Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CX

Kreślił małe kółka na jego nagich plecach jeszcze na długo przed tym, jak Changkyun odpłynął do krainy snów. Ten nocy Yoo nie mógł zasnąć. Godzinami wlepiał swój wzrok w sufit ich sypialni w dalszym ciągu zastanawiając się nad wszystkim, co wydarzyło się ich życiu. Po pierwszym szoku wreszcie zaczynało dochodzić do niego jak wiele rzeczy w ostatnim czasie najzwyczajniej w świecie się spieprzyło... Nie skomplikowało się czy zepsuło... Po prostu spieprzyło.

Jak wiele z dawnych obietnic zostało brutalnie zerwanych? Jak wiele marzeń i nadziei zostało porzuconych przez te działania? A przede wszystkim, jak uchronić się przed tym, by taki stan już nigdy więcej nie powrócił?

Nie miał odpowiedzi na tak trudne pytania.

Miał zamiar żyć, ale naprawdę nie był już pewien, w jaki sposób powinien to robić. Kiedyś wystarczyło być tylko chłopakiem, potem tylko idolem, a teraz? Teraz miał wrażenie, że już nikt nie mówi mu, w którą stronę powinien iść.

Changkyun ze spokojem wtulił nos w jego szyje, mrucząc coś cicho pod nosem.

Uśmiechnął się pod nosem i nawet nie przeszkadzało mu odrętwienie ręki, na której ułożony był jego partner. Takie rzeczy znosiło się tylko z miłości. Miłości... To zabawne ile musiało się stać w tak krótkim czasie, by ponownie odkrył to przedziwne czucie. Płomień, który niegdyś rozpalał ich serca w pewnym momencie niemalże zanikł na dobre. Cieszył się, że swego czasu Changkyun wychodził z siebie, by to wszystko mogło przetrwać.

Rozległ się dźwięk telefonu, który obwieszczał nadchodzące połączenie. Komuś widocznie wcale nie było straszne dzwonienie o czwartej nad ranem w środku tygodnia.

-Zapierdolę cię Kihyun - mruknął sennie Im. Chociaż ta wyraźna groźba w jego zaspanym głosie brzmiała bardziej uroczo niż strasznie. - Odbierz to... - Westchnął turlając się na drugi brzeg łóżka.

-Dobrze - ucałował go w czoło chwilę przed tym spektakularnym obrotem.

Wziął telefon i po cichu wyszedł z sypialni. Tuż za drzwiami odebrał połączenie i mimowolnie skierował się na kanapę ustawioną w salonie.

-Hyejin - zaczął. - Wiesz, że ludzie o tej godzinie wolą raczej spać? Wiem, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale...

-Joonho żyje! - Wybuchła łamiącym się głosem. - Miałam gorszą chwilę, więc zaczęłam wysyłać mu masę wiadomości wszędzie gdzie się da, a on jakieś dziesięć minut temu opublikował zrzut ekranu z jednej z takich rozmów. Starałam się do niego pisać, bo myślałam, że mi odpowie teraz. Niestety nawet nie odczytał.

-A napisał coś w opisie do postu? - Dopytał na szybko.

-Tylko... - Uciszyła się na chwilę. - Tylko to, że jest bezpieczny. Nic więcej. Nawet nie wiesz jak się cieszę! - Słyszał po jej głosie wzruszenie i był pewien łez zdobiących jej policzki.

-Ja też się cieszę - odetchnął z ulgą, czując jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. - Teraz musimy mieć tylko nadzieje, że niedługo dojdzie do siebie i wróci do nas - uśmiechnął się pod nosem. - Chociaż szczerzę wątpię, by po tym wszystkim jeszcze cokolwiek chciałby mieć wspólnego ze sławą - skrzywił się.

-Zabiję go, jak tylko go spotkam - pociągnęła nosem. - On chyba sobie nie wyobraża, że milczenie było najgorszym z najgorszych, co mógł zrobić w tamtej chwili.

-Bądź dla niego łagodna - zaśmiał się krótko. - Chłopak dużo przeszedł w ostatnim czasie. Prawdopodobnie po prostu nie pomyślał o zawiadomieniu kogokolwiek. Powinniśmy teraz go jeszcze bardziej wspierać.

-Masz rację.

-A teraz zmykaj spać, mała - ziewnął ostentacyjnie. - Jest późno.

-No tak... Przepraszam, że cię obudziłam, ale sam rozumiesz, że...

-Rozumiem - uśmiechnął się pod nosem. - Porozmawiamy o tym jutro, dobrze?

-Śpij dobrze.

-Ty też.

Mijały kolejne minuty, ale dla niego nie było teraz nic innego poza tą kanapą. Siedział tam i po prostu pozwalał, by kolejne łzy ścigały się na jego policzkach. Zaraz po zakończeniu połączenia z Hyejin, po prostu się popłakał. W jednej chwili poczuł tak niewyobrażalną ulgę, że dopiero po jej nadejściu zdał sobie sprawę jak przez ten czas jego serce ściskane było przez zmartwienie.

Zmartwienie, które dobiegło końca. Moon żył i widocznie miał się dobrze.

W sypialni rozległo się głuche uderzenie, które poprzedzało agresywnie otwarte drzwi i Changkyuna z telefonem w dłoni wbiegającego do salonu.

-Kihyun! - Krzyknął podekscytowany.

-Tak wiem - odwrócił się w jego kierunku. - Dzwoniła Hyejin i o wszystkim mi powiedziała.

Jak na kogoś, kto jeszcze chwilę wcześniej był całkowicie nieprzytomny, Im całkiem sprawnie przeskoczył oparcie kanapy lądując tuż obok lekko uśmiechającego się Kihyuna.

-Mówiłem, że temu idiocie nic nie będzie - zarzucił ramię na jego szyję, przyciągając go bliżej.

-Teraz wielu z jego fanów ma powody do świętowania - głos załamał mu się w połowie.

Nigdy by nie przypuszczał, że Changkyun będzie w stanie żywić jakiekolwiek cieplejsze uczucie w stosunku do Moona. A tutaj proszę. Jego własny chłopak coraz bardziej go zaskakuje.

-Widziałeś te komentarze? - Ciągnął. - Niby jest prawie piąta rano, a one mnożą się i mnożą. Z tego co pośpiesznie przeczytałem, to większość go wspiera. Widziałem chyba tylko jeden negatywny, ale suka została zjechana szybciej niż zdążyła pomyśleć o tym jak ochronić swój głupi ryj przed obiciem.

Kihyun zaśmiał się szczerze z tych niewybrednych komentarzy.

Odetchnął. Kolejny raz.

-Chciałbyś, żebym zrobił to samo co Coff? - Zapytał cicho, ale te słowa skutecznie przyciągnęły uwagę Im'a.

Ten milczał przez chwilę.

-W sensie, żebym... No wiesz - kontynuował. - Rzucił to wszystko... - Zagryzł wargę ze zdenerwowania. - Całą tą sławę, idolowanie i koncertowanie. Dzisiaj widzę jak wiele z tego przyniosło po prostu niezmierzone kłopoty i trudności. Nie uważasz, że nasz związek już długo wycierpiał przez to, że byłem wszystkich, a nie tylko twój? - Popatrzył mu głęboko w oczy.

Changkyun uśmiechnął się delikatnie, układając dłoń na jego policzku.

-Niev- odpowiedział zaskakująco. - Dzisiaj bardziej, niż kiedykolwiek jestem pewien tego, że jesteś mój - zaczął. - I prawda. Twoje marzenia sprawiły nam wiele trudności, ale nadal. To są twoje marzenia. Czuje się źle z tym, że kiedyś kazałem ci z nich zrezygnować. Po prostu zapomniałem cię w nich wspierać i dlatego zaczęły mi przeszkadzać - skrzywił się. - Oczywiście... Częste koncertowanie i długie nieobecności są problemem. Ale zniosę, to jeżeli zawsze wrócisz do domu.

-Uważasz, że wszystkie marzenia powinno się realizować...?

-Po to są marzenia, prawda? - Uśmiechnął się lekko. - Jeżeli kochasz bycie idolem, a wiem, że tak... To bądź nim dalej. Ja będę najszczęśliwszym facetem na świecie, kiedy będę widział ciebie szczęśliwego.

-Jesteś dla mnie za dobry - ujął jego dłoń, na której złożył delikatny pocałunek. - I kto by pomyślał, że gdyby nie moje wejście do tej głupiej kawiarni cztery lata temu...

-Wejście dziesięć minut przed zamknięciem - zażartował.

-Cieszę się, że się w tobie zakochałem...

~~~

Witajcie

Oto jest ostatni pełnoprawny rozdział BY

Wbrew oczekiwaniom

Nie ma w nim fajerwerków i wybuchów

Jest to raczej delikatna mżawka, która dogasza tlące się jeszcze zgliszcza po niedawnym pożarze

Przed nami został już tylko epilog

Epilog, który pojawi się jutro

Ahhh~

Będzie łzawo coś czuje

Bo przyjdzie nam się pożegnać

Na jakiś czas

Nim ponownie wrócę do pisania

Będzie nam dane pożegnać się z tym opowiadaniem

I jego bohaterami

To też będzie smutne

Ale taka jest kolej rzeczy

Koniec przyszedł szybciej niż się spodziewałem

Dobrze!

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro