Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XCVIII

W swoich objęciach. Dokładnie tak spędzili czas do późnych godzin nocnych, nim ostatecznie najpierw Changkyunowi, a chwilę później i Kihyunowi, Morfeusz postanowił wysłać listem poleconym zaproszenie do swojej krainy. Nim to się jednak stało spędzili razem naprawdę ważne dla ich związku chwile, będąc bliżej niż byli ostatnimi czasy. Choć byli siebie tak blisko, czując najmniejszy ruch, czy chłonąc własne ciepło. Nie było między nimi żadnego seksualnego napięcia. Całkowicie zeszło ono na dalszy plan, pozostawiając miejsce na coś zupełnie innego.

Beztroskość.

Tych kilka godzin spędzonych na głupich żartach, przekomarzaniach i prostych rozmów, których tematy rozciągały się od obecnej sytuacji, do rzeczy tak błahych jak plany na przyszłe wakacje. Gama była na tyle szeroka, że dygresje do tematów nabawiły się swoich własnych dygresji.

Samemu będąc już jedną nogą po tamtej stronie świadomości, z oczami otwartymi ostatnimi siłami woli, rejestrował spokojną twarz swojego chłopaka, księcia bez białego konia, ale za to z najcudowniejszym uśmiechem na świecie, który bez żadnego ostrzeżenia usnął spokojnie na jego ramieniu.

Był wyjątkowym szczęściarzem mając go przy sobie.

Sława upajała, deprawowała i łamała w zamian za swoje niezliczone dobrodziejstwa i przywileje. Dzięki tej sławie żyli obecnym życiem. Cała ich trójka: Hyejin, Joonho i Kihyun nie mogli się wyprzeć uzależnienia od niej. Była dla nich narkotykiem, który od lat zatruwał ich organizmy, oślepiając i oddalając od zwykłych problemów. Nagle nie ważnym stawał się chłopak czekający samotnie w pustym apartamencie, a niska sprzedaż najnowszego albumu. Wygasająca miłość zbyt łatwo była wypierana tą płynącą zewsząd - fanowską, która być może nie smakowała podobnie, ale pompowała ego do niewyobrażalnych rozmiarów.

Nagle ktoś ten cały balonik przebił.

Patrząc na tą spokojną twarz po jego głowie, niczym strzała, przebiła się ostatnia z myśli: „A co gdybym poszedł na odwyk...? Dla niego..."

Ostatecznie co było tak naprawdę ważne w jego życiu? Spełnił swoje marzenie i miał u boku najlepszego z możliwych facetów. W pewnym momencie te dwa dary zaczęły ze sobą rywalizować i nawzajem się zwalczać. Wkrótce zapewne znowu będzie musiał podejmować trudne wybory z tej płaszczyzny. W przeszłości... Zaniedbywał Changkyuna, ale nie robił tego tak bardzo celowo, jakby mógł. Jego grafik pękał za każdym razem, gdy tylko na niego patrzył. Kolejni menadżerzy odchodzili lub się wymieniali.

Tylko on pozostawał taki sam... I tylko Changkyun nadal postanowił przy nim trwać.

***

Pobudki nigdy nie były jego mocną stroną. Zwłaszcza, kiedy na siłę były zakłócane przez intruza, który uporczywie wciskał się pomiędzy ich splecione ciała, by uszczknąć sobie trochę z ich ciepła. Do nozdrzy Changkyuna niemalże natychmiast dotarł wyróżniający się zapach alkoholu.

Otworzył lekko oczy, by ujrzeć twarz Coffa zaledwie kilka centymetrów od swojej.

Zmarszczył gniewnie brwi oczekując natychmiastowych wyjaśnień.

-Głodny jestem - szepnął.

-Piłeś - warknął.

-Tak - przyznał się. - Ale to nie zmienia faktu, że w lodówce macie jakieś śmieci. Więc wstawaj księżniczko robić mi śniadanie, albo będę musiał zjeść lody... A pod ręką mam dwa - uśmiechnął się prowokacyjnie.

-Nawet o tym nie myśl - Kihyun odezwał się zachrypniętym głosem, łapiąc intruza za kark i zmuszając go do opuszczenia łóżka.

-Na litość - Kyun natychmiast odwrócił wzrok  - Dlaczego do cholery przylazłeś tutaj nagi? Jesteś jakimś perwersem?!

-Zauważyłeś? - Podrapał się po brzuchu. - Już nie udawaj takiej cnotki. Zupełnie jakbyś nagiego faceta nie widział! Patrz na Kihyuna, on się nie peszy - prychnął w stronę swojego przyjaciela, który od samego początku patrzył jedynie na twarz Changkyuna. - Będę czekał w kuchni... Ale wrócę tutaj za pięć minut, jeżeli się nie pojawicie! - Zagroził wychodząc.

Obydwoje ponownie opadli na łóżko.

-Cześć, piękny - mruknął Yoo, przyciągając do siebie swojego partnera, którego reakcja polegała jedynie na przeciągłym jęknięciu.

-Dobry - uśmiechnął się pod nosem, oplatając rękoma i nogami jego ciało. Zupełnie jak małe zwierzątko

-Musimy wstawać - szepnął rozpoczynając pochłaniającą zabawę kosmykami młodszego.

-Ty musisz - sprostował sennie. - To jest twój znajomy. Mnie do tego nie mieszaj.

-Zostawisz mnie z nim? - Zmarszczył brwi. - Jest nagi i napalony...

-A ja jestem śpiący - prychnął.

***

Po zjawieniu się w kuchni z ulga przyjęli Coffa wciśniętego w swoje wczorajsze ciuchy i Hyejin będąca tą osobą, która go do tego namówiła. Uśmiechała się do nich znad kubka świeżej kawy. Nawet bez makijażu, w roztarganych włosach i lekko nieprzytomnym spojrzeniu, spokojnie mogłaby skraść serca rzeszy mężczyzn.

Obydwoje ucałowali ją w policzek na powitanie.

Siadając razem do wspólnego śniadania nie zastanawiali się nad tym, że było ono pierwszym od dawna zjedzonym razem dla co najmniej połowy z nich. Moon jeszcze jakoś próbował sobie poradzić z niezręcznością, ale Hyejin, jak za każdym razem, trudno przychodziło oswoić się z faktem wspólnego posiłku. Była w branży dłużej niż oni wszyscy, a więc bardziej została wystawiona na samotność będącą cichą towarzyszką sławy.

Być może otaczało ich mnóstwo ludzi, ale nikt kto nie był idolem nie zda sobie sprawy, jak bardzo samotnym można być mając obok siebie drugiego człowieka.

„Sława to poświęcenia" - Ktoś mógłby powiedzieć.

Problem w tym, że to czego żądała niejednokrotnie nie szło w parze z tymi ochłapami rzucanymi pod nogi. Fani często widzą pozytywne aspekty materializujące się, jako markowe ubrania, najnowsze sprzęty, auta, apartamenty. Imponuje im to i jak lep przyciąga kolejnych naiwnych trainne marzących o rajskim życiu. Potem ci sami ludzie orientują się jak bardzo byli w błędzie, gdy nagle każdy ich ruch interpretowany jest na miliony sposobów, każdy zły gest staje się obiektem nienawiści, każda osoba będąca zbyt blisko zostaje zdeptana... Kiedy umiera ich przeszłe „ja" i rodzi się ktoś nowy.  Ktoś inny.

Kihyun, Hyejin i Joonho. Oni stanowili niemalże doskonałe manifestacje różnych przewinień sławy. Gdyby postawić ją przed sądem. Z pewnością byliby kluczowymi świadkami... Chyba, że prędzej, by ich zabiła za wystąpienie przeciwko sobie.

-Tak właściwie... - Zaczął Changkyun. - Dlaczego wali od ciebie alkoholem od samego rana? - Spojrzał ostro na Moona gryzącego krawędź kubka.

-Miałem zły sen - wzruszył ramionami.

Wzrok Im'a na chwilę uciekł w stronę Hyejin, której twarz czysto zdradzała, że w tym „złym śnie" było zdecydowanie głębsze dno.

-To trzeba było sobie włączyć kołysankę - prychnął.

Nie miał absolutnej pewności, ale domyślał się na jaki temat był ten koszmar. Ktoś tak silny jak Moon z pewnością nie dałby za wygraną tylko z powodu jakiegoś tam złego snu.

Ktoś musiał mieć naprawdę świetną zabawę sadzając te nieszczęścia przy jednym stole.

~~~

Witajcie

Choć do setnego rozdziału jeszcze nam trochę brakuje

Ale tak tyci, tyci

To dzisiaj możemy świętować już setną publikacje!

WoW

To robi wrażenie, prawda?

^ ^

Powoli zastanawiam się, czy uda mi się kiedyś napisać jakieś ff, które będzie trwało krócej niż pół roku xD

Może trudno w to uwierzyć, ale BY ma już siedem miesięcy

^ ^

Spędziliście tutaj razem ze mną naprawdę spory kawałek czasu~

Dobrze!

Bo się rozczulam

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro