LXXII
-Czy ze mną jest coś nie tak? - Spojrzał głęboko w oczy swojej matce, która z nerwów paliła już trzeciego papierosa.
Pani Im, wracając do domu po ciężkim i zawierającym wiele zwrotów akcji, dniu pracy, wkroczyła do swojego mieszkania spowitego w całkowitych ciemnościach, gdzie w salonie zastała swojego jedynego syna w towarzystwie świeczki, kieliszka białego wina na smyczy z butelką i swoją małą córeczkę, której wyraz twarzy kazał wnioskować, że zjadła od dwóch do trzech czekoladek za dużo.
Po wstępnych oględzinach i wysłaniu nieletniej do łóżka, sama przysiadła się do zakały tego mieszkania... Przy świeczce.
-Prawdę mówiąc - zaczęła przeciągle, wypuszczając kłąb dymu. - Kiedy byłeś mały to mi upadłeś raz. Myślę, że to może być przez to.
-Co z ciebie za matka? - Zmarszczył brwi, dolewając jej do kieliszka.
To była walka. Pierwszy odleci on albo jego matka. Można było to przyrównać do starannie rozgrywanej partii szachów, gdzie każdy ruch musiał być przemyślany.
-Czy mój syn powie mi wreszcie, co znowu się stało w jego życiu? - Zagadnęła.
-Całowałem się - podkulił nogi pod brodę.
-Brawo - stwierdziła sceptycznie. - Ale jeżeli wyskoczyć mi z innymi twoimi przygodami, to ja odpuszczam. Jestem autorką piosenek, a nie erotyków, skarbie.
-A ty jak zawsze o tym - przewrócił oczami. - Już nie mogę się doczekać, aż Eunbin zacznie się umawiać. Uduszę każdego, kto odważy się dotknąć moją księżniczkę.
-Wybacz, że mam kompleks z powodu nieprzeprowadzenia z tobą rozmowy o tych sprawach... A przygotowałam taką wspaniałą przemowę o... - Urwała, machając dłonią. - A jeżeli chodzi o Eunbin, to niestety będziesz musiał być szybszy niż ja. Może i nie jestem zbyt szczupła, ale wystarczająco szybka i zwinna, by wyrwać klejnoty rodowe każdemu, kto odważy się ją skrzywdzić.
-Biedna Eunbin - skomentował.
-Zgadzam się - uśmiechnęła się pod nosem. - A czy teraz możemy wrócić do twojego całowania się? Jakoś mam dziwne przeczucie, że nie tylko o to tutaj chodzi.
-Kojarzysz tego chłopaka, którego nazywałem przyjacielem, a ty w to nie chciałaś uwierzyć?
-Tego, którego miałam prześwietlić? - Zagadnęła, przypominając sobie, że przez ten cały natłok pracy, kompletnie o tym zapomniała.
-Dokładnie ten - Wypalił. - To... Jakieś cztery dni temu się z nim pocałowałem, gdy mnie odwoził do domu.
-To co? Teraz jesteś dziwką? - Prychnęła. - Chociaż muszę przyznać, że jesteś naprawdę szybki w tych sprawach. Kiedy ja zrywałam z kimś, to odczekiwałam sobie pół roku, rok... A tobie raptem wystarczyło parę tygodni. Do kogo ty się wdałeś?
-Nie mów tak o mnie - poprosił. - Ja mam tutaj naprawdę poważniejszy problem, niż mój wizerunek w oczach osób, które gówno o mnie wiedzą.
-Więc w czym rzecz, mały? - Przysunęła się nieco bliżej, by umożliwić mu położenie głowy na swoim ramieniu.
-Pamiętasz, jak za dzieciaka tłumaczyłaś mi magię pocałunku? - Zapytał ciszej. - Wtedy to wszystko brzmiało tak fajnie, magicznie i lekko... A miłość nie była nieprzebranym oceanem potknięć, warknięć, syknięć, wyrzeczeń, krzyków i cichych dni.
-Do sedna - poprosiła. - Jutro muszę wstać.
-No... - Przerwał, nieco gubiąc wątek. - Podczas pocałunku z Jinsangiem... - Znowu urwał. - Nie czułem żadnego smaku. Starałem się ze wszystkich sił odnaleźć to samo, co towarzyszyło mi, gdy byłem z Kihyunem, ale... Tego po prostu nie ma - spojrzał na nią wilgotnymi od łez oczami. - A ja tego tak cholernie potrzebuję - wyszeptał łamiącym się głosem. - Wszystko, co robię z Jinsangiem bez przerwy porównuję do wszystkiego, co robiłem z NIM. Problem w tym, że nic nie jest takie samo... Nawet w połowie, ćwiartce czy namiastce. Spotykanie się z nim sprawia mi wielką radość, czuję się przy nim lżejszy, a smutki jakby znikają... Ale to nie to samo.
Pani Im postanowiła pomilczeć jeszcze przez chwilę, doskonale widząc jak jej jedyny syn zbiera się do powiedzenia czegoś jeszcze.
-Powoli zamieniam się w osoby, których tak nie znosiłem - kontynuował. - Nie chcę grać czyimiś uczuciami, czy wykorzystywać ich do poczucia się lepiej... Ale to właśnie zrobiłem całując go i dając mu tym samym fałszywą nadzieję. Zamykając oczy nadal widzę jego spojrzenie, które aż eksplodowało od szczęścia. I jak ja mam mu teraz powiedzieć, że musimy sobie darować? Co jest ze mną nie tak?
-Jesteś zakochany - zapewne odpaliłaby kolejnego papierosa, gdyby jej ostatnia paczka nie okazała się całkowicie pusta. - I z tego co słucham, to jest gorzej, niż myślałam - uśmiechnęła się smutno.
Te słowa były dla niego jedynie potwierdzeniem smutnej rzeczywistości, która zaklinał na masę przeróżnych i coraz wymyślniejszych sposobów. Słowa wypowiedziane przez jego największy autorytet - Matkę. Ostatecznie kreśliły wyraźną linię.
Kochał Kihyuna i nie umiał poradzić sobie z separacją.
W pierwszym etapie starał się pompować swoją złość, przywołując do siebie wszystkie najgorsze wspomnienia z tego i minionych związków, z premedytacją ignorując masę wspaniałych wspomnień, które z pewnością pociągnęłyby go z powrotem do apartamentowca. Potem wybrał sobie pierwszą ofiarę - Yunseoka, którego szansę na wykorzystanie stracił przez własne wątpliwości i Coffa.
Gdzieś w tych okolicach, do kontrataku niespodziewanie przeszedł Kihyun, który zadecydował walczyć o ten związek bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Myślicie, że tego nie zauważył? Tych wszystkich starań i poniesionego ryzyka? Widział. Bardzo dokładnie... Być może faktycznie nie był świadom konsekwencji do momentu, w którym Hyejin mu ich nie pokazała, ale to wcale nie znaczy, że przez ten cały czas był głuchy i ślepy.
W końcu docieramy do postaci Jinsanga, chłopaka tak szczerego, dobrego i pozytywnego. Innego niż wszyscy ci „doskonali" chłopcy, z którymi wcześniej miał styczność. W przeciwieństwie do ich sztuczności i wyrachowania, Popov był po prostu „swój".
Przy nim naprawdę można było być sobą.
Tym pocałunkiem poszedł o krok za daleko i ostatecznie skazał ich relację na rychłą egzekucję.
Och... Gdyby tylko jego matka sama mogła dostrzec to kipiące szczęście... Zrozumiałaby.
-Jestem głupi, prawda? - Zapytał cicho.
-Jesteś - przytaknęła. - Ale wracaj już do swojego domu - przygładziła jego policzek.
-Ale ja jestem w moim domu - przymknął oczy.
-Nie - westchnęła. - Jesteś teraz w NASZYM domu. Do swojego własnego chyba drogę znasz najlepiej, prawda?
-Dlaczego mam wrażenie, że nic się nie zmieni...? Że, gdy tylko opadnie kurz, to znowu będzie miał mnie gdzieś, a ja skończę marudząc nad własnym życiem.
-Kochanie... Tylko wy możecie decydować o waszym wspólnym związku, rozumiesz? A Kihyun musiałby być zdrowo powalony, by zadzierać ze.
-A co to ma do ciebie? - Spojrzał na nią.
-Gdy ktoś zadziera z moim lwiątkiem, to rozszarpuje na strzępy i nie zostawiam śladów - wyszczerzyła się. - Nadal nie widzi mi zachęcanie cię do powrotu, ale... Ostatnio dostałam pewien prezent, który pozwolił mi na to wszystko spojrzeć szerzej. Zrozumiałam parę rzeczy i... Moja matczyna intuicja podpowiada mi, że powinieneś spróbować raz jeszcze. Ostatni.
-I... Wszystko to było tylko po to, żebym ostatecznie wrócił do Kihyuna? - Uśmiechnął się krzywo.
-Przecież każdy wiedział, że na samym końcu będziecie razem, prawda? - Puściła oczko.
~~~
Witajcie
Ogólnie
To ostatnio trochę zaspałem
Więc pozwolę sobie to naprawić w dzisiejszej notce ^ ^
Otóż
25.03.2020
Stuknął mi kolejny rok współpracy z moją betą
A ja nie byłbym sobą, gdybym nie pochwalił się
I publicznie nie podziękował za te dwa lata owocnej współpracy
Ja mogę być ałtorem i pisać dla Was te wypociny
Ale gdyby nie moja beta, to niekiedy z tym opowiadaniem mogłoby być różnie
Także
Publicznie dziękuję jej za współpracę :D
I mam nadzieję, że za rok ponownie będę mógł wymyślać kolejne podziękowania~
Ale wracając do rozdziału
BUM!
ChangKi startują?
A może teraz rozwali się coś innego, co?
Wiecie
Jeżeli materiał jest już stary
To rozchodzi się w więcej niż jednym miejscu, nie? :D
Dobrze!
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro