Rozdział 9
Pietro nie wrócił na noc. Rano również się nie pojawił. Ominął obiad, jednak Ann nie przeszkadzało to zbytnio, ponieważ nie chciała go teraz widzieć. Nad ranem Pepper przywiozła Magdę do domu i mała bawiła się teraz w swoim pokoju, podczas gdy Ann próbowała zakryć wszystkie siniaki oraz "malinki", które zeszłego wieczoru zrobił jej Pietro.
Ann zakrywała je, albowiem Steve chciał zobaczyć gdzie mieszka, a Peter przyjeżdżał na weekend by odpocząć od Nowego Yorku. Robił tak raz na jakiś czas, kiedy superbohaterstwo dawało mu po kościach. Ann zaoferowała to młodemu bohaterowi, kiedy wrócił z Tonym po walce z Sępem. Widziała jak bardzo go to trapiło i chciała by odpoczął. Zaproponowała mu to, jeszcze zanim urodziła się Magda, wtedy jeszcze pod swoim zmienionym imieniem, Genevieve... Lecz po czasie, gdy Peter rozgryzł jej tajemnice i obiecał nic nie powiedzieć innym, stał się dodatkowym członkiem rodziny. Był dla niej jak syn. May poznała Annabeth, kiedy ta przyjechała by zabrać Petera do Nowego Yorku, i od razu załapały ze sobą kontakt. Młody superbohater czuł się u Ann jak w domu, a Magda była dla niego jak siostra której nie miał. Pietro był dla niego kimś kogo wolał unikać, a Annabeth - czymś w rodzaju matki, którą do tej pory zastępowała mu Ciocia May. Parker uwielbiał przyjeżdżać w ciche okolice Brookhaven* w którym mieszkali.
Annabeth właśnie zakrywała ostatniego siniaka na szyi, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
- Już idę! - krzyknęła i przeleciała jeszcze raz pudrem po prawie niewidocznym stłuczeniu, a następnie pobiegła do drzwi, by przywitać gościa. - Cześć Steve! - ucieszyła się na widok swojego dawnego przyjaciela. - Wejdź i czuj się jak u siebie w domu. Kawy, czy herbaty? - uśmiechnęła się jak najprawdziwiej mogła, po czym przepuściła go w drzwiach.
Steve na widok Ann jakby odetchnął z ulgą, po czym bez słowa podszedł do niej i przytulił ją. Annabeth osłupiała. Nie spodziewała się takiej reakcji na zwykłe przywitanie.
- Dzięki ci Boże. - powiedział w jej włosy. Kiedy twarz Ann była tuż przy klatce Kapitana, a jej małe ciało było schowane w ramionach jej przyjaciela, Gen poczuła się... Bezpiecznie... Poczuła się chciana. Lubiła te zapomniane uczucia, które zaginęły wraz z pierwszym wybuchem Pietra. Kobieta musiała powstrzymać się od płaczu.
- Steve? - spytała cicho Ann, kiedy Rogers nie puszczał jej przez dłuższy czas. Kapitan jakby oprzytomniał i powoli odsunął się od Annabeth, która znów zaczęła się martwić o to, co się stanie jeśli Pietro wróci i zastanie ją z byłym chłopakiem.
- Przepraszam, zapomniałem się... - spojrzał się w dół zawstydzony.
- O co z tym chodziło? Przecież widzieliśmy się wczoraj. - dopytała Gen, nie rozumiejąc zachowania Steva.
- Nie sądziłem, że to co się stało wczoraj było prawdą... Wszystko było zbyt... Surrealistyczne. - odpowiedział jej, patrząc na nią krótko, po czym spojrzał się w bok i przeszedł z nogi na nogę.
- Oh, Steve. - westchnęła Ann i znów przytuliła się do swojego przyjaciela, nie wiedząc jak inaczej mu odpowiedzieć. Steve owinął swoje ramiona wokół niej.
Steve i Annabeth stali w tej pozycji przez jakiś czas, do puki Anna się od niego odsunęła.
- Herbaty? Pamiętam jak bardzo ją lubiłeś. - uśmiechnęła się lekko do Steva, zadając pytanie.
- Poproszę. - odwzajemnił uśmiech, a następnie oboje przeszli do kuchni. - Mam małe pytanie. Jest może Pietro w domu? - spytał Kapitan. Chciał pogadać z mężem swojej przyjaciółki na temat misji do której zostali razem przydzieleni.
- Uhm... Pietro pojechał oglądać mecz ze swoimi znajomymi. - wymyśliła na biegu kłamstwo.
- I już go nie ma? Jest dopiero piętnasta, a mecze zazwyczaj grają wieczorem. - zdziwił się Kapitan i zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Mieszkają w Nowym Yorku! I zabiera jeszcze innych po drodze, więc musiał wcześniej wyjechać. - chroniła męża. Nie miała bladego pojęcia, gdzie jest Pietro i mówiąc szczerze, nie zbyt ją to na daną chwilę obchodziło. Steve pokiwał głową w zrozumieniu. - Chodźmy do salonu. - poprosiła i zaprowadziła gościa do głównego pokoju.
- Za chwilę przyniosę nam herbaty. - uśmiechnęła się i weszła do kuchni, by przygotować napoje. Podczas czekania na wodę, Ann dostała SMS od Petera, że jest już w drodze i że będzie za około godzinę. Gen przygotowała napoje do końca i poszła z nimi do salonu, gdzie Steve przyglądał się jednemu ze zdjęć. Ann podeszła do niego i zobaczyła, że przygląda się zdjęciu, gdzie wszyscy Avengersi byli razem, uśmiechnięci... Nawet Natasha .
- Stare dobre czasy, huh? - stwierdziła Annabeth, jednocześnie podając Stevowi jego herbatę. Rogers pokiwał głową i odłożył zdjęcie na miejsce, żeby oboje mogli się na nie popatrzeć.
- Czasem brakuje mi tych czasów, wszystko było prostsze. Nie było jakiś kamieni. Nie było sprzeczek, ani większych problemów. A przede wszystkim byliśmy razem. - uśmiechnął się na wspomnienia, które razem dzielili. - Jesteś jedną z najlepszych rzeczy jakie mi się przytrafiły, wiesz Ann? Czasem tęsknie za tym co mieliśmy, ale potem uświadamiam sobie, że miałem swoją szansę, ale zwaliłem, a ty jesteś teraz szczęśliwa z kim innym przy swoim boku. - przyznał Steve, a Gen musiała zdusić w sobie sarkastyczny śmiech. Gdyby tylko Kapitan wiedział co się dzieje teraz w jej życiu, żałowałby tych słów.
- Prawda miałeś swoją szansę. Byłam z tobą szczęśliwa i do tej pory jesteś moją pierwszą miłością Steve. Nie żałuje żadnej chwili spędzonej z tobą. - uśmiechnęła się, pomimo silnej potrzeby opowiedzenia mu o wszystkim. Steve był jej pierwszym razem w wielu aspektach. Któż by wiedział, że pod tą fasadą ułożonego chłopca z Brooklynu, kryje się romantyczny i szarmancki facet?
- Cieszę się, że mogliśmy zostać przyjaciółmi, po tym wszystkim. Dziękuję za drugą szansę. - spojrzał się na nią i otulił ramieniem, przyciągając do swojego boku.
-Nie ma sprawy. Nadajemy się bardziej na przyjaciół, niż na parę. - zaśmiała się, a on wraz z nią. - Usiądźmy i pijmy tą herbatę, bo zaraz nam wystygnie. - zaproponowała, na co Steve kiwnął głową.
Kiedy była para usiadła na kanapie, Ann siadła po turecku, tak by była przodem do Kapitana.
-To opowiadaj. Jak tam u ciebie Steve? Dalej jesteś z Sharon? - dopytała się swojego przyjaciela.
-Nie. Skończyliśmy ze sobą nie długo po tym jak zniknęłaś. To nie było to, co miałem z tobą. Było wręcz odwrotnością tego co miałem z tobą. Sharon jest dość specyficzną osobą. - oznajmił z westchnieniem i wziął łyk ze swojej herbaty.
-Powiedz to prosto z mostu Steve. Była żmiją. - zaśmiała się z tego, że nawet teraz Steve postanowił być kulturalny.
-To nie było aż... Co ja kłamie, to było aż tak. - również się zaśmiał i rozsiadł się wygodniej na kanapie. - Była zazdrosna o wszystko i chciała spędzać czas tylko ze mną. Jak mnie przy niej nie było, to dzwoniła i pisała gdzie jestem i co robię. Tak się nie dało. Wytrzymałem dwa miesiące więcej nie mogłem. - machnął ręką w bok.
-Od samego początku wiedziałam, że coś było z nią nie tak! Nie mogę uwierzyć, że to siostrzenica samej Peggy Carter. Dzięki ci Panie Boże, że nie córka, bo nie wiem co bym sobie zrobiła. - zażartowała i wzięła łyk ze swojej herbaty.
-Peggy jest zbyt ułożona by coś takiego się stało, więc nie liczyłbym, że jej dzieci są takie. - przyznał.
-Ona miała w ogóle dzieci? - dopytała się Ann.
-W sumie, to nawet nie wiem. - zastanowił się chwilę. - Chyba nie. - przyznał. Rozmowa pomiędzy przyjaciółmi ciągnęła się przez kolejną godzinę, aż została ona przerwana przez Petera, który wszedł przez drzwi z torbą.
-Cześć Ciociu Ann! - zawołał Parker i wszedł do salonu, gdzie zastał Annabeth i Steva na kanapie śmiejących się.
-Cze-cześć młody! - powiedziała przez śmiech, a kiedy się uspokoili dodała.- Zanieś swoją torbę do pokoju. - wróciła wzrokiem do siedzącego przed nią blondyna. - Pytałeś się jak pozbyłam się tego czegoś. Jestem w stanie wam opowiedzieć. - uśmiechnęła się sympatycznie. Wiedziała, że to będzie dla niej ciężkie, ale Peter był dla niej jak syn, a Steve jest jednym z jej najlepszych przyjaciół, więc wiedziała, że może im ufać.
*Brookhaven- jest to prawdziwe miasto w stanie Nowy York. Najbardziej pasowało do opisu z początku książki, więc je wybrałam! Całkiem fajne miasteczko.
Wiem, że długo mnie nie było ;-; Przepraszam! Nie miałam czasu przez te ostatnie dwa miesiące i teraz, kiedy mam urlop postanowiłam to wykorzystać. W kolejnym rozdziale dowiemy się co takiego Ann przeżyła, że pierwszy miesiąc po wyjściu była roztrzęsiona!
Thank you all for reading and i see you all later bye!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro