XLV
Więc tak wyglądał jego świat? Ludzie mijający cię bez żadnego słowa, rzucający jedynie pośpieszne spojrzenia, które w mgnienia oku miały ustalić twoją wartość. Kihyun naprawdę był królem w tym miejscu? Rządził pustymi korytarzami, odbierał pokłony od mniej lub ważnych pracowników własnej wytwórni.
Co było w tym takiego, że spędzał w tym miejscu tyle czasu? Co w sobie miało to miejsce, czego nie miało ich wspólne mieszkanie?
-Ymm... Przepraszam - zaczepił jednego chłopaka, który na pierwszy rzut oka mógł być tutaj trainee lub zwyczajnym tancerzem biorącym sobie przerwę od praktyk.
-Nom? - Odezwał się, nawet nie podnosząc wzroku pochłonięty własnym telefonem.
-Wiesz może gdzie jest sala nagraniowa numer... - Zamilkł, przywołując w pamięci słowa własne matki- Trzy.
-A po co... - W końcu przeniósł swój wzrok na rozmówcę i cokolwiek zobaczył na twarzy Changkyuna, sprawnie odebrało mu mowę. - Ten... - Zająknął się. - Widzę cię pierwszy raz, jesteś tutaj nowy?
-Co? Nie, nie, nie - zaśmiał się. - Mam coś zanieść do sali nagraniowej i już mnie nie ma.
-Szkoda... - Mruknął pod nosem. - Ale mogę cię tam zaprowadzić! Trochę pobłądziłeś, bo powinieneś być w drugiej części budynku, więc...
-Byłoby naprawdę miło - uśmiechnął się ciepło. - Mam nadzieję, że to nie będzie problem.
-A skąd! - Zaśmiał się. - I tak mamy teraz przerwę od treningu, więc z chęcią się przejdę.
-W takim razie chętnie skorzystam.
To było dziwne. Idąc z tym chłopakiem opustoszałymi korytarzami ciągle dręczyło go dziwne przeświadczenie, że skądś go znał. W pierwszej chwili założył, że ma przyjemność z jakimś mniej znanym idolem, którego piosenka mogła kiedyś lecieć w Idol Caffe, ale ostatecznie odrzucił ten pomysł. Ten głos na pewno był dla niego obcy i upewniał się w tym coraz bardziej podczas ich krótkiej wymiany zdań.
Pozostawał jeszcze wygląd, a ten był najzwyczajniej w świcie przeciętny. Ratowały go jedynie rysy pozwalające stwierdzić, że któryś z jego rodziców z pewnością nie był Azjatą, ale nawet one nie pozwalały mu wydostać się z przegródki „średniak".
-Z tego co pamiętam, to w tamtej sali siedzi teraz Baekman - odezwał się po chwili ciszy.
- Baekman? - Zmarszczył brwi.
-Nie znasz jej? - Wyglądał na naprawdę zaskoczonego. - Pani Im Yoonji.*
-Ach... - Momentalnie się uśmiechnął pod nosem. - To moja mama - ruszył dalej, podczas gdy jego zszokowany towarzysz został nieco z tyłu obezwładniony własnym szokiem.
Gdyby ktoś zapytał się Changkyuna, czym zajmuję się jego matka zapewne wszystkie odpowiedzi sprowadzałby się do „Siedzi przed komputerem i coś sobie klika" Wówczas, gdy to klikanie niosło za sobą znacznie większy sens. Pani Im od kilku lat była jedną z najbardziej rozchwytywanych autorek tekstów w całej Korei. A trzeba było jej przyznać, że tworzone przez nią podkłady również znajdowały odpowiednie uznanie. Mimo, że wcześniej nie słyszał takiego pseudonimu swojej matki, to był niemalże pewien, dlaczego akurat wybrano „Baekman". Każda skomponowana przez nią piosenka bardzo szybko przebijała miliony wyświetleń.
Niezwykle zabawne był fakt, że była odpowiedzialna za znaczną część dzisiejszej sławy Kihyuna. Była autorką jego najpopularniejszych piosenek, a także nie raz jechała do studia nagraniowego, by osobiście nadzorować jego pracę. Kto jak nie sama autorka wiedziała jak powinien być zaśpiewany dany utwór?
Zdecydowanie zabawniejsze było to, że Kihyun nie miał o niczym pojęcia.
***
-Długo ci to zajęło - powiedziała niezadowolona, odbierając swoją przeklętą teczkę. - Siadaj - rozkazała wskazując na fotel obok.
-Ale...
-Siadaj - warknęła, zabierając się za przeglądanie teczki.
-Chciałem odpocząć - burknął, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.
-Odpoczniesz po śmierci - rzuciła niezwykle optymistycznie.
Sam nie wiedział ile musiał odczekać. Było to może piętnaście, a może dwadzieścia minut. Dopiero po tym czasie drzwi ponownie się otworzyły, by mógł przejść przez nie Kihyun we własnej osobie. Zdezorientowany Changkyun spojrzał jedynie spanikowany na swoją matkę, której twarzy przypominała w tym momencie rzeźbę pozbawioną jakichkolwiek ludzkich cech.
To spotkanie było z góry zaplanowane. Właśnie, dlatego jego matka celowo zapomniała teczki, choć nigdy jej się to nie zdarza. Właśnie, dlatego rozkazała mu tu przyjść i czekać. Cokolwiek zamierzała... Changkyun czuł jak jego serce powoli staje.
-Chan... - Kihyun wyglądał na równie zaskoczonego obecnością swojego byłego chłopaka. Urwał jednak, gdy zdał sobie sprawę, że obok siedzi osoba, którą darzył niezwykle dużym szacunkiem. - Pani Im - Pokłonił się jej.
-Drzwi - rozkazała twardo, a Yoo w jednej chwili spełnił jej rozkaz.
Changkyun strategicznie spuścił głowę.
-Wiesz kim jest ten chłopak? - Wskazała na swojego syna.
Idol potrzebował zaledwie kilku sekund, by wybrać swoją odpowiedź.
-Pierwszy raz go widzę - powiedział, ukrywając prawdziwe uczucia za maską. - Chociaż! To jest ten barman pracujący w tej kawiarni niedaleko, prawda? Dobrze zapamiętałem, nie?
-Nie pogrążaj się Kihyun - warknął wściekły. - Moja mama doskonale wie, że się znamy - uśmiechnął się smutno.
-Twoja ma... - Rozszerzył oczy. - Al...
-Nie odzywaj się - przerwała mu. - Chciałabym, żebyś dokładnie mnie wysłuchał, ponieważ nie mam zamiaru się powtarzać.
Kihyun kiwnął ostrożnie głową.
W ruch poszła teczka, z której kobieta wyciągnęła parę zdjęć - ich wspólnych zdjęć. Z miejsca, w którym siedział nie mógł dokładnie stwierdzić, w których sytuacjach zostały zrobione, ale z pewnością przedstawiały ich. Już chyba wiedział, co planowała jego własna matka.
-To są nasze zdjęcia - stwierdził błyskotliwie Yoo, przeglądając kolejne z nich.
-Mogę wybaczyć naprawdę wiele - zachowywała już pełen spokój w przeciwieństwie do pozostałej dwójki, która traciła powoli zmysły. - Zapomniałeś tekstu? Trudno. Fałszujesz? Każdemu zdarzy się mieć gorszy dzień. Ignorujesz moje sugestie? Odważnie, ale nie zabiję za to. Nie pojawiasz się na umówionym spotkaniu? Twoja strata - Wyliczała. - Ale wiesz czego wybaczyć nie mogę? Tego, że bezczelnie przez cztery lata raniłeś moje dziecko - skrzyżowała ręce na piersi. - Od początku wiedziałam kim jesteś, ale bezczynnie przyglądałam się temu wszystkiemu, ponieważ wiedziałam jak bardzo zakochany jest w tobie mój syn.
Kihyun spojrzał wilgotnym spojrzeniem na swojego chłopaka, który ze wszystkich sił unikał jego wzroku.
-Kilka dni temu jednak moje nieszczęsne dziecko przez ciebie padło przede mną na kolana - po policzku Changkyuna spłynęła pierwsza z łez. - Nie muszę się już więcej powstrzymywać i udawać, że niczego nie widzę - wstała z krzesła. - Daje ci dzisiaj wybór: Możesz dalej starać się o mojego syna, a wtedy cię zniszczę lub... Odpieprz się od mojego syna i zachowaj swoją sławę. Co wybierasz?
Zapadła chwila ciszy, która w rzeczywistości mogła trwać zaledwie kilka sekund. W głowie Changkyuna jednak zdążyły już minąć całe milenia. Patrzył na swojego chłopaka z dziwną nadzieją, chociaż sam nie był pewien czego od niego oczekiwał.
-Wybieram...sławę... - Spuścił głowę.
~~~
Im Yoonji*- Wszelka zbieżność jest przypadkowa
Witajcie
*Patrzy na rozdział*
*Patrzy na czytelników*
*Patrzy na Panią Im*
*Patrzy na Changkyuna*
*Patrzy na Kihyuna*
*Zwija scenariusz w rulonik*
*Bije Yoo po głowie*
TY KRETYNIE!
NO JAK JA MAM PRACOWAĆ W TYCH WARUNKACH?
JAK?
J
A
K
?
I wcale nie chodzi mi o to zwierzę
Człowiek chce naprawdę dobrze
Załatać dziury, które powstały
ALE NIE
Oni żyją własnym życiem
Staje taki Kihyuna
I mówi:
"O nie, nie, nie Panie Ałtor"
Co ta notka ma na celu?
Przerzucenie odpowiedzialności!
Yey~
Więc pamiętajcie moi drodzy czytelnicy
Bijcie Kihyuna
I ewentualnie Panią Im
A nie pewnego:
Uroczego
Miłego
Kreatywnego
Współczującego
Młodego
Niezwykle przystojnego
Szczupłego
Inteligentnego
Skromnego
Ałtora
Buziaczki!
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro