Rozdział 3
Anna, wraz z Tonym szli szerokim korytarzem w stronę laboratorium, gdzie miały odbyć się badania.
-Nie spodziewałaś się tak miłego przyjęcia, co nie? - spytał Stark, spoglądając na przyjaciółkę, która pokiwała głową, zgadzając się z tezą miliardera.
-Myślałam, że będą na mnie wściekli, a oni powitali mnie z takim ciepłem. Próbowali zrozumieć, dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam. - oznajmiła, a lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy.
-Ciekawi mnie gdzie jest mrożonka... Wyszedł zaraz po tym, jak przytuliłaś się do Bruca. - powiedział lekko zaniepokojony. Gen spojrzała na niego zaskoczona tym, co usłyszała.
-James wyszedł? - zdziwiona zerknęła na Tonego, który otwierał drzwi do laboratorium.
-Tak. Nie wiem gdzie. Kiedy spytałem Jarvisa to powiedział, że Barnes chce mieć trochę prywatności i poprosił o wyłączenie kamer. Mam nadzieję, że niczego nie rozwali w swoim pokoju. - westchnął, niczym zmęczony rodzic, na co Ann zaśmiała się. - Poczekasz chwilę? Chyba zapomniałem telefonu z samochodu. Zaraz przyjdę. - wskazał palcem na Gen, po czym ruszył w dół korytarza. Ann rozejrzała się po sali, zauważając liczne przyrządy medyczne, oraz kilka maszyn, które nie wyglądały zbyt przyjaźnie. Białe podłogi zlewały się z białymi ścianami sprawiając, że pokój zdawał się o wiele większy, niż na prawdę jest.
Gen podeszła do stołu, znajdującego się na środku sali, i usiadła na nim, dalej rozglądając się po pomieszczeniu nie wiedząc, że w jej stronę kierował się pewien żołnierz. Kiedy Bucky przekroczył próg laboratorium, od razu skierował się w stronę Annabeth, jednak jak on sądził jednego z agentów Hydry, którzy chcą go złamać. Ann spojrzała w stronę Barnesa, słysząc kroki.
-James? Co tu ro... - spytała, jednak nie miała jak skończyć pytania, albowiem Bucky rzucił nią o ścianę. Zszokowana Gen spojrzała się w górę i pomimo wielkiego bólu w kręgosłupie, i klatce piersiowej udało jej się wykrztusić. - Buck... Czekaj. - jednak, chwilę potem była przybita do ściany z siłą, która wyrzuciła powietrze z jej płuc. James przycisnął mechaniczne przedramię do jej Gardła, a z jego ust wyleciały słowa.
-Nie wiem kim jesteś. - przycisnął ją mocniej. - Ale możesz wracać skąd przybyłaś. Nigdy nie wrócę do tego piekła na ziemi. - Ann złapała za jego ramię i próbowała je odciągnąć, jednak to nic nie dawało. W panice przypomniała sobie słowo, które dezaktywowało ramię na kilka minut i ostatkami sił wyszeptała "Puk". Ramię opadło bezwładnie, a Ann upadła na podłogę, łapiąc z przerażającym bólem powietrze w obolałe płuca. Łamanie w kręgosłupie nie pozwalało jej na wyprostowanie się, lub spojrzenie na Jamesa, który stał zszokowany na metr przed nią. Nagły powiew wiatru wzniósł włosy Ann w powietrze i przyniósł ulgę zgrzanej twarzy. Chwilę potem usłyszała głos swojego męża.
-Anna. Annie! Słyszysz mnie? Możesz oddychać? - spytał spanikowany i zatroskany. Złapał ją za ramię, a dłonią podniósł jej głowę, na co Gen skrzywiła się i zacisnęła oczy z bólu. - Annie, słuchaj mnie. Zaraz przyjdzie Bruce, nie ruszaj się dobrze? - poprosił zmartwiony, po czym wstał i wściekły zwrócił się do Buckiego. - Co ty sobie myślałeś?! Czy ty jesteś normalny?! Mogłeś ją zabić! Spodziewałem się tego po Lokim, albo Tonym, ale nie po tobie! Co ci odwaliło?! - zaczął krzyczeć na Jamesa.
-Co mi odwaliło?! Co wam przyszło na myśl, by sprowadzać zagrożenie do Bazy! Skąd wiecie, że to na pewno ona?! Może to być każdy! Może to być agent Hydry, a wy o tym nie wiecie! Patrz co zrobiła z moją ręką! Kto wie co może jeszcze zrobić! - odkrzyknął Barnes.
-Chyba wiem kogo poślubiłem i z kim w łóżku budzę się co rano! To jest Annabeth! Próbowałeś zabić moją żonę i matkę mojego dziecka debilu! - krzyknął rozwścieczony, przeczesując włosy dłonią i chodząc nerwowo w kółko. Bucky patrzył na niego zdziwiony, nie mogąc pojąć tego, co Maximoff właśnie powiedział. To była Ann, jego Ann, a on mógł ją zabić przez zwykłe obawy o własne bezpieczeństwo. Pietro wydał z siebie sfrustrowany krzyk i podszedł do Gen, której powoli normował się oddech. - Ann kochanie, jak się czujesz? Połóż się na podłodze, to powinno pomóc z bólem. - oznajmił i pomógł powoli ułożyć się Ann na podłodze. - Wytrzymaj Angel, za chwilę przyjdzie ktoś, kto ci pomoże.
-T... To jest Ann? - spytał zdziwiony Bucky, spoglądając na małżeństwo.
-Tak. - odpowiedział krótko Pietro i znów skupił się na swojej żonie.
-Ale jak? - dopytał dalej nie przekonany.
-Nie mam, ani czasu ani kredek, by ci to wytłumaczyć, więc jakbyś był tak miły i się zamknął, było by świetnie. - Maximoff warknął w stronę żołnierza, po czym spojrzał się po sali, szukając czegoś, co mógłby wsadzić pod kark Gen, by bardziej nie uszkodzić jej kręgosłupa. W dole korytarza można było słyszeć kilka osób biegnących w stronę Laboratorium. Po chwili Tony i Bruce wbiegli do sali, i po obejrzeniu się po pomieszczeniu, znaleźli Ann na podłodze, oraz Pietra klęczącego obok niej.
-Czy ktoś wytłumaczy mi, do jasnej anielki, co tu się stało? - spytał Stark, spoglądając się na wszystkich.
-Ten idiota rzucił się na Anne tylko dlatego, że myślał, że ona to Hydra. - wyjaśnił białowłosy, lekko unosząc głos, jednocześnie nie spuszczając wzroku ze swojej żony.
-Barnes, co ty sobie myślałeś? - spytał lekko wnerwiony Stark, odwracając się w stronę byłego żołnierza, który miał schowaną twarz w dłoniach.
-Nie myślał. - mruknął Bruce próbujący opanować złość.
-Br...Bruce, spo... Spokojnie... Nic m... Mi nie jest. - wydusiła Gen, ignorując suche gardło, po czym, pomimo bólu w klatce piersiowej, próbowała wstać.
-Nie wysilaj się kochanie. - Pietro powstrzymał małżonkę od wstania. Podtrzymując ją ramieniem, pomógł jej znów się ułożyć na niewygodnej podłodze, a Ann przymknęła oczy z ulgi. Przez drzwi wbiegł Steve i przyglądając się sali, zauważył rozmiar zniszczeń spowodowany wcześniejszą bójką, a raczej napaścią. Rogers wziął kubek i nalał do niej wody, po czym podszedł szybko do leżącej na podłodze Ann, i łagodnie unosząc jej głowę podał jej trochę wody.
-Może trochę pomocy? Na prawdę przydałby się jej teraz lekarz. - Kapitan skomentował zachowanie swoich przyjaciół, patrząc się krótko na nich. Tony i Bruce otrząsając się z silnych emocji, podeszli do Ann.
-Powiedz co cię boli. - poprosił Bruce, przyglądając się swojej siostrze.
-Kręgosłup i głowa. - odpowiedziała z przymkniętymi oczami.
-Możesz się ruszać? - dopytał.
-Niezbyt. - skomentowała.
-Przenieśmy ją na stół. Tam ją zbadam. - zarządził starszy Banner. - Pietro, Steve, złapcie ją pod ramionami i dołem płuc. Tony i ja złapiemy ją pod biodrami i kolanami. James, jeśli chcesz się przydać, to trzymaj jej głowę w miejscu, by bardziej nie uszkodzić kręgosłupa. - wydawał polecenia. Buck, słysząc swoje imię, spojrzał się w górę i po wysłuchaniu tego co mówił Bruce, wstał, i wykonał polecenie. - Na trzy podnosimy ją. Raz... Dwa... Trzy! - odliczył i wszyscy równocześnie podnieśli Ann, i przenieśli ją na stół. - Teraz, jeśli możecie, to wyjdźcie wszyscy. Potrzebuję ciszy. - oznajmił, podchodząc do wieszaka w rogu i zdejmując z niego swój fartuch.
-Mogę zostać? Nie chce jej teraz zostawiać. - poprosił Pietro, nie odchodząc od stołu, na którym przed chwilą położyli Ann. Bruce westchnął i po namyśleniu pokiwał głową. - Dziękuję. - odetchnął z ulgą, po czym zwrócił się do Steve'a. - Kapitanie, możesz zająć się Magdą? - poprosił, a Steve kiwnął głową z lekkim uśmiechem.
-Nie ma problemu. - odpowiedział i wsadził ręce w kieszenie spodni.
-A ty Barnes, jeśli tylko zbliżysz się do mojej córki na metr, nie zawaham się ciebie zabić, rozumiesz? - Pietro spojrzał się na Jamesa morderczym spojrzeniem, na co Bucky pozostał cicho.
Here we go! To dopiero Plot Twist już na początku książki! A co będę się oszczędzać XD
Jakieś plany na Walentynki? Może chcecie one shota jak w zeszłym roku? napiszcie i postaram się coś wymyślić chociaż wiecie co? jeśli chcecie OS napiszcie mi Paring a ja postaram się napisać go na środę <3 tylko żebym nie musiała się zbyt męczyć z liczeniem jedna zasada, jeśli widzicie komentarz z paringiem który chcecie napiszcie pod nim kropkę lub po prostu zwykły komentarz. Tematyka dowolna wszystkie chwyty dozwolone!
Let's Get It Rolling!! <3
PS. Z racji, iż rozdział wymagał małej korekty, został od publikowany na czas poprawiania. Za wszystkie niedogodności przeprasza tajemnicza osoba, która jest temu bałaganowi winna. Miłego wieczoru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro