.

-Ubierzcie się w kąpielówki-mówię do chłopaków- Zadzwonię po tatę i zrobimy sobie wieczór na plaży.

Kiwają głowami, a ja dokańczam papierosa i wykręcam numer do męża. Czekam chwilę, zanim słyszę jego głos.

-Co się stało Holls?

-A czy coś musiał się stać Nickolson?

-Minęło tyle lat, a ty dalej używasz tego przezwiska.

-Tak jak ty swojego.

-Moje mi się podoba- oburza się.

-Moje też mi się podoba-odpowiadam- No dobra, nie ważne. Dzwonię, żebyś zgarnął Matta, Jacoba, Scotta, Lou i Lucasa. Dzieci wymyśliły sobie plażowanie.

-Zaraz będziemy! - słyszę krzyk mojego przyjaciela- Mieszkamy tu od ponad czternastu lat, a oni dalej cieszą się z wizyty na plaży.

-I bardzo dobrze- komentuję- Potrafią się cieszyć z okolicy, w której mieszkają.

-Ja też potrafię-oburza się.

-Mamo! - słyszę krzyk bliźniaków.

-Widzimy się tam gdzie zawsze- mówię i rozłączam się.

Następnie wstaje i idę w stronę głosów. Słyszę śmiejących się bliźniaków, zdenerwowaną Rosie i wiem, że wszystko jest tak jak powinno być.

Jestem w miejscu i z ludźmi, z którymi powinna być.

Z kochającym mężem, uroczymi dziećmi i wspaniałymi przyjaciółmi, w słonecznej Brazylii.

Koniec

Na zakończenie mam dla was jeszcze trochę słodkości❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro