Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXXIV

W tej sytuacji miał tylko jedno wyjście. Od samego początku było jasne, po której z tych dwóch stron stanie. I nawet jeśli przejmujący wzrok Jinsanga wypalał mu dziurę w sercu, to właśnie Kihyun był tym, którego kochał i z którym chciał być.

-Wracajmy do domu - ujął go delikatnie za dłoń. - Wszystko ci wyjaśnię, nie róbmy tutaj sceny.

-Nie róbmy tutaj sceny? - Warknął. - Koleś cię nadal nachodzi! Nawet po tym, jak dałeś mu do zrozumienia, że nic z tego. Widocznie należy mu się coś o silniejszym przekazie niż słowa. Może po tym w końcu zrozumie, gdzie jest jego miejsce.

-No chyba nie chcesz go tutaj bić! - Zirytował się, powstrzymując swojego chłopaka przed wyruszeniem w kierunku ciągle zdezorientowanego Popova, który miał coraz lepszy pogląd na całą sytuację.

-Chang... - Odezwał się w końcu cicho. - O co tutaj chodzi...?

-O co tutaj chodzi? - Wyrwał się Yoo. - Już raz ci dzisiaj przypierdoliłem za podwalanie się do mojego faceta. Naprawdę musisz nie bać się śmierci, że nadal odważyłeś się tutaj przyjść.

-Przyszedłem tutaj, ponieważ chciał ze mną porozmawiać - warknął, zaciskając dłonie w pięści. - Umówił się ze mną.

-Pobiłeś go? - Wtrącił się Im, szybko dokonując oględzin zdartych nadgarstków swojego chłopaka. - Jak mogłeś? Co ci strzeliło do tego twojego pustego łba, żeby się z kimś pobić? Masz pięć lat, żeby w ten sposób rozwiązywać problemy?

- O nie, nie, nie - zaśmiał się nerwowo. - Już wiem co chcesz zrobić i na pewno ci na to nie pozwolę. Nie ma mowy o żadnej zmianie tematu w tej chwili.

-Jinsang... - Sapnął, cudem utrzymując Kihyuna w miejscu. - Wszystko ci wyjaśnię, ale... Ale czy mógłbyś teraz po prostu uciec? Nie chcę, żeby stała ci się większa krzywda, a czuję, że dłużej go nie utrzymam.

- Stajesz po jego stronie? Zwariowałeś? Czyim ty tak właściwie jesteś chłopakiem?! - Krzyknął, opuszczając maseczkę w dół.

-Twoim! - Wykrzyczał mu w twarz.

Wątpił, by w jakikolwiek możliwy sposób mógł ugasić ten pożar, który sam wywołał. Całując go w tamtym momencie wcale nie chciał mu niczego udowodnić, czy uspokoić. Chciał tylko kupić trochę czasu dla Jinsanga, który perfekcyjnie zrozumiał, że nie jest tutaj więcej potrzebny.

Doskonale znał temperament swojego chłopaka. Był z na tyle długo, by potrafić stwierdzić, że ta sytuacja nie mogła skończyć się szczęśliwie. Nawet jeśli udało mu się w pewien sposób oszczędzić Popova, to jeszcze nie za bardzo wiedział jak przetrwać spotkanie z rozszalałym Kihyunem.

-Przestań! - Odepchnął go od siebie brutalnie. - Co ty odpierdalasz, co? Wytłumacz mi to wszystko, bo nie potrafię zrozumieć, dlaczego mój chłopak umawia się za moimi plecami z gościem, którego miał rzucić. Zdradzasz mnie? - Niebezpiecznie do niego przystąpił.

-Uderz mnie, a będziesz skończony - spojrzał mu prosto w oczy. - Nie zdradziłem cię - wyznał. - Przyznaję się do tego, że cię okłamałem z ucięciem kontaktu, ale to dla naszego dobra...

-Naszego dobra? Człowieku! Chodziłeś na randki z gościem, z którym się przelizałeś! A do tego robiłeś to w tajemnicy przede mną. Co ja według ciebie mam o tym myśleć? Gdybyś był na moim miejscu, to już by cię tutaj nie było, a nasz związek by nie istniał. Powinieneś być mi wdzięczny, że w ogóle chcę słuchać twoich głupich wymówek.

-Skoro chcesz mnie słuchać, to zamknij się wreszcie i poczekaj - warknął. - Chciałem z nim zerwać znajomość, ale wtedy zobaczyłem jak bardzo zależy mu na kontakcie ze mną. Nie chciałem mu łamać serca. To nie moja wina, że chłopak zakochiwał się we mnie jeszcze bardziej. Myślałem, że uda mi się za twoimi plecami powoli wygaszać moją znajomość z nim, ale...

-Ale kurwa ci się nie udało - prychnął, ruszając w stronę swojego samochodu niedbale zaparkowanego przed budynkiem.

Jeszcze przez chwilę stał w tamtym miejscu, nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić. Oczywiście, że spartaczył całą sprawę i cała wina leżała po jego stronie. Wcale nie zamierzał się tego wypierać... Chciał jedynie, by ta historia w miarę możliwości skończyła się dobrze dla wszystkich. Przecież nigdy by mu przez myśl nie przeszło, by móc spojrzeć na innego faceta będąc w związku z Yoo.

Problem w tym, że stał się obecnie kompletnie niewiarygodny.

Bez słowa usiadł na miejscu dla pasażera zapinając pasy. Kilka krótkich chwil później jechali już prosto do swojego apartamentowca. Changkyun jeszcze napisał kilka wiadomości swojej mamie, przepraszając ją, że nie dał rady się pożegnać. Wszystko było lepsze od wszechobecnego napięcia, jakie wypełniało wnętrze luksusowego samochodu.

-Jesteś na mnie zły? - Zapytał, kiedy zatrzymali się na jednym z wielu czerwonych świateł.

-Nie - warknął. - Jakbyś nie zauważył, to właśnie skaczę z radości i mam banana na twarzy - przeniósł na niego wściekłe spojrzenie. - A jak, kurwa, myślisz? Oczywiście, że jestem na ciebie zły. Powiem więcej! Jestem na ciebie cholernie zły - spokojnie ruszyli w dalszą drogę. - Właśnie do siebie wróciliśmy i naprawdę nie spodziewałem się takiego cyrku na samym początku.

Changkyun odchylił głowę do tyłu, będąc gotowym na kolejny wykład ze strony swojego ukochanego.

-Ale wiesz co jest gorsze od mojej wściekłości? - Ciągnął. - Że jest mi tak cholernie przykro z tego powodu, że mam ochotę się rozkleić na dobre... Tylko nie chcę nas zabić - burknął, pociągając nosem na potwierdzenie swoich słów. - Chociaż to byłaby całkiem dobra nauczka dla ciebie.

-Ki... - Zaczął miękko, chcąc ująć jego dłoń.

-Nie dotykaj mnie! - Szybko przeniósł wspomnianą dłoń w inne miejsce. - Nie dam ci się teraz tak łatwo udobruchać, żmijo.

-Wiem, że zjebałem, okej? Ale chcę ci to jakoś wynagrodzić, więc po prostu pozwól mi na to.

-Changkyun - zaczął groźnie. - Może nie zauważyłeś, ale tym razem to nie zadziała. Zdajesz sobie w ogóle sprawę, jak bardzo nadwyrężyłeś moje zaufanie do ciebie? Skąd mam mieć teraz pewność, że za jakiś czas znowu mnie nie okłamiesz? Złamałeś zasadę, którą sam kiedyś stworzyłeś. Mieliśmy mówić sobie wszystko. Nawet te najgorsze z najgorszych rzeczy. Naprawdę nie miałeś do mnie tyle zaufania? Uważałeś, że bym nie zrozumiał, że nie chcesz go ranić? Zrozumiałbym...

-Przepraszam... - Szepnął cicho. - Naprawdę przepraszam - przymknął oczy, odwracając głowę w kierunku szyby. - Ostatnio... Cały czas zdarza mi się podejmować niewłaściwe decyzje i ranić osoby znajdujące się w moim otoczeniu... Naprawdę nie chciałem cię zranić. Wiem, że te słowa są teraz dla ciebie niczym, ale... Mówię szczerze - westchnął. - Jeszcze raz przepraszam, że w ciebie zwątpiłem. Sam nie wiem co musiałem sobie myśleć...

~~~

Witajcie

To co?

Rozbijamy ich związek?

W sumie

Byłoby zabawnie zrobić to teraz

Kiedy nie dawno się pogodzili

Ale to w sumie byłaby dobra nauczka dla Changkyuna

Moi drodzy

Nie okłamujcie osób, które kochacie, dobrze?

I nie spotykajcie się za ich plecami

#MoralnyAłtor

Jest mi trochę żal Kihyuna w tym rozdziale

Ale tylko trochę

Bo to co on czuje jest zapewne porównywalne z mętlikiem, który ma w głowie Popov

Cóż

Przynajmniej nie oberwał drugi raz, prawda? ^ ^

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro