LXXIII
Za każdym razem, gdy wracał do tego miejsca czuł się jak wielki przegrany. Oto, kolejny raz z podkulonym ogonem, wracał do miejsca przepełnionego tak wieloma wspomnieniami. Niekoniecznie tymi dobrymi, ale również tymi złymi.
Dzisiaj stając przed znajomymi drzwiami, w dłoniach nerwowo ściskając rączkę od walizki, miał więcej wątpliwości niż kiedykolwiek wcześniej. Jego głowę nawiedzało wiele myśli, wiele wersji i scenariuszy tej samej rozmowy, którą będzie musiał odbyć.
Ale... Skąd one wszystkie się brały? Gdzie demony zwane potulnie wątpliwościami znajdywały swoją pożywkę, skoro Changkyun w głębi serca i tak wiedział, kogo kocha naprawdę i dlaczego dzisiaj tutaj stoi, mimo tak wielu słów sprzeciwu. Tych wewnętrznych i zewnętrznych.
-Przecież nic złego się nie stanie, prawda? - Zapytał cicho, wstukując przy zamku hasło do ich apartamentu.
Było jeszcze wcześnie rano, kiedy zjawił się w tym miejscu, więc prawdopodobieństwo, że Kihyuna akurat nie będzie w domu było niesamowicie nikłe. Mimo wszystko, po przedostaniu się do środka, zrezygnował ze sprawdzenia sypialni, czy któregoś z pokojów gościnnych. Zmieniając buty na klapki, powłóczył nogami, do kuchni, gdzie odłożył zakupy, od znajomego ajussi, który powitał go typowym dla siebie serdecznym tonem. Ku wielkiemu zaskoczeniu, starszy mężczyzna zauważył nieobecność jednego ze swoich ulubionych klientów.
To było miłe, choć Changkyun wcale nie zamierzał tego przyznawać.
Wyłożył wszystkie zakupy i spokojnie zabrał się za ich rozdysponowanie, co chwila klnąc cicho na Kihyuna, który w tak krótkim czasie zburzył porządek, jaki panował tutaj przez minione cztery lata. Powoli zaczynał rozumieć, kto tak naprawdę był gospodarzem tego miejsca i bardziej przejmował się tym jak ono wyglądało.
Gdzieś w okolicach układanie drugiej porcji tostów francuskich na talerzu, a mieszaniem kawy, usłyszał po pustym korytarzu odgłos pośpiesznych kroków, uprzedzonych pojedynczym skrzypnięciem sypialnianych drzwi.
Jego serce jednak wcale nie zareagowało. Wiedział, że nie musiał.
Co mógł zobaczyć wchodzący do kuchni, zaspany, rozczochrany, na wpółprzytomny Kihyun, który raczej oczekiwał kolejnego nalotu swoich przyjaciół, a nie utraconego chłopaka? Changkyun stał do niego odwrócony plecami spokojnie czekając, aż cholernie drogi ekspres do kawy wykona zlecone mu zadanie. Wspomnienia przywoływał również szary fartuch zawiązany za plecami chłopaka, a który stanowił nieodłączny fragment kuchennego ubioru Im'a.
-Changkyun...? - Zapytał cicho, bojąc się, że zbyt głośne wypowiedzenie tego imienia mogłoby rozwiać iluzję.
-Siadaj - poprosił. - Dobrze, że wstałeś, nie będę musiał cię budzić - westchnął, kierując się z kubkiem do zastawionego stołu, gdzie poza przyszykowanym śniadaniem, znalazło się jeszcze miejsce na obrus, świeżo pokrojone owoce i pomniejsze dekoracje, typu wazon ze świeżymi kwiatami. Changkyun lubił zadbać o takie pierdoły.
-Co ty tutaj robisz...? - Zapytał cicho, posłusznie wykonując polecenie. - Jak...? Dlaczego...?
-Zaraz odniosę wrażenie, że się nie cieszysz - zmarszczył brwi, upijając łyk swojej kawy.
-To nie tak! - Zareagował żywo. - Po prostu... To na pewno nie jest sen? Naprawdę jesteś przy mnie?
Chyba dopiero teraz dosadniej widział ile krzywdy wyrządził temu chłopakowi. Oczywiście wcale nie twierdził, że był jedynym winnym w tej całej sytuacji. Kihyun mógł się zacząć starać w ostatnim czasie, ale patrząc na wszystko z niego dalszej perspektywy... Było pełno wątpliwości, które skutecznie powinny go zniechęcać do podjęcia tej walki.
A mimo to... Był tutaj dzisiaj, decydując się razem z Yoo odbudować z ruin ich czteroletnie marzenie o zostaniu ze sobą do końca i jeden dzień dłużej.
Przez stół pogładził jego policzek, uśmiechając się przy tym czule, gdy Kihyun za pomocą delikatnego dotyku, przytrzymał jego dłoń w tamtym miejscu, przymilając się do znajomego ciepła.
-To ty - szepnął z przymkniętymi oczami. - To nie jest żaden sen, ani żart... Naprawdę tutaj jesteś - spojrzał na niego ze łzami w oczach.
-Tak - przytaknął. - Wróciłem i nie mam zamiaru się już nigdzie wybierać, więc... Możesz puścić moją dłoń i zabrać się za jedzenie. Ja ci nigdzie nie ucieknę, a to i tak już prawie ostygło.
Kihyun zaśmiał się na te słowa, cicho dziękując i zabierając się za posiłek.
-Pewnie zastanawiasz się dlaczego tak właściwie wróciłem, skoro ze wszystkich sił zapierałem się, że tego nie zrobię, prawda? Dlaczego wróciłem, choć przed moją matką pokazałeś się z najgorszej możliwej strony, wyrzekając się mnie? Dlaczego siedzę dzisiaj przed tobą, choć doskonale wiedz ile krzywdy mi wyrządziłeś - przymknął na chwilę oczy, w porę się orientując, że sam się podburza. Dzisiaj był czas na kompromisy, a nie kłótnie. - Wróciłem... Bo mimo tego wszystkiego co mi zrobiłeś. Ja nadal śnię i myślę tylko o tobie. Jakby... Naprawdę trudno jest się od ciebie uwolnić, wiesz? - Zaśmiał się cierpko. - Ale chcę żebyś wiedział i zapamiętał jedno... To naprawdę jest ostatnia szansa. Było mi ciężko, owszem. Jednak umiałem sobie poradzić i przetrwać. Nie myśl, że nie zrobię tego ponownie, gdy kolejny raz zechcesz zapomnieć, kto jest twoim chłopakiem.
-Nie zapomnę - wypalił szybko, przez stół sięgając po dłoń swojego ukochanego. - Tej ostatniej szansy, obiecuję, że na pewno jej nie zmarnuję - ułożył jego dłoń na swoim policzku. Changkyun doskonale czuł, jak bardzo drży. - Jestem taki szczęśliwy, że postanowiłeś mi wybaczyć. Mam ochotę cię pocałować, znowu poczuć twoje ciepło, przytulić cię i nigdy nie wypuszczać.
-Zastanawiam się, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś - uśmiechnął się lekko. - Tak się witasz ze swoim narzeczonym, którego nie widziałeś tyle czasu?
Yoo chyba nie chciał marnować ani chwili dłużej, ponieważ zerwał się z miejsca i z mgnieniu oka znalazł się w przy Im'ie. Jednak zamiast zachęcić go do wstania, samemu padł na kolana, by swobodniej móc ułożyć głowę na jego udach, obejmując go ramionami.
-Kocham cię - wyszeptał. - Jesteś najlepszym, co mogło mnie spotkać w moim życiu. Gdybyś tylko wiedział przez co przeszedłem, gdy ciebie nie było... Nie wiem za co powinienem zacząć cię przepraszać najpierw, byś nie był już na mnie zły.
-Nie rób tego - przerwał mu. - Nie chcę już słyszeć twoich przeprosin. Być może one mi się należą i być może na miejscu byłoby ich wypowiedzenie. Ale darujmy sobie to wszystko, co? Potraktujmy naszą kłótnie i rozstanie jak zamknięty rozdział, do którego nie musimy i nie chcemy już wracać.
-Jeżeli chcesz, to nawet teraz mogę powiedzieć wszystkim o nas - kontynuował, ewidentnie przestraszony.
-Kihyun - przygładził jego włosy. - Naprawdę nie musisz nic dla mnie robić w tym momencie. Chcę żebyś tylko mnie kochał i był przy mnie. Jeżeli uda ci się poświęcić mi odrobinę twojego cennego czasu, naprawdę będę szczęśliwy.
-Nie popełnię więcej tych samych błędów - spojrzał głęboko w jego oczy. - Już nigdy.
~~~
Witajcie
I Ty Changkyunie
Witaj w domu
Zabawne
Bo jakoś nie chce mi się wierzyć w zmianę Kihyuna
I jego obietnice
Ale może ja po prostu jestem przewrażliwiony
Swoją drogą
Nawet nie wiecie, jak mnie kusiła inna wersja wydarzeń
Taka, w której Kihyun mówi
"Nie chce żebyś ze mną mieszkał, wypier papier stąd"
To byłoby piękne
Ale to byłabby kolejna drama
A co za dużo to niezdrowo
Teraz po prostu uśpię Waszą czujność
i
BUM!
Zabiję i... Ekhem
Tak
Dobrze!
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro