Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Anna, wraz z Tonym szli szerokim korytarzem w stronę laboratorium, gdzie miały odbyć się badania.

-Nie spodziewałaś się tak miłego przyjęcia, co nie? - spytał Stark, spoglądając na przyjaciółkę, która pokiwała głową, zgadzając się z tezą miliardera. 

-Myślałam, że będą na mnie wściekli, a oni powitali mnie z takim ciepłem. Próbowali zrozumieć, dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam. - oznajmiła, a lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy.

-Ciekawi mnie gdzie jest mrożonka... Wyszedł zaraz po tym, jak przytuliłaś się do Bruca. - powiedział lekko zaniepokojony. Gen spojrzała na niego zaskoczona tym, co usłyszała.

-James wyszedł? - zdziwiona zerknęła na Tonego, który otwierał drzwi do laboratorium. 

-Tak. Nie wiem gdzie. Kiedy spytałem Jarvisa to powiedział, że Barnes chce mieć trochę prywatności i poprosił o wyłączenie kamer. Mam nadzieję, że niczego nie rozwali w swoim pokoju. - westchnął, niczym zmęczony rodzic, na co Ann zaśmiała się. - Poczekasz chwilę? Chyba zapomniałem telefonu z samochodu. Zaraz przyjdę. - wskazał palcem na Gen, po czym ruszył w dół korytarza. Ann rozejrzała się po sali, zauważając liczne przyrządy medyczne, oraz kilka maszyn, które nie wyglądały zbyt przyjaźnie. Białe podłogi zlewały się z białymi ścianami sprawiając, że pokój zdawał się o wiele większy, niż na prawdę jest. 

Gen podeszła do stołu, znajdującego się na środku sali, i usiadła na nim, dalej rozglądając się po pomieszczeniu nie wiedząc, że w jej stronę kierował się pewien żołnierz. Kiedy Bucky przekroczył próg laboratorium, od razu skierował się w stronę Annabeth, jednak jak on sądził jednego z agentów Hydry, którzy chcą go złamać. Ann spojrzała w stronę Barnesa, słysząc kroki.

-James? Co tu ro... - spytała, jednak nie miała jak skończyć pytania, albowiem Bucky rzucił nią o ścianę. Zszokowana Gen spojrzała się w górę i pomimo wielkiego bólu w kręgosłupie, i klatce piersiowej udało jej się wykrztusić. - Buck... Czekaj. - jednak, chwilę potem była przybita do ściany z siłą, która wyrzuciła powietrze z jej płuc. James przycisnął mechaniczne przedramię do jej Gardła, a z jego ust wyleciały słowa.

-Nie wiem kim jesteś. - przycisnął ją mocniej. - Ale możesz wracać skąd przybyłaś. Nigdy nie wrócę do tego piekła na ziemi. - Ann złapała za jego ramię i próbowała je odciągnąć, jednak to nic nie dawało. W panice przypomniała sobie słowo, które dezaktywowało ramię na kilka minut i ostatkami sił wyszeptała "Puk". Ramię opadło bezwładnie, a Ann upadła na podłogę, łapiąc z przerażającym bólem powietrze w obolałe płuca. Łamanie w kręgosłupie nie pozwalało jej na wyprostowanie się, lub spojrzenie na Jamesa, który stał zszokowany na metr przed nią. Nagły powiew wiatru wzniósł włosy Ann w powietrze i przyniósł ulgę zgrzanej twarzy. Chwilę potem usłyszała głos swojego męża.

-Anna. Annie! Słyszysz mnie? Możesz oddychać? - spytał spanikowany i zatroskany. Złapał ją za ramię, a dłonią podniósł jej głowę, na co Gen skrzywiła się i zacisnęła oczy z bólu. - Annie, słuchaj mnie. Zaraz przyjdzie Bruce, nie ruszaj się dobrze? - poprosił zmartwiony, po czym wstał i wściekły zwrócił się do Buckiego. - Co ty sobie myślałeś?! Czy ty jesteś normalny?! Mogłeś ją zabić! Spodziewałem się tego po Lokim, albo Tonym, ale nie po tobie! Co ci odwaliło?! - zaczął krzyczeć na Jamesa.

-Co mi odwaliło?! Co wam przyszło na myśl, by sprowadzać zagrożenie do Bazy! Skąd wiecie, że to na pewno ona?! Może to być każdy! Może to być agent Hydry, a wy o tym nie wiecie! Patrz co zrobiła z moją ręką! Kto wie co może jeszcze zrobić! - odkrzyknął Barnes.

-Chyba wiem kogo poślubiłem i z kim w łóżku budzę się co rano! To jest Annabeth! Próbowałeś zabić moją żonę i matkę mojego dziecka debilu! - krzyknął rozwścieczony, przeczesując włosy dłonią i chodząc nerwowo w kółko. Bucky patrzył na niego zdziwiony, nie mogąc pojąć tego, co Maximoff właśnie powiedział. To była Ann, jego Ann, a on mógł ją zabić przez zwykłe obawy o własne bezpieczeństwo. Pietro wydał z siebie sfrustrowany krzyk i podszedł do Gen, której powoli normował się oddech. - Ann kochanie, jak się czujesz? Połóż się na podłodze, to powinno pomóc z bólem. - oznajmił i pomógł powoli ułożyć się Ann na podłodze. - Wytrzymaj Angel, za chwilę przyjdzie ktoś, kto ci pomoże.

-T... To jest Ann? - spytał zdziwiony Bucky, spoglądając na małżeństwo.

-Tak. - odpowiedział krótko Pietro i znów skupił się na swojej żonie.

-Ale jak? - dopytał dalej nie przekonany.

-Nie mam, ani czasu ani kredek, by ci to wytłumaczyć, więc jakbyś był tak miły i się zamknął, było by świetnie. - Maximoff warknął w stronę żołnierza, po czym spojrzał się po sali, szukając czegoś, co mógłby wsadzić pod kark Gen, by bardziej nie uszkodzić jej kręgosłupa. W dole korytarza można było słyszeć kilka osób biegnących w stronę Laboratorium. Po chwili Tony i Bruce wbiegli do sali, i po obejrzeniu się po pomieszczeniu, znaleźli Ann na podłodze, oraz Pietra klęczącego obok niej. 

-Czy ktoś wytłumaczy mi, do jasnej anielki, co tu się stało? - spytał Stark, spoglądając się na wszystkich.

-Ten idiota rzucił się na Anne tylko dlatego, że myślał, że ona to Hydra. - wyjaśnił białowłosy, lekko unosząc głos, jednocześnie nie spuszczając wzroku ze swojej żony. 

-Barnes, co ty sobie myślałeś? - spytał lekko wnerwiony Stark, odwracając się w stronę byłego żołnierza, który miał schowaną twarz w dłoniach.

-Nie myślał. - mruknął Bruce próbujący opanować złość.

-Br...Bruce, spo... Spokojnie... Nic m... Mi nie jest. - wydusiła Gen, ignorując suche gardło, po czym, pomimo bólu w klatce piersiowej, próbowała wstać. 

-Nie wysilaj się kochanie. - Pietro powstrzymał małżonkę od wstania. Podtrzymując ją ramieniem, pomógł jej znów się ułożyć na niewygodnej podłodze, a Ann przymknęła oczy z ulgi. Przez drzwi wbiegł Steve i przyglądając się sali, zauważył rozmiar zniszczeń spowodowany wcześniejszą bójką, a raczej napaścią.  Rogers wziął kubek i nalał do niej wody, po czym podszedł szybko do leżącej na podłodze Ann, i łagodnie unosząc jej głowę podał jej trochę wody.

-Może trochę pomocy? Na prawdę przydałby się jej teraz lekarz. - Kapitan skomentował zachowanie swoich przyjaciół, patrząc się krótko na nich. Tony i Bruce otrząsając się z silnych emocji, podeszli do Ann.

-Powiedz co cię boli. - poprosił Bruce, przyglądając się swojej siostrze.

-Kręgosłup i głowa. - odpowiedziała z przymkniętymi oczami.

-Możesz się ruszać? - dopytał.

-Niezbyt. - skomentowała.

-Przenieśmy ją na stół. Tam ją zbadam. - zarządził starszy Banner. - Pietro, Steve, złapcie ją pod ramionami i dołem płuc. Tony i ja złapiemy ją pod biodrami i kolanami. James, jeśli chcesz się przydać, to trzymaj jej głowę w miejscu, by bardziej nie uszkodzić kręgosłupa. - wydawał polecenia. Buck, słysząc swoje imię, spojrzał się w górę i po wysłuchaniu tego co mówił Bruce, wstał, i wykonał polecenie. - Na trzy podnosimy ją. Raz... Dwa... Trzy! - odliczył i wszyscy równocześnie podnieśli Ann, i przenieśli ją na stół. - Teraz, jeśli możecie, to wyjdźcie wszyscy. Potrzebuję ciszy. - oznajmił, podchodząc do wieszaka w rogu i zdejmując z niego swój fartuch. 

-Mogę zostać? Nie chce jej teraz zostawiać. - poprosił Pietro, nie odchodząc od stołu, na którym przed chwilą położyli Ann. Bruce westchnął i po namyśleniu pokiwał głową. - Dziękuję. - odetchnął z ulgą, po czym zwrócił się do Steve'a. - Kapitanie, możesz zająć się Magdą? - poprosił, a Steve kiwnął głową z lekkim uśmiechem.

-Nie ma problemu. - odpowiedział i wsadził ręce w kieszenie spodni.

-A ty Barnes, jeśli tylko zbliżysz się do mojej córki na metr, nie zawaham się ciebie zabić, rozumiesz? - Pietro spojrzał się na Jamesa morderczym spojrzeniem, na co Bucky pozostał cicho.



Here we go! To dopiero Plot Twist już na początku książki! A co będę się oszczędzać XD 

Jakieś plany na Walentynki? Może chcecie one shota jak w zeszłym roku? napiszcie i postaram się coś wymyślić chociaż wiecie co? jeśli chcecie OS napiszcie mi Paring a ja postaram się napisać go na środę <3 tylko żebym nie musiała się zbyt męczyć z liczeniem jedna zasada, jeśli widzicie komentarz z paringiem który chcecie napiszcie pod nim kropkę lub po prostu zwykły komentarz. Tematyka dowolna wszystkie chwyty dozwolone!

Let's Get It Rolling!! <3

PS. Z racji, iż rozdział wymagał małej korekty, został od publikowany na czas poprawiania. Za wszystkie niedogodności przeprasza tajemnicza osoba, która jest temu bałaganowi winna. Miłego wieczoru. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro