LXXX
Naprawdę nie potrafił uwierzyć w swoją własną głupotę. Jak bardzo trzeba było być popierdolonym, żeby urywać się z ważnego spotkania w wytwórni tylko, dlatego, żeby przez kilka minut móc podglądać chłopaka, z którym jeszcze do niedawna się jedynie sypiało.
Tak... Trzeba było być Coffem.
Od kilku dni kierowała nim, jaką dziwna siła, która spychała jego zwykle trzeźwe myśli w naprawdę niebezpieczne pola. Starał się na wszystkie możliwe sposoby rozłożyć na czynniki pierwsze całą tą sprawę z Yunseokiem. Nawet w akcie bezsilności zadał pytanie na anonimowym forum z poradami, ale odpowiedzi znajdujących się tam ludzi były na tyle niezadowalające, że uznał je wszystkie za kłamstwa.
Gdzieś z tyłu głowy cały czas miał Hyejin, która niczym mantrę powtarzała mu: „Zakochałeś się" Jak mógł się zakochać?! To było niemożliwe! Widział wiele zakochanych par, śpiewał o miłości w piosenkach i uprawiał ją z niezliczoną liczbą facetów, których imion czy twarzy w większości nie zapamiętał. Nigdy jednak... Nigdy! Nie zakochał się w nikim.
I koleżanka z sąsiedztwa, kiedy miał osiem lat się nie liczy. Wtedy myślał, że jest obrzydliwym heteroseksualnym mężczyzną, a tak naprawdę kręciły go jedynie zabawki, jakie owa koleżanka miała przy sobie.
Czy bał się tej mitycznej miłości? A może w ogóle w nią nie wierzył? Patrząc na swojego najbliższego przyjaciela i to jak zaciekle, czasami nieco głupio, walczył o swój utracony związek. Przepełniała go jakaś dziwna zazdrość. Stał obok niego i z czystej przekory szeptał mu do ucha życzenia, by to co utracił już nigdy nie udało mu się odzyskać.
Jak widać przewrotny los miał zupełnie inny plan.
Dzisiaj doskonale odczuwał, jak źle życzył Kihyunowi. Teraz, kiedy utracił swoją relację z Yunseokiem, rozumiał jak wielkim dobrodziejstwem była. Przy nim, pierwszy raz od dawna, czuł spokój. Seks od pierwszej chwili nie był już tylko seksem, a pocałunki pocałunkami. Nie potrafił tego do końca opisać, ale... Tak po prostu było.
Brzmiał teraz jak rozmemłana gejowska pizda, których tak nienawidził. Ale co mógł zrobić? Niedługo i tak wszystko wróci do normy, a ich życia na nowo zaczną biec w zupełnie innych kierunkach. Tymczasem jednak pozwalał sobie jeszcze przez chwilę w ukryciu obserwować jak jego największy problem ostatnich dni, w spokoju zamyka kawiarniane drzwi.
Wcale nie wyglądał jakoś specjalnie inaczej. Był tylko zmęczony całodniowym pobytem w kawiarni, z powodu Changkyuna, który po prostu zrobił sobie wolne.
Na samo wspomnienie chłopaka swojego przyjaciela, coś wewnętrznie się w nim zagotowało. Może gdyby nie był takim młokosem, to kiedyś udałoby im się zaprzyjaźnić.
Poprawił maseczkę na twarzy, chcąc być jeszcze bardziej niezauważonym w swojej genialnej kryjówce, która w rzeczywistości nie była taka dobra. Liczył po prostu na odrobinę szczęścia, które sprawi, że Yunseok akurat nie spojrzy w to miejsce.
Sprawy zaczynały się mieć zdecydowanie gorzej, gdy Yun zamiast tradycyjnie wsiąść na swój ścigacz i odjechać prosto do swojej obskurnej kawalerki. Tym razem jednak stanął jak przed swoim miejscem pracy, co chwila się rozglądając lub zerkając w telefon... I tak od dziesięciu minut ciągłej obserwacji. Jedenastej minuty, Coff już nie wytrzymał.
-Na co czekasz? - Zagadnął, kiedy był już wystarczająco blisko swojego ex-seksprzyjaciela. - Na mnie? Ale wiesz, że się nie umawialiśmy, nie? - Rzucił obojętnie.
-Joonho - w jego głosie nie było ani krzty entuzjazmu. - Co tutaj robisz? Idziesz się pieprzyć z kolejnym naiwniakiem, który będzie sobie za dużo wyobrażał?
Moon zmarszczył czoło, jednocześnie zaciskając mocniej wagi. Naprawdę nie chciał się z nim kłócić, ale wszystko w nim krzyczało, by nie dał tak sobą pomiatać. Był znacznie lepszy od zwykłego baristy, który zastanawia się jak przeżyje od wypłaty do wypłaty.
Jeszcze przez chwilę próbował się hamować... A później wszystko puściło.
-Wiesz - uśmiechnął się lekko. - Z reguły faceci nie są tacy naiwni i od razu wiedzą po co się z nimi umawiam. Tylko ty trafiłeś się jakiś specjalny, który nie ogarnął w pierwszej chwili, że potrzebuję tylko jednej twojej części, a nie całości - uniósł brwi lekko do góry, by choć trochę wyglądać na rozbawionego.
Yunseok milczał przez moment po tym ciosie.
-A te śniadania, obiady, kolacje? Nasze rozmowy? - Dopytał. - To dla ciebie też nic nie znaczyło? Jakoś wątpię, żebyś każdemu swojemu fagasowi poświęcał tyle uwagi.
-Wow... Spokojnie tygrysie - zaśmiał się. - Za każdym razem, kiedy ktoś z tobą zje lub porozmawia, to wymyślasz sobie nieistniejący związek i się zakochujesz? Nie jestem pewien, ale to powinno się leczyć w jakiś sposób. Możesz sobie krzywdę zrobić.
-Nie pieprz mi tutaj! - Warknął. - Dokładnie pamiętam jak wyglądała sytuacja między nami. Nawet tobie w pewnym momencie przestało już chodzić tylko o seks - spojrzał na niego poważnie. - Więc dlaczego? Dlaczego nie zadowoliłeś się tylko mną? Dlaczego poszedłeś szukać kogoś innego, skoro miałeś mnie obok? Nie było nam razem dobrze? - Zbliżył się niebezpiecznie bisko, zdecydowanie naruszając przestrzeń osobistą Coffa.
-Nie rozśmieszaj mnie, co? - Nie odsunął się nawet o milimetr, dyskretnie zaciągając się ulubionymi perfumami. - Nie mógłbym być z takim zerem, jak ty - prychnął. - Moja sława przerosłaby cię. Nie potrzebowałbym u swojego boku kolejnej ofiary losu, jak w przypadku Kihyuna i Changkyuna.
-I to jest właśnie twój problem - posmutniał, odsuwając się. - Widzisz tylko swoją sławę - ostatni raz spojrzał na zegarek, a potem ruszył w kierunku zaparkowanego motocykla.
-Co masz na myśli? - Podążył za nim.
-To, że Kihyun przynajmniej w jakiś sposób się zreflektował i zauważył. Ty natomiast na pierwszym miejscu nadal stawiasz swoją sławę, ponieważ podskórnie czujesz, że wszyscy tylko dzięki niej chcą się z tobą pieprzyć - jeszcze przed założeniem kasku, spojrzał mu prosto w oczy. - Ja przynajmniej widziałem w tobie człowieka... Człowieka, w którym głupio się zakochałem - odpalił swoją maszynę. - Nie przychodź tutaj więcej bez powodu. Nie jesteś mile widziany w tym miejscu.
-Nie będziesz mi... - Nie zdążył do kończyć, ponieważ Yunseok z impetem ruszył przed siebie.
Stanął jak głupi w pustej uliczce. Zdecydowanie nie tak miała wyglądać ich pierwsza rozmowa po tej kłótni. Paradoksalnie było mu trochę po tym wszystkim lepiej, ale gdzieś z w tyłu głowy zaczęły krążyć mu następne myśli, które z każdą kolejną chwilą będą tylko narastały.
Zdecydowanie mógł dzisiaj zostać w domu. Skończyłoby się to dla niego lepiej niż odprawienie bezsensownej kłótni na sam koniec dnia. Gdyby mógł tylko cofnąć czas, to zapewne, by to zrobił, by zwyzywać go jeszcze raz, a potem przeprosić za swoją głupotę.
~~~
Witajcie
No chyba nie myśleliście, że się teraz pogodzą, nie?
(Jeżeli w ogóle się pogodzą)
Muszę przecież jakoś Was tutaj trzymać, prawda?
Ale chyba nie możecie odmówić
Że ta dwójeczka
Jest naprawdę głupia
.-.
Powinni polecieć w ślinę
I byłoby po sprawie
Zapomnieliby
Jak w przypadku Changkyuna i Kihyuna
A oni sobie tylko utrudniają
I kłody sobie rzucają pod nogi...
A nie
To ja im je rzucam >.>
Nie było tematu C:
Dobrze!
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro