Rozdział 4
Po tym jak wszyscy wyszli z sali, Bruce zaczął sprawdzać kondycje Ann, podczas gdy Pietro siedział przy niej i trzymał jej rękę.
-Więc... - zaczął niepewnie starszy Banner. - Długo jesteście razem?
-Trzy lata. -odpowiedział Maxomoff. - Oświadczyłem jej się po pół roku związku. - uśmiechnął się do żony, co ona odwzajemniła.
-Pół roku? Nie za szybko? - spytał brat Ann, przyglądając się kręgosłupowi.
-Jakkolwiek to może brzmieć, chce ją mieć tylko dla siebie. - odpowiedział spokojne. Brat Ann mruknął coś do siebie i powrócił do sprawdzania kondycji w jakiej jest Gen.
-Pietro, możesz nas zostawić na chwilę? - poprosił Banner. -Chcę porozmawiać z Ann na osobności. - Bruce spojrzał się na Pietra, który patrzył się na niego podejrzliwie.
-Nic jej nie grozi? - spytał dalej trzymając Gen za rękę.
-Jest stabilna, mogę teraz porozmawiać z siostrą? - odpowiedział widocznie się niecierpliwiąc. Maximoff spojrzał się na swoją żonę i uśmiechnął się lekko.
-Zabiorę Magdę. Widzimy się w domu. - pocałował ją w czoło, na co Ann uśmiechnęła się lekko. - Kocham cię. - dodał, kiedy zaczął wychodzić z sali.
-Ja ciebie też. - odpowiedziała i pomachała mu lekko.
-Ann, wytłumaczysz mi, co to ma być? - zapytał spokojnie Bruce.
-Co ma być? - nie zrozumiała i dopytała się marszcząc brwi.
-Pietro... Mąż... Nie wspominam o dziecku, bo to może się zdarzyć każdemu... Ale Pietro jako twój mąż?! Na prawdę?! Nawet nie zaczynam o tym, że zniknęłaś na trzy lata, nie konsultując niczego ze mną, lub kimkolwiek kto myśli rozsądnie! - oznajmił wkurzony.
-Pietro i ja jesteśmy małżeństwem od dwóch lat. Nie mogłam wybrać nikogo lepszego na to miejsce. Moje zniknięcie było tylko i wyłącznie moją decyzją, by was nie narażać. - odpowiedziała chłodno na jego zarzuty.
-To była idiotyczna decyzja! Lepiej by było, gdybyś została wtedy z nami w Wakandzie. Shuri już pracowała nad mechanizmem,który pomógłby ci się tego pozbyć w szybciej, niż dwa tygodnie Tonego. - zaczął Bruce. - Dalej ma już przygotowane to urządzenie, które tylko czeka na ciebie. Wiesz jak nieodpowiedzialne było to, co wtedy zrobiłaś? Tam miałaś kogoś, kto mógł to opanować, miałaś przyjaciół. Dzięki vibranium nawet jakbyś straciła panowanie nad mocą, nic nie zrobiłabyś innym, ponieważ jest bardzo trudno nawet naruszyć ten metal. Ale nie! Musiałaś polecieć do Nowego Yorku, gdzie naraziłaś wiele istnień i nic nam o tym nie powiedzieć. Bardzo dojrzale Anna. - wzniósł ręce w górę i zaczął chodzić w kółko, by rozładować stres.
- Tony mi pomógł szybciej, niż którekolwiek z was. - wycedziła przez zęby, próbując panować nad rosnącą w niej wściekłością.
-Czy ty się słyszysz? - spytał podchodząc do niej. - Tony naraził cię na śmierć swoim wynalazkiem. Mogłaś tego nie przeżyć. Mogłaś dostać wielkiego uszczerbku na zdrowiu i to nie tylko psychicznym. Powiedział ci o złych konsekwencjach, jakie może nieść za sobą użytkowanie jego maszyny? Bo mi powiedział i jest ich wiele. Od kiedy ty w ogóle ufasz Tonemu na tyle, by oddać w jego ręce swoje życie? - spytał, próbując trzymać swoje nerwy na wodzy.
-Sama nie wiem! - krzyknęła podirytowana Annabeth. - Może kiedy on zgodził się, by mi pomóc?
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - krzyknął, a zielone żyły zaczęły pokazywać się na jego szyi. - Właśnie powiedziałem ci, że Shuri pracowała nad czymś, co by ci pomogło, bez narażania twojego życia! - podszedł do siedzącej Ann, wskazując na nią palcem. - Czego więcej chciałaś? Każdy ci mówił, że ci pomożemy. T'Challa, ja, Loki, Bucky, Steve, wszyscy! Ty zignorowałaś naszą pomocną dłoń i poleciałaś do Tonego, z niewyżytym nastolatkiem. Jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna? - spytał.
-Gdybym tego nie zrobiła, nie miałabym teraz wspaniałej rodziny, dla której zrobię wszystko. - odpowiedziała siadając na stole.
-Gdybyś tego nie zrobiła, to dalej miałabyś wspaniałych przyjaciół, którzy by cię wspierali. Mnie i swoich braci, którzy zrobiliby wszystko, bylebyś wyzdrowiała i rodzinę, która zaakceptuje cię nieważne kim, lub czym byś to nie była. Ale nie! Straciłaś to przez jedną durną decyzję, która nawet nie miała sensu! Po co się ukrywałaś?! Po co ci to było? Zachciało ci się życia w cieniu, czy co? - spytał nie rozumiejąc motywacji Gen.
-Chciałam najnormalniejszego życia, jakie mogłam dostać będąc wybrykiem natury. - powiedziała, a w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy. - Teraz w końcu mam swoją rodzinę, która czeka na mnie w domu. Mam kochającego męża, wspaniałą córkę i najnormalniejszą z prac, jaką mogłam dostać, będąc tym czym jestem. Nawet nie wiesz, jak wspaniałe jest to uczucie. Mieć kogoś, do kogo wracasz codziennie i wiesz, że wszystko będzie dobrze, bo macie siebie nawzajem. - łzy płynęły służkami po jej policzkach.
- Nie odzywałaś się tylko dlatego, że miałaś to czego chciałaś? Wiesz, jak to się nazywa? Egoizm Ann. To się nazywa egoizm. Pomyślałaś chociaż raz o tym, jak my wszyscy się czuliśmy po stracie ciebie? Nie wychodziłem ze swojego pokoju przez pięć miesięcy. - wskazał palcem na siebie. - James praktycznie nie wychodził z sali treningowej, ponieważ obwiniał się o to, że nie potrafił cię znaleźć. Clint stał się cichy. Loki, jedyne co robił to cię szukał, lub leżał nieprzytomnie patrząc się w sufit. Steve i T'Challa nie przestawali cię szukać, czasem zarywając noce, tylko by sprawdzić każdy mały szczegół, który pozwoliłby im cię znaleźć. Nawet poprosili znajomego z CSI, by pomógł im cię szukać. Pomyślałaś o tym? - spytał, po czym machnął ręką w bok. - Nie! Ponieważ masz to czego tak bardzo pragnęłaś! Po co wróciłaś? By za jakiś czas znowu zniknąć bez słowa i odnaleźć się za trzy lata, cała i zdrowa? Podziękuję za takie coś.
- Dla mnie to było jedyne wyjście Bruce! Nie chciałam was... - zaczęła, jednak Bruce przeszkodził jej w pół zdania.
-Przestań. Przestań! Nie chce więcej słyszeć twoich żałosnych wymówek! Przepraszam, ale już lepiej było by, gdybyś została w tym swoim perfekcyjnym świecie, ze swoim godnym pożałowania mężem. - wyraz jego twarzy pokazywał, że czuł się zdradzony, zraniony, był wściekły, ale również zrozpaczony. Ann wstała zraniona i wybiegła z sali.
Jego własna siostra okłamała go i ukrywała się przed nim przez trzy lata. To co czuł teraz było w pełni zrozumiałe, na jego miejscu każdy zachowałby się podobnie. Poczucie zdrady wkurzyło go na tyle, że walnął pięściami w stół. a potem zwalił z niego wszystkie znajdujące się na nim przedmioty.
Ann chciała uciec przed wszystkimi, schować się i nie wychodzić. Sądziła, że Bruce się mylił. Nie chciała wierzyć we własne błędy, jednak świadomość tego, ile złego wyrządziła swoim zniknięciem, dopadła ją i wyniszczała powoli, zostawiając suchą prawdę, której tak bardzo unikała.
Uwielbiam rozwalać moim postacią życie :) Ehehhehehe
Przepraszam że nie było w walentynki oneshota ale będę szczera dostałam lenia i nie chciało mi się :/
W zeszły piątek byłam w kinie na Czarnej Panterze i O MÓJ PANIE BOŻE JAKIE TO JEST ZAJEBISTE!!!! <3 Polecam w chuj. Jak to pewna laska powiedziała na Twitterze, wychodzisz z sali po filmie i od razu chcesz kupić kolejny bilet by obejrzeć ten film jeszcze raz <3
Let's Get it Rolling!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro