Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXXIII

Nim się obejrzał, a zrobiło się już naprawdę późno, a spotkanie z Jinsangiem zbliżało się wraz z niemiłosiernie zachodzącym słońcem. Pomimo ciepłych objęć swojej matki, natrętne myśli ani na chwilę nie mogły wyjść z jego głowy. Różne scenariusze z minionego życia Popova były przez niego rozkładane niemalże na czynniki pierwsze.

Powinien uwierzyć swoim własnym odczuciom, a może wsłuchać się w jego przeszłość? Nie potrafił zdecydować.

Yoo:

Jestem w domu

I zgadnij co?

Nie ma ciebie.

Gdzie jesteś?

Tęsknie mocno xoxo

Chcę cię mocno przytulić

Im:

Jestem u mamy

Trochę się zasiedziałem

Zagryzł dolną wargę.

Im:

W zasadzie, to wypiłem z nią winko, więc zostanę u niej na noc

Będzie ci to przeszkadzało?

Yoo:

Och...

No dobrze

Nie gniewam się

Tylko nie opij się za bardzo

Będę na ciebie czekał w domu

Im:

Kochany jesteś

Kolejny raz musiał skłamać. W rzeczywistości nie wypił nawet kropli z butelki, którą sprezentowała sobie jego matka. Miał przecież zaraz iść na ważne spotkanie, a zdecydowanie nie był w sytuacji, w której mógł pozwolić sobie na bycie nietrzeźwym.

Zaledwie kilka minut przed tym, jak napisał do niego Kihyun, poprosił Jinsanga, by ten podjechał pod jego dom. To była zdecydowanie lepsza opcja niż szlajanie się po mieście. Nie mógł AŻ tak ryzykować. Natknięcie się na Coffa, przekradającego się anonimowo między niczego nieświadomymi ludźmi nie było jego wymarzonym sposobem na spędzenie wieczoru.

Dlatego musiał zachowywać się jak nastolatek, który nie chciał, żeby jego orientacja wyszła na jaw.

-A mój... - Zakrył usta, kiedy po raz pierwszy zobaczył, co się stało z twarzą jego znajomego.

-Bardzo źle to wygląda? - Uśmiechnął się słabo. - W sumie... Po co pytam - podrapał się nerwowo po głowie. - Wiem, że wyglądam tragicznie.

-Co ci się stało? - Jakby instynktownie czule ujął jego poranioną twarz w swoje dłonie. - Kto ci to zrobił? - Zapytał cicho, rozbieganym wzrokiem przeskakując po wszystkich urazach. - Kto? - Ponowił pytanie.

Jinsang czule przygładził jego dłonie, okazujące mu tyle ciepła i troski. Przymknął oczy na parę sekund, by po chwili otworzyć je pełen szczęścia i spokoju.

-To była tylko pomyłka - zapewnił. - Nie musisz się tym naprawdę przejmować, słowo - zsunął jego dłonie, wcale nie zamierzając ich puścić. To było to na co czekał cały dzisiejszy dzień.

-Ktoś przez pomyłkę cię tak urządził?! - Zirytował się. - Chcesz mi wmówić, że ktoś rozwalił ci wargę, podbił oko i pewnie zrobił kilka innych nieprzyjemnych rzeczy przez pomyłkę? Nie mydl mi oczu, Popov - zagroził.

-To miłe - uśmiechnął się głupkowato, całując grzbiet jego dłoni.

-Co takiego? - Zmarszczył brwi.

-Że się o mnie troszczysz. To miłe - przymknął spokojnie oczy. - Ostatnio cały czas to ja troszczę się o innych. Nie pamiętam, kiedy ktoś naprawdę troszczył się o mnie. Zapomniałem, jakie to jest miłe uczucie.

-Nie zmieniaj tematu - fuknął zmieszany.

-Nie spotkaliśmy się tutaj, żeby rozmawiać o moich problemach - przypomniał mu. - Po prostu pomiń moją rozwaloną twarz i po prostu cieszmy się swoją obecnością, dobrze?

-Ale...

-Po prostu - puścił mu oczko.

Zdecydowanie nie miał dzisiaj siły, żeby dociekać, co tak naprawdę spotkało Popova. Nawet, jeśli ta sprawa wydawała się niepokojąca, to nie mógł zrobić kompletnie nic, by chociaż o kilka kroków przybliżyć się do prawdy. Spacerując spokojnie u jego boku i z ukosa patrząc na rozpromienioną twarz, nie potrafił odnaleźć na niej śladu zmartwienia czy bólu. Wszystko to zachęcało to uwierzenia w historię o zwykłym przypadku.

Problem w tym, że Changkyun już dawno temu przestał wierzyć w przypadki.

-Będzie ci przeszkadzało, jeżeli po prostu będziemy spacerować dookoła? - Zapytał, kiedy mieli za sobą trzecie okrążenie budynku, w którym znajdowało się mieszkanie Pani Im.

-Coś ty - zaśmiał się. - W zasadzie, to całkiem miło jest spacerować i nie musieć myśleć, gdzie konkretnie się idzie. I tak dla mnie ważne jest z kim spaceruje, a nie gdzie - westchnął spokojnie. - Równie dobrze moglibyśmy po prostu stać w miejscu. Zupełnie by mi to nie przeszkadzało.

-Jakim cudem taki facet jak ty nie ma jeszcze nikogo? - Zapytał całkowicie poważnie.

-Ja... - Odchrząknął. - Starałem się kilka razy znaleźć kogoś dla siebie, ale większość z tych ludzi interesowało tylko to, że jestem mieszanej rasy i tyle. Jakby... Nikt nie myślał o mnie, jako o czymś poważniejszym niż przygodny seks.

-To smutne - skrzywił się.

-Ale teraz mam ciebie - wypalił. - Więc chyba opłacało się czekać. Do tego spotkałem cię kompletnym przypadkiem, a to brzmi jak naprawdę dobrze rozpoczęcie dobrej historii.

-W zasadzie...

Powinien to zakończyć.

Zdawał sobie sprawę, że podejmował tą decyzję już kilka razy i za każdym razem wychodziło z tego całkowite nic. Tym razem całkiem klarownie widział całą patologię tej sytuacji. Popov... On zakochał się po uszy i kto wie, jakie plany układał już w swojej głowie. W tym momencie nie musiał zastanawiać się nad jego trudną przeszłością, by móc podjąć właściwą decyzję.

Nie chciał go jeszcze bardziej krzywdzić.

-Changkyun... - Usłyszał znajomy głos, który wcale nie był zadowolony.

Jego ciało momentalnie się spięło, gdy w oddali dojrzał wpatrującego się w nich Kihyuna. Mógł mieć narzucony na głowę kaptur i maskę nałożoną na twarz. Ale spokojnie mógł rozpoznać w nim swojego kochanka.

Nigdy by się nie spodziewał, że jego kłamstewko wyda się tak szybko i tak głupio. Co więcej, Popov autentycznie wyglądał jakby zobaczył postać ze swoich najgorszych koszmarów.

W tym momencie nie było nawet chwili na jakąkolwiek zwłokę. Szybko oddalił się od zdezorientowanego Jinsanga i znalazł się u boku wściekłego Yoo.

-Co ty tutaj robisz? - Zapytał cicho.

-Co robię? - Prychnął. - Chciałem przyjechać do MOJEGO chłopaka, który podobno pił ze swoją matką wino i nie miał wystarczająco czasu, żeby się ze mną spotkać, ale z tego, co widzę, to miał wystarczająco chęci, żeby spotkać się jakimś fagasem - spojrzał ostro na Popova. - Co ty wyprawiasz, co? - Warknął. - A ty... - Przeniósł wzrok na Jinsanga. - Nie mówiłem ci przypadkiem, żebyś odpierdolił się od mojego faceta? Ile razy mam cię jeszcze uderzyć, żebyś w końcu przestał go nachodzić?

-Od twojego faceta...? - Zapytał zdezorientowany. - Ale... Nic nie rozumiem.

Sam się prosił o taki bajzel w swoim życiu prawda? Gdyby zakończył to wszystko już podczas pierwszego spotkania z Popovem, to wcale nie wyniknęłaby z tego żadna afera, a prawdopodobnie zranione serce byłoby już na dobrej drodze do uleczenia się.

Co miał teraz zrobić? W którą stronę pójść...?

~~~

Witajcie

Tutaj Wasz kochany ałtor

Który przygotował dla Was kolejny rozdział

Jakby

Dramy

Tak trochę

Ale musiało do tego dojść, prawda?

Prędzej czy później

Jakby okłamywanie swojej połówki nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem

Nie jest żadnym rozwiązaniem

Nie będę ukrywał, że ostatnio zaczynam rozmyślać nad zmianą końcowej ilości rozdziałów

Ale to wszystko się jeszcze okaże

Tymczasem

Ja nic Wam nie zdradzam i pozwalam się cieszyć kolejnymi linijkami tekstu

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro