Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIX

-Wynoś mi się stąd! - Krzyknął na swoją makijażystkę, która mimo największych starań i zachowaniu niezwykłej delikatności wyprowadziła z równowagi naburmuszoną gwiazdę. - Naucz się robić to za co cię zatrudniono, a nie! - Zerwał się z krzesła. - Tak trudno jest ci zrobić jedną prostą rzecz?! -  Wytrącił jej z dłoni korektor, którym miała zamaskować sińce pod jego oczami.

-Przepr... - Momentalnie spuściła głowę w geście pełnej pokory.

-Przepraszasz? - Zaśmiał się sucho. - Wiesz co mi po twoich przeprosinach? - Spojrzał na nią jak na prawdziwą idiotkę. W odbiciu jego tęczówek wszyscy widzieli siebie jako zwykłe śmieci. - Wynoś mi się stąd - wskazał na drzwi. - Nie chce cię już widzieć, jasne? Jesteś zwolniona! - Pchnął ją w stronę drzwi.

Jeszcze nim ruszył po rzucony na podłogę kosmetyk, widział jak mimo początkowego profesjonalizmu, kobieta ostatecznie zanosi się łzami i opuszcza pomieszczenie. Naprawdę nie interesowała go jej historia. Miała wykonywać poprawnie zlecone jej zadania najlepiej jak tylko potrafiła. Jeżeli ktoś nie spełniał jego wysokich oczekiwań... To w ogóle powinien istnieć...?

-Byłeś dla niej trochę zbyt ostry - burknął Coff. - Słyszałem twoje wrzaski nawet w mojej garderobie. Naprawdę chcesz, żeby ludzie mieli cię za śmiecia?

-Nie prosiłem cię o rady - warknął, samemu zajmując się swoimi sińcami pod oczami.

-Czuje się wmieszany w to wszystko - wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. - Jesteś też moimi pieniędzmi, pamiętasz? - Uśmiechnął się lekko pod nosem. - Jeżeli nie dasz z siebie wszystkiego, to dużo na tym stracimy.

-Zajmij się lepiej twoim wczorajszym chłopakiem do pieprzenia - odgryzł się. - Jeżeli Stara cię spotka, to wydłubie ci oczy w ramach zemsty. Zdajesz sobie sprawę jak trudno im było zatuszować im zdjęcia ciebie łapiącego jakiegoś faceta za odznaczającego się...

-Słuchaj - przerwał mu. - Ja sobie poradzę, a ty lepiej dbaj o siebie - prychnął. - To nie jest przecież pierwsza taka sytuacja, a jakoś żadna wcześniej nie wypłynęła.

-Żebyś się nie zdziwił... A teraz spieprzaj Coffik. Muszę się przygotować do występu.

-Nazywam się Coff! - Krzyknął wściekły.

Moon Joonho*, Coff, a dla Kihyuna, od kilku lat - Coffik. Jak można było opisać tego chłopaka? Amor w na scenie, Chaos w życiu prywatnym. Moon debiutujący zaledwie dwa i pół roku temu, skradł serca tych wszystkich naiwnych dziewczynek, które widziały w jego szczenięcych oczach i niewinnym uśmiechu prawdziwego anioła. Niesione tymi wszystkimi mylnymi wrażeniami, wyniosły go na szczyt, jako artystę, którego ballady wyciskały łzy z oczu największym twardzielom oraz leczyły świeżo złamane serca. W swoim dobytku muzycznym posiadał kilka utworów, które zostały okrzyknięte „Hymnami koreańskich par" a ludzie na popularnych aplikacjach społecznościach udostępniali siebie i swoje drugie połówki wykonujących jakieś absurdalne czynności w takt jego głosu.

A jaki Coffik był, gdy tylko schodził ze sceny? Z poukładanego chłopca kradnącego uśmiechem wszystkie serca na widowni nie pozostawał nawet ślad. Mimo wszystkich jego zagrywek, nazwanie go zniewieściałym było poważnym błędem. Spokojnie posiadał wszystkie cechy kwalifikujące go jako osobę niebywale seksowną. Dopiero po bliższym poznaniu okazywało się, że pod nieco zbyt dużymi bluzami wcale nie kryła się kluska, a żylasty facet, o niezwykle sprawnych biodrach, które zdecydowanie zbyt często wprawiał w ruch podczas tańca i poza za nim.

Kim był Moon? Świadomym prowokatorem, który umiał wykorzystać swoje umiejętności do pozyskiwania tego czego chciał.

No i był pedałem.

Kihyun dosłownie przez sekundę spojrzał na jedną z dwóch obrączek, które dzisiaj widniały na jego dłoni. Ta, na której właśnie zatrzymał swój wzrok należała do jego własności. Changkyun dał mu niezwykle czytelny przekaz zostawiając akurat ten przedmiot na sypialnianej poduszce. Zakładając ją na jeden z palców chciał pamiętać o błędzie jaki popełnił dając temu chłopakowi odejść zbyt daleko od siebie.

-Kurwa! - Krzyknął, wpadając w nagłą furię, rzucając każdym przedmiotem, który znalazł się w zasięgu jego ręki.

Jak miał się pogodzić z tą sytuacją? Był zirytowany zachowaniem swojego chłopaka, który nie potrafił zrozumieć, że wszystko co się działo w ich życiu było robione właśnie z myślą o nim. Te wszystkie wyrzeczenia, mordercze treningi i liczne trasy koncertowe miały stanowić gwarancje ich dostatniego życia. Im okazywał się jednak być zbyt chciwy i krótkowzroczny.

„Chcę Ciebie" - Wypowiadając te słowa nawet nie zdawał sobie sprawy, że prosił o niemożliwe.                Przez durną zachciankę nie zamierzał rezygnować ze swoich marzeń i wszystkiego co do tej pory osiągnął.

Kihyun miał własne przemyślenia na ich obecną sytuację. W myślach układał zupełnie inne scenariusze dotyczące wiedzionego życia. Mogły one być naprawdę różne, ale zawsze jako pewnik brał obecność Changkyuna. Teraz, za dziesięć, dwadzieścia i pięćdziesiąt lat. On musiał być w jego życiu. Po prostu musiał. W tym życiu przepełnionym fleszami i krzykami pozostawał jego kotwicą... Kim się stanie, jeżeli straci i to oparcie?

***

-Nie wiem czy to dobry pomysł - westchnął ciężko, będąc siłą sadzany na fotelu w specjalnie wynajętych dla nich auli.

Z tego miejsca, osłoniętego przez wścibskimi spojrzeniami, lustrem weneckim. Doskonale mogli bar i bawiących się niżej ludzi bez obawy bycia rozpoznanym. Yoo nawet nie chciał pytać ile facetów w tym miejscu zaliczył towarzyszący mu Coffik, który jednocześnie stanowił pomysłodawcę odnośnie dzisiejszego wyjścia.

-Zobaczysz - zapewniał, gdy z barmańskim kunsztem przygotowywał jakiegoś drinka. - Wypijesz i od razu zrobi ci się lepiej. Na mnie zawsze działa zbawiennie po tych wszystkich fan meetingach - wzdrygnął się na samą myśl o tym, że niedługo właśnie takie wydarzenie go czeka. - Gdybym miał możliwość, to w ogóle zrezygnowałbym z tego. Ludzie myślą, że jeżeli dadzą mi jakiś durny liścik nawet nie napisany po koreańsku i misia, to zapamiętam ich do końca życia - prychnął.

Naprawdę nie interesowało go to co Moon miał do powiedzenia. Zgodził się tutaj przyjść jedynie dlatego, że wizja siedzenia samego w opustoszałym mieszkaniu była jeszcze gorsza niż picie z człowiekiem nadużywającym swojego tyłka.

-Rozluźnij się, bo zachowujesz się jakby ten twój chłoptaś wziął cię od tyłu.

-Coffik - warknął groźnie. - Ostrzegam cię po raz ostatni, rozumiesz? Jeżeli zaraz się nie zamkniesz, to z naszej kolaboracji nici, a ja zrobię wszystko, by zdjęcia twojego nagiego tyłka wypłynęły do internetu.

Przeniósł znudzone spojrzenie na parkiet, ale nie znajdując tam nic ciekawego, spojrzał nieco dalej - w kierunku baru. Jego serce zatrzymało się w tej samej chwili, gdy ujrzał roześmianą twarz SWOJEGO chłopaka z zupełnie obcym mężczyzną, z którym zdecydowanie był zbyt blisko.

Sekundy dzieliły go od szaleńczego biegu w tamto miejsce. Jedynie Moon, dostrzegając dokładnie to samo, sprawnie chwycił za nadgarstek swojej przepustki do większej sławy.

-Co chcesz zrobić? - Warknął. - Nie możesz tam po prostu zejść i się z nim pobić.

-Nie zamierzam go pobić - wyrwał się. - Zamierzam go zabić za dotykanie mojego chłopaka - ponownie ruszył w stronę drzwi.

Joonho na całe szczęście znalazł się tam przed nim zagradzając jakąkolwiek drogę do opuszczenia auli. Kihyun co prawda próbował się przedostać na drugą stronę, ale Coff miał zdecydowanie silniejszą motywację, a przede wszystkim nie był wycieńczony nieprzespaną nocą, porannymi treningami i zapewne jeszcze innymi rzeczami, które dzisiaj zrobił Kihyun.

-Nie możesz tego zrobić - starał się go przekonać. - Zdajesz sobie sprawę, jaki skandal wybuchnie, jeżeli się z nim tutaj pokłócisz o jakiegoś chłopaka?

-On nie jest jakimś chłopakiem! - Krzyknął wściekły. - Nie waż się go nawet tak nazywać!

-Dlaczego musieli tutaj przyjść dzisiaj - szepnął sam do siebie. - Słuchaj - skierował się do Yoo. - Jeżeli naprawdę zależy ci na nim, to lepiej dzisiaj odpuść, dobra? Zrobisz sobie i mi krzywdę tym zamieszaniem. Przecież oni będą tylko ze sobą pić, nic więcej - starał się na wszelki sposób złagodzić sytuacje. - Nie warto...

Obydwoje zdawali sobie sprawę, który z nich miał racje. Gdyby faktycznie w tym miejscu doszło do awantury, straty mogłoby być kolosalne. Było tu zbyt dużo ludzi z telefonami, którzy mogliby potencjalnie nagrać lub zrobić zdjęcia awanturującemu się idolowi. Media spokojnie zaraz podpięłyby do tego alkohol, narkotyki, homoseksualizm i prostytutki.

Parujący ze złości Kihyun ostatecznie zdecydował sięodpuścić. Nie znaczy to, że zamierzał spuścić tamtej dwójki z oczu. Jeżeli tendrań zrobi cokolwiek, co zagrozi Changkyunowi... Gorzko tego pożałuje.

Pośpiesznie wyjął telefon z kieszeni, co zdecydowanie nie było w smak Joonho

-Menadżerze, miałbym do ciebie prośbę- Uśmiechnął się pod nosem.

~~~

Moon Joonho*- Wszelka zbieżność jest przypadkowa

Witajcie

To jeden z pierwszych rozdziałów ujawniających nam perspektywę Kihyuna

Możecie mi zaufać, że on również ma wiele do powiedzenia w tej historii

A dzięki temu przynajmniej zobaczycie jakim człowiekiem jest naprawdę

Bo dotąd obserwowaliśmy go jedynie wtedy, gdy odnosił się do Changkyuna

^ ^

Całkiem dużo czasu antenowego przeznaczyłem dziś na Coffika

Musicie mi to wybaczyć

Ale wolałem to zrobić w jednym miejscu

Niż rozstrzeliwać Wam informacje

Jak to miało miejsce w przypadku Yunseoka

Wiecie co dzisiejszy rozdział jeszcze pokazuje?

Kihyun wybrał siedzenie na tyłku i obserwowanie Changkyuna

Niż zainterweniowanie

Sława kolejny raz okazała się ważniejsza

Dobrze!

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro