Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVII

Chyba powinno być w nim więcej wyrozumienia dla własnej rodzicielki. Prawdopodobnie gdyby miała wybór, to nie jej życie nie zapędziłoby ją w ten kozi róg. Mimo wszystko nie mógł stać spokojnie i milczeć, kiedy swoje własne doświadczenia starała się przedłożyć ponad jego palące uczucia. Wierzył w mądrość starszych i nigdy nie przyszło mu do głowy kwestionowanie ich. Tym razem jego wiecznie odwrócona w stronę monitora matka nie miała racji.

Czas powinien pokazać które z nich ostatecznie okazało się mieć rację w tej sprawie.

-Nie będzie mnie dzisiaj na noc - poinformował decydując o tym w tej samej sekundzie.

-Nawet nie przypuszczałam, że może być inaczej - jej wzrok już na stałe utkwił gdzieś między kolejnymi wierszami testu wyświetlonego na białym tle.

-Pewnie nawet, gdybym się wyprowadził, to byś nie zauważyła - burknął pod nosem.

-Zauważyłabym - popisała się niezwykłym słuchem. Changkyun już dawno przekonał się, że kobieta zazwyczaj słyszy to, co chce usłyszeć. - Musiałabym mniej wydawać na żarcie.

-Wcale nie jem tak dużo! - Oburzył się, ignorując wspomnienia o Kihyunie, który niedawno zarzucał mu coś podobnego. - Poza tym dokładam się do rachunków, tak?

-Te grosze? - Prychnęła lekceważąco. - Nie możesz zająć się jakąś normalną pracą? Nie chcesz chyba do emerytury pracować w tamtej kawiarni... - Jej słowa stale mieszały się z uderzeniami o klawisze.

-Jest mi tam dobrze - momentalnie przybrał defensywną postawę. - Wypłata wystarcza mi na wszystko, czego potrzebuje. Nie jestem chciwy.

-Dzisiaj ci wystarcza - jej ton był do bólu lekceważący. To była jego matka w pełnej swojej okazałości. Potrafiła skrytykować każdy aspekt życia swojego pierworodnego. - Czasami trzeba być chciwym - kontynuowała. - Jeżeli tak bardzo wierzysz w tego swojego gwiazdora, to niedługo będziesz musiał doskakiwać do jego poziomu, bo inaczej wymieni cię na bardziej luksusowy model.

-Możesz tak o nim nie mówić? - Warknął. - Prosiłem cię, żebyś na niego nie wjeżdżała przynajmniej w mojej obecności...

-Ja tylko mówię prawdę – jej kolejne słowa sprawiły, że Kyun zacisnął dłonie z bezsilności. - Zaraz będzie miał coraz mniej czasu z najbłahszych powodów. Raz będzie musiał jechać do studia, drugi - program muzyczny, a trzeci? Pewnie jakaś gala albo fanmeeting. Jeszcze wspomnisz moje słowa, dziecko.

-On taki nie jest...- powtórzył. - Wiem, że...

-Ile wy się znacie, co? - Przerwała mu, na chwile przestając pisać. - Cztery miesiące?

-Siedem... - Sprostował wraz z powrotem swojej rodzicielki do wystukiwania kolejnych słów na klawiaturze. - Jesteśmy razem od trzech... - Mruknął, sam nie widząc skąd w jego głosie pojawiło się to zawstydzenie.

-Trzy miesiące - jej głos ociekał cynizmem. - To naprawdę wiele czasu na poznanie się. Na waszym miejscu już bym wyjeżdżała do jakiegoś białego kraju, żeby tam się pobrać. Przyślę wam jakiś prezent.

-Musisz to robić? - Zirytował się. - Nie możemy normalnie porozmawiać? Tylko jedna rozmowa bez tych wszystkich uszczypliwości i naśmiewania się. Jesteśmy ze sobą trzy miesiące i co? - Skrzyżował ręce na piersi. - Nie żyjemy już w dziewiętnastym czy dwudziestym wieku, by to było czymś niezwykłym. Ludzie po miesiącu robią już znacznie gorsze rzeczy niż my.

-Denerwujesz się, bo zauważasz moją rację - uśmiechnęła się do monitora.

-Denerwuje się, ponieważ podważasz mój związek, w którym w końcu jestem szczęśliwy. Znowu zacząłem kogoś kochać, ale ty jak zawsze musisz mieć z tym jakiś problem. Możesz chociaż raz przestać być pesymistką?

-Pesymiści są zazwyczaj bezpieczniejsi, podejmują mniejsze ryzyko, zakładając natychmiastową porażkę - rzuciła lekceważąco. - Zresztą, czym ten związek różni się od poprzedniego? Bo dla mnie wszystko zaczyna się tak samo. Wtedy również byłeś cały w skowronkach, sypiąc kwiaty przed tamtego drania. I co ci ostatecznie zrobił?

Jakby na zawołanie, dawne urazy dały o sobie znać w postaci wyimaginowanego bólu. W jednej chwili odczuł wszystkie uderzenia, ściśnięcia, rany i ranki, a także wyzwiska niekiedy krzywdzące bardziej niż ciosy zadane fizycznie.

Milczał.

Musiał postarać się przełknąć jakoś własną beznadziejność. Wierzył w to, że jego matka jest dobrą osobą, a jedyne co teraz robi, to troszczy się o niego. Przecież to ona zawsze była tą, której musiał się tłumaczyć ze wszystkich urazów i nocnych napadów histerii.

-Jesteś potworem porównując te dwie rzeczy - zarzucił jej, nieumiejętnie opanowując drżący głos.

-Jestem szczera - zadała potężny cios w serce swojego dziecka, a wcale nie wyglądała jakby ją to obeszło. - Jeżeli już skończyłeś mnie obrażać i wyładowywać frustrację z powodu mojego braku akceptacji względem twojego faceta, to możesz przygrzać sobie wczorajszy obiad. Tylko zostaw też coś dla Eunbin, bo nie chce mi się dzisiaj gotować.

-Zjem na mieście - warknął. - W zasadzie to już wychodzę. Wiedziałem, że przychodzenie tutaj nie było dobrym pomysłem - spuścił głowę.

-To trzeba było nie przychodzić - usłyszał, gdy tylko odwrócił się plecami.

-Powiedz Eunbin, że byłem dzisiaj... I że bardzo ją kocham.

-Jeżeli nie zapomnę - westchnęła cierpiętniczo, klikając kilka razy w myszkę. - Jak będziesz wychodził, zamknij dobrze drzwi, żebym nie musiała bezsensu wstawać i poprawiać.

-Z przyjemnością.

Po dzisiejszej wizycie w domu zdecydowanie spodziewał się czegoś innego. Liczył się z możliwością bycia zaatakowanym, ale to co ostatecznie zaprezentowała jego własna matka przekraczało wszelkie granice.

Czy to miał być jakiś swoisty odwet za niepojawianie się w domu przez dłuższy czas? Jeżeli tak, to zdecydowanie nie zasłużył, by być tak boleśnie ukaranym.

Drżącymi dłońmi sięgnął po telefon, na pamięć przemierzając wirtualną drogę do odnalezienia numeru Kihyuna. Dosłownie przez chwilę zastanawiał się nad możliwością przeszkodzenia mu w czymś niezwykle ważnym. Ostatecznie postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Idąc tą zatłoczoną ulicą, czuł się wyjątkowo samotny.

Pierwszy sygnał.

Drugi..

Trzeci...

-Poczekaj chwilę - usłyszał cichy szept, a potem trzaśnięcie drzwi, szybkie kroki, kolejne trzaśnięcie. - Coś się stało? - Zapytał wyraźnie zmartwiony.

-Co robisz? - Starał się brzmieć w miarę normalnie.

-Mieliśmy próbę do nowej choreografii -wyjaśnił szybko.

-Czyli ci przeszkodziłem...? - Zapytał cicho, niechcąco pociągając nosem. Czuł jak powoli zaczynają piec go oczy.

-Ty mi nigdy nie przeszkadzasz - sprzeciwił się. - Strasznie dziwnie brzmisz. Stało się coś? - Ponowił pytanie zadane przed chwilą.

-Byłem w domu... - Burknął.

-Twoja mama znowu coś powiedziała...? – Zgadywał.

-Mhm - przytaknął, zaciskając usta z własnej niemocy.

Kilka z mijających go osób, spojrzało na jego twarz, wyraźnie zaciekawiona grymasem, który się na niej pojawił.

-Powinienem wrócić dzisiaj wcześniej?

-Nie bądź głupi - zaśmiał się przez łzy. - Masz swoje obowiązki i...

-Żaden obowiązek nie jest ważniejszy od ciebie - wtrącił się z całym przekonaniem na jakie tylko było go stać. - Powiem, że mam coś do zrobienia i po prostu wyjdę. I tak wszystko już umiem z tego co tu robimy. Właściwie te treningi są organizowane dla całej reszty, a nie dla mnie - prychnął z wyczuwalną nutą pogardy dla mniej umiejętnych współczłonków. - Postaram się przyjść pod kawiarnię, a jak mi się nie uda, to poczekam w domu.

-Kocham cię - szepnął na sam koniec.

~~~

Witajcie

Wielu z Was może teraz wjeżdżać na moją wersję mamy Changkyuna

Swoją droga, biedni Ci rodzice naszych bohaterów, prawda? Zawsze robię z nich potwory albo inne dziwadła

W każdym razie

Możecie ją wyzywać

Ale kurczę

Ja ją lubię

:D

Potwór z potworem zawsze się dogada, nie? >.>

Mamy... 4 rozdział rozprawiający o przeszłości

Jestem ciekaw ilu z Was najchętniej wróciłoby już do teraźniejszości, by zobaczyć jak układa się ich życie po XXIII rozdziale :P

*Wzrusza ramionami*

I tak tutaj jeszcze chwilę zostaniemy

Przynajmniej nic nie płonie

Nie wali się

Nie wybucha

I nie zgrzyta zębami

Sielskość, Moi Państwo!

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro