Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CII

Około osiemnastej świat koreańskiej muzyki popularnej zatrząsnął się w posadach, gdy plotki przeciekające do mediów społecznościowych zostały potwierdzone przez samego zainteresowanego. To był jak grom z jasnego nieba dla fanów tego niepozornego, szczupłego chłopaka o uśmiechu kradnącym serce i głosie, który wyciągał ich nawet z najgłębszych dołów. Tak po prostu. Nawet zza szklanego ekranu miał niesamowitą moc, by na twarzy jednym, zalotnym mrugnięciem oka móc sprawić czyiś dzień znacznie bardziej udanym. Około osiemnastej wszystkie te dobre wspomnienia, te przeszłe i te przyszłe zostały przecięte ostrym nożem. Nie było już przyszłości. Coff umierał w tym miejscu. Jego historia kończyła się w tym miejscu. Nie było już możliwości postawienia kroku naprzód. Nagle fani cierpliwie czekający na kolejny rozdział, spekulujący o możliwej trasie koncertowej... Zorientowali się, że ostatni album... Naprawdę był ostatnim.

-Co on znowu odwala? - Szepnął zdenerwowany Kihyun, przysiadając się do Hyejin ślęczącej na telefonie.

-Nie mam pojęcia - mruknęła obgryzając skórkę przy paznokciu. - Starałam się dodzwonić do tego kretyna, ale wiesz jak bardzo lubi cały dramatyzm. Nie zdziwię się, jak spotkamy go dopiero jutro - westchnęła.

-Myślisz... - Urwał - Myślisz, że on naprawdę chce odejść?

-Nie wiem - przyznała szczerze - Wszystko wygląda bardzo poważnie. Słyszałam nawet, że na górze była jakaś awantura... Prawdopodobnie był tam też wtedy Coff.

-Przecież ten debil nie umie nic innego poza byciem idolem, a Stara na pewno go tak łatwo nie puści. Może jeszcze uda jej się go przekonać. Bardziej przekupnego człowieka od Joonho chyba nie znam.

-Wątpię - poważniała nagle. - Zobacz, co wstawił na swój profil - podsunęła mu telefon, na którym wyświetlone zostało zdjęcie odręcznie napisanego listu.

Jego treść brzmiała:

„Dobry wieczór,

Z tej strony Moon Joonho. Nie... Czekaj, wielu z Was może mnie nie skojarzyć w ten sposób.

Jeszcze raz, z tej strony Coff, Wasz idol.

Zawsze starałem się wywoływać uśmiech na Waszych twarzach i przekazywać jedynie te dobre wiadomości. Właśnie, dlatego zawsze milczałem, kiedy  było mi smutno, źle i kiedy byłem bliski omdleniu po kolejnym dniu ciężkiej pracy. Uśmiechałem się do Was, chociaż za Waszymi plecami, chwilę później wyłem z bólu i przemęczenia... Dlatego topiłem smutki w alkoholu i seksie. Tak, seksie. Uznajcie to proszę za potwierdzenie wszystkich plotek na mój temat... Włącznie z tymi o mojej orientacji. Nie o tym chciałem jednak rozmawiać z Wami w tym liście.

Chciałbym się z Wami pożegnać. Nie na parę miesięcy, kiedy będę przygotowywał rozdział. Pożegnać całkowicie definitywnie, ponieważ dzisiaj po konsultacjach z wytwórnią podjąłem jednostronną decyzję o nieprzedłużaniu kończącego się za trzy miesiące kontraktu. To były ciężkie i wspaniałe trzy lata, których nie zapomnę do końca swojego życia.

Wielu z Was zapewne zastanawia się „dlaczego?". Jestem po prostu zmęczony tym wszystkim. Bycie idolem było moim marzeniem odkąd zorientowałem się, że chcę dalej żyć. Przez te trzy lata... A właściwie już pod sam koniec, w końcu zorientowałem się w jednej rzeczy. Patrząc za siebie dostrzegłem jak moje wspaniałe marzenie szybko, praktycznie na początku swojej drogi, skarłowaciało i zostało wypaczone. Jak bardzo zmieniłem się Ja i moje priorytety... To nie jest marzenie, do którego chciałem dążyć.

Nie znajdzie się idol, który przyzna mi racje, ale i tak to napiszę. Bycie w tej branży jest horrorem, który trzeba znosić dzień w dzień. Sam niejednokrotnie, jeszcze jako trainee, byłem wysyłany na spotkania ze sponsorkami i... Tak. Ale to tylko jedna część tego wszystkiego. Drugą, znacznie obszerniejszą, jest fakt utraty jakiegokolwiek życia. Wielu z moich młodszych kolegów ucieka tutaj, żeby zaznać prawdziwego życia. Ale go nie znajdą... Zastanawiacie się, dlaczego istnieje klątwa siedmiu lat? Bo nikt inny przy zdrowych zmysłach nie wytrzymałby tego wszystkiego. Ja miałem to szczęście, że mogłem się uwolnić po trzech latach. Współczuję wszystkim moim kolegom i koleżankom, które nadal będą musiały tkwić w tym bagnie.

Na sam koniec chciałbym podziękować. Moi kochani fani... Najbardziej żal jest mi zostawiać właśnie Was. Czasami byliście porządnym wrzodem na tyłku, którego miałem naprawdę dość. A potem nagle stawaliście się moją miłością, którą mogłem się otoczyć. Dziękuje moi kochani. Zapamiętajcie proszę Coffa, takiego jakim był w Waszych najlepszych czasach. Tylko nie tego zmęczonego i sponiewieranego własnymi problemami.

Od dzisiaj zamierzam ponownie zacząć żyć.

Żegnajcie.

Moon Joonho

Coff"

-Stara go zajebie - wyrwało się dziewczynie. - Jaka normalna wytwórnia będzie go chciała po napisaniu czegoś takiego? Przecież on popełnił wizerunkowe samobójstwo... Ej, Kihyun... A co jeżeli nas też zaczną z tym kojarzyć, jeżeli będziemy chcieli się z nim spotykać? Przecież...

-Hyejin! - Uspokoił ją. - Zaczynasz pieprzyć - warknął. - Wiem, że cholernie się o niego martwisz, bo byliście ze sobą naprawdę blisko. Jeszcze bliżej, niż my... Ale... - Urwał nie wiedząc co mógłby w zasadzie powiedzieć. Moon zrobił coś, czego nie będzie dało się cofnąć. - Poczekaj, Changkyun do mnie dzwoni - westchnął, odbierając połączenie od swojego chłopaka.

***

Korzystając z okazji, że sygnalizacja zaświeciła na wściekle czerwony kolor. Podparł się nogami, by nie stracić równowagi na swoim pojeździe. Z czystych nudów sięgnął po telefon, dla zabicia czasu śledząc swoje media społecznościowe, gdzie już od samego wejściu wszystkie strony główne grzmiały „Coff nie żyje".

W pierwszej chwili zastygł całkowicie, czując jak krew uderza mu do głowy, odpływając z innych części ciała. Strach, który odczuwał przed kliknięciem w nagłówek i dowiedzenia się prawdy... Czy zdarzyło się w jego życiu coś przez co mógłby bać się bardziej. Ta chwila zawieszenia trwała wystarczająco długo, by sygnalizacja się zmieniła, a zniecierpliwieni kierowcy zdążyli go obtrącić i powoli wymijać.

Kliknął.

Ulga. Bardzo szybko zarejestrował ją, gdy brnąc coraz dalej przekonywał się, że Moon wcale nie umarł. Ulga, której nigdy nie czuł w swoim życiu. Jak mógłby sobie wybaczyć, gdyby tego wkurzającego faceta zabrakło na tym świecie? Pokłócili się i nie chcieli się znać, ale... Nie chciałby żegnać się z nim w taki sposób i nie mieć absolutnie żadnej możliwości powtórnego spotkania.

Był na niego cholernie zły, ale nie na tyle, by nie chcieć go znać przez resztę swojego życia... To było skomplikowane, ale... Kochał tego kretyna.

Przed jego oczami szybko pojawił się ręcznie napisany list będący jedną z najbardziej komentowanych rzeczy dzisiejszego dnia. Yunseok musiał przeczytać go kilka razy, by w pełni zrozumieć co miało na celu to wszystkiego, czego byli świadkami. W jego głowie zawitała naprawdę nieśmiała myśl...

„To dla mnie? Naprawdę chce być ze mną?"

A potem brnął dalej, gdzie dojrzał zdjęcia z każdą chwilą będące komentowane znacznie bardziej niż sam list, który miał w założeniu stanowić zakończenie tego tematu. Tym zdjęciom... Nawet się im nie przyglądał. Szybko odpalił swój motocykl i ruszył przed siebie.

~~~

Witajcie

Fiu, fiu, fiu

To nam się porobiło, co?

Był

Coff

i

Nie ma Coffa

Nic więcej nie trzeba chyba dodawać, prawda?

Mamy koniec opowiadania

Praktycznie

A ja zaczynam mącić

Co robiłem przez ostatnie 80 rozdziałów?

Cóż

XD

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro