Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXII

Teraźniejszość.

Stał przed drzwiami, które w tamtym momencie stanowiły dla niego prawdziwy pomnik wstydu, przed którym od dziesięciu minut niespokojnie trwał. Gdyby tylko można było zabrać, choć jedną z kłębiących się w jego głowie myśli... Gdyby, choć na ułamek sekundy uciszyć natrętne szepty, które mąciły nowo tworzący się porządek.

Pchnął drzwi, włócząc nogami do środka. Całym swoim poranionym sercem błagał, by dzisiejszego dnia dom był pusty. Jego matka przecież mogła pójść na zakupy lub spotkać się z klientem. Stukanie w klawiaturę słyszane już z daleka świadczyło nie tylko o obecności kobiety, ale również o jej niezbyt pozytywnym nastroju.

Przełknął gulę wstydu, która utworzyła się w jego gardle. Ruszył powoli. To „powoli" kosztowało go wszystkie siły, jakie tylko zdołał w sobie zebrać, by uciec do tego miejsca. Już u wejściu do pokoju po jego policzku spłynęła pierwsza łza.

Kobieta z początku nie zarejestrowała ruchu. Była jednak na tyle czujna, by wyłapać chlipnięcie, którego z kolei Changkyun nie był zdolny powstrzymać. Starał się z całych sił, ale... Był roztrzaskany. Zupełnie jak niechciane lustro.

Odwróciła się w jego stronę, obrzucając go tym samym zmęczonym i karcącym spojrzeniem, co zawsze. Na pierwszy oka nic się nie różniło. Nawet usta zasznurowała w ten sam niepokojący sposób.

Nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia - bezwiednie padł przed nią na kolana, z rękami spuszczonymi wzdłuż tułowiu. Kolejne łzy, salwy pełnych beznadziejności jęknięć i sapnięć mieszających się na twarzy wykrzywionej w przeraźliwym bólu i mrożącej bezsilności. Ręce, które do tej pory spoczywały bezwiednie - teraz przeniósł kawałek przed siebie układając dłonie płasko na ziemi. Załzawione oczy kompletnie nie spełniały powierzonego im w chwili narodzin zadania. Ale to co chciał zrobić nie potrzebowało ich obecności.

W pokornym akcie pochylił czoło, układając je na chwilę wcześniej przygotowanych dłoniach. To był jego gest oficjalnej porażki. Klęcząc przed swoją matką... Wykonując tak zawstydzający, a jednocześnie tak przepełniony szacunkiem pełny ukłon... Tak, to był gest oficjalnej porażki.

-Miałaś racje! - Krzyknął dławiąc się własnymi łzami. - Miałaś rację!- Powtórzył, choć od ciągłego płaczu brakowało mu już powietrza w płucach. Co chwilę łapczywie łapał je pomiędzy spazmatycznymi drgawkami, które ogarnęły jego ciało.

Jak dzisiaj pamiętał jej ostrzeżenia. Wtedy nie chciał jej słuchać.... Był wściekły, że śmie podważać jego związek! A teraz? Od samego początku miała rację. Doskonale wiedziała jak ta historia się skończy i pozwoliła swojemu nieposłusznemu dziecku przekonać się na własnej skórze jak boli bycie zbyt pewnym.

Wstydził się nawet przez sekundę spojrzeń na jej twarz. Bał się tego, co ostatecznie może tam dojrzeć.

Niespokojnie drgnął, gdy wysłużone krzesło zaskrzypiało przeraźliwie.

Poczuł lekki dotyk na swoich włosach. Z początku był on nieśmiały, ale później wybuchł z całą czułością, jaką kobieta włożyła w ten niepozorny gest. Drugą ręką sięgnęła jego podbródka, którym zachęciła go do uniesienia spojrzenia.

-Moje dziecko - odezwała się miękko samej z trudem opanowując szklące się oczy. - Moje małe, biedne i zranione dziecko - szepnęła, ocierając kciukiem jego spływającą łzę. - Chodź, przytul się do mamy - rozłożyła lekko ramiona w zapraszającym geście.

Nie musiała dwa razy powtarzać. Nim skończyła zdanie - już tulił głowę do jej piersi. Dotyk jej drżących dłoni na plecach przyprawił go o kolejny niepohamowany szloch, który stanowił idealne dopełnienie tej sytuacji.

-Ostrzegałaś mnie - szepnął. - Ostrzegałaś, a ja jak głupi nie chciałem cię słuchać...

-Shh... Nie rozmawiajmy teraz o tym - przygładziła z powrotem jego włosy.

Tak dawno nie słyszał jej kojącego głosu, w którym nuty matczynej miłości miały tak mocny wydźwięk. Dopiero teraz - gdy miał okazje znowu to poczuć, zdał sobie sprawę jak bardzo za tym tęsknił. Tego uczucia z pewnością nie potrafił zastąpić żaden inny głos, żadne inne ramiona...

-Kocham cię mamo - szepnął, nieśmiało obejmując ją w pasie.

Ten niepozorny policzek... Gdyby tylko opisać jaką wagę on miał... Gdyby tylko zrozumieć jakie spustoszenie potrafił wyrządzić jeden przypadkowy gest...

Nieświadomie wzmocnił swój uścisk.

Jak miał teraz wyglądać jego świat? Całe swoje dorosłe życie zostawił w tamtym mieszkaniu, razem ze swoim... Razem z Kihyunem. Czy słowa w jakikolwiek sposób potrafiły wyrazić to jak bardzo jest zawiedziony? Nie miał już nawet siły na bycie złym.

-Wstań kochanie - poprosiła, lekko zachęcając go do tego gestu. - Przemyję twoją twarz i przyszykuję ci twoje ulubione kakałko, dobrze?- Odgarnęła niesforny kosmyk z jego czoła, gdy w końcu stanął na nogach.

Pierwszy krok do przodu i prawie wylądował na ziemi, gdy odmówiły mu one posłuszeństwa. Dokładnie było widać jak drżą razem z całym ciałem niemogącym poradzić sobie z takim natłokiem emocji. Gdyby nie asekuracji Pani Lim, chłopak z pewnością wylądowałby na ziemi. Jej pomoc była niezastąpiona w dojściu do salonu i posadzenia skopanych przez życie czterech liter.

-Wiesz, że mogę to zrobić sam? - Uśmiechnął się słabo, gdy morka ścierka delikatnie pieściła jego policzek. - Czuję się prawie jak dziecko - przymknął oczy, chłonąć każdą sekundę z tej chwili.

-Patrz jakie masz zaczerwienione oczy - westchnęła zirytowana. - Długo płakałeś?

-Całą drogę od mieszkania do domu - mruknął. - Kilka ludzi się nawet zatrzymało, kiedy przyklęknąłem parę razy na ziemi. To było takie zawstydzające, kiedy pytali się czy wszystko dobrze - przeczesał włosy, czując własną frustrację. - A ja nie mogłem nikomu powiedzieć, że uderzył mnie ich super sławny idol – Kihyun - prychnął.

-Kihyun moja dupa - warknęła. - Jakbym ja tylko tego drania dorwała... - Rzuciła ręczniczek do miski z wodą, która rozchlapała się na boki. - Pij swoje kakao, a ja szybko skocze wysłać jeden plik, o którym sobie właśnie przypomniałam - westchnęła ciężko. - I nie waż mi się ruszać z kanapy! - Zagroziła palcem uzbrojonym w czerwony paznokieć.

-Słowo, że się nie ruszę! - Uśmiechnął się lekko.

-Grzeczny bachor - zarzuciła włosami, kierując się do pokoju, z którego się przenieśli.

Głęboko odetchnął, gdy tylko został sam ze sobą. Po odłożeniu kubka, spojrzał na swoje dłonie. Zdążyły przestać już drżeć, podobnie jak ciało i serce, ukojone matczyną miłością. Problem w tym, że doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie jest koniec. Ile minie nim te wszystkie uczucia ponownie rzucą się na niego niczym wygłodniałe demony? Zdarzy się to dzisiaj w nocy? Jutro rano? Za kwadrans? Nie miał zielonego pojęcia. Nikt nie był w stanie przewidzieć, kiedy jego pole widzenia kolejny raz przysłonią łzy.

Nawet nie zorientował się, kiedy jego matka ujęła z powrotem jego dłonie. Ocknął się dopiero, gdy kobieta gładziła swoim kciukiem grzbiet jednej z nich.

-Mogę dzisiaj spać z tobą? - Zapytał nieśmiało. - Boję się spać dzisiaj sam.

-Nie wiem jak pomieścimy się we trójkę - westchnęła ciężko.

-Trójkę? - Zmarszczył brwi.

-Myślisz, że Eunbin nie skończy razem z nami? To twoja siostra...

-Racja... - Zaśmiał się.

~~~

Witajcie

*Otwiera drzwi zza których buchają płomienie i słychać błagalne krzyki*

Zapraszam

I witam w teraźniejszości

Trochę nas tutaj nie było, prawda?

*Sprawdza*

23 grudnia ponownie skoczyliśmy w przeszłość

Więc faktycznie kawałeczek

Czy jeszcze wróćmy do szczęśliwych chwil?

Zapewne, gdy będę miał Wam coś ważnego do przekazania, to użyję jeszcze raz tej karty

Tak jak z przemocą stosowaną niegdyś do Changkyuna ^ ^"

W sumie

Teraz sam jestem ciekaw jak to wszystko się rozwinie :D

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro